Większość z nas skrywa jakiś wstydliwy sekret. Ja na przykład uwielbiam zdrapki. Nigdy nie wygrałam więcej niż 12 zł, ale z trudem powstrzymuje się przed stratą kolejnej złotówki, kiedy dostrzegam w kiosku kolejny kupon z fikuśną (i jednocześnie toporną) nazwą. Tak w szczenięcych latach poznawałam niebezpieczny smak hazardu.
Jednakże trudno wyobrazić sobie zastosowanie mechaniki zdrapki do gier bez prądu. Tego to jeszcze nie grali, dopóki czeskie wydawnictwo Notre Games nie postanowiło wykorzystać zdrapywania jako podstawy… kolekcjonerskiej gry karcianej (CCG) dla dwóch graczy! Pojedynek, który w przygotowaniu trzeba zdrapać? Czy to w ogóle mogło się udać?
Jaka jest zdrapka każdy widzi
W zestawie startowym znajdziemy dwa żółte patyczki, które zarówno służą do zaznaczania punktów życia naszych wojowników, jak i są narzędziem uruchomiającym nasze bronie (te intrygujące stwierdzenie zostanie dokładnie wyjaśnione w dalszej części tekstu), żeton do zdrapywania oraz kilka sztuk zdrapek (bohaterów i broni). Wszystko zapakowano do niewielkiej, metalowej puszki, mieszczącej się z łatwością do kieszeni w spodniach. Umożliwia to granie naprawdę w każdych warunkach. Tytuł ten nie zajmuje zbyt wiele miejsca po rozłożeniu (większość nie musi odbywać się nawet w fizycznej przestrzeni). Idealna pozycja do pociągu, na przerwę w pracy bądź w szkole – do porannej kawy jak znalazł.
Od samego początku obawiałam się o jakość wydania, ponieważ nie wiedziałam, czy karty wytrzymają moment zdrapywania. Jak mocno mogę naciskać? Pod jakim naporem ilustracja nie wytrzyma? Na szczęście żadna tragedia się nie wydarzyła, chociaż bronie wydają się odrobine bardziej odporne niż bohaterowie. Aczkolwiek z naszym bojowym ekwipunkiem występuje inny problem – strasznie ciężko wyjmuje się go z cieniutkiej wypraski. Szkód uniknęłam jedynie fartem. Niemniej bez obaw możemy unieść się na fali zdrapywania, gdyż wydawnictwo zadbało o odpowiednią jakość elementów.
Struktura instrukcji stopniowo wprowadza nas w coraz bardziej zaawansowane zasady gry, dzięki czemu już po 10 minutach przejdziemy do właściwiej rozgrywki. Z tłumaczeniem reguł innym graczom także nie powinno być większych kłopotów bowiem są one dość intuicyjnej oraz prościutkie. Jednak przydałyby się jakieś karty pomocy. Z czasem symboli jest coraz więcej i więcej, a pogubić się w nich jest coraz łatwiej. Ze względu na rozmiar metalowej puszki sama instrukcja nie powala na kolana swoim rozmiarem, przez co dość szybko zmęczymy sobie oczy. Dobrze, że już po pierwszym czytaniu w ogóle nie musimy do niej wracać.
W dodatkowych boosterkach zawsze znajdziemy jedną kartę bohatera i jedną kartę broni. Nie jest to liczba, która nas miło zaskoczy, ale wszystko zależy od sugerowanej ceny detalicznej, a ta na stronie wydawnictwa została ustalona na 99 koron czeskich, więc dość sporo. Wychodzi na to, że CCG zawsze równa się konieczności wydania sporej sumy pieniędzy.
Swój egzemplarz gry możemy także rozszerzyć przez stosowną aplikacje, pozwalającą na rozgrywanie drużynowych pojedynków, wprowadzanie naszych wojowników i broni dla efektów 3D, zdobycie dodatkowej zawartości… ale żadnej z tej opcji nie mogłam sprawdzić, dlatego że aplikacja nie jest dostępna poza Czechami i Słowacją. Przykrość i szkoda.
Jak zdrapać zwycięstwo?
Mechanika Scratch Wars opiera się na… kręceniu kółkiem na patyczku. Dokładnie tak. Przy okazji pozarządzamy trochę dostępnymi nam kartami. Partie nigdy nie będą trwały dłużej niż 30 minut, choć większość zamknie się w 15 minutach.
Zdrapany bohater posiada różne zdolności oraz ilość energii uzależnione od pory dnia. W przygotowaniu rozgrywki przypisujemy do naszego wojownika do 5 broni, zwracając uwagę na to, aby zgadzały się z jego umiejętnościami posługiwania się danym typowem oręża (inaczej za użycie nieznanego nam rodzaju rynsztunku zapłacimy o jedną energię więcej). I już możemy zacząć kręcić.
Broń to kółko, na którym umieszczono różnorodne symbole oznaczające odmienne efekty (atak, obrona, doładowanie energii, leczenie, zniszczenie broni itd.), mogące odpalić się natychmiastowo bądź po pewnym czasie. Broń zakładamy na patyczek i kręcimy do 4 razy, o ile wystarczy nam energii lub nie trafimy na czerwone tło efektu, wymuszające na nas natychmiastowe zakończenie naszej tury. Pomarańczowe tło pozwala nam wybrać, czy wykorzystujemy zdolność i kończymy, czy też kręcimy jeszcze raz i próbujemy uzyskać coś mocniejszego. Zielone tło to… zielone światło – kręcimy dalej, zwracając uwagę na nasze zasoby energii.
