Minerały to prosta (acz nie trywialna) gra abstrakcyjna wydana przez Iuvi Games. Autorką jest Magdalena Śliwińska i jest to jej planszówkowy debiut. Mimo to gra narobiła już niezłego hałasu na naszym podwórku :). Najpierw wszyscy się nią zachwycali, a potem wszyscy mieli jej dość… Mam nadzieję, że emocje już na tyle opadły, że możemy teraz w miarę obiektywnie spojrzeć na Minerały i zastanowić się, czy gra jest warta uwagi.
Słowem wstępu
Minerały to gra przeznaczona dla 2–5 graczy w wieku od 8 lat o czasie rozgrywki ok. 20–30 minut. Same zasady są łatwe do przyswojenia nawet przez nowicjuszy. Grę zakwalifikowałabym do średniej ciężkości gier rodzinnych. Mimo prostoty zasad, daje pole do pomyślenia.
Oprawa wizualna
Na pewno na szczególną uwagę zasługuje oprawa graficzna, która wielu urzekła, w tym mnie. Już samo pudełko zachęca – białe, eleganckie, minimalistyczne. Trzeba przyznać, że do jakości wydania dołożono wszelkich starań. W pudełku znajdziemy zrobione specjalnie na potrzeby tej gry pionki-przyssawki. Żetony, czyli minerały, z których będziemy budować planszę, to nie karton, ale jakieś tworzywo, które w połączeniu z ciekawymi wzorami graficznymi tworzy naprawdę ładny efekt wizualny. Co więcej, grafiki do gry to nie jakieś tam komputerowe bohomazy, ale fragmenty prac autorki, która jest absolwentką katowickiego ASP. A więc mamy odrobinkę sztuki w pudełku.
Mechanika
Jak już wspomniałam, zasady są bardzo proste. Żetony, występujące w pięciu kolorach, tworzą planszę. Zadaniem graczy jest poruszanie się po planszy i zdobywanie minerałów. Te z kolei dają nam punkty zwycięstwa. Ruch zawsze odbywa się w liniach prostych, a to, o ile pól się poruszymy, zależy od koloru minerału, który właśnie opuszczamy. Każdy kolor ma też przypisaną wartość punktową – wiadomo – najczęściej występujące kolory są mniej warte, a te rzadsze – więcej.
Zdobywane w trakcie gry minerały możemy albo przechowywać albo tworzyć związki i wymieniać je na karty. Dają nam one nieco więcej punktów niż minerały w pojedynkę, więc warto to robić. Poza tym możemy również wykorzystać zdobyty minerał, aby użyć narzędzia. Narzędzi mamy w sumie dziesięć, ale w jednej rozgrywce wybieramy dowolny zestaw pięciu. Pozwalają nam one wykonać dodatkowe, specjalne akcje, np. wylosowanie minerału z sakiewki, dołożenie do planszy, wydobycie dodatkowego minerału, zamienienie się z kimś miejscem, skręcanie w trakcie ruchu itd. Gra kończy się, gdy którykolwiek z graczy nie ma już możliwości wykonania ruchu. Wtedy podliczamy punkty za zdobyte w trakcie gry minerały i karty. Odejmujemy również po jednym punkcie za każdy minerał użyty do uruchomienia narzędzia. Wygrywa oczywiście ten, kto zdobył najwięcej punktów.
Wrażenia
Muszę powiedzieć, że należę do fanów Minerałów. Lubię tę grę i w przeciągu ostatnich miesięcy przyznaję, że była jedną z najczęściej pojawiających się na stole. Głównie z dwóch powodów. Po pierwsze dlatego, że gra jest na tyle prosta i ma tak jasne zasady, że bez problemu mogę ją pokazać każdemu i już po 2-3 ruchach wiadomo, co trzeba robić i jak grać. A po drugie, ta gra ma w sobie „to coś”, co sprawia, że pomimo tej pozornej prostoty, po prostu się ludziom podoba.
Co do samej rozgrywki: gra się płynnie i dynamicznie. Nie ma długiego czekania na swoją kolej. Gra angażuje na tyle, że często po skończonej partii padało pytanie: zagramy jeszcze raz? Niby prosta, ale jednak daje pole do pokombinowania. To nie tylko zbieranie najbardziej wartościowych minerałów, ale także próby zdobycia wartościowych kart przed innymi. Grę bardzo urozmaiciło również wprowadzenie narzędzi, tym bardziej, że w każdej grze możemy sobie tworzyć inny ich zestaw. Pozwala to nam nieraz zareagować w jakiejś podbramkowej sytuacji albo po prostu znaleźć ciekawszy i bardziej wartościowy ruch. Można też pokombinować z odcinaniem planszy – odcinając jakiś jej fragment, zdobywamy dodatkowy minerał. Takie częste odcięcia to też jakaś taktyka :).
