Phil Walker-Harding mnie do tej pory nie zawodził. A grałem we wszystkie jego gry wydane w Polsce i każdą z nich oceniam, jeżeli nie jako bardzo dobrą to co najmniej jako dobrą. Oczywiście są to gry rodzinne – lekkie, w miarę proste i mniej lub bardziej losowe. Tak więc, jeżeli definicją dobrej gry jest dla Ciebie tylko ciężki strategiczny mózgożer albo epicki ameritrash to nie masz czego w tytułach Walkera-Hardinga szukać. Jeżeli jednak jesteś graczem rodzinnym lub nawet geekiem, ale grywającym i ceniącym nieskomplikowane lecz przemyślane i absorbujące pozycje familijne to gry P.W-H okazać się dla Ciebie mogą strzałem w 10. Również i Chatka z piernika, która mimo swojej bajkowej oprawy i tematyki potrafi wciągnąć niejednego gracza.
Zapewne już po wstępie (a niektórzy może nawet po moim wpisie do poradnika świątecznego) spodziewacie się, że Chatkę z piernika ocenię wysoko. I nie mylicie się, gra mi się podobała. Choć to nie znaczy, że nie mam do niej żadnych uwag. Zacznijmy jednak od początku.
Chatka z piernika to gra kafelkowa z pojawiającą się w różnych aspektach mechaniką set collection. Jako gracze wcielamy się w wiedźmy, które rozbudowując swoje chatki będą starały się zwabić do nich błąkające się po lesie bajkowe stworzenia. Tytułowe chatki budujemy oczywiście z tytułowych pierników, których rodzajów mamy aż cztery. A to dlatego, że stwory, które chcemy zwabić są wybredne i żeby skorzystały z naszego „zaproszenia” musimy im dostarczyć łakocie w odpowiedniej liczbie i właściwym rodzaju. Dla małych postaci (jak Tomcio Paluch czy Żabi Król) potrzebujemy mniej (2) pierników, ale też przyniosą nam one mniej punktów zwycięstwa. Duże stworzenia, jak np. Smok lub Bazyliszek pochłoną nawet 7 ciastek, ale jak już je schwytamy (sic!) to nagroda również będzie duża.
Pierniki zdobywamy rozbudowując naszą chatkę. Tu mamy zastosowany mechanizm znany z Parku niedźwiedzi – ikony które zakrywamy wskazują jakie akcje wykonamy. Podstawową jest oczywiście dobór pierników. Poza piernikami mamy jednak jeszcze ikony schodów, które dają pewną elastyczność przy budowie poziomów, klatki, które pozwalają nam zarezerwować stworzenie z ogólnodostępnej wystawki (dzięki temu tylko my będziemy mogli zwabić je do siebie, ale w dalszym ciągu musimy uzbierać wymaganą liczbę pierników) oraz strzałki umożliwiające zamianę jednych ciastek na drugie.
I wydaje się, że w takiej formie gra już by działała i mogłaby się nawet sprzedać, ale na szczęście autor zabrał się za pewne twisty, które zdecydowanie urozmaicają rozgrywkę.
Tak więc mamy tu żetony gwiazdek (jokerów), które otrzymujemy każdorazowo po schwytaniu jakiejś postaci i natychmiast układały w naszej chatce. Zakrycie takiego żetonu da nam później dowolna akcję dostępną w grze.
Drugi twist to bonus za zakrycie dwóch identycznych symboli. Otóż kafelki, które dokładamy mają postać domina, więc w każdym wypadku (za wyjątkiem ułożenia żetonu gwiazdki, który jest pojedynczy), zakryjemy dwa obrazki i otrzymamy dwie akcje. No chyba że obrazki będą dokładnie takie same – wówczas daną akcję możemy wykonać trzykrotnie.
Ostatnie urozmaicenie to karny bonusów, które możemy rozgrywać w dwojaki sposób. W wersji prostszej kary bonusów to po prostu punkty zwycięstwa, w wersji pełnej są one katalizatorem pezetów. Dzięki nim możemy na koniec gry otrzymać punkty np. za liczbę radosnych lub wściekłych postaci w naszej kolekcji, albo odpowiednia rozbudowę naszej chatki.
Partia trwa do momentu aż każdy z graczy wykona 15 ruchów wyzbywając się wszystkich kafelków służących do budowy.
Chatka z piernika to gra na tyle prosta, że bez problemu nauczyłem w nią grać mojego 7-letniego syna. I to z nim (i z żoną) rozegrałem większość partii. Bo właśnie dla takiego targetu gra jest przede wszystkim przeznaczona – rodzinnego, z dziećmi od 6/7 roku życia. Co nie znaczy, że nie grałem też z geekami. I również im gra się podobała, ale raczej jako fillerek pomiędzy innymi tytułami lub na zakończenie wieczoru.
Co więc w Chatce z piernika się podobało? Mi przede wszystkim twisty nałożone na szkielet mechaniki. Dzięki bonusowi „trzeciej akcji” niżej pochylamy się nad tym w jaki sposób układamy kafelki i schodów. Za sprawą kart bonusów większego znaczenia nabiera to, które postacie chcemy zwabić i jak skonstruować naszą chatkę. Z kolei kafelki jokerów pozwalają nam niekiedy tworzyć combosy i szybko zdobyć kolejne postaci lub zastawić następne sidła.
