Zostawmy na marginesie pytanie, czy w kosmosie cokolwiek może… brzdękać?… brzęczeć?… klekotać?… O wiele ważniejsze jest to, czy kolejna odsłona tej niezwykle popularnej serii jest jeszcze w stanie wywołać rumieńce na policzkach graczy. Tym razem zamiast lochów i smoków mierzymy się ze statkami, laserami oraz galaktycznymi problemami. A wszystko po to, aby zdobyć bogactwo, sławę i jeszcze raz bogactwo. W ruch pójdą karty, niecne plany oraz wbijanie noża w plecy. Jednak, czy formuła się nie przejadła? A może lepiej po prostu skupić się na uzupełnianiu dodatkami wersji klasycznej? W poszukiwaniu odpowiedzi zapraszam was do gwiezdnej przygody… Na koniec świata i o jeden dzień dłużej ;)
Zanim jednak wystartujemy, sprawdźmy nasz stan techniczny. Chociaż w sprawie wykonania komponentów nie możemy mieć większych zastrzeżeń, to już graficznie nie jest dobrze. Oj panie, jest nawet bardzo źle. Byliście obecni w latach 90? Pamiętacie chińskie podróbki figurek ze znanych kreskówek, które można było kupić na bazarach lub targowiskach? To już macie świadomość, jak wyglądają ilustracje na kartach w Brzędku! W Kosmosie! Raban w próżni. Najgorszy sen grafika, przerażający koszmar sci-fi. Mam również uwagi do czytelności planszy. Niekiedy kompletnie nie wiedzieliśmy, czy mamy coś zdobyć (zasób, życie itd.), czy jednak przyjdzie nam zapłacić za zatrzymanie się na danym polu. Niby po lekturze instrukcji coś tam się rozjaśnia, ale w toku przygody człowiek musi to jeszcze sprawdzić, zamiast po prostu odczytać coś na szybko z planszy. Tyle o kwestiach pobocznych.
Co nowego w świecie skarbów?
- modularna plansza – od tej pory możecie dostosować rozgrywkę do własnej fantazji. Albo upodobań. Albo czego tam chcecie. Ten prosty myk zapewnia sporo nowej zabawy i nie chodzi wyłącznie oto, co szumnie nazywamy regrywalnością. Owszem fajnie jest zmierzyć się w kolejnej partii z czymś nowym, ale dla mnie najważniejsze było załatwienie problemu „leniwego schematyzmu”, czyli wybierania przez moich współgraczy zawsze tych samych, sprawdzonych tras. Bądź co bądź nie ma co się męczyć, skoro już raz coś zbadaliśmy… A tak znów trzeba pomyśleć, pokombinować, nie ma łatwych wyborów. A i my możemy się sprawdzić, czy w każdym układzie „kafli planszy” gra się równie dobrze (od razu podpowiem, że tak).
- ograniczenie błyskawicznego przebiegnięcia przez planszę – ha! zapomnijcie o strategii pt. „biorę najbliższy artefakt i wychodzę” (aż chciało się wychłostać takich graczy, prawda?). Przede wszystkim zanim dostaniemy się do głównej części statku, musimy zhakować przynajmniej dwa punkty dostępu. Kryształowe groty również występują, ale już w postaci punktów kontrolnych, które też automatycznie kończą nasz ruch. Ponadto niektórych przeciwników możemy pokonać tylko w określonych strefach, toteż sami z siebie będziemy chcieli trochę zwolnić. Podsumowując w kosmosie nie tylko więcej się napracujemy, lecz także postawiono większych nacisk na eksploracje planszy, która jest zarówno ciekawsza, jak i bardziej wymagająca (naturalnie w porównaniu do gołej, klasycznej podstawki).
