Projektant: Matt Leacock, Paolo Mori
Liczba graczy: 1-5
Czas gry: ok. 60 min.
Wiek: 8+
Rok wydania: 2018 (PL: 2019)
Wydawca PL: Rebel.pl
Instrukcja: PDF
Ranking BGG: 7.9
Pandemic
O Pandemii napisano już tyle, że chyba nie ma sensu się powtarzać. Łapka w górę, kto nie grał w (jakąkolwiek) Pandemię? Dla tych co nie mieli tej przyjemności – to kooperacyjna gra, w której ratujemy świat przed … pandemią ;). Esencją gry są cztery choroby (rozprzestrzenianie tych chorób zaznaczamy kolorowymi kosteczkami), karty miast (na rękach graczy – spośród tych kart trzeba będzie odrzucać komplet kart w kolorze odpowiadającym chorobie, na którą chcemy wynaleźć lekarstwo) oraz karty infekcji, które po każdej turze gracza określają w jakim mieście wybuchają ogniska chorobowe (do jakich miast dokładamy kostki).
Aby wygrać trzeba „uzdrowić” świat tj. wynaleźć lekarstwo na wszystkie cztery choroby. Nie jest to proste, bo przy każdym wybuchu epidemii (karty epidemii znajdują się wśród kart infekcji) lub co gorsza pandemii (dzieje się to wtedy, gdy musimy dołożyć czwarty znacznik danego koloru do miasta – zamiast tego infekujemy wszystkie miasta w okolicy) przesuwamy się na torze epidemii i/lub pandemii i jest coraz trudniej grać.
Przegrać można na wiele różnych sposobów – najczęstszy to ten gdy dojdziemy do końca toru pandemii albo skończą nam się zarazki (tj. znaczniki) jakiejś choroby.
Upadek Rzymu
Pandemia doczekała się wielu różnych wcieleń, od Zakazanej wyspy (wersja uproszczona, typowo familijna, ślicznie wydana – idealna dla rodzin z dziećmi), przez klimatyczny Czas Cthulhu (upraszczający karty miast i łączący oba tory – pandemii i epidemii – w jeden tor Przedwiecznych. A przesunięcie się na nim, czyli obudzenie kolejnego Przedwiecznego zwykle robiło nam jakieś brzydkie rzeczy. I za to kocham Cthulhu), przez wersję kościaną (Pandemia: Lekarstwo) aż po Pandemię Legacy, co do której zdania są podzielone – albo się ją kocha (ten dreszcz emocji, gdy się rozgrywa kampanię i nie można cofnąć pewnych decyzji), albo nienawidzi (kto wpadł na ten durny pomysł, by niszczyć elementy gry?).
Upadek Rzymu – jak się słusznie wszyscy zapewne domyślają – nie jest zwykłym przetematowieniem Pandemii. Poza otoczką fabularną, w której nie ratujemy świata przed pandemią, lecz staramy się nie dopuścić do zalewu barbarzyńców i tym samym upadku Rzymu mamy też kilka istotnych zmian mechanicznych.
Po pierwsze – mamy 5 plemion. Każde z nich ma swoje trasy migracji. Kiedy najeżdżamy jakieś miasto (tj. ciągniemy kartę barbarzyńcy z tym miastem – odpowiednik zarażania miasta w klasycznej Pandemii) nie dokładamy znaczników we wskazanym kolorze bezpośrednio do tego miasta, lecz sprawdzamy wstecznie całą ścieżkę migracji danego plemienia. Inaczej mówiąc:
– dla matematyków: funkcja najazdu miasta jest do pewnego stopnia funkcją rekurencyjną polegającą na tym, że dokładamy znacznik do miasta jeśli w tym lub poprzednim (na ścieżce migracji) mieście jest już znacznik danego koloru, a jeśli nie, wykonujemy funkcję najazdu na mieście poprzednim.
– dla humanistów i historyków: najazd miasta to symulacja napływu ludności wzdłuż ścieżek migracji w kierunku tego miasta.
Przy pierwszej partii może to sprawić trochę kłopotu (mnie sprawiło) – nazwy miast są z epoki (dawnej, a nie współczesnej) i nie wszystkim się od razu kojarzą, ścieżek jeszcze dobrze nie znamy i musimy uważnie patrzeć jak przebiegają. Ale od drugiej partii to już luzik.
Po drugie – zmianie ulegają też niektóre akcje. Najważniejsze to usuwanie kosteczek na planszy. Tym razem nie wystarczy jej zdjąć w ramach akcji. Trzeba mieć na tym polu legionistę!
O, przechodzimy tym samym do trzeciej zmiany – w grze mamy legionistów.
Legioniści
Możemy ich rekrutować (w fortach, czyli odpowiednikach stacji badawczych), zabierać ze sobą oraz wykorzystywać w bitwach, których owocem jest właśnie usuwanie kosteczek chorób barbarzyńców. W bitwie rzucamy tyloma kostkami ilu mamy legionistów na polu (ale nie więcej niż 3) i wykonujemy efekt: tracimy legionistów i/lub usuwamy barbarzyńców a czasem wykonujemy efekt specjalny naszej postaci.