Jedynie pod koniec gry mam wrażenie, że robi się trochę słabiej. Momentami mamy np. tylko jeden sensowny albo w ogóle możliwy ruch. Czasem robimy coś, co po prostu trzeba zrobić. Po kilku takich turach miewałam wrażenie, że gra się toczy sama, a ja tylko ruszam pionkiem. Ale to dopiero gdzieś pod koniec i nie zawsze tak jest. Czasem z jakimś narzędziem uda się coś wykombinować, nawet gdy się wydaje, że już nie ma alternatyw.
Jeśli chodzi o interakcje z innymi, to jest ona odczuwalna i narasta z czasem. Plansza robi nam się coraz mniejsza, więc wiadomo, że coraz bardziej będziemy sobie wchodzić w drogę. Podczas rozgrywki w pełnym składzie od początku jest ciasno. Ja jednak najbardziej lubię grać w dwie lub trzy osoby. Przy pięciu robi się zbyt chaotycznie – tak szybko zmienia się sytuacja wokół, że czasem trudno zaplanować sobie, co zrobić w następnym ruchu. Trzeba reagować na bieżąco. W mniejszym składzie jesteśmy w stanie nieraz ułożyć sobie jakiś krótkodystansowy plan – ot, 2-3 ruchy do przodu. Nie zawsze uda się go zrealizować, ale to też fajne, kiedy przeciwnik niespodziewanie pomiesza nam szyki.
Wspomnę jeszcze o planszy – układamy ją przed każdą rozgrywką od nowa, co jest trochę męczące, ale zapewnia regrywalność. Losowe rozłożenie minerałów sprawia, że za każdym razem będzie trochę inaczej, choć w każdej partii robimy to samo.
W czym problem?
Jak widać, moje wrażenia są dość pozytywne. Co więc się takiego stało, że przez Internet przelała się fala hejtu dotycząca Minerałów? Skąd opinie, że poza fantastycznym wyglądem, gra nie jest warta świeczki? Cóż, ja myślę, że sporo ludzi, widząc początkowe zachwyty nad grą, nastawili się, że będzie to coś niezwykłego i oryginalnego. A tutaj uczciwie trzeba stwierdzić, że nic nowatorskiego i zaskakującego nie otrzymaliśmy. A nawet więcej – podobną grę już kiedyś mieliśmy i nazywała się Hej! To moja ryba. Oczywiście tutaj ta mechanika została podrasowana i, moim zdaniem, skutecznie urozmaicona. Ale to wciąż nic odkrywczego. Jeśli ktoś nastawił się na efekt wow, to mógł się zawieść. To po prostu pięknie wydana i sprawnie działająca abstrakcyjna gra rodzinna. Jak dla mnie, jedna z lepszych w swoim gatunku, ale cóż, planszówkowym arcydziełem jej nie nazwiemy.
W każdym razie, nie sądzę, że zasłużyła na aż taką falę krytyki, jaka tę grę spotkała. Summa summarum uważam, że Minerały są dużo lepsze od Hej! To moja ryba. Przede wszystkim mechanicznie, ale i oprawa graficzna nie jest dla mnie bez znaczenia. Efekt wizualny dopełnił całości i myślę, że rozgrywka nie sprawiałaby mi aż takiej przyjemności na pomalowanych w Paintcie kartonowych żetonach. A fakt, że autorka wykorzystała do gry swoją twórczość malarską jakoś szczególnie mnie ujął i cóż… ja doceniam, szanuję i polecam. Dla rodzin, dla graczy jako filler, dla początkujących jako gateway. A dla tych, którzy poprzez facebookowe akcje marketingowe nabawili się traumy i nie otwierają lodówki w obawie, że znajdą tam Minerały, mam mały bonus na koniec. Spełnienie waszych koszmarów ;).
Plusy:
+ proste zasady, łatwe do przyswojenia nawet przez planszówkowych nowicjuszy,
+ gra ma „to coś”, co na tyle wciąga, że chce się zagrać ponownie,
+ nie jest trywialna, daje pole do kombinowania,
+ działa sprawnie, bez zbędnych przestojów,
+ losowo układana plansza niweluje powtarzalność.
Minusy:
+ nie doszukujmy się na siłę odkrycia roku, to wciąż tylko Hej! To moja ryba na resorach.
