W ostatni weekend mieliśmy przyjemność uczestniczyć w dziewiątej już odsłonie ZjAvy. Konwent trwał od piątku do niedzieli i przewidywał sporo atrakcji: gry RPG (w tym również dla dzieci), LARP, wiele prelekcji zarówno fantastycznych, rpg-owych jak i planszówkowych, na sali gimnastycznej odbywały się pokazy (Taniec z Wachlarzami Bojowymi, Trening bronią bezpieczną) a nas oczywiście najbardziej interesowały planszówki. Do dyspozycji graczy był dość spory Games Room, w którym można było wypożyczyć zarówno te starsze tytuły jak i nowinki wydawnicze, a ponad połowa sali zajęta przez Wystawców prezentujących najświeższe tytuły. Były też obowiązkowe przy takiej okazji turnieje :)
W tym roku zaskoczyłam się bardzo pozytywnie obecnością Stowarzyszenia Trek Sfera, z ramienia którego Paweł „fluor” Dąbrowski poprowadził dwie prelekcje. Pierwsza, poświęcona historii Star Treka – to była prelekcja nie tylko dla starych fanów. Jeśli ktoś dokonał Pierwszego Kontaktu ze światem Star Treka oglądając serial Discovery lub wybierając się na któryś z filmów linii czasowej zapoczątkowanej przez J.J.Abramsa i chciał się dowiedzieć czegoś więcej o tym uniwersum to była to prelekcja dla niego. I oczywiście okazja do podyskutowania o najnowszej produkcji, czyli o Discovery. To był piątek. A w sobotę specjalnie dla graczy przegląd planszówek. Nie, nie tych, w które grano na ekranie, tylko tych, w które my możemy pograć. O ile stać nas na sprowadzenie ich zza oceanu ;) – choć kilka tytułów jeszcze niedawno wciąż było dostępnych w rodzimych sklepach internetowych.
A skoro już przeszliśmy do planszówek…
Jak co roku sporo było prototypów. Ginet w Cotygodniku opisał już Valhallę Łukasza Woźniaka. Graliśmy też w dwa prototypy Marcina Seniora Ropki i Violi Kijowskiej: The Kings (o ile się nie mylę to jeszcze nazwa robocza) oraz Solar City. The Kings mechanicznie wyrasta z Alien Artifacts, choć to zupełnie inna gra. Niemniej jeśli ktoś grał w AA to zrozumienie reguł The Kings zajmie mu dosłownie chwilę. Zbroimy się, stawiamy budynki oraz wyprawiamy się na dzikiego zwierza przy okazji poszerzając nasze imperium. Siłę militarną możemy wykorzystać na dwa sposoby: jest ona niezbędna jeśli chcemy nabywać zielone karty (czyli poszerzać królestwo) – na nich to bowiem spotkamy dość często potwory, które musimy pokonać, aby nie stracić punktów na koniec gry (a przy okazji coś na tym zyskać). Drugi sposób nie jest obowiązkowy – możemy atakować przeciwnika, przy czym on w zasadzie niczego na tym nie traci. To sposób dla nas na zyskanie punktów zwycięstwa. Trochę jak w Vikings Gone Wild. Negatywna interakcja, która de facto nie boli. Budynki zaś dają nam jakieś umiejętności, bonusy, i oczywiście PZ-ty na koniec gry – jak wszystkie inne karty (które układają się w sety). Pozycja jest nieco losowa (ciągniemy karty, które jednak – o ile dobrze to rozegramy – nie muszą mieć wpływu na przebieg bitwy) – ale tylko na tyle, by dodać odrobinę pikanterii nie psującej całości dania. Gra daje dużo możliwości kombinowania i różne ścieżki prowadzące do zwycięstwa. Na dwie osoby nie mieliśmy też praktycznie przestojów i miałam z tej rozgrywki naprawdę sporo frajdy. Nie mogę się doczekać wersji finalnej.
Drugim prototypem Marcina i Violi prezentowanym na ZjAvie był Solar City, w który grałam jeszcze przed konwentem, a że nie miałam okazji o nim napisać, więc skorzystam z niej teraz. Jest to dość ciekawy citybuilding, w którym każdy ma swoją planszę i dokonując na niej zmian (kładąc kafelek, bądź odwracając kafelek) odpala cały rząd/kolumnę (tzn. odpala efekty wszystkich wieżowców jakie ma w danym rzędzie/kolumnie ciągnąc z tego zyski) blokując tym samym możliwość wykorzystania tego rzędu/kolumny przez przeciwników (runda kończy się, gdy wszystkie rzędy/kolumny zostaną już zablokowane). Wieżowce przynoszą zyski (za coś przecież trzeba kupować nowe budynki). Odwracając kafelek wieżowca otrzymujemy Wertykalną Farmę, która daje nam PZ (fabularnie: dbamy o ekologię naszego miasta). Nabywamy też Budynki Użyteczności Publicznej, które dają nam jakieś stałe efekty. Wszystko to w kontekście planowania, który rząd/kolumna nie jest jeszcze zablokowana i gdzie opłaca się najbardziej położyć nasz nowy nabytek aby odpalić jak najwięcej efektów. I pilnowania, żeby nie zostać z niczym (bo nie da rady zrobić z wieżowca wertykalnej farmy, jeśli dana miejscówka zostanie zablokowana przez aktywowanie określonego rzędu i kolumny przez innych graczy. Gra z jednej strony lekka, z drugiej sporo zmiennych do ogarnięcia, trochę kombosów do wyciągnięcia. Jeden z lepszych prototypów w jakie udało mi się ostatnimi czasy zagrać.
