Day of Wonders to wydawca, którego gry do tej pory brałem w ciemno. Wsiąść do pociągu, Small World, Quadropolis, Pięć klanów czy Yamatai – kolejne tytuły wydawnictwa urzekały mnie już samym wykonaniem na tyle, że z miejsca trafiały na moją wishlistę. Ostatecznie wszystkie gry okazywały się też na tyle dobrymi pozycjami, że zagościły na stałe w mojej kolekcji. Taki los był przeznaczony również The River, czyli najnowszemu tytułowi ze stajni DoW, wydanemu w Polsce przez Rebel.
The River idealnie wpasowała się linię wydawniczą DoW. Lekki, familijny tytuł dla 2-4 graczy od 8 roku życia, z czasem rozgrywki nie przekraczającym trzech kwadransów. Z kolorowej okładki, przedstawiającej tytułową rzekę uśmiechały się do mnie trzy postacie zasiedlające odkryte tereny. Już ta przepiękna grafika wystarczyła, żeby kupić moje zainteresowanie.
Później było już tylko lepiej…
Pojawiły się pierwsze recenzje. 9/10 od Kaczmara, pozytywna ocena Piotrka z Granie w Chmurach i porównanie gry do mojej ukochanej Epoki Kamienia sprawiły, że narzekania Magota uznałem za przesadzone.
Kiedy już gra trafiła w mojej ręce w środku znalazłem grube kafle, kształtne znaczniki, urocze grafiki na planszy oraz kolorową i zwięzłą instrukcją. Gra urzekła mnie wykonaniem, czas było przejść do mechaniki.
The River okazało się prostym worker placementem, w którym gracze płynąc wzdłuż tytułowej rzeki odkrywają kolejne źródła zasobów, budują magazyny, a niekiedy nawet osiedlają się na nowo odkrytym lądzie. Celem graczy jest budowa – za zgromadzone surowce – budynków, które przynoszą punkty zwycięstwa i żetony premii (które również dają PZ). Wśród dostępnych akcji mamy dobór surowców, dołożenie kafelka rzeki, rezerwację lub postawienie budynku czy przejęcie znacznika pierwszeństwa.
Koniec rozgrywki następuje w momencie, kiedy któryś z graczy zbuduje swój 5 budynek (4 w rozgrywce dwuosobowej) lub zapełni wszystkie 12 pól rzeki. Punkty zwycięstwa liczone są za posiadane budynki, żetony premii, odpowiednie ułożenie płytek terenu i pozostałe graczom surowce.
… aż do momentu pierwszej rozgrywki
Zasady proponowały kilka ciekawych rozwiązań, które zapowiadały całkiem ciekawy tytuł mający szansę rywalizować np. z Epoką kamienia. Zarządzanie kopalniami i miejscem magazynowym w taki sposób, żeby nasze magazyny mogły pomieścić wszystkie zebrane zasoby, odkrywanie rzeki z jednej strony zapewniające dostęp do nowych zasobów, z drugiej zmniejszające od pewnego momentu pulę naszych robotników, rezerwacja domów, która kosztem ruchu pozwalała zmniejszyć ilość potrzebnych do budowy zasobów – to wszystko rozwiązania fajne. Niestety – jak pokazały rozegrane partie – ich potencjał nie został chyba odpowiednio wykorzystany.
Rozgrywka 3-osobowa była poprawna, nie budziła ona żadnych emocji, a w pewnych momentach, można by rzec, że nawet wiało nudą. Najlepsze ruchy szybko wydały się oczywiste, przez co każdy z grających po pewnym rozbudowaniu rzeki (zazwyczaj do etapu przed stratą pierwszego meepla), wykonywał podobne akcje na zmianę zbierając surowce i wydając je na budowę budynków. Na koniec dnia każdy z graczy postawił swój ostatni domek w tej samej rundzie, a różnice punktowe wynikały jedynie z ułożenia kafli na rzece.
