Olbrzymia popularność Zamków szalonego króla Ludwika nie mogła skończyć się inaczej. Skoro możemy budować zamki, możemy też zaprojektować pałac. Czy Ted Alspach sprezentował nam odgrzewany kotlet? No cóż, zobaczmy…
The Palace of Mad King Ludwig
(Pałac szalonego króla Ludwika)
Projektant: Ted Alspach
Liczba graczy: 2-4
Czas gry: ok. 75 min
Wiek: 13+
Królewskie zasady
Na dzień dobry wita nas stara dobra znajoma w postaci koncepcji komnat, których ukończenie daje nam pewne profity. Mamy zatem sypialnie, jadalnie, living room, mamy komnaty podziemne. I tak dalej. Wszystko to już znamy. Tym razem jednak budujemy wspólnie, a tura gracza polega w praktyce na dołożeniu kafelka. Może to być jeden z sześciu odsłoniętych kafli komnat (jak zwykle w takiej sytuacji za niektóre komnaty trzeba będzie zapłacić), ale równie dobrze może to być hall lub schody (te są zawsze za darmo). Możemy też uiścić koszt w postaci trzech łabądków i odblokować sobie na naszej planszetce gracza albo bonus (dokładając płytkę komnaty), albo wybrać sobie (1 z 3) swój własny prywatny cel. No właśnie, łabędzie to nasza waluta, ale także punkty na koniec gry. Punktujemy bowiem za osiągnięte cele, różnorodność wykorzystanych komnat i/lub pięć komnat jednego typu, za zamknięte komnaty oraz za łabędzie, z których układamy różnokolorowe sety.
Pałac nam się powoli rozrasta. Na kafelkach, w miejscach wejść mamy przedstawione kolory – o ile uda nam się te kolory dopasować dostawiając kafelki niczym w Carcassonne – pobieramy odpowiedniego koloru ptaszyska (gracz, do którego tak ładnie się dostawiliśmy również pobiera za sparowanie koloru odpowiedniego łabędzia). Od czasu do czasu będziemy też zamykać komnatę (termin powinien być znany z Zamków – oznacza to tyle, że wszystkie wejścia są połączone z wejściami na innych kafelkach) i wtedy właściciel zamkniętej komnaty otrzymuje z niej bonus zaś zamykający oblewa pałac wodą (w zależności od etapu gry dokłada od 0 do 6 kafelków mokrości).
Gra się dotąd, dopóki można budować (nie wolno jednak dostawić tak kafelka komnaty, by uniemożliwić dalszą rozbudowę budowę na poziomie parteru). Gdy woda zamknie się nad nami, tzn. spotka się ze sobą strona prawa i lewa – następuje koniec i podsumowanie punktów.
Szalone wrażenia
Uczucia mam zaiste mieszane. Sam pomysł budowy pałacu jest zacny. Wielką frajdą jest możliwość dokładania kafelków i podziwiania rozrastającej się budowli. A kiedy przychodzi moment, gdy zaczynamy go oblewać wodą frajda robi się z tego wręcz kwadratowa. No, może poza momentami, gdy woda wlewa się do MOJEJ komnaty (tzn. odcina nam wejście i nie da się jej ukończyć) ale za to zrobienie tego samego przeciwnikowi podnosi istotnie poziom zadowolenia i uśmierza ból więc w sumie na jedno wychodzi. Przed pałacem pływają sobie łabądki i cieszą nasze oczy. No po prostu gadżedziarska gra dla dorosłych.
Podoba mi się pomysł z sześcioma bonusami, które możemy sobie odblokować w podczas gry. Trzy z nich pomagają w trakcie (obniżają koszt nabycia kafelków oraz pozwalają na przemieszczanie kafli z wodą). Pozostałe trzy to punkty na koniec – explicite 10 PZ, wygrywanie remisów – co ma znaczenie przy spełnianiu celów, te bowiem obligują nas do posiadania najmniej / najwięcej czegoś (np. zielonych łabędzi) oraz możliwość zdobycia 3 dowolnych ptaków na koniec gry, które uzupełnią nasze pieczołowicie zbierane sety. Pomysł jest o tyle ciekawy, że aby realizować jakiś swój prywatny cel (za który możemy zdobyć 15/20 punktów) musimy zdecydować się na rezygnację z któregoś bonusu (nie będzie go już można odblokować) są to bowiem te same sloty, w które wkłada się po prostu inne kafelki.
