Wolfgang Warsch stał się ostatnio fenomenem świata planszówek. Autor jeszcze niedawno zupełnie nikomu nieznany w zeszłym roku zdobył trzy nominacje do nagród Spiel des Jahres. Do tego jedna z nominowanych gier – Die Quacksalber von Quedlinburg, znana w Polsce jako Szarlatani z Pasikurowic niemiecką nagrodę ostatecznie zdobyła. W walce o tytuł najlepszej zaawansowanej gry roku Szarlatani pokonali m.in. inny tytuł tego autora, czyli Ganz Schoen Clever, wydane u nas niedawno pod nazwą Rzuć na Tacę.
Przyznam, że nie byłem do tej pory fanem twórczości pana Warscha. Co prawda pierwsza partia w The Mind nawet mnie ubawiła, później jednak siedzenie w milczeniu przy stole i odliczanie w głowie do 100, szybko zaczęło irytować. Podobnie było też w przypadku Szarlatanów z Pasikurowic. Po zachwycie prostą mechaniką i emocjonującą rozgrywką, przyszła frustracja tym, że w grze – zdobywcy Kennerspiel des Jahres nic nie da się zaplanować i niezależnie od tego co bym zrobił i jaki eliksir bym kupił efekt moich starań może wyglądać identycznie miernie.
Ale dosyć o panu Warschu. Przejdźmy do samego Rzuć na Tacę. Jest to gra w modnym ostatnio gatunku roll & write’ów, wykorzystująca lubianą przeze mnie mechanikę zarządzania kośćmi.
Zasady są banalnie proste. Rzucamy sześcioma kośćmi, wybieramy jedną i rozpatrujemy jej efekt, potem przerzucamy pozostałe, ponownie wybieramy jedną, a pozostałe rzucamy i tak do trzech razy. Jest tu jednak jeden mały twist. Po tym jak wybierzemy jakąś kość, wszystkie pozostałe, które wskazują mniejszą liczbę oczek lądują na tacy i są już dla nas w danej rundzie niedostępne (nie możemy ich przerzucić). Może się więc zdarzyć, że zamiast trzech kości w danej rundzie wykorzystamy tylko dwie lub nawet jedną, ponieważ pozostałe nam odpadną.
Po tym jak skończymy nasze rzuty, z kości, których nie wykorzystaliśmy w danej turze jedną może wykorzystać każdy z naszych przeciwników, odznaczając jej wynik na swojej planszetce (każdy z przeciwników może skorzystać z tej samej kostki).
Skoro mamy już omówiony element roll przejdźmy teraz do elementu write. Wszystkie kości mają swoje kolory, które odpowiadają kolorom obszarów na naszej planszetce (za wyjątkiem białej, która jest jokerem). Każdy z obszarów pozwala na zdobywanie punktów w nieco inny sposób, a także daje inny układ bonusów. Przykładowo w obszarze żółtym będziemy dostawali punkty za każdą wypełnioną (czy też wykreśloną) kolumnę cyfr, a bonusy za każdy ukończony rząd. W niebieskim obszarze dostajemy punkty zależnie od liczby skreślonych pól, a w pomarańczowym za liczbę oczek na użytych kościach.
Wspomniane bonusy, dają nam np. możliwość przerzutu wyników, wykorzystania dodatkowej kości czy zaznaczenie kolejnego pola. Ważną nagrodą są też liski, które dają dodatkowe punkty zwycięstwa w liczbie równej wynikowi z najgorzej punktowanego przez nas obszaru.
Grę zaliczyłbym do kategorii fillerków. Małych, szybkich, prostych w zasadach. Można, a nawet chce się, zagrać kilka partii z rzędu, czekając np. na spóźnionego znajomego lub zaczynając / kończąc planszówkowy wieczór.
Z drugiej strony można przy tym filleru pomyśleć i pokombinować, bo do przemyślenia jest dużo rzeczy. Może na początku partii to czy weźmiemy żółtą, zieloną czy niebieską „jedynkę” nie ma większego znaczenia, ale z rundy na rundę decyzji jest coraz więcej. Czy specjalizować się w dwóch – trzech kolorach czy rozwijać się równomiernie w każdym obszarze? Zabrać interesującą nas kość z wysokim wynikiem, poświęcając inne, czy wziąć niższy wynik licząc na większy wybór i szczęśliwy traf w kolejnym rzucie? Wykorzystać dodatkową kość już teraz czy poczekać na lepszy układ? Z którego bonusu skorzystać, jeżeli jesteśmy w stanie uruchomić kilka? A może możemy stworzyć kombos, który odpali nam kilka nagród pod rząd tylko musimy go znaleźć? Te wszystkie decyzje zakrapiane elementem push your luck w rzutach kośćmi są super i sprawiają, że trudno poprzestać na jednej czy dwóch partiach. Tym bardziej, że gra posiada bardzo sensowny tryb solo, który stawia sensowne wyzwania i zachęca do masterowania wyników.