Brak emocji był jednak niczym w porównaniu do tego co czekało w rozgrywce 4-osobowej. W pełnym składzie nie zmieniła się liczba dostępnych surowców i kart budynków (zmiany w setupie polegały jedynie na dołożeniu większej liczby kafli rzeki). Spowodowało to, że mniej więcej w połowie partii gra się zepsuła, bo ludzie nie mieli gdzie stawiać swoich ludzików (nie chodzi tu o fizyczny brak miejsc, a opłacalność dostępnych na nich akcji). Najbardziej pożądanym polem stała się akcja rezerwacji kart budowli, która dawała szansę na szybkie postawienie budynku. Ograniczona pojemność pola powodowała jednak, że z akcji tej mogło skorzystać jedynie dwóch pierwszych graczy.
Nastąpiła też dziwna blokada surowców, ponieważ osoby, które nie mogły kupić dostępnych budynków gromadziły surowce na kolejne (mimo że, przez losowy dobór kart, nie wiedziały jakie surowce będą potrzebne), jednocześnie blokując dostęp do nich graczom, którzy karty zarezerwowali. Zwiększona pula kafli rzeki powodowała z kolei, że rozbudowane włości szybko wyczerpywały źródła zasobów uniemożliwiając korzystanie z nich innym.
W drugie części partii prowadziło to do absurdalnej sytuacji, kiedy jeden z grających posiadał niemal całych zasób drewna uniemożliwiając zdobycie go pozostałym, a jednocześnie nie miał możliwości budowy budynków ze względu na brak innego niezbędnego zasobu. W tym momencie gra w zasadzie stanęła, a koleje wybory graczy nie miały w danej rundzie żadnego znaczenia. Co rundę następowało co prawda wyłożenia na planszę nowych budynków, te jednak nie resetowały się całkowicie, a były jedynie dokładane na puste miejsca, co znowu ograniczało pule dostępnych opcji. Najgorsze, że sytuacja taka powtarzała się do końca gry. Przyznam szczerze, że chyba żadna partia w 2018 r. mnie tak nie sfrustrowała jak opisana wyżej rozgrywka w The River.
Na koniec rozegrałem jeszcze dwie partie dwuosobowe z moim 7-letnim synem. Gra, choć chodziła lepiej niż w składzie czeroosobowym, w dalszym ciągu dostarczała zbyt mało emocji, żebym chciał do niej wracać w kolejnych partiach.
Podsumowując…
The River było chyba moim największym rozczarowaniem 2018 r. Tym większym, że za sprawą wydawcy i wcześniejszych recenzji z grą wiązałem naprawdę spore nadzieje. Nie przeszkadzała mi prostota zasad czy rodzinny, nieskomplikowany poziom zabawy, bo dokładnie tego się po tym tytule spodziewałem. Zniechęcił mnie jednak trywialny charakter rozgrywki i ewidentne niedociągnięcia – zwłaszcza w rozgrywce 4-osobowej – które psuły jakiekolwiek radość z zabawy i skutecznie dusiły chęć rozegrania kolejnych partii. Niestety, tym razem dałem się nabrać uroczej okładce i magii wydawcy, ale przy kolejnej okazji będę już ostrożniejszy.
Złożoność gry
(4/10):
Oprawa wizualna
(9/10):
Ogólna ocena
(5/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Ot, nie mogę powiedzieć, że gra jest zła, ale też nie znajduje w niej niczego takiego, co skłoniłoby mnie, żeby ją polecać, czyli totalny przeciętniak. Sporo istotnych wad wpływających na grywalność. Odczuwalne zalety powodują jednak, że osoby będące fanami gatunku – mogą znaleźć w niej coś dla siebie.
A może coś źle graliście? Na pewno wszystko zgodnie z zasadami?
No w końcu Kaczmar dał 9/10…
A może to Kaczmar coś źle grał..?
Mam za sobą kilka partii w składzie trzyosobowym i „trywialny charakter rozgrywki” to najlepsze podsumowanie tego, co ta gra oferuje. Niestety, też nabrałem się na ładne pudełko i opis czekających nas przygód.
Grałem dobrze :). Aż sprawdzałem, bo nie mogłem uwierzyć, że tak udało nam się zepsuć grę, żeby nie było w niej co robić. Niestety zawód ogromny, przynajmniej dla mnie :/