Pulsar 2849, czyli nowa gra Vladimira Suchego o eksplorowaniu przestrzeni kosmicznej, polega głównie na zarządzaniu kośćmi. Hit zeszłorocznych targów w Essen, który całkiem szybko pojawił się też na polskim rynku. No i wreszcie gra w kosmosie, która mi się podoba! Dlaczego się przełamałam, polubiłam, a nawet z chęcią do niej wracam, choć wymaga czasu i odpowiedniego towarzystwa? Sprawdźcie sami.
Przede wszystkim: temat. Kosmos to temat absolutnie nie dla mnie. To wręcz ostatnie możliwe zagadnienie, którego szukam w grach planszowych. Ani mnie to nie kręci (choć fanką sci-fi w filmach i serialach jestem), ani nie pociąga, a nawet wręcz odpycha. Po nieudanym przebrnięciu przez Race for the galaxy i Roll for the galaxy było mi ciężko się przemóc, aby zagrać w Terraformację Marsa, którą swoją drogą bardzo lubię. Jednak temat głównie kosmosu, a nie tylko pojedynczego jego elementu powoduje u mnie dreszcze i ciarki – w sumie nie wiadomo dlaczego. Po Pulsar 2849 sięgnęłam więc głównie dlatego, że to w końcu Vladimir Suchy (którego Ostatnią Wolę i Klub Utracjuszy bardzo lubię!), a poza tym kocham w grach zarządzanie kośćmi. Okazało się, że kosmos jednak wcale nie jest taki straszny, jeśli mechanika jest świetna!
Nie odstraszyły mnie też grafiki, które szczerze powiedziawszy pomimo kosmicznego klimatu mają coś w sobie. Są jakieś mistyczne, tajemnicze, dlatego też gra wizualnie przyciąga. W pudełku znajdziemy całe mnóstwo najróżniejszych elementów, a przygotowanie i rozłożenie gry trochę czasu nam zajmie. Jest to jednak przyjemna część, ponieważ mamy możliwość wyboru kilku różnych wariantów punktowania końcowego, plansz technologii oraz plansz centrali. Zależnie od tego, na co się zdecydujemy – tak zaawansowana będzie rozgrywka, a przy okazji wytyczać nam będzie pewne ścieżki strategii, które powinniśmy podjąć. Warto dodać, że cała gra zajmuje naprawdę sporo miejsca na stole, więc musimy być na to przygotowani.
Pulsar 2849 oferuje całą masę możliwości – akcji. W swoim ruchu używamy dwóch kości (lub trzech, jeśli zdobyliśmy w trakcie rundy jedną dodatkową), aby wykonać jakieś akcje. A możliwości mamy tak wiele, że aż głowa boli! Na pierwszą partię zalecana jest gra bez centrali, na najbardziej podstawowe plansze technologii oraz punktowanie końcowe. I bardzo dobrze, bo żeby połapać się na początku, o co w tym wszystkim tak właściwie chodzi, może nam zająć dłuższą chwilę. W kolejnych rozgrywkach możemy już grać na bardziej zaawansowane technologie, centrale oraz punktowania końcowe, dzięki czemu każda nasza rozgrywka będzie wyglądała inaczej. Kombinacji jest naprawdę wiele, a regrywalność jest ogromna. To cieszy, szczególnie jeśli gra przypadła nam do gustu – przed nami jeszcze tyle unikatowych rozgrywek, tyle nowych funkcji, których do tej pory nie poznaliśmy! Bomba!
Jeśli komuś przyjdzie na myśl, że Pulsar 2849 to gra losowa – jest w wielkim błędzie. Autor przy tworzeniu gry nie pominął nawet faktu, żeby przy dobieraniu kości wybieranie tych o niższej wartości nie było niekorzystne. Rozwiązał to w cudowny sposób! Kiedy rzucamy kośćmi (2 na gracza + 1 dodatkowa) układamy je na miejscach odpowiadających im wartości, ustalamy medianę, a następnie kładziemy tam znacznik. W zależności więc od tego, którą kość z pola weźmiemy, musimy się przesunąć w prawo lub w lewo na jednym z dwóch pól: ustalającym kolejność, lub przyznającym kości inżynierów, które można wymieniać na czerwoną kość premiową lub na koniec gry na dodatkowe punkty. Dzięki temu przy pobieraniu kości o niższych wynikach otrzymujemy określone bonusy, a jeśli skupiamy się na pobieraniu tylko tych wysokich, może się zdarzyć, że co turę będziemy tracić punkt lub nawet dwa i będziemy ostatni w kolejce.