- frakcje – zapomnijcie o towarzyszach, a przypomnijcie sobie o roztropnym budowaniu talii. W grze występują trzy frakcje, które działają tym lepiej, im więcej kart z danego rodzaju posiadacie w decku. I tak powinno się dbać o swoją talię! Dzięki temu więcej myślimy nad zakupem odpowiednich kart, a zły wybór ma o wiele gorsze konsekwencje niż wcześniej. W połączeniu z nastawieniem na roztropną eksploracje planszy Brzdęk! staje się po prostu jeszcze bardziej miodny, zacny i przyjemny. Więcej zależności, więcej kombosów do odkrycia, więcej głębi rozgrywki.
- usprawnienie toru gniewu/wściekłości/wielkiego roz… – w trakcie ataku Lorda Eukaliptusa… eee… tzn. Lorda Erectusa… no wielkiego złego z tej edycji, dzieją się rzeczy straszne. Pojawiają się kostki łowców, które po wyciągnięciu zadają obrażenia wszystkim łowcom, a nie tylko wybranemu szczęśliwcowi. Super, że ograniczono w ten sposób losowość dobru z kosteczek z worka i teraz pecha mają wszyscy! W dalszej fazie rozgrywki agresja Lorda Energetyka (dobra, już, koniec. Jak zwał tak zwał) skutkuje blokadą pasa transmisyjnego, który w znaczący sposób ułatwiał poruszanie się po planszy. Spóźnialscy będą mieć nie lada kłopot, a bardziej ostrożni z radością będą zacierać ręce. Jak widzicie zmiany są drobne, ale na tyle poprawiają jakość rozgrywki, że aż serce rośnie.
Blaski i cienie kosmicznych przygód
Na razie skupiłam się na zachwytach i dobrych rozwiązaniach, ale czy naprawdę nie ma żadnych powodów do narzekań? No, parę rzeczy się znajdzie. Przede wszystkim kontakt z grą utrudnia naprawdę fatalnie napisana instrukcja, w której nie znajdziemy nawet wytłumaczenia podstawowych mechanik występujących w grze. Może twórcy zakładali, że wszyscy już znają Brzdęka!, więc nie ma co się wysilać, jednak był to ogromny błąd. Rozegrałam wiele partii w klasyka, a i tak miałam problem, żeby ogarnąć za pierwszym razem kosmiczną wersję. A przecież jest to samodzielna gra, toteż każdy powinien wiedzieć z instrukcji, jak należy grać.
Ponadto zostawiono możliwość zakupów w sklepiku, chociaż traci ona cały swój urok. Nie tylko są one nieopłacalne, lecz także kredyty zdobywa się zdecydowanie zbyt łatwo i w pewnym momencie nie ma ich za bardzo na co wydawać. Podobnie wygląda kwestia z kryształami mocy, chociaż ich zdobycie jest znacznie trudniejsze, ale równie nierentowne. Przypadki, że zgrywały się idealnie z określonymi kartami zdarzały się niezwykle rzadko. A i chciałabym mieć zdecydowanie więcej okazji do czyszczenia decka, zwłaszcza że postawiono na zależności między frakcjami. Im więcej niepotrzebnych kart nie możemy usunąć, tym gorzej działają wszystkie zależności frakcyjne.
Jaki dźwięk roznosi się w niezbadanych galaktykach?
Aczkolwiek nie możemy pozwolić, żeby minusy przysłoniły nam plusy. Brzdęk! W Kosmosie! Raban w Próżni to naprawdę fenomenalna wersja Brzdęka! Zastosowane innowacje nie tylko zwiększają frajdę płynącą z rozgrywki, lecz także zapewniają spory powiew świeżości do tego świata deck-buildingu z eksploracją planszy. Trzeba grać trochę inaczej, nastawić się na inne wyzwania, bardziej ukierunkować partię pod wybraną przez nas strategię. A postawione przed nami wybory stwarzają jeszcze więcej okazji do niecnego wbijania noża w plecy. Jednak czegoś mi tu jeszcze brakowało… Dodatków! Nie jestem w stanie określić, co miałyby dodawać (hmmm… dodatkowe frakcje?), ale jakikolwiek Brzdęk! z dodatkami jest zawsze lepszy niż goła podstawka. Nie wiem na czym polega ta magia, ale popytajcie sami. Lucrum Games czekamy!
