Ach, to ci od Elizjum!
Autorzy The Great City of Rome popełnili już kilka znanych polskiej publiczności gier. Poza Elizjum od REBELa możemy jeszcze cieszyć się Grajeczką (Fairy Tales) od Portalu oraz Kostaryką od Lacerty. Ciekawe kto wyda Great City ;) bo nie wątpię, że gra jest tego warta. A raczej – mam nadzieję, że się takową okaże, bo cóż można powiedzieć po jednej partii?
Citybuilding
Mamy w niej kilka sprytnych mechanizmów, ale na pierwszy plan wysuwa się budowanie miasta (choć to chyba raczej będą dzielnice Rzymu, bo każdy buduje sobie). Kwadrat 4×4, tyle dostępnych w rundzie kart ilu graczy oraz walka o to, kto pierwszy będzie wybierał kartę. To właśnie ten sprytny mechanizm – znacznik pierwszego gracza wędruje zgodnie z ruchem wskazówek zegara, ale służy tylko temu, by ustawić mepelka na ścieżce. Ścieżka owa przedstawia pola złożone z cegieł i kół zębatych. Cegła – to waluta, za którą budujemy budynki (od 0 do 3) a koła zębate potrzebne będą do produkcji – odpalamy produkcję wszystkich kart produkcyjnych wtedy, gdy posiadamy ich w danej rundzie dwie sztuki. Ni mniej (wtedy można sobie co najwyżej dokupić brakujące koło), ni więcej (bo więcej nie potrzeba, a nadmiar i tak przepadnie do przyszłej rundy). A więc (wracając do naszych mepelków) – im bliżej imperatora ustawimy naszego ludka, tym mniej będziemy mieć symboli na daną rundę (resztę zawsze możemy dokupić, o ile mamy monetki) ale za to wcześniej będziemy wykonywać nasze akcje, czyli po prostu będziemy wybierać kartę budowli przed innymi graczami. Im dalej – tym więcej symboli (ostatnie miejsce to full wypas – nic nie trzeba dokupować, na wszystko starczy, nawet na najdroższy budynek) ale odpowiednio później będziemy wybierać kartę (gdy jesteśmy ostatni to nie mamy żadnego wyboru – bierzemy to co nam zostawili inni).
Przebieg rundy
- Przygotowujemy rundę – zmieniamy tor, wykładamy dostępne karty na rynek.
- Ustawiamy nasze mepelki na torze symboli.
- Począwszy od gracza najbliżej Imperatora wybieramy jedną z dostępnych kart i dokładamy ją do ręki
- Fazę budowania i produkcji (wykonujemy je w dowolnej kolejności) w zasadzie możemy wykonywać w tym samym czasie, gdyż gra nie ma bezpośredniej negatywnej interakcji – chyba, że chcemy popatrzeć co i jak budują inni.
Budowanie to wystawienie karty z ręki (na ręku nie ma limitu, ale nie oszukujmy się, dużo kart nie będziecie mieć) – o ile dysponujemy odpowiednią liczbą cegieł. W razie braku – można je dokupić. Jedna cegła kosztuje 1 monetkę. Karty to:
- budynki mieszkalne (które tworzą dzielnice, czyli obszary jeśli są połączone bokami) i punktują za każdy rodzaj budynku kulturalnego przylegający do obszaru. Wielkość zaś obszaru to mnożnik (np. obszar złożony z 3 takich samych budynków mieszkalnych oznaczonych 2-ką do którego przylegają wszystkie cztery obiekty kulturalne zapunktuje tak: 3 (bo trzy budynki) x 4 (bo cztery rodzaje kultury) x 2 (bo tyle jest warte to osiedle mieszkaniowe oznaczone 2-ką) == 24 punkty)
- obiekty kulturalne – dają bonusy w momencie budowania a na koniec gry służą do punktowania za osiedla mieszkaniowe
- świątynie – każda ma własny schemat punktowania, np. po 2 pkt za każdą świątynię, 10 punktów za minimum 4 budynki mieszkalne oznaczone 2-ką etc.
