Gra Gwiezdny wyścig doczekała się już technicznego opisu w Cotygodniku, o tutaj. Pisałam wtedy o jej warstwie mechanicznej i o tym, że baza tejże przypomina słynną grę Reinera Knizii Pędzące Żółwie. Zresztą, na tej samej zasadzie powstało już kilka gier. Żadna jednak jak dotąd nie była osadzona w kosmosie (a przynajmniej ja takiej nie spotkałam), nie oferowała kilku wariantów rozgrywki i chyba nie była aż tak przyjemna dla oka.
Trzeba przyznać, że wykonanie naprawdę jest solidne i ładne. Gruba składana plansza obszaru wyścigu, tekturowe stateczki w podstawkach i karty, które jednak warto zapakować w koszulki. Także z okładki małego pudełka spoglądają na nas dziwne kolorowe stworki w jeszcze dziwniejszych pojazdach kosmicznych. Od razu wiadomo, że gra będzie szybka i wesoła. Choć nie można powiedzieć, aby była to gra imprezowa. Gwiezdny wyścig to pozycja po prostu stricte familijna.
Grając z dziećmi lub niewprawnymi graczami niedzielnymi, należy im zwrócić szczególną uwagę na fakt, że nic w tej grze nie należy do nas. W sumie, można rzec, że jest to gra hazardowa, bo obstawiamy końcowy wynik w każdej rundzie. A że rzecz dotyczy wyścigu, to skojarzenia są tym bardziej natarczywe. Koderzy Natury, Projektanci Minerałów, Artyści Genetyki (vel Alchemicy Ogrodu) i Inżynierowie Atomu to cztery frakcje, w które wcielają się gracze. Nazwy są może trochę powymyślane na siłę, ale dzieciom się podobają. Szkoda tylko, że za nazwami nie kryje się żadna faktyczna specjalizacja. Wszystkie frakcje są takie same i dysponują takim samym zestawem kart akcji. To, co w grze najważniejsze kryje się i tak w ścigających się w przestrzeni kosmicznej statkach. A te nie należą do frakcji graczy, tylko do firm zewnętrznych (ras): Terran, Balnearii i Krystallini. Kolejny zestaw nazw, nomen omen, z kosmosu. Każda z tych firm posiada 3 statki (opatrzone cyframi 1, 2, 3) w swoim unikalnym kolorze (jakkolwiek żółty, fioletowy i zielony są unikalne ;)
I to te statki biorą udział w wyścigu do centrum planszy. Gracze na początku każdej z kilku rund gry losują po dwie karty z wizerunkami statków. Tym samym tylko oni wiedzą, jakie statki „wynajęli” na daną rundę. Na przykład, zieloną dwójkę i fioletową trójkę. Wynajętej parze maszyn nie tylko się kibicuje, ale wręcz pcha do przodu, aby na końcu rundy znalazła się jak najbliżej pola środkowego, gdyż stateczek przyniesie nam tyle punktów, ile widnieje na polu, które zajmuje na końcu rundy. Wszelkich ruchów na planszy dokonuje się za pomocą kart akcji. Ciekawe jest to, że karty zazwyczaj pozwalają na ruch kilku statków naraz, np. w tym samym kolorze lub o tym samym numerze. Jeśli więc wylosowała nam się para w jednym kolorze lub o tym samym numerze, to na pewno łatwiej będzie nam przeć nią do przodu niż w sytuacji, gdy nasze statki nie mają ze sobą niczego wspólnego. Ponadto, zazwyczaj jesteśmy zmuszeni popychać przy okazji statki wynajęte przez innych graczy (ewentualnie neutralne). Jest to fajny element – pole do manewru dla blefu i ryzyka. Podobnie jak w Pędzących Żółwiach, nie jest dobrze zdradzić przeciwnikom, które statki pracują w tej rundzie na nasz wynik, aby nie podpowiedzieć im, które statki winni cofać (bo tak też można). Ukrycie swoich „podopiecznych” jest w Gwiezdnym wyścigu jednak łatwiejsze niż w Żółwiach, bo akcje z naszych kart automatycznie zazwyczaj wymuszają poruszanie różnych statków, podczas gdy w Żółwiach musieliśmy celowo poświęcać całe akcje na mylenie śladów. I czasem żal to było robić ;) Poza tym, nawet przy pełnej obsadzie, zostaje jeden nieobstawiony statek, co zostawia miejsce na domysły; czego w Pędzących przy komplecie graczy niestety nie było.
Gra jest prosta, ale nawet w tej prostocie znalazło się miejsce na wprowadzenie kilku nieobowiązkowych urozmaiceń. Po pierwsze, grając z milusińskimi możemy im grę maksymalnie uprościć i odłożyć na bok najbardziej złożone karty akcji (tzw. wariant familijny). Natomiast w wariancie zaawansowanym możemy zastosować obowiązek odrzucenia na początku rundy 3 kart z ręki (według własnego wyboru) oraz wprowadzić urozmaicone zdolności planet. Planety to żetony, które znajdują się na centralnym polu planszy i mogą być tylko ozdobą lub właśnie wprowadzić nieco zamieszania swoimi dodatkowymi zasadami.
Wszystko to razem sprawia, że Gwiezdny wyścig, choć mało oryginalny, jest grą przyjemną i w sam raz do pogrania z dziećmi, gdy nie chcemy się zanudzić na śmierć i także czerpać przyjemność z rozgrywki. W sumie, potrafię sobie wyobrazić, że jest to także lekki fillerek dla graczy, którzy właśnie zakończyli partię w Kanbana i jednego spośród siebie wypchali do rozłożenia Agry. Można w tej grze trochę pokombinować i znaleźć troszkę emocji. Ostatecznie Pędzące Żółwie miały swych zwolenników wśród graczy w różnym wieku i ciekawszy fabularnie i nieco bardziej wymagający Wyścig powinien ich także zadowolić.
PODSUMOWANIE:
+ przyjemne wykonanie
+ kilka wariantów rozgrywki
+ dominujące elementy blefu i ryzyka
+ nawet przy komplecie graczy pozostaje niewiadoma
– wszystko to już było
– losowanie statków może nie być sprawiedliwe
– gra jest nierozwojowa, kolejne rundy nijak się ze sobą nie łączą (nie lubię takiego oderwania)
Złożoność gry
(3/10):
Oprawa wizualna
(9/10):
Ogólna ocena
(7/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Dobry, solidny produkt. Gra może nie wybitnie oryginalna, ale wciąż zapewnia satysfakcjonującą rozgrywkę. Na pewno warto ją przynajmniej wypróbować. Do ulubionych gier jednak nie będzie należała.