Kolejnym prototypem, o którym chciałam napisać (a który już też był zaprezentowany w Cotygoniku) to znajdujący się obecnie w trakcie kampanii na wspieram.to Królowie Osiedli. Szybka i przyjemna gra karciana, której podstawową mechaniką jest kontrola terytorium. Każdy gracz otrzymuje własną talię kart (obecnie znane są projekty czterech talii, a piąta jest wielką niewiadomą ;)) i będzie walczył o dominację na osiedlach. Na dwie osoby mamy do dyspozycji trzy plansze – jedna mała, cenralna, którą zajmuje tylko jedno osiedle i dwie większe, po dwa osiedla na każdej. Razem 5. W talii znajdziemy przede wszystkim karty z wartością punktową (od 1 do 6) jak też kilka kart akcji (dodajmy wrednych akcji, dzięki którym np. pozbywamy się kart przeciwnika – czy to z planszy, czy z ręki). Karty punktujące często mają też dodatkowy efekt, który wpływa pozytywnie na nasze karty (czasem te leżące obok, a czasem na wszystkie karty na planszy) oraz negatywnie na karty przeciwnika. Tak więc gra ocieka negatywną interakcją – nie tylko tą wynikającą z przewag punktowych, ale tą agresywną, która coś robi, a konkretnie robi nam krzywdę. Jak już wspomniałam, gra jest przyjemna. Trudno mi powiedzieć po jednej rozgrywce, czy talie są dobrze zbalansowane. Na pewno są spore różnice w sile kart, ale to jest raczej cecha tej gry, a nie jej wada – gry gramy w brydża też nie mamy samych asów, prawda? Jest to kwestia odpowiedniego zaplanowania gdzie położę którą kartę – choć nie da się też odmówić pewnej (a nawet sporej) losowości w postaci dociągu. Na to, które karty kiedy przyjdą mi na rękę niestety nie mam już wpływu. Niemniej grę polecam, jest fajna.
Z nowości wydawniczych udało mi się zagrać w Project Gaja. Ufff…. pozycja ciężka, zwłaszcza dla kogoś (takiego jak ja) kto nie grał w Terrę Mysticę. Dopiero po rozegraniu tej pierwszej, pokazowej partii mam jako taki obraz całej gry. O co w niej chodzi, co warto robić a czego lepiej nie tykać ;). Mechaniczie – wspaniała. Dużo móżdzenia. Wiele możliwości. Szeroka gama dróg do zwycięstwa. Ale – co tu dużo mówić – przytłoczyła mnie.
MS Batory nas pokonał. Jedna z moich ulubionych mechanik – dedukcja. Bardzo mi się podoba. Trzeba chodzić po okręcie i „coś robić”, co aktualnie jest wymagane, aby zdobywać karty pytań. Za pomocą tych kart dowiadujemy się z kolei kto co ma na ręku (a raczej kto co może mieć) i z tych okruchów informacji próbujemy wywnioskować, jaka postać ukradła brylanty harabiny (a może zrobiła coś innego równie brzydkiego? – nie pamiętam), czyli po prostu jaka karta postaci (jedna z 13) została ukryta. Taki inny (a nawet fajniejszy) wariant Cluedo. Dlaczego nas zatem pokonał? Statek nas pokonał, nie mechanika. Wpatrywanie się we wspaniały skąd inąd kartonowy model, sprawdzanie gdzie jest jaka postać, poruszanie się z obawą, że coś nam się rozwali. No tak. I to byłoby na tyle. Nie dokończyliśmy partii. Poszliśmy zagrać w Kowali losu i 7 cudów świata.
Szkoła magów to dla odmiany bardzo szybka i całkiem przyjemna kościanka real time. Wszyscy jednocześnie rzucamy kostkami wypełniając pola na kartach zaklęć. Gdy któreś zaklęcie jest „zrobione” tzn. znajdą się na nim wszystkie wymagane kostki możemy dobrać tyle kostek z puli ile zużyliśmy. I tak do momentu aż pula będzie pusta. Następuje zastopowanie gry i rozpatrzenie efektów zaklęć: a więc leczymy się oraz otrzymujemy obrażenia od gracza siedzącego po prawej stronie. I to wszystko. Proste, prawda?
A dokoła stoiska…
Trust me, I’m the Doctor!
I wypożyczalnia….
I rozegrani gracze….
Ćwiczący nie tylko szare komórki…
I piękne figurki…
Do zobaczenia za rok!
:) Akurat miałem okazję pograć z Tobą w The Kings, więc przy okazji napiszę, że też gra mi się podobała. Lubię gry, gdzie można „combować” karty.
Losowość jest minimalna (układ kart w taliach), ale są sposoby na ułaskawienie „losu” przez wydawanie monet / korzystanie z umiejętności kart.
Ilość dróg do zwycięstwa też wydawała się spora.
Dzięki Panowie za miły feedback. Gra obecnie jest developowana ze względu na midność gry i możliwe kombinacje. Za niedługo też (1-2 mce) pojawią się pierwsze grafiki.
Mam nadzieję, że w wersji finalnej będzie co najmniej tak dobra jak w prototypowej :)
Trzymam kciuki i powodzenia!