Divinity Derby to gra, która zwraca na siebie uwagę przede wszystkim kolorystyką – intensywny błękit na okładce nie daje o sobie zapomnieć! Wsparło ją na Kickstarterze prawie 1000 osób, a ja postanowiłam się z nią zmierzyć po tegorocznych targach w Essen. Nie jest to do końca typ należący do lubianych przeze mnie gier, ale zachęcił mnie fakt, że można w nią zagrać do 6 osób – to grono, w którym najczęściej spotykamy się na wieczorkach planszówkowych, więc jest to dla mnie magiczna liczba. Niestety niewiele jest dobrych gier, które sprawdzają się na właśnie tyle osób, dlatego zawsze sięgam po takie tytuły.
Choć pudełko jest duże, a gra wydaje się być skomplikowana (chociażby przez zawartość figurek – choć może to tylko ja miałam takie wrażenie?), to zasady nie są złożone, a sama gra jest według mnie tą z typu imprezowych. Przypomina trochę Przebiegłe Wielbłądy, bo i tu mamy wyścig, obstawianie miejsc i otrzymywanie za to punktów. Jest to jednak gra mniej złożona, i choć inna, to jednak także mniej wciągająca. Mimo to, występuje w niej więcej możliwości strategicznych, bo zamiast kostek mamy karty i element losowości jest w tym przypadku znikomy.
Rozgrywka trwa 3 rundy po 10 tur każda. W swojej turze wybierać będziemy karty w dosyć nietypowy sposób: każda z osób siedzi między dwoma stojakami (i tylko je widzi), każdy z 10 kartami. Wybiera jedną kartę z prawego stojaka oraz jedną z lewego. Każda z nich posiada kolor, który odpowiada danemu potworowi oraz dwie liczby, które oznaczają o ile miejsc na planszy potwór się porusza. Z jednej karty wybieramy górną liczbę, a z drugiej dolną i o tyle pól poruszamy odpowiadające kartom potwory. Dodatkowo niektóre karty mają tzw. boosta, który pozwala poruszyć się o kilka dodatkowych pól. Kiedy użyjemy tej zdolności, kartę musimy położyć na stosie Zeusa – pod koniec tury karty takie są tasowane (na początku znajduje się tam kilka neutralnych). Z talii wybieramy dwie i jeśli któraś z nich jest kartą potwora – zostaje on wyeliminowany z wyścigu do końca gry.
Na początku każdej tury obstawiamy, na których miejscach według nas uplasują się potwory pod koniec wyścigu. Wśród swoich kart mamy wiele możliwości, takich jak: pierwsze miejsce, miejsce od 1 do 3, ostatnie miejsce, wyeliminowanie itp. Na każdą kartę kładziemy żeton konkretnego potwora – każdego są trzy sztuki. Mamy także 3 karty zdolności, których możemy użyć w konkretnych momentach – dwie z nich są takie same u każdego z graczy, a jedna jest unikalna, co oznacza, że każdy ma jedną, specjalną zdolności. Dodatkowo po przekroczeniu przez pierwszego potwora 14 pola obstawiamy raz jeszcze. Pod koniec tury patrzymy, które z założeń na kartach udało nam się spełnić – je odkładamy z boku i są to nasze punkty. Po 3 pełnych rundach gra się kończy i wygrywa gracz z najwyższą liczbą punktów.
Dzięki temu, że w grze obstawiamy wyniki i nic nie jest pewne aż do końca – towarzyszą jej wielkie emocje. W trakcie rozgrywki jest wiele śmiechu, wybuchów entuzjazmu, przekrzykiwań. Dla fanów tego typu gier Divinity Derby na pewno się spodoba. Dlatego też najlepsze rozgrywki to te na pełną liczbę osób, bo i zabawy jest wtedy więcej. Można też grać od 3 osób, ale gra nie cieszy wtedy tak bardzo i po prostu nie emocjuje. Na 4 osoby gra się całkiem fajnie, ale według mnie to za mało. Sens według mnie ma rozgrywka na 5 lub 6 osób, bo tylko wtedy wczujemy się w klimat mitologicznych rozgrywek i przeniesiemy się na pełną wrażeń arenę.
Spodobało mi się to, że pudełko ma żywe kolory i przyciąga wzrok – ja po prostu uwielbiam wszystko, co barwne. Figurki też są piękne i wykonane szczegółowo. Nie podoba mi się jednak ich kolor, a raczej jego brak. Definiują go przytwierdzane podstawki, które gubią się gdzieś „w tłumie”. Same stojaki są jednak porządne i solidne, dzięki czemu karty bez problemu mieszczą się na nich i nie wypadają.
Według mnie 2/3 obstawiania jeszcze przed rozpoczęciem wyścigu jest nieciekawym zabiegiem. Wolałabym formę, w której całe 3 obstawiania są rozłożone na: początek, przekroczenie ¼ oraz ¾ planszy. Wtedy miałoby to według mnie więcej sensu, a mniej gdybania. Chociaż zmusza to nas do poprawnego zarządzania kartami, to jednak jest to trochę nieproporcjonalne i bazuje na małej ilości informacji, przez co gra staje się mniej strategiczna. Przez to też większość rozgrywek ma podobny początek i poszczególne partie nie są aż tak zróżnicowane. Boli też trochę fakt, że gra sięga po klimaty mitologiczne, ale klimatu poza samym mitycznym wyścigiem w ogóle nie czuć. Potwory nie mają żadnych zdolności, po prostu są. I tyle.
Divinity Derby to gra przeznaczona przede wszystkim dla rodzin lub graczy, którzy dopiero wkraczają w świat planszówek, ale też dla miłośników obstawiania w grach. Jeśli podobały Ci się Przebiegłe Wielbłądy, ale uznałeś, że są jednak trochę zbyt losowe – sięgnij po Divinity Derby. To świetna gra familijna, przy której można się dobrze bawić. Pamiętaj jednak, że jeśli oczekujesz od niej dużej dawki klimatu lub zaawansowanej strategii – zawiedziesz się.
P. S. Autor nazywa się Carlo A. Rossi. Jak to wino. Nie da się zapomnieć ;)
Podsumowanie:
+ ciekawa wariacja mechaniki draftu
+ możliwość rozgrywki na 6 osób
+ świetna familijna pozycja
+/- przypomina Przebiegłe Wielbłądy – nie jest aż tak złożona, ale ma mniej losowości i więcej możliwości strategicznych
+/- obstawianie wyścigu na początku, zanim jeszcze się zacznie zadowoli niektórych, a innych zniechęci
– zasady obstawiania bazują na małej liczbie informacji, co trochę psuje strategiczność gry
– klimat odczuwalny tylko częściowo
– raczej nie dla wytrawnych graczy
– kolory potworów gubią się gdzieś na planszy
– na 3 osoby nie sprawdza się tak dobrze
Złożoność gry
(3/10):
Oprawa wizualna
(7/10):
Ogólna ocena
(6/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Do tej gry mamy konkretne zarzuty. Może być fajna i dawać satysfakcję, ale… ale jest jakieś zasadnicze „ale”. Ostatecznie warto się jej jednak bliżej przyjrzeć, bo ma dużą szansę spodobać się pewnej grupie odbiorców.