Newton
Projektant: Simone Luciani, Nestore Mangone
Liczba graczy: 1-4
Czas gry: 90 min.
Wiek: 14+
Ranking BGG: 7.7
Rok wydania: 2018 (PL: 2019)
Wydawca PL: Lucrum Games
Instrukcja PDF: do pobrania ze strony wydawcy
Nestore Mangone nie jest zbyt znanym projektantem, ale na dźwięk nazwiska Simone Luciani powinno zabić niejedno serce. Współtworzył takie tytuły jak Tzolk’in, Lorenzo il Magnifico, Council of 4, Grand Austria Hotel, czy Podróże Marco Polo.
Newton dobrze wpisuje się w tę galerię eurosucharków. Bardzo dobrze działająca mechanika, wiele dróg do zwycięstwa i klimat na doczepkę – to cechy charakterystyczne tej gry.
Zagramy 6 rund, podczas których będziemy podróżować po Europie, kształcić studentów (a może to studenci będę rozwijać technologię – i tak nie ma to znaczenia: będziemy przesuwać ludziki po wybranych ścieżkach), pracować (gdyż bez pieniędzy nie da się wiele uczynić), tworzyć bibliotekę oraz rozbudowywać talię (formalnie nazywa się to uczęszczaniem na wykłady ;)). Wszystkie te działania mają na celu zdobywanie punktów zwycięstwa. Najwięcej da nam umiejętnie budowana biblioteka oraz dotarcie do wybranych celów na ścieżkach rozwoju technologicznego. Będziemy też zdobywać bonusy, które pozwolą nam się lepiej rozwijać.
Newton ma kilka ciekawych mechanik. Jedną z nich jest eliminacja wybranej karty na koniec każdej rundy – co wymusza rozbudowę talii. Bez tego bowiem w ostatniej rundzie zostalibyśmy raptem z jedną kartą na ręku, a do zagrania w trakcie rundy mamy ich 5. W talii startowej mamy zaś tylko 6 kart – po jednej akcji plus joker. Jak tracimy kartę na koniec rundy? Wybieramy jedną z zagranych kart i wsuwany pod nasze biurko. Karta ta staje się niedostępna – ale widoczny symbol akcji działa jak wzmocnienie.
Mamy pięć akcji do wyboru:
Książka, czyli rozbudowa biblioteki.
Mechanicznie: możemy położyć żeton ksiąg na wybranym miejscu – o ile spełniamy wymagane warunki, a jest to posiadanie określonych ksiąg na biurku lub wizyta w jakimś miejscu w Europie – co nabywamy wykonując akcje podróżowania
Kompas, czyli podróżowanie.
Mechanicznie: przesuwany naszego naukowca o określoną liczbę pól zostawiając kosteczke podróży na polu, na którym skończyliśmy ruch, przy okazji korzystając z bonusu (bonusów).
Technologia, czyli kształcenie studentów.
Mechanicznie: przesuwamy wybranego studenta na planszy technologii korzystając z bonusów, które zdobędziemy po drodze. Obowiązuje tu senso unico tj. raz obranej ścieżki rozwoju nie możemy zmienić. Niektóre z nich kończą się polem celu – takim, które zapunktuje dla was na koniec gry (o ile będziecie grać pod ten cel) np. uzbieracie komplety różnokolorowych ksiąg na kartach, albo zostawicie swoje kostki podróży na starożytnych ruinach. Ale nie wszystkie ścieżki rozwoju kończą się takiim celem – niektóre kończą się szybko i szybko dają fajny bonus, ale prowadzą donikąd jeśli chodzi o końcową punktację. Co nie znaczy, że są niepotrzebne – wszystko zależy od wybranej strategii.
Linijka (a może to suwmiarka) zwana przez nas – nie wiedzieć czemu – cyrklem. To symbol pracy.
Mechanicznie – przesuwamy swój znacznik po torze pracy za każde pole pobierając monetkę a od czasu do czasu trafiając na bonus.
Biret, czyli wykłady.