Brzdęk! W Kosmosie! Raban w próżni z jednej strony jest grą, która zadowoli fanatycznych wyznawców rodziny Brzdęka!, podczas gdy z drugiej strony może przekonać nieprzekonanych i zachęci nowych graczy do dołączenia do tej wielkiej i zacnej familii. Nie jest to odcinanie kuponów od znanego produktu, lecz na tyle oryginalna oraz samodzielna produkcja, że po prostu warto ją mieć w swojej kolekcji, niezależnie od tego, ile Brzdęka! już macie w domu. Świetna gra, genialne nowe elementy mechaniczne, wyborne usprawnienia. Niby ta sama rozgrywka, a jednak powiew świeżości jest tak znaczny, że odkryjecie nową jakość w tym deck buildingowym zbieraniu kosmicznych skarbów. Nic więcej nie trzeba mówić – warto i tyle :)
Plusy:
+ większy nacisk na eksploracje planszy
+ wprowadzenie frakcji, przez co więcej uwagi musimy poświęcić budowie decka
+ modularna plansza
+ jeszcze bardziej pogłębiono zależności między planszą a dobrze skonstruowaną talią
+ nie jest już tak łatwo „przebiec” przez planszę
+ kostki łowców, które zadają obrażenia wszystkim graczom
+ jeszcze więcej emocji i dobrej zabawy
+ drobne zmiany zapewniają niezły powiew świeżości
Minusy:
– sklepik traci swój urok, a kredytów nie ma właściwie na co wydawać
– niepotrzebne kryształy mocy
– przydałoby się więcej kart, które umożliwiałyby czyszczenie decka
– koszmarna instrukcja z wieloma brakami
– nieczytelna plansza
– okropne ilustracje na kartach
Pingwin: Doceniam mechanikę Brzdęka w kosmosie, ale jednak lepiej (trochę lepiej) bawię się przy klasycznym Brzdęku. Może dlatego, że lubię smoki, a Space kojarzy mi się z jedynie słusznym „The final frontier … to boldly go where no man has gone before” i każdy inny Space jest mniej lub bardziej niezjadliwy. A odkładając sentymenty na bok: Brzdęk w kosmosie mi się nie podoba graficznie. Niespecjalnie spodobało mi się wprowadzenie frakcji do talii – z lekkiego łażenia po podziemiach gra przerodziła się w średniego mózgożera nie wybaczającego błędnych decyzji. Z kolei podoba mi się, że trzeba przejść całą planszę, podoba mi się też patent na szybsze wychodzenie (zdaje się, że można go było kupić w sklepiku ;)) i podoba mi się, że nie wychodzimy ot, tak sobie, tylko musimy się załadować do kapsuł i wystrzelić, a to oznacza, że… dana kapsuła jest już użyta, więc kto drugi ten maruda i będzie musiał pędzić do innej kapsuły….
Grę Brzdęk! W Kosmosie! Raban w próżni kupisz w sklepie
Dziękujemy firmie Lucrum Games za przekazanie gry do recenzji.
Złożoność gry
(5/10):
Oprawa wizualna
(3/10):
Ogólna ocena
(8.5/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Bardzo dobry przedstawiciel swojego gatunku, godny polecania. Wady mało znaczące, nie przesłaniające mocno pozytywnego odbioru całości. Gra daje dużo satysfakcji.
Niestety, ale ocena jest niemiarodajny, co jest skazą polskiej sceny „recenzenckiej”. Krytyka jest uzasadniona, dziekuję za te punkty krytyki gry, jest to wyważone z zaletami, ale potem nagle ocena 8,5, która sugeruje, że to świetna gra albo nawet świetna plus idąc tokiem ocen 1/10. A tymczasem wad autor wyliczył całkiem sporo i to ciężkiego kalibru do niektórych zarzutów, jak choćby klucz w deck builderach, czyli słabsze szanse czyszczenia talii czy słaby klimat na kartach, mimo dobrego klimatu. Z powodu dyletanctwa „recenzentów” zrezygnowałem dawno z polskiej sceny, ale tu przeczytałem z ciekawości, bo gra mnie interesuje. Ale wartość przekazu jest moim zdaniem żadna dla laika, który nie grał. A recenzja powinna dawać opcje wyboru/wahania/rozradzać grę. Tu tego nie ma. Recenzja jest spójna pod względem językowym, wyliczenia dobrych i złych stron, ale bezużyteczna dla czytelnika, bo ocena jest niemiarodajna.