Nie oznacza to, jednak że warto poprzestać na wersji onlinowej, pozwalającej na rozgrywkę wyłącznie jednoosobową. Co prawda w grze próżno szukać interakcji, bo za taką trudno uznać fakt, że inni gracze mogą skorzystać z nieużytych przez nas kości, a do tego im więcej grających uczestniczy w zabawie tym rzadziej przychodzi nasza kolej, ale warto mieć wersję pudełkową chociażby po to żeby pokazać ją znajomym i spędzić miło czas przy wspólnej zabawie. Do tego przy różnej liczbie graczy zmienia się też nieco nasza perspektywa, bo gramy mniej rund, ale za to częściej wybieramy z kości pozostawionych przez innych graczy (a są to zazwyczaj małe wyniki). Ja najbardziej polecam rozgrywkę w trzech graczy (grałem też w „nieregulaminowym” składzie pięć osób, ale generalnie tego rozwiązania nie polecam).
Plusem wykonania jest z pewnością kompaktowe pudełko, które zmieścimy w większej kieszeni. Reszta – ilustracje, kości, instrukcja, mazaki – prezentuje dobry, solidny poziom, choć grze można zarzucić, że nawet od strony graficznej nie próbuje stworzyć jakiegokolwiek tematu.
W końcu tym razem twórczość pana Warscha zbiegła się z moim planszówkowym gustem. Gra mnie po prostu zachwyciła. Do tego stopnia, że jest to dla mnie póki co najlepszy roll & write wydanym w Polsce. Łatwe do wytłumaczenie zasady plasują Rzuć na tacę w segmencie gier rodzinnych, ale mnóstwo niebanalnych decyzji, dużo kombinowania i niespotykane w tego kalibru tytułach kombosy, sprawiają, że przy grze dobrze bawić się powinni także zaawansowani gracze. Do tego dochodzi niska cena i kieszonkowe pudełko, umożliwiające transport gry nawet w większej kieszeni. Szczerze polecam zarówno fanom wykreślanek, jak i gier z kostkami. Moim zdaniem jest to pozycja obowiązkowa.
Pingwin (8/10): jedna z ciekawszych wykreślanek w jakie ostatnio miałam przyjemność grać. Sporo decyzji, do zwycięstwa można dość różnymi drogami (byle konsekwentnie), z biegiem tur zaczynają pojawiać się fajne kombosy (jak tu wykreślę, to dostanę bonus, który zrobi mi kolejną wykreślankę z kolejnym bonusem itd.), a do tego jeszcze ta taca – czyli spady kostek, które mają niższą wartość niż ta, którą wybrałam. Jak spadną na tacę, to już ich nie przerzucę (a mam w sumie trzy rzuty). No naprawdę jest nad czym myśleć, i nawet podczas tur innych graczy nie nudzimy się, bo przecież wybieramy sobie jedną kostkę z tych, które wylądowały na tacy. Warto się z nią zaprzyjaźnić.
Złożoność gry
(4/10):
Oprawa wizualna
(7/10):
Ogólna ocena
(8.5/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Bardzo dobry przedstawiciel swojego gatunku, godny polecania. Wady mało znaczące, nie przesłaniające mocno pozytywnego odbioru całości. Gra daje dużo satysfakcji.
To ja napiszę tak – pierwszy notes ze 100 kartkami się skończył, zamówiłem drugi egzemplarz ;)
Gra jest super, jednak zupełnie nie rozumiem wersji jednoosobowej. Po co mam rzucać jako pasywny? Ilu tych pasywnych ma być, czyli za ile osób mam grać? Najważniejsze – z których kości i w jaki sposób mam korzystać? Odrzucam 3 najniższe lub najbliższe tacki i co? Wpisuje wynik jednej odłożonej czy jednej z trzech pozostałych na stole? Mnóstwo wątpliwości do wersji jednoosobowej, ale wieloosobowa jest super :-)