- akwedukty – im więcej tym mocniej punktują (4/12/24/40) – ale można je wystawić maksymalnie 4, bo w jednym rzędzie i jednej kolumnie może stać tylko jeden akwedukt
- oraz budynki produkcyjne – nie dają punktów, lecz co rundę, w fazie produkcji przynoszą dochód (o ile masz dwa koła zębate). Najczęściej są to monetki (to taki joker, za który możemy nabyć koła zębate i/lub cegiełki), ale czasem też zdarzają się punkty zwycięstwa, punkty wpływu (o nich za chwilę) oraz cegły.
Co trzy/cztery rundy będziemy walczyć o kartę z punktami zwycięstwa (pierwsza karta ma ich niewiele – zdaje się, że tylko 3, ostatnia kilkanaście) – zdobywa tę kartę gracz, który na koniec danej rundy ma najwięcej znaczników wpływów (pozyskiwanych z produkcji oraz za wystawianie niektórych kart). Musi je oddać do puli, a w zamian otrzymuje kartę z PZ-tami.
Gramy 14 rund, a na koniec zwycięża gracz z największą liczbą PZ
Krzyżówka
Pierwsze wrażenie po rozgrywce, że to skrzyżowanie naszego rodzimego Capitalu z Card City XL. Przy czym Capital jest doskonały sam w sobie (nie potrzebuje ulepszeń ;)) natomiast Card City oferując podobny poziom citybuildingu ma jednak o wiele bardziej skomplikowane zasady. Chwila dla reportera (czyli zastygnięcie w pozycji „czekam na olśnienie co zrobią przeciwnicy” w zasadzie jest obecna tylko w fazie ustalania kolejności. Potem idzie już sprawnie – wiemy co posiadamy (wynika to z toru kolejności) oraz bierzemy co nam zostawili. Zastanawiać się jak (i ew. co – jeśli mamy więcej kart na ręce) możemy wszyscy w tym samym czasie). To miłe. To oznacza brak przestojów.
Gra przyjemnie łechce szare komórki. Nie jest może mega wyzwaniem i nie ma też mozolnego przeliczania ani sałatki punktowej jak u pana Felda. Ale ważne są kombosy i decyzja (zwłaszcza na początku gry) w co iść. I oczywiście konsekwencja w trzymaniu się tego wyboru – o ile jest to możliwe. Wszystkie cztery akwedukty dadzą ci aż 40 pkunktów na koniec, ale … musisz pamiętać o planowaniu. Tylko jeden akwedukt w rzędzie i w kolumnie. Nie musi być to diagonal ale bardzo łatwo wpędzić się w maliny. Poza tym – trzeba liczyć (ile już zeszło, a ile zostało) aby się nie przeliczyć (część kart nie zostanie wykorzystana – tylko karty z decku oznaczonego rzymską jedynką zejdą wszystkie).
Strategia na świątynie też jest fajna. Można tworzyć niezłe kombosy.
Warto też pójść w kulturę i dzielnice mieszkaniowe. Da się też przy okazji wykosić jakieś punkty ze świątyń (są takie, co punktują za mieszkania).
Jest naprawdę wiele, wiele dróg do zwycięstwa, sporo kombosów do stworzenia, jest w czym wybierać, na co liczyć.
Mnie się gra podoba. Nie jest to Feld z sałatką punktową. Nie jest to również Capital – ale jeśli lubicie deckbuilding to na pewno warto w The Great City of Rome przynajmniej zagrać.
Ja grałam w trzy osoby. W cztery podejrzewam, że będzie odrobinę dlużej (z uwagi na decycje – gdzie się ustawić na torze imperatora), ale niewiele. W dwie osoby jest trochę inaczej – ale ponieważ jeszcze nie grałam, to nie będę gdybać. W każdym razie – uważam, że gra jest warta zauważenia i z radością zanurzę się w kolejne partie.