Być może pominę niektóre zarzuty, ponieważ widać, że komentarz był pisany pod wpływem emocji i cierpi na tym zarówno forma wypowiedzi, jak i styl, przez co niektóre uwagi wydają mi się kompletnie niezrozumiałe. Odniosę się więc tylko do tego, co udało mi się dostrzec. Po pierwsze gry oceniamy według pewnej skali, która jest dostępna na naszej stronie. Nie wiem skąd pomysł, że ocena miałaby się odnosić do jakieś bliżej niesprecyzowanej skali, zgodnej z jakimiś wewnętrznymi przekonaniami autora komentarza. Ale o naszej skali już zostało napisane, toteż nie będę się powtarzać. Po drugie wymienione przeze mnie zarzuty wcale nie zaliczają się do „ciężkiego kalibru”. Czyszczenie talii nie stanowi esencje deck buildingu. Istnieje wiele świetnych przedstawicieli tego gatunku, które wcale nie maja tej opcji, a nadal pozostają świetnymi grami. Dobry deck wcale nie równa się chudy deck, tylko dobrze skonstruowany. W przypadku Brzdęka trochę tego brakowało, ale nie na tyle, aby znacząco rozsadzało to mechanikę. Klimat w grze jest dla mnie czymś marginalnym (w żadnej tego nie czuje), ale dla wielu graczy jest on ważny, dlatego wypadało o tym wspomnieć. Co do reszty – trudno polemizować, bo nie widzę żadnych argumentów (powtarzanie, że coś jest niemiarodajne wcale nie sprawia, że jest takie w rzeczywistości. Ponadto dziwi mnie to wielkie przeświadczenie o skażeniu sceny recenzenckiej, które przyjmuje się na podstawie własnych przypuszczeń, bez większego zastanowienia. Muszę zadać to pytanie wprost – czym w takim razie były poprzednie niskie noty recenzowanych przeze mnie gier, skoro i tak czy siak jestem skażona?
Oj, oj, będę bronić recenzenta. Te punkty krytyki to pierdolety, na dobrą sprawę najważniejsza jest nieczytelność instrukcji (nie wiem, nie czytałam, tłumaczono mi zasady) i brzydota – a i tak nie jest to coś, co wpływa na mechanikę. Zalety za to są porządne: poprawiona mechanika, która wymusza przyzwoitej długości grę, frakcje, modularna plansza. Jakby liczyć średnią ważoną, to tych wad prawie nie ma. A do tego jeszcze wychodzimy z punktu jakim jest klasyczny Brzdęk, który jest niemal doskonały (przynajmniej w mojej ocenie, nie wiem jak w Darii). Ta gra nie zasługuje na mniej niż 8/10: „Bardzo dobry przedstawiciel swojego gatunku, godny polecania. Wady mało znaczące, nie przesłaniające mocno pozytywnego odbioru całości. Gra daje dużo satysfakcji.”
Jestem bardzo ciekaw jakich to podstawowych mechanik nie tłumaczy instrukcja do gry???
„Ponadto zostawiono możliwość zakupów w sklepiku, chociaż traci ona cały swój urok.” – o co w ogóle chodzi w tym zdaniu? Jakim cudem zakup apteczki leczącej dwa obrażenia miałby być nieopłacalny? Po co wydawać kredyty, skoro przynoszą one punkty na koniec gry? W jaki sposób zdobycie kryształu mocy miałoby być nierentowne, skoro nic ono nie kosztuje? Czy recenzentka na pewno grała w Brzdęka w kosmosie?
