Logicznie, czy nie logicznie – ważne, żeby znaleźć rozwiązanie. Albo zwyciężyć. No chyba, że się zawsze przegrywa… ;)
Tym razem na stołach przede wszystkim królowały gry logiczne. Oraz biznes (jak w życiu ;)). A nawet coś z pogranicza…
Pingwin
Minerały. Gała opisywała minerały w relacji z Pyrkonu, a mnie to jakoś umknęło, a skoro grałam, i to w różnych składach (tak, tak, szybka i całkiem niezła, to czemu nie powtórzyć partii?) pozwolę sobie przedstawić moją wizję tej gry. Określana mianem „Hej to moja ryba!” na sterydach, mnie bardziej się kojarzy z „Twardym orzechem do zgryzienia” – przypomina go jeszcze bardziej, a to z tego powodu, że tam wiewórki skakały o tyle pól ile orzeszków było na kafelku zabierając, podobnie jak w minerałach, ten kafelek. W przeciwieństwie do pingwinów mogły też skakać przez dziury. No, powiem tak – mechanika wypisz wymaluj z Twardego orzecha. Są jednak pewne różnice, które czynią Minerały inną, samodzielną grą. W Minerałach nie wolno wskoczyć do dziury. Nie wolno też przeskakiwać przez dziury większe niż jedno pole. W takim przypadku, gdy gracz nie ma już ruchu musi się zresetować, tzn. traci ten kafelek, na którym stoi a sam musi się postawić gdzieś na białym (czyli najmniej wartym) minerale na brzegu planszy. Drugą różnicą są karty akcji, które można sobie wykupić (koszt to tak naprawdę 1PZ – o ile macie odpowiedni kryształ) – może to być skręt w trakcie ruchu, dodatkowy ruch, zabranie lepszego kamyka z odcinanego fragmentu etc. Kolejny aspekt mający wpływ na strategię gry to możliwość wymiany określonych setów – określonych minerałów – na lepiej punktowane karty. Bez tych wymian naprawdę trudno jest zwyciężyć i jest to kolejny punkt interakcji (poza wskakiwaniem na kafelki) w tej grze. W sumie, jak dla mnie, gra ta łączy wiele znanych wcześniej mechanik, ale łączy je ze sobą bardzo elegancki sposób. A to co mnie w niej urzeka to wykonanie – płytki z pleksi i pionki z przyssawkami – gra się bombowo.
Android Mainframe. Moja zdobycz z Pyrkonu. Urzekł mnie jedyną w swoim rodzaju plastikową planszą i patyczkami, którymi otaczamy nasze punkty dostępu. A poza tym, to typowa gra logiczna, zależna na dodatek od losowego dociągu kart. Zwłaszcza we dwie osoby może to być bolesne, kiedy widzisz jakie akcje są na stole i nic nie możesz zrobić. W sensie powstrzymania przeciwnika od zrobienia ci krzywdy. Możesz co najwyżej spróbować zrobić krzywdę jemu :). To gra, w której dobrze znaną mechaniką mnożników zdobywamy punkty za otoczone obszary – obszar, który jest otoczony, a w którym są punkty dostępu tylko jednego gracza jest obszarem chronionym, gwarantującym punkty zwycięstwa temu graczowi w liczbie iloczynu punktów dostępu i pól danego obszaru. Z jednej strony więc będziemy próbowali zamykać duże obszary i mieć na nich jak najwięcej punktów dostępu, z drugiej – im większy obszar tym trudniej nim zawładnąć (a pamiętacie, że trzeba być jedynym obecnym na tym obszarze, by z niego kosić punkty). Jak dla mnie, osoby lubiącej gry logiczne, a do tego gry logiczne z klimatem – inwestycja okazała się nad wyraz udana.
Ink
Tym razem coś z zupełnego pogranicza planszówek, prawdziwy przykład przenikania się rodzajów rozrywki. Wypróbowałem wreszcie jeden z komiksów paragrafowych od Foxgames, a konkretnie padło na ten, który najbardziej pasował nam klimatem, czyli Cztery śledztwa Sherlocka Holmesa. Nam, ponieważ usiedliśmy do niego we dwoje z żoną, detektywem wytrawnym i zapalonym.