Wszystkie z akcji mają przyporządkowaną określoną wartość kości, dzięki której można ją wykonać. Nic nie dzieje się tu przypadkiem, bowiem możemy też wykorzystywać żetony modyfikatorów +2 lub +/- 1 do kości. Gorsze akcje wymagają mniejszej wartości, a lepsze większej, a czasem nawet kilku kości. Dodatkowo dzięki modyfikatorom możemy poruszać się na planszy dalej, niż o 6 pól. Niektóre akcje dostępne są tylko dla dwóch osób (te na technologiach), reszta daje określone bonusy głównie tylko dla jednej osoby, która je sobie przyporządkowała. W grze ogranicza nas czas – gramy przez 8 rund – oraz naprawdę ogromny wybór.
Właśnie przez ten wybór mogą zdarzyć się (a raczej na pewno się zdarzą…) paraliże decyzyjne. Tyle możliwości, że aż nie wiadomo co zrobić! Niestety są dosyć częste, szczególnie pod koniec gry. I właśnie przez nie odczuwać można downtime’y, bo wszystkie swoje akcje gracz wykonuje w jednej turze. Mi to jednak aż tak nie przeszkadza, bo z gry czerpię tylko przyjemność, a podczas tury innych graczy zawsze mogę sobie zaparzyć herbatkę ;)
Punkty możemy zdobywać w naprawdę najróżniejszy sposób, z pewnością mamy tu do czynienia z sałatką punktową. Różnie obrane strategie, a i tak do końca gry nie wiadomo, kto jest zwycięzcą, bo punktujemy w trakcie, ale i na koniec, w zupełnie inny sposób. Do zwycięstwa może nas prowadzić rozbudowana plansza technologii, na której widnieją akcje z bonusami natychmiastowymi, trwającymi przez cały czas, podczas określonych tur lub takimi, które przynoszą na koniec gry dodatkowe punkty. Transmitery to za to punkty i bonusy, ale i czerwone premiowe kości. Natomiast plansza to możliwość położenia pulsara, który co rundę może nam przynosić określone punkty, a także systemy planetarne, które przynoszą nam bonus natychmiastowy, a na koniec gry punkty – w zależności od tego, na ilu z nich mamy swoje planety.
Grę uwielbiam w szczególności na 4 graczy, ale to mój standardowy typ i ulubiona wersja przy jakimkolwiek tytule (choć doceniam też bardzo gry na większą liczbę graczy!). Natomiast rozgrywka na 2 czy 3 osoby wcale nie jest gorsza, wciąż jest zoptymalizowana i daje wiele przyjemności. No i z jakąkolwiek grupą znajomych nie zagrałabym w Pulsara – wszyscy polubili tę grę!
Instrukcja ma co prawda swoje 20 stron, ale czyta się ją naprawdę dobrze, wszystko jest przedstawione klarownie. Wystarczy, że jedna osoba poświęci na nią trochę czasu, a przekazanie zasad współgraczom nie będzie już problemem, bo właściwie jedyne co musimy wytłumaczyć, to akcje, które mamy do wykonania. Dodatkowo karty pomocy są świetne, choć nawet z nich w trakcie gry nie trzeba często korzystać, bo zasady są intuicyjne i większość z nich pamiętamy.
Pulsar 2849 to typowa gra, w której chciałbyś zrobić wszystko, ale nie możesz. Masz mnóstwo możliwości, a tylko 2 akcje na rundę, a tych z kolei jest tylko 8. Nie oznacza to jednak, że rozgrywka jest krótka – wręcz przeciwnie. Na 4 osoby trwa dobre półtorej godziny, a w międzyczasie jest tyle wymyślania, planowania i kombinowania, że aż mózg paruje nam przez uszy ;) To zdecydowanie gra warta uwagi, a jeśli lubicie zarządzanie kośćmi – pozycja obowiązkowa w kolekcji! Przy takiej zawartości pudełka i ogromnej regrywalności, za taką cenę (w Internecie kupicie ją już za ok. 100zł) jest to wręcz gra typu „must have”. I uwierzcie – nawet jeśli nie lubicie klimatów kosmicznych, spróbujcie. Warto :)
Podsumowanie:
+ zarządzanie kośćmi naprawdę działa tu dobrze
+ ogromna regrywalność
+ temat kosmosu nie jest taki straszny, jak się wydaje
+ dobra cena względem zawartości
+ ciekawie rozwiązana mechanika dobierania kości i ustalania mediany
+ niezła sałatka punktowa, wiele możliwości obrania ciekawych strategii
+ dobrze działa na każdą liczbę graczy
– zajmuje sporo miejsca na stole
– nieuniknione downtime’y oraz paraliże decyzyjne
Złożoność gry
(6/10):
Oprawa wizualna
(7/10):
Ogólna ocena
(9/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Gra tak dobra, że chce się ją polecać, zachwycać nią i głosić jej zalety. Jedna z najlepszych w swojej kategorii, której wstyd nie znać. Może mieć niewielkie wady, ale nic, co by realnie wpływało negatywnie na jej odbiór.