Wiadomo, że nie grałam, tak tylko wymyśliłam kilka zdań, bo brakowało mi akapitu ;) A wracając do konkretów:
1. Znaczenia symboli znajdujących się na planszy, akcji z kart. Pomijając już koszmarne wyjaśnienia ostatniej fazy.
2. W porównaniu do wersji fantasy robienie jakichkolwiek zakupów jest nieopłacalne, bo lepiej kumulować kredyty, gdyż przedmioty „zdolności” przedmiotów ze sklepiku są mało przydatne. Nigdy nie kupowałam apteczki, a i tak nie przeszkadzało mi to wygrać. Ot, dobrze przemyśleć trasę i dawaj :)
3. Kredyty przynoszą punkty na koniec gry podobnie jak monety, ale w klasyku należało się zastanowić, czy nie lepiej kupić coś w sklepiku. Tutaj takich dylematów nie ma.
4. To, że kryształy są nierentowne nie równa się temu, że są drogie. Nie opłaca się w nie inwestować, ponieważ nie dają żadnych znaczących przewag (nawet zdolności odpalane po ich odrzuceniu nie powalają na kolana).
Tak samo, jak twórcy na pewno założyli, że wszyscy wcześniej grali w zwykły Brzdęk, wynika to zresztą niezbicie z pierwszych zdań instrukcji.
1. Znaczenia symboli (skądinąd intuicyjnych) faktycznie nie ma. Akcji z kart? O co chodzi? Co jest nie w porządku z wyjaśnieniem ostatniej fazy (oczywiście oprócz tego, że jest „koszmarne”).
2 i 3. Bardzo ciekawe. W obu wersjach Brzdęku mamy klucz uniwersalny – w kosmicznej wersji „mocniejszy”, bo pozwalający wjechać pasem transmisyjnym do modułu z artefaktami. W obu wersjach mamy dającą punkty koronę/kontrabandę – w wersji kosmicznej „mocniejszą”, bo zawsze dającą 10 pkt. I mimo tego, że dwa towary się powtarzają, a dwa pozostałe zapewniają leczenie i błyskawiczne poruszanie się przez pół statku twierdzisz, że ich zakup się w kosmosie „nie opłaca”. Przykro mi nie wiem, jak odpowiedzieć, bo nie widzę cienia logiki w tych twierdzeniach.
4. A po co inwestować w kryształy? Brzdęk to gra okazji, które należy wykorzystywać, jeżeli się nadarzą. Nie ma sensu specjalnie wybierać się po kryształ, ale jeżeli można to zrobić w łatwy sposób, to może się to opłacić. Zdolności nie powalają na kolana? Złodziej kryształów – 4 punkty, które nie zawalają miejsca w talii i mogą potencjalnie pozwolić na dobór większej liczby kart. Świerszczyk – usuwanie kart (ponoć ci tego brakuje w tej grze…). Konwerter – zmiana dającej 5 punktów zawalającej deck karty na 10 punktów w kredytach. No sory, ale gotowym prędzej uwierzyć, że naprawdę wymyśliłaś sobie kilka zdań, bo brakowało akapitu, niż że efekty nie są użyteczne.
Nie wiem, o które pierwsze zdanie ci chodzi i nawet nie będę tego sprawdzać. I to nie z przekory, ponieważ instrukcja jest tak chałowo napisana, że powinna być napisana od nowa. Spróbuj dać ją do przeczytania w różnym gronie i zobacz jak się sprawdza.
