Brass w nowym, podwójnym wydaniu. Piękne ilustracje kart i żetonów, superanckie mapy, świetne planszetki graczy, złocenia na okładce pudełka, unikalny numer na jego spodzie, kapitalne sztony… Cud, mniut, malina!
Za mało grałem w klasycznego Brassa. Ot, kilka zaledwie partii w gościnie u asioka, mistrza i arcyfana tej gry. Łomot, który dostawałem nijak mnie nie zniechęcał. Wciąż szukałem pudła dla siebie…
Wreszcie trafiła do mnie świetna wiadomość! Będzie nowe wydanie na Kickstarterze. No cóż, musiałem kupić. Nie żałuję.
Za mną kilka partii w Brass: Birmingham (na dwóch i trzech) oraz jedna w Brass: Lancashire. Świadomie zacząłem od Birmingham, bo wiedziałem że są tam nowości. A w ten sposób nie będę tylko odświeżał sobie zasad, ale poznam (i nauczę innych) czegoś nowego.
Birmingham korzysta z mechaniki standardowego Brassa. Plansza obejmuje nieco inny region Anglii, w oczy rzuca się przede wszystkim brak dostępu do morza! Nadto nieco zmodyfikowano rynki węgla i żelaza.
Akcje są takie same, a różnice widać w mniej niż połowie z nich. Połączenia w erze kolejowej budujemy nie tylko za £15 i 2 kostki węgla. Nadto musimy robotnikom dostarczyć… piwo! Ot, co! W tej wersji piwo jest stale obecne i konieczne. Pożyczki są uproszczone – £30, bez zamulania. A startujemy mając zaledwie £17.
Najwięcej zmian mamy w Sprzedaży. Przede wszystkim prócz przędzalni znanych z klasyka, pojawiły się nowe rodzaje przedsiębiorstw – manufaktury oraz wytwórnie ceramiki. Aby sprzedać cokolwiek musimy nie tylko dociągnąć połączenia do kupców, ale zwykle dołożyć piwo robotnikom pracującym przy załadunku (na żetonach widać 1 albo 2 beczki piwa). Aby emocji było więcej, czeka na nas kilka darmowych beczek piwa. Co ja piszę – darmowych! One są z premią kupiecką! Jeśli jako pierwsi dostarczamy towar, którym handlują kupcy, to możemy podnieść nasz dochód, zarobić parę funciaków, zdobyć kilka punktów, a nawet usunąć żeton niechcianego przedsiębiorstwa z planszetki. Warto o te premie zawalczyć.
Co ważne, pola kupców są na początku gry losowo obstawiane tarczami informującymi jakimi towarami chcą oni handlować. Świetnie zmienia to balans każdej rozgrywki, bo zdarza się, że któreś z miast kupieckich akurat niczym prócz dostarczaniem węgla się nie interesuje. Znika zatem pewna cecha klasycznego Brassa (niektórzy nazwali by to może i wadą) – stałe otwarcia. Birmingham wymusza na graczach każdorazową analizę planszy i możliwych powiązań.
Piwo… Nowy rodzaj drewna w grze. Prócz węgla i żelaza, które możemy produkować na planszy albo kupować na rynku mamy teraz browary (tylko na planszy) warzące bursztynowy napój bogów (w zasadach opisano to mniej romantycznie, a bardziej pragmatycznie). Dwa główne zastosowania – sprzedaż produkcji oraz budowa podwójnych połączeń kolejowych – czynią z piwa kluczowy surowiec. Tym bardziej, że nie ma go na wolnym rynku (poza dostępnym przy Sprzedaży piwem kupieckim). Nasze piwo teleportujemy (jak żelazo), ale piwo z cudzych browarów musimy przewozić. Daje to naprawdę ciekawe okazje do silnej interakcji między graczami. Aby było fajnie dodano dwa wiejskie browary, które będą pewnie sprawiać nieco problemów swoimi zasadami…
Przędzalnie są podobne w obu wersjach. Wytwórnie ceramiki są… dziwne. Dają sporo punktów, ale co drugi poziom. Ponadto nie każdy poziom można usuwać akcją Rozwoju! Po prostu musisz je wystawić na planszę. Manufaktury mają aż 8 poziomów (łącznie 11 kafelków). Są bardzo zróżnicowane. Czasem trzeba tylko gotówki, inne wymagają żelaza albo węgla, kolejne podwójnych zasobów. Do tego ich sprzedaż czasem związana jest z wykorzystaniem dwóch beczek piwa, a są i takie co „na sucho” się sprzedają. Sporo do pomyślenia jak wycisnąć z nich najwięcej pożytku.
Browary mają ważną cechę, o której trzeba pamiętać – w erze kanałowej produkują tylko 1 beczkę, a w kolejowej już dwie. Roztropnie zachować je na drugą rundę…
Nowością jest też wykorzystanie kart jokerów. Nowa akcja Rozpoznanie pozwala wymienić dwie karty z ręki na jokera lokacji i jokera przedsiębiorstw. Dzięki temu możemy budować dokładnie wszędzie. Nie ma za to akcji podwójnej.
Po partii zapoznawczej zaczęło się sycenie umysłu świetną grą. Zaiste Birmingham został dobrze przemyślany i daje dużo satysfakcji. Prócz blokowania przeciwnika mamy zmagania o dostęp do browarów. Pożyczka jest chyba trudniejsza niż wersji klasycznej, także dlatego, że na koniec gotówka jest wyłącznie łamaczem remisów. Głównie przez to, że za dużo jest do zrobienia, by tracić akcję na pożyczki. Wyniki powyżej 150 punktów wydaje się, że na początek nie są złe…
Brass: Lancashire rozegrałem po tych paru partiach w Birmingham. Z opisu w regułach wynika, że usunięto zasadę o połączeniu wirtualnym, a reszta to wyłącznie lifting wizualny. No i ograniczenie dostępności kart lokacji, aby w mniejszym gronie grać na mniejszym obszarze.
Zagrałem, aby sprawdzić czy różnice są li tylko kosmetyczne. Otóż nie. To dwie różne gry korzystające z tego samego silnika. Nie trzeba uczyć się nowych zasad, różnice są oczywiste i łatwe do zapamiętania (no, może Sprzedaż wymaga nieco skupienia), a styl grania zdecydowanie się zmienia.
Jeśli ktoś nie miał okazji poznać Brassa, bardzo polecam. Jeśli ktoś się waha czy Brass: Birmingham trzyma poziom – potwierdzam, jest dobrze. Ja jestem usatysfakcjonowany.
Wojciechu, ktoś zabiera się za polską edycję?
Tak. O ile nic nie pomieszało mi się w pamięci… ;)
To fajnie, bo może być nieco tańsza. Zwłaszcza ujęła mnie zapłata w piwie, tak podobna do wynagrodzenia pracowników najemnych i poddanych pracujących w hutach i kuźniach Zagłębia Staropolskiego. Można kiedyś odwiedzić Ropczyce i zagrać w To?
Zapraszam :)