Na początek trzeba się trochę przyzwyczaić do tej formy zabawy. O ile w paragrafówkach klasycznie tekstowych jest jednak więcej czytania, a mniej przekładania stron, o tyle w komiksach machania kartkami jest bardzo dużo i może, przynajmniej początkowo, być to dość irytujące. Dwa obrazki – przewróć kilkanaście stron – dwa obrazki – przewróć itd. Muszę jednak przyznać, że im bardziej wciągała mnie historia, tym mniej zwracałem na to uwagę.
Z drugiej strony, to nie jest paragrafówka polegająca tylko na wyborach „teraz idziesz w lewo lub w prawo”. Znajdziemy tu kilka znacznie bardziej pomysłowych sztuczek, jak konieczność rozwiązania zagadki w celu ustalenia numeru kolejnego kadru, do którego przechodzimy (jak w grach escaperoomowych typu Exit czy Unlock). Mamy też na przykład sytuacje, kiedy przesłuchujemy świadka i możemy mu zadać tylko ograniczoną liczbę pytań z przedstawionej puli. Co więcej – jeśli zadamy mu pytanie, które go zirytuje, odmawia odpowiedzi na kolejne.
Przede wszystkim jednak na końcu każdej ze spraw musimy wskazać winnego. Rozstrzygnięcie nie polega więc tylko na tym, żeby w końcu doczołgać się do ostatniego numerka paragrafu. Trzeba wtedy zastanowić się i na podstawie tego, co się wydarzyło zadecydować, o co rzeczywiście chodziło w sprawie. I, naturalnie znając proporcję, przypomina mi to główkowanie w Sherlock Holmes Consulting Detective. Oczywiście uproszczone, oczywiście mniej wymagające, ale momentami naprawdę pojawiało się podobne odczucie. I to było chyba moje największe zaskoczenie – że to jednak nie jest zabawa tylko dla dzieci, ale całkiem przyjemna rozrywka, w której co jakiś czas trzeba ruszyć głową.
Żeby nie było tak słodko, nie w każdej z czterech spraw byłem ukontentowany rozwiązaniem. Wiecie jak to jest: jak się błędnie rozwiąże zagadkę i potem poznaje właściwe odpowiedzi, mogą być dwie reakcje: „no tak, to ma sens, jak mogłem na to nie wpaść” albo „no bez jaj, jak niby miałem na to wpaść”. I niestety nie za każdym razem wystąpiła ta pierwsza opcja.
A skoro już o graniu z żoną, to pokazałem jej wreszcie 7 Cudów Świata: Pojedynek. I oczywiście niedługo później z nią przegrałem, mimo tego, że cały czas miałem wewnętrzne odczucie, że gram nieźle i jestem na prowadzeniu. A potem przejrzałem sobie notesik z dotychczasowymi wynikami i wyszło, że do tej pory przegrywałem zawsze i z każdym. Cóż, może Pojedynek to kolejna pozycja z cyklu „lubię, ale nie umiem” (już kilka takich uzbierałem).
Veridiana
Mój dzisiejszy wpis może zdziwić. Będę bowiem opisywać grę opartą o klasyczne… Monopoly. Gra nosi nazwę Duopoly, a jej autorem jest pan Lesław Niemczyk, zapalony edukator w kwestii finansów. Pan Lesław poprosił nasz serwis o opinię na temat jego prototypu, który – trzeba przyznać – wygląda całkiem nieźle, choć same grafiki oka nie przyciągają. No, ale to wszystko może się jeszcze zmienić i poważny temat może jednaj nabrać żywszych barw. Prototyp zawitał do mnie zresztą po pewnych zabawnych perturbacjach, gdy autor chciał go koniecznie zostawić dla mnie w sekretariacie szkoły o tej samej nazwie i w miejscowości o tej samej nazwie, ale w … innym województwie :D Ostatecznie pomogła droga wysyłkowa i mogłam przećwiczyć Duopoly na grupce ogranych 5-klasistów.
Dzieci mają sentyment do gier monopolopodobnych. mają po prostu sentyment do kulania kostkami i szastania papierowymi pieniążkami. I to nawet te ograne dzieci, które niejedną nowoczesną planszówkę poznały. Duopoly wywołało więc pozytywny odzew, chociaż – ku mojemu zdziwieniu – za tydzień nie wszystkie dzieci chciały powtarzać partię. Ale łaska dzieci na pstrym koniku się buja i nigdy nie wiadomo, na co akurat będą miały ochotę i przede wszystkim – dlaczego. Próżno szukać konsekwencji.