1. Symbole są intuicyjne, bo…? Tobie i twojej ekipie nie sprawiły problemu? Próbowałam rozgrywki w kilkunastu różnorodnych grupach i zawsze był z tym problem. Nie było sytuacji, że ktoś nie miał z tym problemu. Tylko proszę, bez argumentów w stylu, że byli to słabi gracze albo mało ograni. Podobnie wygląda sprawa z akcjami z kart, które budziły wątpliwości i nie były jednoznaczne, tudzież budziły wahania co do ich rozpatrywania. I znów – niejasno, nieklarownie, nieściśle napisana faza wychodzenia za statku. I nie dam ci dokładnej listy kart, ani szczegółowej listy zdań. To mija się z celem, gdyż na moje doświadczenia z różnorodnymi graczami będziesz mi odpowiadał – „ale to jest jasne!”, „ależ to jest zrozumiałe!”. Nie przeczę, że dla ciebie mogło to być oczywiste. Jednak gra powinna być przystępna dla tego grona odbiorców, do którego jest skierowana. I to już na poziomie instrukcji.
2 i 3 Bardzo ciekawe, ale zanim zaczniesz wpadać w górnolotne frazy o braku logiki, to postaraj się dokładniej przedstawić swoje argumenty. Powtarzasz jedynie, że „klucz jest silny!”, „korona daje punkty!”, „apteczka daje leczenie!”. No i co z tego? Zgodzę się, że klucz może się przydać, ale przy dobrym zaplanowaniu trasy można więcej zyskać idąc naokoło niż tracąc czas na jego zdobycie. To, że powtórzysz jeszcze kilka razy, że jakieś przedmioty dają leczenie nie zmieni tego, że przy dobrej talii i trasie wcale nie są potrzebne. Wybacz, ale coś mi się wydaje, że przede wszystkim trudno ci zrozumieć, że można grać inaczej, niż ty.
4. A tutaj robi się jeszcze ciekawiej. Najpierw zarzut, że piszę o nierentownych kryształach, a teraz udawane zdziwienie, że ktoś mówi o inwestowaniu w kryształy. Brzdęk jest grą okazji… chyba, że potrafi się korzystać z czegoś takiego jak frakcyjność kart i nie obce jest ci konstruowania decka wraz z reagowaniem na to, co ci daje wybrana trasa. Jakby cały Brzdęk miał polegać na łapaniu okazji, to byłaby to naprawdę kiepska gra. Podane przez ciebie przykłady dalej nie powalają na kolona, zwłaszcza gdy weźmiemy pod uwagę to, co mogą zaoferować nam inne dobrze wyselekcjonowane karty. I czekaj, czekaj – przypomnienie o jednej karcie scrapującej ma zmienić moje zdanie na temat ich liczby w decku? Gdzie tu sens, gdzie tu logika.
No sory, ale jestem gotowa prędzej uwierzyć, że naprawdę nie możesz zdzierżyć tego, że Brzdęk ktoś może dostrzegać wady w Brzdęku (chociaż wciąż przyznaje, że jest to bardzo dobra gra), a przy tym ma inny pomysł na rozgrywkę, niż najlepszy (czyt. twój), niż zostać przekonaną przez argumentu pokroju „apteczka daje leczenie! bez tego nie można wygrać”.
1. Symbole powinny zostać opisane, nie twierdziłem i nie twierdzę niczego innego. Nie podasz mi konkretów, bo wiesz, jak na nie odpowiem. Pogratulować!
2 i 3. Zgrabnie pominęłaś milczeniem to, że wg ciebie w Brzdęku fantasy opłaca się kupować przedmioty, a w kosmosie nie, choć dwa z nich się powtarzają. Klucz może się przydać, ale nie musi – czyli jednak, czasem może jednak warto go kupić za oszałamiające 2 pkt zwycięstwa? „Wybacz, ale coś mi się wydaje, że przede wszystkim trudno ci zrozumieć, że można grać inaczej, niż ty.” – tym zdaniem rozbiłaś bank. No wyobraź sobie, że są gracze, którzy mogą grać inaczej i bardziej polegać na możliwości leczenia. Oczywiście nie ma to znaczenia, bo TY Z TEGO NIE KORZYSTAŁAŚ, a to oznacza, że apteczka jest słaba i już.
