Santa Maria to gra, którą zainteresowałam się głównie dlatego, że nie jest to typowa pozycja wydawana przez wydawnictwo Granna. Do tej pory gry rodzinne i dla dzieci, a teraz średnio-zaawansowane euro przeznaczone dla bardziej zaawansowanych graczy. Przekonały mnie też kostki i okładka, która jest naprawdę ładna (choć nie wszyscy się z tym zgadzają). Czy Santa Maria trafiła ostatecznie w mój gust? Sprawdźcie sami!
Zacznę od minusa, nad którym ogromne ubolewam. Choć z okładki patrzy na nas fajny pan, a tytuł ma szaloną i ciekawą czcionkę, to w środku znajdziemy okrutnie bolące w oczy grafiki. Co tu dużo mówić – gra jest paskudnie brzydka. Kolory są nijakie, niebieskie kości nijak pasują do całości, a ikonografia jest wręcz oszałamiająco koszmarna. Być może używam wyolbrzymiających określeń, ale ja po prostu inaczej nie umiem. A żetony punktów… no błagam! Różowe, uśmiechnięte ni to buźki, ni to emotki. Wszystko ratuje fakt naprawdę porządnego wykonania elementów oraz chociażby tego, że kości są drewniane, a nie plastikowe.
Dalej będzie już tylko lepiej. Santa Maria spodobała mi się już po pierwszej rozgrywce, a z każdą kolejną było tylko lepiej. Zagrałam w każdy możliwy wariant: dwu-, trzy- i czteroosobowy i naprawdę każdy z nich podobał mi się tak samo! Co więcej, bardzo nie lubię grywać we dwoje, a tutaj w tym przypadku czerpałam z rozgrywki przyjemność i na pewno zagram jeszcze w ten wariant nie raz. Każdy z nich działa poprawnie i jest zbalansowany.
Kości. Ha! Jak ja kocham kości! A Santa Maria czerpie z nich wszystko to, co najlepsze. Ich losowość jest bardzo nieznaczna, ponieważ wybieramy z wyrzuconego wcześniej (i całkiem sporego) zestawu, a także możemy zmieniać ich wynik za monety. Szczęściu więc pomagamy jedynie nieznacznie, a jedyne czego musimy się ustrzec, to przeciwnika, który może podebrać nam wypatrzoną przez nas wcześniej kość.
Mamy tu system benefitów, a także nasz własny wybór za co chcemy punktować na koniec, ale też punktowanie ogólne, ustalone wcześniej. Dzięki temu sami decydujemy na co chcemy grać, jaką strategię obrać.
W swojej turze wykonujemy jedną z dostępnych akcji, czyli dobranie kości i aktywowanie rzędu lub kolumny, kupienie budynku, aktywowanie budynku za monety lub spasowanie. To ostatnie zostało sprytnie przemyślane, bo dodatkowo sprawia, że możemy wybrać z dostępnych opcji jedną i ją wykorzystać, a także – jeśli będzie to konkretnie dobranie monet – zostać w przyszłej rundzie pierwszym graczem. Mimo pasowania nie siedzimy zbyt długo bezczynnie aż reszta też spasuje, bo zazwyczaj kolejne spasowania następują szybko.
Na swojej planszy tworzyć możemy rozmaite kombinacje z zakupionych budynków (2- lub 3-elementowe) i dzięki temu rozbudowywać swoje rzędy lub kolumny o nowe właściwości. Akcje na budynkach są najróżniejsze, a grę zaczynamy zazwyczaj z kompletem tych podstawowych. Dzięki budynkom możemy na przykład: zdobywać surowce, monety, wymieniać surowce na monety lub punkty, kupić statek, przesunąć się na torze modlitwy lub torze konkwisty. Możliwości jest wiele, a tylko od nas zależy jak je wykorzystamy .
Surowce służą nam głównie do kupowania budynków oraz do zakupu statków. Te ostatnie przynoszą nam na koniec gry zawsze dodatkowe punkty, ale też pod koniec każdej rundy (a jest ich zawsze 3) dodatkowe benefity. W zależności od liczby statków w każdym z czterech portów otrzymujemy monety, punkty, przesuwamy się na torze modlitwy lub na torze konkwisty.
