Reykholt
Projektant: Uwe Rosenberg
Czas gry: 30-60 min.
Liczba graczy: 1-4
Wiek: 12+
Mechanika: Worker Placement
Ranking BGG: 6.9
Rok wydania: 2018 (PL: 2019)
Wydawca PL: Portal Games
Instrukcja: PDF
Witajcie w agrokulturze Islandii. Będziecie tu uprawiać pomidory, marchewki i sałaty. Szalony pomysł? na pierwszy rzut oka tak, ale energia geotermalna wyspy zasili wasze szklarnie i pozwoli ci wyhodować niesamowite odmiany warzyw. Uwe Rosenberg wraca do tego, co mu wychodzi najlepiej – uprawa roli :)
Reykholt to w pewnym sensie taka lekka, powiedziałabym nawet uproszczona, acz specyficzna Agricola. W zasadzie jedynymi czynnościami w tej grze będzie nabywanie szklarni i uprawa w nich pięciu (i tylko pięciu!) rodzajów warzyw: pomidorów, sałaty, grzybów, kalafiora i marchewek. Żadnych zwierząt, żadnych pól, budowania zagród, karczowania lasu czy osuszania bagien. Nic tylko sadź i zbieraj. I wiecie co… ma to swój niepowtarzalny urok!
Gra to klasyczny worker placement: plansza podzielona na pola – a żadne z nich nie może być wykorzystane podwójnie. Kto się tam postawi, ten blokuje je do końca rundy. W pewnym sensie jest ona zorganizowana w cztery kolumny: Działki, Pola, Targu i Ratusza – ale ma to głównie znaczenie porządkujące (np. szklarnie nabywasz na polach Działki, a sprzedajesz je za miejsce przy stołach w kolumnie Ratusza) oraz wykorzystywane jest na niektórych kartach usług.
Pewną innowacją jest tor punktacji, ale może po kolei, najpierw powiem jak gramy. A gramy przez siedem (najczęściej) rund, które podzielone są na cztery fazy:
- Czas pracy – podczas którego wysyłamy robotników na plansze by zdobywali dla nas nowe szklarnie, sadzili roślinki, zbierali plony oraz ewentualnie zobywali warzywa w inny sposób (tj. na Targu np. weź dwa pomidory albo dwie sałaty).
- Czas zbiorów – w sposób znany z Agricoli zbieramy z każdego naszego poletka (ups, przepraszam, szklarni) po jednym warzywku
- Czas zwiedzania – to jest właśnie to co jest oryginalnego w Reykholt. Tor punktacji to stoły zastawione warzywami. Aby przesunąć się dalej, trzeba po prostu zapłacić tyloma warzywami (i takimi warzywami) jakie są wskazane przy następnym stole. Zaczynamy skromniutko, po jednym warzywku, kończymy na 6 warzywach tego samego typu, a jeśli przyjdzie nam obrócić tor punktacji, to może się okazać, że trzeba będzie zapłacić i 7 albo 8 (co mnie się jeszcze nigdy nie zdarzyło). Co ciekawe – raz podczas tej fazy – zamiast płacić można (a nawet trzeba ten bonus wykorzystać) pobrać wskazane warzywa, aby się przesunąć na dany stół. To też jeden ze sposobów na zdobycie tego, czego wam brak. To też może być sposób na ominięcie uprawy jednego z 5 warzyw…. jeśli taka wasza wola.
- Czas powrotu do domu, czyli po prostu sprzątania – nic innego tylko zabieramy naszą familię z planszy.
Po siedmiu rundach wygrywa gracz, który siedzi przy najdalszym stole. Ot, i wszystko!
Choć nie do końca wszystko jeśli chodzi o elementy gry. Nie wspomniałam jeszcze o dwóch aspektach. Jeden z nich to karty usług. Jest takie pole, które pozwala nabyć (a w grze 3 i 4-osobowej również współdzielić od sąsiada) kartę, która da nam efekt – jednorazowy i natychmiastowy (np. zasadź po jednym warzywku z każdego rodzaju w twojej szklarni 5-elementowej, o ile taką posiadasz pustą i gotową do przyjęcia sadzonek) lub permanentny (np. na początku każdej rundy możesz zasadzić jeden raz – o ile masz wolną szklarnię). Nawiasem mówiąc, sadzenie polega na wzięciu z własnych zasobów jednego znacznika, położeniu go w pustej szklarni i uzupełnieniu szklarni znacznikami tego samego typu pobranymi z zasobów ogólnych, czyli tak jak w Agricoli.
