„Podstawowym błędem jest podawanie teorii, zanim uzyska się dane. Niepostrzeżenie zaczyna się dostosowywać fakty, by zgadzały się z teoriami, zamiast próbować stworzyć teorię, która byłaby zgodna z faktami”
– Arthur Conan Doyle, Skandal w Bohemii
Ankh-Morpork, Ankh-Morpork, Ankh-Morpork. Gdziekolwiek pójdę, słyszę głosy, że Nanty Narking to nic innego jak wspomniany wcześniej, dobrze znany tytuł. Trudno z tymi głosami polemizować, gdyż mechanika z jaką przyjdzie nam obcować podczas eksploracji tajemniczego i mrocznego Londynu, bliźniaczo przypomina tą, do jakiej przyzwyczaił nas pratchettowski biały kruk. Jeżeli pragniecie dowiedzieć się więcej na wspomniany temat, zapraszam do artykułu Pingwina kryjącego się pod tym linkinem –Nanty Narking czyli Pratchett bez Pratchetta, w którym dogłębnie przygląda się różnicom oraz podobieństwom łączącym obydwa tytuły. Czego możecie się spodziewać zostając ze mną? Będę starał się nakreślić czym właściwie jest Nanty Narking oraz komu może przypaść do gustu. Przyjrzymy się dziełu pana Martina Wallace’a od strony technicznej i być może, uda nam się sformułować sensowną teorię odnośnie tego, czy warto włączyć Nanty Narking do swojej planszówkowej kolekcji.
Jak we mgle.
Już od pierwszego spojrzenia, wiemy dokładnie co na nas czeka. Ciężki, mroczny i duszący niczym londyński smog klimat bije od tej pozycji na kilometr. W miarę zgłębiania praw rządzących tajemniczym uniwersum nasz oddech staje się płytszy a serce przyśpiesza. Jeżeli spodziewacie się spaceru po kwiecistej, spokojnej, letniej łące, trafiliście pod zły adres. Tutaj nie spacerujemy. Tu w miarę bezszelestnie, badawczo spoglądając na każdy cień i wystrzegając się ciemnych zaułków, próbujemy pokonać każdy metr dzielący nas od celu. W pewnym momencie uświadamiamy sobie, że to uczucie, ten stan, to wrażenie ciągłego niepokoju… zaczyna nam się podobać. Dlaczego tak wyraźnie odczuwamy wspomniane emocje? Powodów jest kilka.
Lśnienie ostrza.
Uderzająca szczegółowość i ogólne wykonanie wszystkich znajdujących się w zestawie elementów zwyczajnie zachwyca. Zacznijmy od klimatycznej planszy – mapy Londynu na której rozgrywa się cały spektakl ostrzy i cieni, a która to została podzielona na 12 dzielnic. Doszły mnie słuchy, że użyta kolorystyka sprawia nieco problemów, a granice dzielące poszczególne dzielnice nie są zarysowane wystarczająco wyraźnie. Podczas rozgrywki nie doświadczyłem omawianego problemu i nie wyobrażam sobie innej palety barw, niż dotychczas użyte. Dlaczego? Pamiętajmy o tym, że epoka wiktoriańska w której osadzona jest akcja Nanty Narking to epoka rygorystycznej moralności ukrywania, a wręcz tłamszenia uczuć, rozkwitu fotografii „post mortem” oraz wzmożonego zainteresowania spirytualizmem. Co za tym idzie? Żadnej z powyższych cech nie powiązalibyśmy z żywym, jaskrawym i rzucającym się w oczy kolorem. Kolejnym omawianym elementem są karty (postaci, budynków, akcji, wydarzeń i dzielnic), czyli główny mechanizm napędowy tytułu. Grafika? Sam, i to nie raz, łapałem się na tym, że zamiast śledzić poczynania moich oponentów, wolałem kolokwialnie mówiąc pogapić się na karty i znajdujące się tam postacie. Od strony technicznej – karty występują w standardowym wymiarze, są wykonane precyzyjnie i sprawiają wrażenie trwałych. Po kilku rozgrywkach nie zauważyłem na nich oznak użytkowania. Ostatni z kluczowych elementów zestawu to figurki które możemy podzielić na dwie grupy. Pierwsza z nich to agenci oraz budynki występujące w 4 identycznych zestawach. Druga to postaci niezależne, pojawiające się na planszy w skutek zaistnienia konkretnego wydarzenia. Wszystkie z nich można scharakteryzować jednakowo – zadziwiająca dbałość o szczegóły i całkiem niezła trwałość. Spotkamy dostojnie przechadzającego się dżentelmena, odpoczywającego na uboczu rowerzystę, chłopca z gazetami zachęcającego do kupna dzisiejszego wydania jak i ulicznicę kuszącą swoimi wdziękami. Łącznie znajdziemy aż 91 figurek umieszczonych w specjalnie przygotowanej wyprasce, skutecznie chroniącej przed ich przypadkowym zniszczeniem. Z załączoną wypraską jest jeden, mały kłopot – nie jest opisana. Po każdej rozgrywce, pomimo schematu nakreślającego nam odpowiednie ułożenie figurek, a który to widnieje na pudełku, uporządkowanie jej zajmuje dłuższą chwilę i może być traktowane jako swoista mini gra.