Skupmy się zatem na zasadach, czyli różnicach między Duo a Mono POLY. Podstawowa zmiana, która znalazła swoje odzwierciedlenie w tytule gry, to fakt, że tory, po których biegamy w kółeczko są dwa. Tor wewnętrzny to nasze życie na etacie ze swoimi wzlotami i upadkami, podczas gdy tor zewnętrzny to tradycyjne kręcenie biznesu. Przez pierwszą część gry chodzimy w kółko po wewnętrznym torze, starając się uzbierać wymagany limit pieniędzy. Przy czym gracze mają wybór – mogą od razu po osiągnięciu limitu przeskoczyć na tor zewnętrzny, albo poczekać i dozbierać jeszcze trochę środków. Na wewnętrznym torze jest bowiem o kasę znacznie łatwiej niż na zewnętrznym. Jednakże samotne (zanim pojawi się konkurencja) eksplorowanie biznesu ma te zaletę, że nikt nam nie wchodzi w paradę. problem jednak wynikł od razu z czasem, który spędzamy na wewnętrznej części planszy. Otóż jest ona za długi. Część pól ograbia nas z ciężko zarobionej mamony i syndrom wlał – wylał nużąco potrafi rozciągnąć ten fragment rozgrywki. Jednak na zewnętrznej części napotykamy to, co za dziecka w Monopolu lubiliśmy najbardziej (ja, na przykład, grałam w Eurobiznes pasjami :)
Generalnie zewnętrzny tor jest odzwierciedleniem tego, co znamy z protoplasty. Tylko, że zamiast państw mamy tzw. biznesy zintegrowane, a zamiast miast różne rodzaje działalności gospodarczej. Nie budujemy też domków i hoteli, tylko podnosimy ofertę cenową (dokładamy kosteczki). Co ciekawe, możemy dokładać kosteczki w ramach biznesów zintegrowanych, stojąc na dowolnym polu w ramach integracji. Kolejna nowość to dwudzielność pól. Każdy biznes ma swoją „parzystą” i „nieparzystą” część pola (zależnie od liczby wyrzuconych oczek, dzięki której wylądowaliśmy na tym polu). Gracze mają możliwość zakupu danego biznesu dwukrotnie i mogą to zrobić dwaj różni gracze lub ten sam. Jeśli jednak zmonopolizujemy daną dziedzinę, tj. np. zakupimy obie karty agencji turystycznej, narażamy się srodze na kary w przypadku pojawienia się zdarzenia antymonopolowego. Jak już przy talii zdarzeń jesteśmy. Jest ona pokaźna i gwarantuje ryzyko inwestycji. To znaczy, że możemy liczyć na to, że np. takie wydarzenie antymonopolowe nigdy się nie pojawi. Albo z kolei, że pojawi się karta premiująca zakup złota, które oprócz tego wydarzenia do niczego chyba się nie przydaje. Są to pewne decyzyjne smaczki, choć mechanizm jest, trzeba przyznać, bardzo prosty: „wyjdzie albo nie wyjdzie” ;) Mamy też w grze różne karty aktywów finansowych, które pozwalają nam zarabiać co okrążenie. Nie ma bowiem w Duopoly stałej wypłaty po przejściu startu. To powoduje, że trudniej jest tu zarabiać niż w tradycyjnym Monopolu.
Ogólnie rzecz biorąc, Duopoly to bogatsza i ciekawsza wersja Monopoly. Panu Lesławowi przyświecał dodatkowo cel edukacji finansowej dzieci i młodzieży, co może jednak nie do końca się na razie sprawdziło, przynajmniej na moim podwórku. Nomenklatura użyta w grze brzmi zbyt poważnie i obco. Kuleje też pierwsza część rozgrywki. Niemniej, zastosowane rozwiązania powinny pozostawić w głowach dzieci więcej pożytecznych wiadomości niż Eurobiznes. Panu Lesławowi życzymy sukcesów w eksploracji tematu planszówkowej edukacji finansowej! I może z czasem użycia też innych wzorców ;)
Te dwa „obiegi” w Duopoly mogą sugerować pewne inspiracje grą „Cashflow”. Ale ten tytuł nie przyjął się jako gra edukacyjna dla dzieci i młodzieży głownie za sprawa prohibicyjnie wysokiej ceny.