Londyn. Ciemne uliczki osnute lekką mgłą i jedna misja do spełnienia… Misja od której zależy życie setek, a nawet tysięcy ludzkich istnień… Czy okażesz się najlepszym detektywem Scotland Yardu i ocalisz miasto przed zagładą?
W Escape Roomie byłam dwa razy – pierwszy raz podczas mojego wieczoru panieńskiego, a drugi w trakcie podróży poślubnej z mężem :). Co prawda ta informacja nie jest Wam do niczego potrzebna, ale chcę przekazać jedną istotną rzecz – zbyt doświadczona w temacie Escape Roomów nie jestem. Nie grałam też nigdy dotąd w inne tego typu gry – w serię Exit czy Unlock. I nie powiem też, żebym była mistrzynią w rozwiązywaniu zagadek i łamigłówek, ale jedno jest pewne – baaardzo lubię te emocje! Dlatego z wielkim entuzjazmem przywitałam w domu małe pudełeczko z kieszonkowym Escape Roomem od Fox Games.
Garść informacji
Gra przeznaczona jest dla 1–6 graczy, choć właściwie nie wiem, czy większa liczba osób zrobi jakąkolwiek różnicę, poza tym, że będzie nam ciasno przy stole. Zatem możemy traktować te widełki dość elastycznie. Proponowany wiek to 12+, a czas gry… zależy od Was :). A konkretniej od tego, jak sprawnie Wam pójdzie rozwiązywanie zagadek. Ja grałam we dwójkę i gra zajęła nam ok 1,5 godziny.
W pudełku znajdziemy jedynie 60 kart. Oczywiście nie licząc całej masy fantastycznych emocji, napięcia, rozgrzanych zwojów mózgowych i szalonego wyścigu z czasem. Aha, tego co prawda do gry nie załączono, ale polecam również zaopatrzyć się w jakąś nastrojową muzykę – ja postawiłam na ścieżkę dźwiękową z pierwszej części Sherlocka Holmesa. Moim zdaniem pasowała idealnie :).
Inaczej niż zwykle
Atak na Londyn okazał się dla mnie świetną przygodą pod kilkoma względami, także z punktu widzenia recenzenta :). Po raz pierwszy piszę recenzję gry po zaledwie jednej partii. I po raz pierwszy staram się ten tekst konstruować tak, aby nie zdradzać zbyt wielu szczegółów – chcę uniknąć spoilerów, dużo fajniej odkrywać wszystko samemu. Pierwsze, co mnie zaskoczyło, to to, że gra nie zawiera żadnej instrukcji. Po prostu otwieramy pudełko i zaczynamy grać. Pierwsze karty są swego rodzaju wprowadzeniem i wyjaśnieniem reguł. I to jest naprawdę fajne! Po raz pierwszy mogłam zasiąść do stołu i nie produkować się przez pół godziny z objaśnianiem zasad. Po prostu: „no to gramy” i już! Teraz wiem, że gra typu Escape Room to fajne rozwiązanie dla towarzystwa, które nie znosi długiego wprowadzania do gry. Jak miło zasiąść do partii nie wysłuchawszy uprzednio: „dobra, grajmy już, wyjaśni się w trakcie”.
Gra Atak na Londyn, jak łatwo się domyślić, jest jednorazowa. Natomiast nie niszczymy w niej żadnych elementów, więc bez problemu po zagraniu można ją sprzedać lub zamienić np. na inny tytuł w serii.
Misję czas zacząć
W grze, podobnie jak w Escape Roomie, otrzymujemy jakąś misję – zadanie, które staramy się wypełnić w jak najkrótszym lub z góry ustalonym czasie. W tym wypadku musimy uratować Londyn przed zagładą. Karty powoli wprowadzają nas w tło fabularne i coraz bardziej uchylają rąbka tajemnicy. W trakcie gry musimy rozwiązywać przeróżne zagadki. I to dosłownie „przeróżne”, bo niektóre wymagają od nas spostrzegawczości, inne logicznego myślenia, jeszcze inne sprytu, a niektóre – chyba przede wszystkim szczęścia. Jedno jest pewne –różnorodność jest spora. Podczas gry, tak jak w „prawdziwym” Escape Roomie, będziemy znajdowali różne przedmioty, które zachowamy, aby użyć ich w odpowiednim momencie oraz we właściwy sposób. Bardzo podobało mi się to, że gra nie dzieje się niejako w jednym pomieszczeniu, ale „wirtualnie” się poruszamy.
Co zrobić, jeśli utkniemy i za nic w świecie nie będziemy potrafili rozwiązać napotkanej zagadki? Oczywiście gra przewidziała taką ewentualność i pozwala nam skorzystać z kart wskazówek. Zostały one jednak tak skonstruowane, że choć idziemy na skróty, tracimy cenny czas. Nie chcę zdradzać zbyt wiele, żeby nie psuć elementu zaskoczenia, ale potwierdzam, że pomysł jest fajny.