Karty usług są ciekawym elementem, urozmaicającym rozgrywkę, odpowiadającym też za regrywalność, gdyż mamy sześć zestawów takich kart a i tak z każdego zestawu losujemy karty (nie wchodzą wszystkie do gry).
Drugim elementem jest tryb przygody. Każdy scenariusz (jest ich pięć) stawia nowe wyzwania: modyfikuje rozgrywkę poprzez dodatkowe zasady (np. słabsze zbiory) i wprowadza dodatkowe warunki zwycięstwa (np. dotarcie do stołu z 4 pomidorami, posiadanie w swoich zasobach określonych warzyw etc.).
Jakby tego było jeszcze mało w każdej rundzie losujemy jedną kartę wydarzenia i rozpatrujemy ją na początku tej rundy. Są to wydarzenia zarówno pozytywne jak i negatywne (i nie wszystkie wejdą do gry, bo jest ich bodajże 12 a najdłuższy scenariusz jaki przyjdzie wam grać składa się z 8 rund). A więc może się okazać, że dostaniecie jakieś warzywko za darmo, alb wręcz przeciwnie, trzeba będzie coś odrzucić. Czasem będą premiowani / karani tylko niektórzy gracze (spełniający dany warunek). Podnosi do w istotny sposób nieprzeprzewidywalność gry. Mnie nie podoba się to, że odkrywamy kartę w ciemno i od razu rozpatrujemy. To nie jest wydarzenie, które obowiązuje i do którego można się w jakiś – mniej lub bardziej udany – sposób przygotować podczas rundy. Ot, bach, modyfikacja, na którą nie masz wpływu.
A wracając do samych scenariuszy powiem jeszcze tyle, że nie są one łatwe. Ja – mimo miłości jaką darzę pana Resenberga i jego agrikulturalne pozycje – chyba nie umiem grać w Reykholta, a już na pewno nie umiem zagrać solo. Owszem, zdarza mi się wygrywać (widać inni też mają problem z hodowaniem marhewek i pomidorów), ale jak wchodzą do gry scenaiursze, albo rozgrywam tryb solo, to kudy mi tam tam do wygranej. Ot, miastowy człowiek się kłania ;)
Mimo wszystko lubię w Reykholta grać i nie mogę się doczekać już polskiego wydania (istotnie poszerzy mi się grono współgraczy), bo niestety – choć niewiele – ale jednak trochę tego tekstu jest – na polach akcji ilustracje są intuicyjne, ale już karty usług trzeba przeczytać i zrozumieć.
Podoba mi się:
- niewielka liczba akcji i tylko pięć warzywek do uprawy – poziom wejścia jest niski, ale wygrać nie jest łatwo – trzeba się nakombinować i myśleć długofalowo
- rozbrajają mnie drewniane znaczniki oraz skrzynki na warzywa
- tor punktacji wraz z jego bonusem – przesuwanie się po tym torze również jest elementem strategicznym (bonus można wziąć nawet wtedy, gdy ma się odpowiednią liczbę warzyw do zapłaty)
- krótka kołderka (chyba tylko raz udało mi się zagrać tak, że starczyło mi warzyw tak jak sobie zaplanowałam), przeważnie brakuje tej jednej akcji na koniec gry ;)
- tryb przygody
Nie podoba mi się:
- tylko pięć warzyw – zawsze robimy to samo. To IMHO zarówno zaleta jak i wada – jeden sposób punktowania, jedna ścieżka wiodąca do zwycięstwa, zażarta walka o zasoby. Zwłaszcza widać to w partiach 2-osobowych, po kilku rozgrywkach może wkraść się znudzenie
- karty wydarzeń – kompletnie w ciemno, wprowadzają losowość na którą nie mamy wpływu, gdyż rozpatrywane są na początku rundy, a nie pod koniec, nie można więc się na to przygotować, co może – choć nie musi – rozwalić misterny plan. No, gwoli sprawiedliwości – może też nieoczekiwanie pomóc.
- bywają przestoje, zwłaszcza wtedy, gdy ktoś się nam wciśnie na upatrzone pole akcji.