Pingwin: Szczerze mówiąc, nie miałabym nic przeciwko, gdybym tak mogla otworzyć drzwi lodówki i znaleźć tam Minerały. Grałam w nie dość dawno i nie za dużo, ale pamiętam, że mi się raczej podobało. Gdyby nie to, że wielkim sentymentem darzę Hej! to moja ryba, w które przegrałam (nie, nie przegrałam, tylko dużo grałam ;)) wiele partii z moimi dziećmi. I mam jeszcze to stare wydanie, z pięknymi, dwukolorowymi figurkami pingwinów. Po prostu Minerały nie mogły konkurować z takim bagażem emocjonalnym i jedyne na co mnie było stać w tamtym czasie to wzruszenie ramion i skwitowanie „no przecież to Hej, to moja ryba!„. Po co mi kolejna wariacja na ten temat?
Jednakowoż…. czas jest tym co trudno jest uwzględnić pisząc recenzję (po dwóch miesiącach od premiery). A właśnie czas okazał się tym czynnikiem, który u mnie zadziałał na korzyść Minerałów. Podstawowa mechanika jest ta sama, ale Hej, to moja ryba! zatrzymuje się na etapie zbierania kafelków, a w Minerałach możemy jeszcze pokombinować, aby zwiększyć liczbę punktów tworząc z nich związki. Z jednej strony pozwala na to zmniejszenie znaczenia samego faktu poruszania się po planszy, z drugiej z gry o prostych regułach tworzy grę o nieco mniej prostych regułach. Z trzeciej strony jednak nikt nie powiedział, że nie można z tych reguł zrezygnować (nie pamiętam czy jest taki tryb, czy to tylko moje pobożne życzenie). Koniec końców efekt jest taki, że – choć ich nie posiadam, to – znowu mam ochotę grać w Minerały, a nawet zaopatrzyłam się w promkę licząc na to, że jednak kiedyś je zdobędę.
I niby tak wszyscy hejtują te Minerały, ale jakoś nikt nie chce się Minerałów pozbywać. Właśnie kończy się pierwszy etap MatHandlu, a tylko jeden egzemplarz został wystawiony… w przeciwieństwie to innych hitów sezonu ;)
Kashya: Mój pierwszy kontakt z Minerałami nastąpił za pośrednictwem Facebooka. Gdzieś mignął mi przykuwający uwagę obrazek, zatrzymałam się na chwilę, przeczytałam co gra oferuje i odłożyłam na ciągle powiększającą się wirtualną półkę – “do zagrania w miarę możliwości”. Potem o Minerałach zaczęło się robić naprawdę głośno. Zarówno ze względu na promocję jak i falę hejtu, która przelała się przez Internet. Oba te czynnik najwyraźniej odniosły (zamierzony?) skutek, bo gra awansowała do kategorii “koniecznie muszę sprawdzić co to”. Co takiego jest w tej planszówce, że wywołuje tak bardzo skrajne emocje? *
W końcu nadarzyła się okazja zagrania w Minerały podczas wypadu ze znajomymi na Planszówki na Narodowym. Okazało się, że jest to całkiem sympatyczna gra, przy której naprawdę miło spędziłam czas. Urzekła mnie, nie tylko pod względem wykonania, ale i prostych zasad, które wymagają dosłownie chwili tłumaczenia. Może nie ma tu jakiś niesamowitych innowacji i nigdzie indziej niespotykanych mechanik, a pod koniec gry mocno uszczuplona z kafelków plansza daje nikłe pole do popisu, niemniej jednak cieszę się, że zagrałam. Całe nasze grono dobrze się bawiło, a chyba właśnie o to chodzi :)
Minerały stały się dla mnie przyjemnym fillerem, na deszczowe dni i poprawę humoru, kiedy człowiek ma ochotę popatrzeć na coś ładnego i zagrać w lekką planszówkę – angażującą, ale nie palącą zwojów mózgowych.
—–
*Potem zorientowałam się, że punktem zapalnym niekoniecznie była sama gra.
Złożoność gry
(4/10):
Oprawa wizualna
(10/10):
Ogólna ocena
(8/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Bardzo dobry przedstawiciel swojego gatunku, godny polecania. Wady mało znaczące, nie przesłaniające mocno pozytywnego odbioru całości. Gra daje dużo satysfakcji.
Brzmi na naprawdę przyjemną grę do zagrania z rodziną po obiedzie. Myślę, że prosta mechanika jest plusem i minusem, ponieważ szybko można rozegrać partię, ale również szybko gra się może nudzić.
Właściwie też tak myślałam na początku, ale jak na razie nam się nie znudziła… Gramy od czasu do czasu przez ostatnie (chyba) 3 miesiące i wciąż mam na to ochotę, kiedy ktoś zaproponuje :). Aczkolwiek mogę być w tym nieobiektywna, bo mając sporo gier, nie bardzo wiem co to znaczy ograć coś tak, że ma się już tego dość :).