W grze Atak na Londyn staramy się wypełnić naszą misję w jak najkrótszym czasie. Świetnym wynikiem byłoby zmieszczenie się w jednej godzinie, ale i półtorej godziny jest nie najgorszym zakończeniem. Nam się niestety nie udało. Co prawda sama gra zajęła nam nie więcej niż 90 minut, ale niestety nie wszystkie zagadki rozwiązaliśmy prawidłowo, a każda pomyłka to karne 5 minut, które musimy sobie doliczyć do czasu naszej gry. A więc, będąc szczerą, muszę przyznać, że… polegliśmy z kretesem :).
Wrażenia
Gra przede wszystkim urzekła mnie klimatem. Pomimo że nie znajdujemy się fizycznie w pomieszczeniu, które oddziałuje na wszelkie nasze zmysły, to naprawdę, jeśli się zaangażujemy, możemy fantastycznie wczuć się w historię. Bardzo polecam zadbać o to, aby zbudować trochę klimatu, choćby przez wspomnianą wcześniej muzykę. W grze występuje swoista narracja, która fajnie działa na wyobraźnię. Fabuła poprowadzona jest bardzo sprawnie, nie zabrakło nawet niezwykle zaskakującego zwrotu akcji. Zdaję sobie sprawę, że kwestia wczucia się w klimat jest sprawą dość indywidualną, ale ja muszę przyznać, że gra bardzo podziałała na moją wyobraźnię i przez cały czas towarzyszył mi przyjemny dreszcz emocji.
Podobały mi się rozwiązania mechaniczne – podział kart na zagadki i przedmioty, a przede wszystkim owo wspomniane wcześniej „wirtualne wędrowanie” po kartach, które w tym wypadku stanowią imitację kilku pomieszczeń, do których musimy się dostać. Jeśli chodzi o same zagadki, to są one bardzo różne pod względem skali trudności. Początkowo wydawało mi się, że gra jest banalnie prosta i rozwiązania przychodziły z łatwością. Z czasem robiło się coraz trudniej. Pod koniec gry już rzeczywiście czułam przepalające się zwoje mózgowe. Na niektóre odpowiedzi naprawdę trudno było wpaść. Małym minusem dla mnie było to, że kilka zagadek wymagało raczej szczęścia lub dobrej intuicji niż faktycznej wiedzy czy umiejętności. Jednak minus jest bardzo mały, bo powodowały też przyjemny efekt zaskoczenia, a o przyjemność przecież właśnie nam chodzi.
Jeśli chodzi o oprawę graficzną, to nie powala na ziemię, ale w sumie nie ma na tyle czasu, aby podziwiać w grafiki. Najważniejsze, że spełnia swoją funkcję – wszystko jest jasne, czytelne i dobrze oznaczone, a to bardzo ważne w grze, w której liczy się czas.
Podsumowując…
Atak na Londyn uważam za tytuł jak najbardziej godny uwagi. Myślę, że zainteresuje wszystkich fanów rozrywki typu Escape Room i pozwoli doznać podobnych emocji w domowym zaciszu. Dużym plusem z pewnością jest też cena, która wynosi, o ile mi wiadomo, coś między 30 a 40 zł. Dodajmy, że na grę można się zrzucić w kilka osób, a po zagraniu zamienić się z kimś na inną część serii. A więc jest to jak najbardziej dobra inwestycja. Być może dla mistrzów łamigłówek tytuł okaże się zbyt prosty, ale sądzę, że większość z nas będzie miała nie lada frajdę podczas główkowania. Wiem, że moja opinia może nie jest do końca obiektywna, bo nie mam porównania do innych planszówek typu Escape Room, ale jak na pierwszy raz, to jestem zachwycona, dlatego ode mnie solidne 8/10.
Plusy:
- małe pudełko, łatwo można je ze sobą zabrać,
- można zagrać zarówno w pojedynkę, jak i w większej ekipie,
- świetny klimat, ciekawa fabuła,
- udało się przenieść emocje z prawdziwego Escape Roomu,
- niewielka cena, możliwość wymiany (nie niszczymy żadnych elementów),
- zagadki potrafią rozgrzać zwoje mózgowe.
Minusy:
- choć gra jest kompaktowa, to potrzebujemy nieco miejsca na stole, więc raczej nie zagramy w podróży (w autobusie czy w pociągu),
- niektóre zagadki wymagają chyba bardziej szczęścia niż pomyślunku (na szczęście nieliczne).
Złożoność gry
(5/10):
Oprawa wizualna
(7/10):
Ogólna ocena
(8/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Bardzo dobry przedstawiciel swojego gatunku, godny polecania. Wady mało znaczące, nie przesłaniające mocno pozytywnego odbioru całości. Gra daje dużo satysfakcji.