Czyli trudniej jest pozbyć się kostek z planszy, bo legioniści na drzewach nie rosną, a nader chętnie giną w walce i trzeba skądś nowych pozyskiwać. Legioniści mają jednak swoje dobre strony – umiejętnie poustawiani na planszy chronią nasze miasta. Gdy bowiem musimy dołożyć kostkę w jakimś mieści, w którym stacjonuje legionista – zamiast tego usuwamy legionistę.
Legioniści to potężna broń i w moim odczuciu trzon tej gry. To przede wszystkim w oparciu o legionistów budujemy naszą strategię. To oni są kluczem do zwycięstwa. I choć jest tu spora dawka losowości, to bardzo mi się to rozwiązanie podoba.
Im dalej w las – z jednej strony trudniej, bo coraz mniej legionistów możemy rekrutować w fortach (na początku aż trzech, pod koniec tylko jednego) i coraz więcej kart barbarzyńców ciągniemy zalewając nimi nasze Cesarstwo. Z drugiej jednak strony – gdy już mamy zawarte przymierze z jakimś plemieniem (odpowiednik wynalezienia choroby) to co prawda oni nadal najeżdżają nasz obszar, ale w ramach akcji rekrutacji możemy zamienić wszystkie znaczniki barbarzyńcy na danym polu na legionistów.
Nie jest to jedyna zmiana. Postacie którymi gramy mają dostosowane umiejętności do realiów gry (i nie będę ich wszystkich tu wymieniać). Mamy miasta portowe (przepływamy od portu do portu, a nie latamy samolotami gdzie chcemy – ale za to odrzucamy kartę w kolorze miasta docelowego, a nie kartę tego konkretnego miasta). Zawierając przymierze nie musimy być w mieście ufortyfikowanym, lecz na polu, na którym znajduje się przedstawiciel plemienia czyli przynajmniej jedna kostka barbarzyńcy tego koloru (no bo co kurcze blade! przecież faks wynaleziono dopiero w XIX wieku). Te wszystkie zmiany bardzo pozytywnie wpływają na klimat gry.
I jeszcze słowo o trybie solo
W klasycznej Pandemii – jeśli mnie pamięć nie myli – można było zagrać w pojedynkę po prostu prowadząc np. czterech badaczy. Upadek Rzymu przewiduje dedykowany tryb solo, w którym gra się przyjemniej, gdyż wszystkie postaci mają wspólną pulę kart (uwaga! ona też ma ograniczenie do siedmiu) ale za to mamy Skarbiec, czyli karty miast leżące obok planszy (początkowo trzy), z których możemy korzystać w ramach akcji spisku (czyli wymiany kart).
Gradacja doznań
Upadek Rzymu jest IMHO jedną z lepszych produkcji typu Pandemic. Pierwsza partia nie rzuciła mnie na kolana. Bylam lekko zdezorientowana ścieżkami migracji i mapą, na której trudno było mi się poruszać. Ale każda następna partia robiła coraz większą furorę… oj, to jest naprawdę bardzo dobrze dopracowana Pandemia.
Lubiłam oryginalną Pandemię.
Czas Cthulhu spodobał mi się jeszcze bardziej (najbardziej lubię budzić Przedwiecznych).
Za Upadkiem Rzymu wprost szaleję. Nie mam i raczej nie będę miała porównania z Legacy (druga pozycja na BGG zobowiązuje… ale ja należę do tej części fandomu, która z założenia nie lubi niszczyć gier) – więc wyłączając z tego rankingu Legacy – na dzień dzisiejszy uważam, że Upadek Rzymu to najlepszy Pandemic jaki ujrzał światło dzienne.
Grę Pandemic: Upadek Rzymu kupisz w sklepie
Dziękujemy firmie REBEL.pl za przekazanie gry do recenzji.
Złożoność gry
(5/10):
Oprawa wizualna
(9/10):
Ogólna ocena
(10/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Gra praktycznie bez wad, genialna i to nie tylko w swojej kategorii. Ma ogromną szansę spodobać się nawet ludziom, którzy dotąd omijali ten typ gier szerokim łukiem.
A Pandemic: Iberia? :)
A Pandemic: Iberia mnie ominęła :)
Dobra jest? warto?
Bardzo inna, mimo że wciąż bliżej jej tematycznie i mechanicznie do klasycznej niż Rzym. Bez lotów i szczególnie z poruszającymi się chorymi (jest taki wariant, okropnie wypala zwoje), budowanie kolei i niemożnością wyleczenia choroby gra się inaczej i moim zdaniem trudniej niż w pierwowzór. Dobre to i warto. :)
Brzmi ciekawie. Dzięki za polecenie. Ląduje na celowniku :)