Mechanicznie – bierzemy na rękę jedną z dostępnych w puli kart. To jaką kartę możemy pozyskać zależy od siły akcji.
Drugim ciekawym elementem jest siła akcji. To liczba symboli, jakie widnieją na naszym biurku włącznie z symbolem zagranej karty. Początkowo nie ma szału – w talii startowej mamy po jednej karcie z każdej akcji plus jokera. Biurko każdego gracza wyposażone jest też w jeden dodatkowy symbol – pracy, kształcenia, biblioteki lub podróży. Jednak w trakcie gry rozbudowujemy swoją talię (jest to warunek konieczny – można spróbować nie podróżować, nie pracować, nie kształcić studentów, nie tworzyć biblioteki – ale bez wykładów, czyli rozbudowy talii grać się nie da) i w kolejnych rundach bez problemu będziemy wykonywać akcje o sile dwa, trzy a nawet cztery. Tym bardziej, że można „dokupić” sobie wzmocnienie akcji o jedno „oczko” dwoma monetkami.
W ogóle takie płacenie za różne nasze braki lub wzmocnienia jest tu na porządku dziennym. Ważnym elementem gry są księgi (widoczne na kartach jako akcja dodatkowa) – tych ksiąg mamy trzy rodzaje: niebieskie, pomarańczowe i zielone. Księgi te są wykorzystywane przez grę jako warunek wejścia na pole celu (np. musisz się wykazać trzema zielonymi i jedną pomarańczową księgą) lub jako warunek niezbędny do położenia żetonu księgozbioru w bibliotece. I tu przychodzą nam z pomocą eliksiry – jeden eliksir to jedna brakująca księga, z kolei eliksir można nabyć za trzy monetki (lub zdobyć z bonusu na planszy).
To co mnie wkurza w Newtonie to setup. Tysiące żetoników układanych na planszy, które potem będziemy zbierać (lub nie) chodząc po tej planszy. A nawet dwóch planszach. Bo jedna z nich to podróże europejskie. Druga zaś to rozwój technologiczny, czyli ścieżki edukacyjne studentów z możliwością dotarcia do celu, który zapunktuje na koniec gry. Na tej planszy jest też niepozorna ścieżka pracy – wraz z trzema bonusami i jednym celem na końcu tej ścieżki. Na wszystkich trzech obszarach bonusy są w zasadzie takie same (małe szare żetoniki, które zabieramy z planszy przechodząc przez to pole) oraz większe żetony (czy to kwadratowe, czy takie lekko wcięte) a także prostokąty z wcięciem, czyli żetony celu. Wszystko to musimy ułożyć losowo na tych planszach – część też zostanie (nie wejdą wszystkie do gry, co gwarantuje regrywalność – oj, gwarantuje! boleśnie się przekonałam o tym nie raz ;)). To, gdzie dane bonusy trafią też gwarantuje regrywalność, bo nic tak bardzo nie boli jak dwa korelujące ze sobą miejsca rozstrzelone na planszy o setki lat świetlnych.
Ale jak już przebrniecie przez setup (nota bene bywało gorzej – w Newtonie przynajmniej te wszystkie pierdułki lądują na planszy na dedykowanych miejscach, a nie dookoła niej gdzie popadnie. Poza planszą znajdą się jedynie eliksiry, monety i karty) to jest już tylko lepiej i lepiej.
Polski wydawca sugeruje wiek 12+, BGG mówi 14+, ja grałam z 16+ i czułam, że to dla nich trudna gra. Powiem tak: nie wyobrażam sobie dwunastolatka pomykającego w Newtona. Może i zasady same w sobie trudne nie są (choć tłumaczenie zajmie prawie pół godziny – ze wszystkimi tymi niuansami jak siła akcji, wkładanie karty pod biurko, warunki wejścia na pole / położenia księgozbioru w postaci posiadania ksiąg określonego koloru etc.) ale pierwsza partia to macanie się z grą. Rodzinna gra to nie jest. Nie jest to też gateway. Moim zdaniem jest to gra dla graczy. Dopiero oni będą w stanie docenić zazębiające się elementy gry, planowanie, spełnianie warunków, wybieranie takich ścieżek, aby ze sobą współgrały (np. odwiedzanie takich a nie innych miejsc w Europie by móc w łatwy sposób rozbudować bibliotekę, która jest jednym z głównych źródeł punktowania). Granie pod określone cele, które w dodatku dopiero trzeba zrealizować (czyli poświęcić sporo czasu, by student do nich dotarł).