Rozgrywka na skutek zmieniającej się wystawki z postaciami jest zdecydowanie taktyczne, ale dzięki opisanym twistom zachęca do tworzenia krótkookresowych planów i optymalizacji ruchów w ich kierunku. A to zmusza do intensywniejszego myślenia, co z kolei ma szansę spodobać się zaawansowanym planszówkowiczom. Oczywiście można też grać na zupełnym luzie wyszukując ad hoc najlepszych rozwiązań. I w taki sposób można też wygrać. Stąd też wniosek, że w Chatkę mogą wspólnie się bawić osoby znajdujące się na różnych etapach planszówkowej drogi.
Gra nie ma problemów ze skalownością i czasem rozgrywki. Chodzi dobrze w każdym składzie, nie przekraczając czasu 45 minut na jedną partię. Problemem dla niektórych może być natomiast znikoma interakcja. Pojawia się ona w zasadzie tylko w momencie wyboru postaci z wystawki oraz kart bonusów i przybiera raczej formę wyścigu niż celowych działań na szkodę przeciwnika. Pewnym problemem może stać się losowość ukryta zarówno w doborze kafelków przez graczy jak i kart postaci na wystawkę. Po prostu może się zdarzyć, że na jakimś etapie partii jednemu graczowi nic nie pasuje, podczas kiedy inni zawodnicy gromadzą punkty zwycięstwa za nowe stworzenia. Taka sytuacja nie powinna jednak trwać długo, bo zmieniające się intensywnie wystawka oraz ręka gracza z pewnością szybko odwrócą tendencję. Do plusów można też doliczyć solidne i rzetelne wykonanie gry. Grafiki może jeszcze nie są najwyższych lotów, ale za to jakość wydania budzi spory respekt (zwłaszcza grubość kafelków, z których budujemy chatkę).
To co mi się mniej podoba w Chatce z piernika to pojawiający się niekiedy brak balansu w kartach bonusów. Szczególnie dziwi mnie rozwiązania zastosowane w przypadku jednej pary kart bonusów, przy której brak balansu – w mojej opinii – jest widoczny gołym okiem. Chodzi o karty Miotły, które premiują chwytanie radosnych lub wściekłych postaci. Tyle tylko, że zysk za łapanie radosnych postaci wzrasta proporcjonalnie, podczas gdy punkty za wściekłe postacie rosną skokowo. Na koniec oznacza to, że dla zgromadzenia maksymalnej liczby 12 pkt zwycięstwa za odpowiednią kartę Miotły potrzebne jest zebranie 6 stworzeń wesołych, ale tylko 5 wściekłych, a zważywszy na to, że postać to co najmniej dwa pierniczki czyli minimum jeden ruch, jest to (przy 15 ruchach jakie mamy w całej grze) różnica znacząca.
Chatka z piernika może mieć też pewne problemy z regrywalnością. Nie ma tutaj mechanizmów na tyle różnicujących partie, żeby każda z nich przynosiła odmienne wrażenia. Niby wchodzą do gry różne karty bonusów, a gracze za każdym razem dostają inny zestaw kafelków, ale ani jedne ani drugie nie są na tyle odmienne od siebie, żeby dostatecznie różnicować rozgrywkę. Ja póki co zagrałem 7 partii w krótkich odstępach czasu i przyznam, że na razie więcej mi się nie chce. To jednak nie oznacza, że do gry kiedyś nie wrócę, bo dalej pozostaje to tytuł dobry. Po prostu w przypadku zbyt intensywnego ogrywania może się znudzić i jakiś czas nie będziemy do niej chcieli wracać. W tym aspekcie Park niedźwiedzi sprawdzał się jednak lepiej, bo w nim cele były dużo bardziej zróżnicowane i losowało się ich mniej, a dodatkowo powierzchnia parku i znacząco różne kształt kafli dawały dużo więcej możliwości planowania przestrzennego.
Podsumowując, Chatka z piernika to kolejna dobra pozycja od pana Walkera-Hardinga. Prostota reguł kryje za sobą dużo ciekawych i nieoczywistych wyborów, które mogą przyciągnąć do stołu również zaawansowanych graczy. Jest to tytuł przeznaczony głównie dla graczy familijnych, ale może też pełnić rolę fillereka między cięższymi pozycjami. W grze zwraca uwagę m.in. solidne wykonanie, płynność rozgrywki, dobra skalowność i spora liczbę podejmowanych decyzji. Brak elementów różnicujących partie powoduje co prawda, że po bardziej intensywnym ogrywaniu gra może się znudzić i na jakiś czas wylądować na półkę. Pozostaje to jednak na tyle dobry tytuł, że jestem w stanie polecić kupić go w ciemno.
Złożoność gry
(4/10):
Oprawa wizualna
(7/10):
Ogólna ocena
(7,5/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Dobry, solidny produkt. Gra może nie wybitnie oryginalna, ale wciąż zapewnia satysfakcjonującą rozgrywkę. Na pewno warto ją przynajmniej wypróbować. Do ulubionych gier jednak nie będzie należała.