Godzina długich cieni.
Jak zapewne zdążyliście już wydedukować, Nanty Narking może jednocześnie dostarczyć rozrywki maksymalnie 4 grającym, a pełna partia nie powinna zająć więcej niż 60 minut. Wszystko zaczyna się od pytania „kim właściwie jestem?”, a dokładniej od wylosowania tożsamości jaką przybierzemy na czas najbliższej rozgrywki. Po odpowiedzi na to jakże istotne pytanie, nie dzielimy się dopiero co nabytą wiedzą z resztą współgrających, a skrzętnie ją ukrywamy. Niech zastanawiają się, kto pociąga za sznurki. Na tym etapie dostajemy również kluczową informację potrzebną do osiągnięcia naszego celu – warunek zwycięstwa. Każda z partii Nanty Narking może bowiem zakończyć się na 3 sposoby. Pierwszym z nich jest wyczerpanie talii kart akcji – w momencie, gdy któryś z graczy nie może dobrać do limitu 5 kart na ręce, gra się kończy i następuje podliczanie punktacji… chyba, że jesteśmy Sherlockiem Holmesem i właśnie świętujemy zwycięstwo. Drugim sposobem jest wyciągnięcie karty zdarzenia losowego zatytułowanej „zamieszki” w momencie gdy w mieście panuje powszechny niepokój. Trzecim i zarazem ostatnim, jest zakończenie gry poprzez spełnienie warunków widniejących na wylosowanej wcześniej karcie postaci. Jak więc przebiega rozgrywka? Każdy z grających ma prawo zagrać jedną z kart znajdujących się na jego ręce, po czym oddaje kolejkę. Proste? Zapewne takie właśnie by było, gdyby nie fakt, że dopiero co zagrana karta może dać nam możliwość zagrania kolejnej. Zaznaczę jedynie, że „promocje” łączą się i jeżeli się nam poszczęści, w jednej turze jesteśmy w stanie wywrócić rozgrywkę do góry nogami. Do czego zatem uprawniają nas omawiane właśnie kartoniki? Dzięki nim możemy tworzyć siatkę agentów, wznosić budynki, oddziaływać na nastroje społeczne a także dokonywać skrytobójstw. Możliwości jest multum i tylko od nas zależy, jaką strategię obierzemy. Ogólna zasada jaką powinniśmy się kierować aby odnieść sukces to, maksymalizowanie naszych akcji oraz kontrowanie ruchów naszych przeciwników. W momencie gdy odgadniemy tożsamości współgrających, znacznie łatwiej będzie nam przewidywać ich posunięcia.
Twój ruch.
Nanty Narking to opasła pozycja, która pomimo swoich rozmiarów nie zajmuje zbyt dużo czasu. Idealnie sprawdzi się podczas towarzyskich wieczorów i spotkań w gronie znajomych. Dzięki mnogości zawartych w niej mechanik i specyficznemu klimatowi gwarantuje, że każda z rozgrywek będzie niepowtarzalna i na długo zapadnie w waszą pamięć. Gdyby jednak i tego było za mało, w grze zawartych jest kilka dodatkowych wariantów rozgrywki czekających na wprowadzenie. Jednym z nich są alternatywne postacie w liczbie 10, posiadające zmienione, jak i całkiem nowe warunki zwycięstwa. Kolejnym zaś są indywidualne karty agentów oraz budynków, gotowe do użycia po spełnieniu określonych nań warunków. Powyższe warianty możemy stosować łącznie jak i rozdzielnie. Jeżeli zastanawiacie się, czy Nanty Narking jest dobrą pozycją dla planszówkowych nowicjuszy, odpowiedź brzmi – zdecydowane tak! Pomimo wydawać by się mogło ogromu panujących zasad, sama rozgrywka jest niezwykle intuicyjna. Przygotowanie pierwszej partii zajmuje chwilę, lecz z każdym kolejnym razem czas ten drastycznie spada. Sprawy mają się zdecydowanie gorzej, jeżeli kończymy grę i zaczynamy pakować wszystko do pudełka. Wspomniane wcześniej układanie figurek na swoje miejsce może przyprawić o zawrót głowy.
Po kilku spędzonych przy niej wieczorach mogę śmiało powiedzieć, że bawiłem się doskonale. Z każdej kolejnej gry wynosiłem nieco więcej doświadczenia i w momencie gdy myślałem, że zaczynam już nieco nad wszystkim panować, zostałem brutalnie sprowadzony na ziemię. Nie obyło się bez groźnych spojrzeń i cichych pomruków, lecz finalnie byłem niezwykle zadowolony z takiego obrotu sprawy. Czy zagram ponownie? Jak najbardziej. Pomimo, że czasu coraz mniej a lista dobrych gier się wydłuża, na Nanty Narking zawsze znajdzie się miejsce.
Złożoność gry
(5/10):
Oprawa wizualna
(9/10):
Ogólna ocena
(9/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Gra tak dobra, że chce się ją polecać, zachwycać nią i głosić jej zalety. Jedna z najlepszych w swojej kategorii, której wstyd nie znać. Może mieć niewielkie wady, ale nic, co by realnie wpływało negatywnie na jej odbiór.