4. Tu w ogóle ciężko mi zrozumieć, o czym w ogóle gadasz. Kupujesz złodzieja kryształów, dostajesz za friko kryształ i masz w decku kartę, która sama się przewija, ale w pomieszczeniu obok możesz zdobyć kolejny kryształ, dzięki czemu, będziesz dobierać dwie karty. Może warto tam się po ten kryształ przejść? To są okazje i związane z nimi decyzje.
Tak się podgotowałaś, że już nawet nie czytasz tego, co piszę. Nigdzie nie odnosiłem się do zarzutu, że w talii jest mało kart usuwających inne karty (zarzut też uważam za bzdurny, ale nawet nie mam zamiaru tego tematu poruszać), tylko punktowałem, że skoro usuwanie kart z talii uważasz za takie ważne, to jakim cudem zapewniany przez Świerszczyk efekt „nie powala na kolana”.
Swoją drogą skoro usunięcie bezużytecznej karty z talii i otrzymanie za to 5 pkt cię nie powala, to serio nie wiem, co może robić na tobie wrażenie.
Histeryczny ostatni akapit zachowaj dla siebie i nie projektuj na mnie swoich problemów. Od Brzdęka kosmicznego wolę wersję fantasy i nie mam żadnego problemu z wytykaniem mu wad. Nie lubię jednak czytać bredni. I może sama zaakceptuj, że twój pomysł na rozgrywkę też nie jest jedyny słuszny.
Wyjaśnijmy na początku kilka kwestii. Przytyki o podgotowaniu, emocjach użyte w tym kontekście są bardzo sprytne, bo sugerują, że rozmówca nie ma żadnych racjonalnych argumentów i bełkocze bez sensu. W tym wszystkich umknęła ci dość istotna sprawa i nie chodzi wcale oto, że umykają ci ironiczne parafrazy swoich własnych zdań. Nie zauważyłeś, że sam sprowadziłeś dyskusje na poziom uszczypliwości oraz argumentów ad personam. Nie potrafiłeś zacząć rozmowy w normalnym tonie (np. nie zgadzam się, widzę tutaj niejasność wywodu, coś mi się nie zgadza, nie wynika mi to z zasad itd.) tylko od razu musiałeś zaatakować i trzymać się tego ducha w kolejnych komentarzach. Jak ktoś zachowuje się tak samo to już źle i histeria, prawda?
Do meritum, bo serio napisanie, że coś jest bredniami, wcale z tego bredni nie czyni.
1. Nie będę się powtarzać z konkretami. Ale polecam zajrzeć na 9 stronę instrukcji i wczytać się w Krok 4: Ucieczka, w których ni z gruchy, ni z pietruchy połączone z zasadami zadawania obrażeń. W ostatnim komentarzu odnosiłam się do tego, co sam napisałeś o ich intuicyjności – już zapomniałeś? A co z resztą? Jak przemilczymy, to intuicyjnie staną się bredniami?
2 i 3. Po prostu nie lubię się niepotrzebnie powtarzać. W fantazy stracenie czasu (o czym jest cały czas mowa – o traceniu czasu) na zakup przedmiotów ma sens i jest opłacalne, a w Kosmosie bardziej opłaca się zmierzać okrężną drogą bez zatrzymywania. I nie wiem skąd pomysł, że grałam w jeden sposób? Rolą recenzenta jest sprawdzenie wielu różnorodnych dróg. W perspektywie kilkudziesięciu rozgrywek granie „na przedmioty” było zdecydowanie mniej skuteczne. Czysta statystyka. Sam również możesz to sprawdzić w praktyce.
