Polcon 2018 przywitał nas ogromną ulewą i słabą prelekcją fandomową odnośnie kontaktu z mediami branżowymi. Początki bywają trudne, a potem jest już tylko lepiej! Na pocieszenie były planszówki, turnieje, pokazy gier. Czy jednak pocieszono nas na tyle dostatecznie, żebyśmy wyjechali zadowoleni?
Zacznijmy od tego, że Polcon to nie Pyrkon i porównywać nie można, a takowe porównania słyszałam i łapałam się za głowę. Z małego konwenciku Polcon urósł do naprawdę sporego wydarzenia i nie można zapominać, że to nigdy nie była planszówkowa, a literacka impreza. To jednak nie zwalnia organizatorów do zaopatrzenia konwentu w dostatecznie dobrą jakość organizacji planszówkowej strefy, jeśli już taką planują. Niestety – choć games room miał fajne tytuły, to był otwarty tylko do 22, choć turnieje się odbywały, to nigdy nie wiadomo było gdzie (w tamtym roku w Lublinie była wyznaczona do tego specjalna sala – tak powinno być), a nawet jeśli miały się odbyć, to czasem były przekładane na inną godzinę. Wystawcy mieli bardzo ubogie możliwości jeśli chodzi o stoliki do prezentowania gier, ale kaman, podchodząc do stoiska jednego z wydawnictw (z grzeczności nazwy nie wymienię) i prosząc o wytłumaczenie mi zasad prostej gry otrzymałam do ręki instrukcję. „Przeczytajcie, krótka instrukcja, dacie radę”. Aha, ok.
Z gorzkich żali to już tyle i pomimo tych wszystkich niedogodnień najważniejsze jest dobre towarzystwo i dobre tytuły do ogrywania :) Tego pierwszego mi nie zabrakło, tego drugiego też wcale mało nie było. Szkoda tylko, że nie na każdym stoisku można było zagrać w nowości, ale games room i turnieje przy których tłumaczono zasady dawały taką możliwość.
Chyba najwięcej ogranych przeze mnie tytułów na Polconie miało miejsce przy wydawnictwie Nasza Księgarnia (pozdrawiam Janka!). Dużo szybkich i prostych gier pozwoliło nam zająć czas i przeczekać ulewę. Paszczaki zdobyły moje serce, a graliśmy w nie też wieczorem w hotelu, następnego dnia i w games roomie! Paszczakowy szał :) Gra składa się z talii kart, wśród których mamy najróżniejsze paszczaki. W swojej turze dokładamy jedną kartę do już leżących na stole (poziomo lub pionowo) i tak tworzymy linie. Jeśli położymy paszczaka z samego brzegu jednej linii, a taki sam będzie leżał na drugim brzegu – zbieramy te karty i zachowujemy jako punkty. Banał, prawda? Paszczaki są super słodkie, mega szybkie i naprawdę uzależniające!
Spodobał mi się też Najazd Turystów pana Knizi, w którym dokładamy karty do hotelu/domku o określonym kolorze lub liczbie gwiazdek. Na koniec gry ten kto zgromadził przy danym hotelu/domku najwięcej kart – dostaje punkty (od 1 do 5), druga osoba otrzymuje 1 punkt. Proste zasady, trochę kombinowania, a przy remisach punkty otrzymuje kolejny gracz. Polubiłam się z tą grą i z panem Knizią, którego ostatnio miałam już dosyć.
13 Duchów spróbowaliśmy ograć na 4 osoby, ale ten wariant totalnie nie przypadł mi do gustu. W 2 osoby jest już fajniej, ale mimo to w grze wykłada się kartę, którą się dobrało – bez opcji wyboru. Trochę bez sensu. Mimo to, uważam że to dla dzieci fajna zgadywanka połączona z dedukcją.
Miałam okazję wziąć udział w pokazie Munchkina CCG (mimo tego, że godzina została przesunięta w ostatniej chwili) ale ta gra nie trafiła do mnie kompletnie. Tak jak lubię zwykłego Munchkina (na pohybel hejterom!), tak CCG po prostu jest nie dla mnie. Blefowanie, gra do straty ostatniego życia przeciwnika, a nie uzyskania 10 poziomu jak to jest w podstawowej wersji – nie przypadły mi do gustu. No i grafiki Langa zamiast Kovalica są dostatecznym powodem na to, że po CGG już nie sięgnę.