Jeżeli dany efekt zgadza się ze zdolnością naszego wojownika, to zawsze sumujemy przypisane im wartości liczbowe, tworząc spektakularne kombosy. Gra kończy się wtedy, gdy jeden z graczy zostanie pozbawiany wszystkich punktów życia. Nie musimy jednak obawiać się grania w nieskończoność. Na początku 3 rundy, po przejściu dwa razy wszystkich pór dnia, każdy odejmuje sobie po 5 punktów życia. Zwycięzca zgarnia wszystko.
Czy jeszcze lubimy zdrapki?
Scratch Wars to fajny, innowacyjny pomysł, który w praktyce okazał się bardziej zabawą niż grą. Jakiekolwiek planowanie zabija tutaj całkowcie losowość. Wszystko zależy od szczęścia w kręceniu kółkiem na patyczku. Pomysł dość oryginalny, ale po kilkunastu partiach zatęskniłam za starymi dobrymi kostkami. Dopadła mnie starcza fizyczność – po prostu rozbolał mnie nadgarstek. Jasne, nie potrzebujemy nawet stołu do gry, zaserwowano nam coś innego, lecz zapomniano trochę o funkcjonalności.
Jedyną okazję do okiełznania losowości odnajdziemy w przygotowaniu do gry. Odpowiednie dopasowanie broni i bohatera zapewni nam lepszy start. Aczkolwiek tutaj również wiele zależy od tego, ile zainwestowaliśmy w dodatkowe boosterki. Poszczególne karty różnią się swoim poziomem, a my przecież nie wiemy, co tam się trafi w paczuszce. Mimo wszystko znam wielu fanów takich rozwiązań. Jednakże w Scratch Wars nie pobawimy się w odkrywanie zależności między kartami lub nie staniemy przed wyzwaniem radzenia sobie z dostępnymi kartami bowiem właściwie nic od nas nie zależy.
Kręcimy kółkiem, rozpatrujemy efekt i lecimy dalej. Kręcimy, efekt i dalej. I tak w kółko. Chociaż partie są błyskawiczne, nie czekamy długo na swoją turę, to całość po pewnym czasie zaczyna się niesamowicie dłużyć i z niecierpliwością wypatrujemy końca. W końcu ile radości może nam dać dodawanie efektu z broni do zdolności bohatera?! Nawet zniszczenie broni rywala bądź kumulowanie ataków na następne tury nie wprowadzają żadnych interesujących mechanizmów. Wszystko to jest bardzo proste i niestety bardzo nudne.
Aczkolwiek wyobrażam sobie, w jakich grupach Scratch Wars mogłoby się przyjąć. Dla osób, które nigdy nie grały w żadne współczesne gry planszowe byłaby to dość interesująca nowinka, nie przytłaczająca liczbą reguł. Jednakże, żeby nie zniechęcić ich do naszego hobby należałoby bardzo szybko zaserwować im albo Splendor, albo Wsiąść do Pociągu ;). Drugą grupą byłyby dzieci, uwielbiające zdrapywanie, kolekcjonowanie kart oraz króciutkie gry. Reszta raczej nie znajdzie tutaj niczego dla siebie.
Warto jeszcze napisać co nieco o samym zdrapywaniu. Niewątpliwie jest to element, który przyciągnął mnie do tej gry, choć ostatecznie niesamowicie mnie rozczarował. Właściwie jest on zupełnie niepotrzebny. Boosterki i tak są chronione przez opakowanie, toteż samo wyciąganie z paczki zapewnia odpowiednią dozę emocji oraz tajemniczości. A tutaj trzeba jeszcze całość zdrapać, aby… po prostu zdrapać. Nie ma to absolutnie żadnego wpływu na mechanikę. Wyłącznie odkrywamy danego bohatera i konkretną broń. Nic więcej! Kurczę z tego pomysłu naprawdę można wycisnąć więcej – np. wybór zdolności, którą zdrapujemy, a inne stają się niedostępne lub dodatkowe efekty zdrapywane z broni, jeśli dojdziemy do określonego poziomu. Tyle możliwości, podczas gdy twórcy zaserwowali nam po prostu zdrapywanie w stanie czystym.
Scratch Wars to wyjątkowo prosta gra, ocierająca się wręcz o banalność, w której więcej zabawy niż gry. Polecam spróbować zupełnie zielonym w temacie współczesnych gier planszowych lub dzieciom, które szybko się nudzą. Jeśli lubicie na własnej skórze sprawdzić każdą nowość, to i tak was nie powstrzymam :) Innym odradzam, a sama czekam na inną pozycję, gdzie zdrapywanie zostanie potraktowane na poważnie.
Dziękujemy firmie Notre Games za przekazanie gry do recenzji.
Złożoność gry
(3/10):
Oprawa wizualna
(5/10):
Ogólna ocena
(3/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Da sie grać, ale nie bardzo jest powód, żeby to robić. Nie polecilibyśmy jej nikomu, bo potężne wady przesłaniają kompletnie nieliczne, drobne plusiki, które gdzieś tam próbują się nieśmiało wyłonić. Raczej dla desperatów.