Gra na pierwszy rzut oka wygląda – co tu dużo mówić – wspaniale. A sprawdzony pomysł punktujących zakończonych komnat rodem z Zamków ma się świetnie.
Niestety diabeł tkwi w szczegółach. Skoro razem budujemy to skąd wiemy czyja to komnata? Oznaczamy znacznikami. Już w tym momencie powinna się nam zapalić lampka ostrzegawcza, bo takie oznaczanie zazwyczaj bywa upierdliwe – a to ktoś zapomni położyć, a to znaczniki się zlewają, a to dostajemy oczopląsu. Nie inaczej jest w The Palace of Mad King Ludwig. Znaczniki są co prawda bardzo ładne, sprytnie pomyślane, by nie tylko kolorem się różnić i wzorem ale również kształtem – a więc mamy żółte klucze, niebieskie nutki, zielone listki i czerwone korony – to jednak wciąż nie jest to coś co tygrysy lubią najbardziej. Bo dalej się zlewają z tłem (tutaj: z kolorowymi komnatami). A na dodatek są dwustronne (no tak, trzeba przecież jakoś oznaczyć zamkniętą komnatę).
Komnaty też nie są idealne. Podobnie jak w Zamkach – mylą się. Nie wszystkie rzecz jasna, ale mając nadrukowany symbol komnaty oraz efekt zamknięcia – te których efekty dotyczą innych komnat po prostu mylą się z tymi innymi komnatami. A ponieważ na bieżąco musimy zaznaczać liczbę posiadanych pomieszczeń na naszej planszetce (dzięki temu możemy kontrolować za co i ile punktów dostaniemy, i dostosowywać strategię) to jedna pomyłka niewychwycona w porę skutkuje przeliczaniem wszystkiego od nowa. Mnie w trakcie jednej partii zdarzało się po dwa-trzy razy resetować wszystko i od nowa liczyć swoje kafelki. Trwało to zazwyczaj jakieś 5 minut (bo za każdym razem wynik zliczania wychodził mi inny), czas – choć obiektywnie krótki, to w tym momencie dłużący się w nieskończoność. Czas, w którym ja się frustrowałam a moi przeciwnicy nudzili.
Osobnym problemem jest podliczanie punktów. Generalnie wszystko jest w porządku do momentu, gdy musimy podsumować PZ-ty z zamkniętych komnat (część z nich ma efekty natychmiastowe, a część właśnie przynosi punkty na koniec gry). I znowu przeliczanie, szukanie komnat, których nie widać, ustalanie, ile jest tych zamkniętych. W trakcie jednej z partii pokusiliśmy się o sprawdzenie czasu z zegarkiem w ręku: graliśmy półtorej godziny, a punkty liczyliśmy przez 30 minut. To sprawia, że – jakkolwiek bardzo fajnie czułam się podczas budowania pałacu – już nie tak bardzo chętnie usiądę do kolejnej partii. Bo kto za mnie policzy te okropne punkty?
Pałacowe podsumowanie
+ Sprawdzona, dobrze działająca mechanika zamykania komnat
+ Ciekawy pomysł
+ Dobry balans
+ Dobra skalowalność
+ Łabądki!
– Upierdliwe liczenie punktów
– Komnaty wciąż się mylą a znaczniki zlewają
– Nader często zdarzają się pomyłki w oznaczaniu komnat na planszetce, które potem trzeba korygować
Summa summarum moje zastrzeżenia dotyczą głównie zaznaczania kto ma jakie komnaty, oraz sposobu liczenia punktów. Dla mnie jest to potwornie frustrujące. Jeśli powyższe sprawy techniczne nie stanową dla ciebie problemu, to Pałac powinien dać ci dużo radości. W przeciwnym przypadku omijaj go jednak szerokim łukiem.
Grę The Palace of Mad King Ludwig kupisz w sklepie
Złożoność gry
(5/10):
Oprawa wizualna
(7/10):
Ogólna ocena
(6/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Do tej gry mamy konkretne zarzuty. Może być fajna i dawać satysfakcję, ale… ale jest jakieś zasadnicze „ale”. Ostatecznie warto się jej jednak bliżej przyjrzeć, bo ma dużą szansę spodobać się pewnej grupie odbiorców.