Kiedy już się trochę przejaśniło, zagraliśmy w Manhattan, którego elementy ślicznie wyglądały w promieniach słońca (brzmi romantycznie, ale to prawda!). Gra jest prześliczna, zasady są bardzo łatwe, a sama rozgrywka nie trwa długo. W trakcie kilku rund stawiamy na planszy fragmenty naszych wieżowców o różnych wysokościach, punktując po każdej rundzie za zdominowany obszar, najwyższy wieżowiec i ogólną ilość wieżowców. Jest tutaj sporo negatywnej interakcji, bo możemy wiele napsuć przeciwnikom (lub oni nam, o zgrozo), ale też cała masa kombinowania. Spodoba się miłośnikom gier logicznych, a także tych familijnych (jeśli nie straszna im wspomniana wcześniej negatywna interakcja).
Na stoisku Fox Games zagraliśmy też przy okazji w A kysz!, czyli karciankę, w której główną mechaniką jest ta z kamień-papier-nożyce, czyli „coś zjada coś”. Gra przeznaczona jest raczej dla dzieci, ale i my bawiliśmy się całkiem dobrze. Ot, taki naprawdę szybki fillerek.
W games roomie rzuciliśmy się na głęboką wodę i od razu wypożyczyliśmy opisywany już przeze mnie Ganges (nigdy nie odmówię!) oraz Zamek Smoków, o którym wspominałam w Essen Express. Ten drugi tytuł tak bardzo przypadł mi do gustu zeszłej jesieni, że czekałam z niecierpliwością na polską wersję i kupiłam ją od razu po premierze. Spodobał się też moim znajomym, z którymi grałam, a później także rodzinie, której go pokazałam. Pro prostu świetna gra :)
Polcon oferował odwiedzającym możliwość wzięcia udziału w wielu eliminacjach do mistrzostw Polski. Ja zagrałam w Carcassonne (rozgrywki w tę grę nigdy nie odmówię), którego zmieniony system turniejowy na same duże punkty nie do końca mi się spodobał oraz we Wsiąść do Pociągu: Zjednoczone Królestwo. Temu drugiemu tytułowi postanowiłam dać szansę głównie ze względu na to, że już dawno nie grałam w żadną wersję „Pociągów”, ale też po to, żeby zebrała się odpowiednia liczba osób i turniej mógł się odbyć. Cieszę się, że uległam presji tłumu, bo Zjednoczone Królestwo sprawiło, że już nie patrzę tak sceptycznym okiem na całą serię. Więcej możliwości i kombinowania dzięki konieczności wykupywania kart technologii daje zdecydowanie więcej satysfakcji z gry niż przy Europie czy USA.
Na Polconie odbył się także organizowany przeze mnie i moją przyjaciółkę turniej Nerd Tabu – fanowskiej wersji gry Taboo, którą przygotowałam kiedyś i podarowałam jej w prezencie. Od kilku lat Nerd Tabu krąży po konwentowych turniejach i daje możliwość sprawdzić się prawdziwym geekom z takimi hasłami jak „K6” czy „John Kovalic”. Oczywiście hasła są niezbalansowane i czasem głupie, ale chodzi przede wszystkim o dobrą zabawę! Dziękujemy wszystkim, którzy przyszli na nasz turniej :)
Tegoroczny Polcon miał swoje dobre i złe strony, ale w końcu nie chodzi tylko o to, żeby po czasie wypominać błędy, a przede wszystkim o to, żeby się dobrze bawić. Ja miałam świetnych kompanów, poznałam naprawdę fantastycznych ludzi (pozdrawiam Pawła!) i jak zawsze wrócę z sentymentem na Polcon za rok. A ten za rok będzie w Białymstoku i oczekuję go już z wypiekami na twarzy, bo choć to Śledzikowo, to i do miasta mam ogromny sentyment. Widzimy się za rok!
W tym roku niestety nie mogłem się pojawić, ale za rok na pewno z Wami będę :)
Dzięki