Bardzo podoba mi się rozbudowywanie biblioteki. To, że muszę zaplanować sobie posiadanie ksiąg określonego koloru, odwiedziny w określonych miejscach. I to, że ta biblioteka punktuje mi potem co rundę. Tak, to zdecydowanie najprzyjemniejsze ;)
Podoba mi się rozbudowywanie talii oraz to, że wręcz muszę to robić, jeśli chcę mieć czym grać. Ponadto muszę sobie zaplanować utratę jakiejś karty i jednocześnie zdobyć kartę o tej akcji (co prawda jest jeszcze joker, ale uzależnianie się od jokera to nie jest to, co tygrysy lubią najbardziej), Tak, udało mi się niechlubnie kiedyś zostać z ręką w nocniku kiedy moja ostatnia karta z akcją podróży wylądowała pod biurkiem, a potem lekką ręką wrzuciłam też jokera pod biurko bo był jedyną kartą bez dodatkowych akcji, a ja nie chciałam tracić dodatkowych akcji). I zostałam z ręką gdzie nie trzeba….
Nie ma tu takiej standardowej fazy, w której odnawiamy swoje zasoby. Jak nie zadbam o zdobycie bonusu, który mi da np. dwie monetki co turę, to ich nie będę miała. Przez całą grę muszę myśleć o tym jak zdobywać eliksiry i pieniądze. Bo same nie przyjdą, a są – co tu dużo mówić – praktycznie niezbędne.
Newton to bardzo dobra pozycja. Nie pozostaje nic innego jak cieszyć się, że jest obecna polskim rynku. I jest warta posiadania.
Ginet: Zagrałem w Newtona do tej pory dwa razy. Już na pierwszy rzut oka widać, że tytuł jest skierowana do fanów eurosucharów (brak klimatu, nieciekawe grafiki, pasjansowy charakter). I tej grupie graczy powinien się spodobać, bo gra jest bardzo przyjemną łamigłówka, w której rzadko kiedy ruchy przeciwnika mają szansę pokrzyżować nam plany. Chociaż Newton oparty jest nie na kościach a kartach można w nim wyczuć włoską szkołę designerską i rękę S. Lucianiego. Niby nic w tym tytule nie ma odkrywczego, ale gra się na tyle przyjemnie, że mogę Newtona spokojnie polecić wszystkim miłośnikom średnio-zaawansowanych eurołamiglówek.
Złożoność gry
(6/10):
Oprawa wizualna
(7/10):
Ogólna ocena
(8/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Bardzo dobry przedstawiciel swojego gatunku, godny polecania. Wady mało znaczące, nie przesłaniające mocno pozytywnego odbioru całości. Gra daje dużo satysfakcji.
Gra zamówiona, z chęcią sprawdzę czy to naprawdę dobra gra :)
Nie będziesz żałował :-)
A jeszcze to na plus, o czym zapomniałam dodać, że w zasadzie czy 2 czy 4 osoby – gra się równie dobrze (pomijając czas gry), ale to w sumie wynika z jej pasjansowatości.
Głównie planszowki we dwoje, więc info przydatne :) btw masz w planach recenzje Blackout Hongkong?
Ja osobiście raczej nie (nie da się przygarniać samych najlepszych pozycji ;) ) ale w serwisie na pewno się pojawi.
Grałem dzisiaj z moim synkiem…9lat (ale szachista)..gre rozwalił 😀…tzn.zdobył maxa.Dlatego mocno polemizuje z wiekiem…prawda ze dorosly gre musi nadzorować..spelniam wiec role komputera,sztucznej inteligencji porzadkujacej plansze a mój Stachu to ta prawdziwa..polecam!