Tor modlitwy jest o tyle ważny, że po przejściu określonych pól, możemy dodać do puli dodatkowe kości, tym samym zwiększając liczbę kości, których możemy użyć. Otrzymujemy też możliwość położenia swojego mnicha (mamy ich 6) na jednym z 3 benefitów, z których możemy korzystać raz na turę, jednym z 3 kafli końcowych punktacji lub na polu do pozyskania konkretnych surowców. Jeśli dojdziemy do końca tego toru, za każde kolejne przesunięcie zdobywamy punkt.
Przy okazji kafli z punktowaniem końcowym muszę wspomnieć, że nie wszystkie są według mnie jednakowo wartościowe. Niektóre z nich mają wymagania, które ciężko spełnić, inne z kolei o wiele łatwiej. To drugi i chyba już ostatni minus tej gry. Te kafle losujemy z dostępnych na początku gry, ale my, jeśli których nie lubimy, to po prostu wprowadzamy naszą domową zasadę podmiany. Po co się męczyć, skoro nie trzeba ;)
Tor konkwisty to z kolei walka o dominację przy każdej rundzie. Ten kto jest najdalej pod koniec rundy – dostaje punkty. Każda kolejna osoba za nim (oprócz ostatniej!) otrzymuje odpowiednio mniej. To taka trochę bitwa, do której nikt Cię nie zmusza, ale fajnie jest dostać te kilka dodatkowych punktów! Ja czasem odpuszczam, a czasem brnę do końca – wszystko zależy od współgraczy oraz od tego, jakie budynki mamy.
Plansze są dwustronne, a ta ze stroną B służy do rozgrywki zaawansowanej. Wtedy też na początku gry wybieramy stolicę i benefit, który będzie służył tylko nam. Dodatkowo możemy ustalić, że wszystkie kości lądują we wspólnej puli, również niebieskie, które w wersji podstawowej przynależą do graczy. To zdecydowanie daje więcej możliwości. Ten zaawansowany wariant ze stolicą i benefitem według mnie aż tak bardzo nie różni się od podstawowego, ale naprawdę ma się wrażenie jeszcze bardziej mózgożernej gry.
Czasem występują paraliże decyzyjne, bo możliwości jest naprawdę wiele, ale mi osobiście akurat w Santa Marii nie przeszkadza. To jest po prostu tak dobra gra, że nie zwracam na to uwagi, tylko planuję dalej swoje ruchy, czekając aż przeciwnik w końcu zdecyduje się, co chce robić. Gra jest niesamowicie regrywalna i to bardzo cieszy!
Santa Maria to gra z pozoru nienajładniejsza, a jej piękno odkrywamy dopiero po rozgrywce. To takie brzydkie kaczątko, które później staje się Twoim najlepszy przyjacielem (moim na pewno!). Jestem nią zachwycona, bo dawno żadna euro-gra nie sprawiła mi tyle przyjemności, pomimo swojej brzydoty. Mogłabym w nią grać i grać i chyba nigdy by mi się nie znudziła. To tytuł, który naprawdę warto mieć na swojej półce i czerpać z niego radość grając. Ja już się nie mogę doczekać kolejnej partyjki!
Podsumowanie:
+ogromnie regrywalna
+ daje wiele możliwości
+ losowość nieznaczna
+ gra czerpie z kości to co najlepsze
+ różne możliwości punktowania wybierane przez graczy
– grafika nie zachwyca
– zdarzają się paraliże decyzyjne
Złożoność gry
(6/10):
Oprawa wizualna
(4/10):
Ogólna ocena
(9/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Gra tak dobra, że chce się ją polecać, zachwycać nią i głosić jej zalety. Jedna z najlepszych w swojej kategorii, której wstyd nie znać. Może mieć niewielkie wady, ale nic, co by realnie wpływało negatywnie na jej odbiór.
Bardzo ciekawa gra dla najmłodszych graczy. Może mojemu synkowi by się spodobała.