4. Chyba, żeby zrozumieć o czym mowa musiałbyś jeszcze zwracać uwagę na to, co sam piszesz, zamiast ograniczać się do odpowiedzi na ostatni komentarz. A ja kolejny raz powtarzam, że zamiast grać pod te kilka kart, które wymieniasz, aby uratować honor kryształów, lepiej postawić na frakcyjność kart. W takim deckbuildingu słabsza kart z odpowiedniej frakcji jest silniejsza od fajnej karty, która daje tylko jednorazowe korzyści. Połącz Dilera informacji z Rebeliancką szumowiną (a jeszcze jak dodasz do tego Zdrajcę albo Gwiezdnego Pirata, to już w ogóle miodzio) to zobaczysz, że nie Złodziej Kryształów wcale nie robi takiego szału. A i Clank przestaje być wtedy „grą okazji”. Usuwanie kart jest ważne, gdy główną osią mechaniki jest poleganie na zależnościach frakcyjnych. Jak nie możesz wyrzucić słabych kart podstawowych albo musisz kupować do tego karty z innych frakcji, to już robi się ciężko.
Btw. z twojego opisu wyłania się obraz gry, w której najlepiej to iść po apteczkę („bo leczy”!), klucz („bo pas transmisyjny” i „szybko będzie”), gdzie będzie fajnie jak kupimy karty wyglądające na silne, bo może nam zadziałają. W życiu nie chciałabym grać w taki tytuł.
Pozdrawiam serdecznie i to już wszystko z mojej strony. Nie jesteśmy w GF zwolennikami żadnej formy cenzury, ale ja nie zamierzam uczestniczyć w dyskusji, gdzie do głosu dochodzą inwektywy. Rozumiem uszczypliwości, ironizowanie, a nawet emocje, jednak nigdy nie będę pochwalać bezpośredniego obrażania, więc nie będę już odpowiadać na twoje posty. Karty histerii, bredni i pomijania niewygodnych dla ciebie fragmentów zakończyły nasza rozgrywkę. Spokojnie możesz uznać, że wygrałeś. Niemniej życzę wielu satysfakcjonujących rozgrywek w Brzdęka oraz recenzji, które nie wywołają w tobie aż takiej fali gniewu i bardziej przypasują twoim gustom.
Nie mam zamiaru ciągnąć dyskusji na tematy tego, jak kto się zachowuje. Oczywiście, cały czas tylko parafrazowałaś moje zdania, a ja tego nie zauważyłem.
1. „polecam zajrzeć na 9 stronę instrukcji i wczytać się w Krok 4: Ucieczka, w których ni z gruchy, ni z pietruchy połączone z zasadami zadawania obrażeń” – co jest połączone z zasadami zadawania obrażeń? Prawie mamy jakiś konkret, a nie tylko „wiem, ale nie powiem”.
2. i 3. Nie lubisz się powtarzać. „Ponadto zostawiono możliwość zakupów w sklepiku, chociaż traci ona cały swój urok. Nie tylko są one nieopłacalne, lecz także kredyty zdobywa się zdecydowanie zbyt łatwo i w pewnym momencie nie ma ich za bardzo na co wydawać.” Tyle poświęciłaś kwestii zakupów w recenzji. Teraz przynajmniej dowiaduję się, że ta nieopłacalność wynika z czasu, dobre i to.
Szanowna recenzentka grała na multum sposobów, ale komentujący już na pewno tylko na jeden. W dodatku sprowadził dyskusję na poziom argumentów ad personam.
4. Żeby zrozumieć, co piszesz, musiałbym wejść na jakiś wyższy poziom abstrakcji. Wyjeżdżasz z jakimś losowym kombem, które raz wyjdzie, a raz nie, jako kontrargument na moje losowe kombo, które czasem wyjdzie, a czasem nie. To właśnie jest „gra okazji”, jak mam szansę zdobyć punkty na kryształach to to robię, a nie czekam, że pojawią „te lepsze” karty.
„Btw. z twojego opisu wyłania się obraz gry, w której najlepiej to iść po apteczkę („bo leczy”!), klucz („bo pas transmisyjny” i „szybko będzie”), gdzie będzie fajnie jak kupimy karty wyglądające na silne, bo może nam zadziałają.” – co ty kobieto pierniczysz? Z czego to wyczytałaś? Nie, nie jest tak. Twierdzę, że i klucz i apteczkę warto kupić w określonych okolicznościach (dokładnie tak, jak opłaca się kupować przedmioty w Brzdęku fantasy). Dziękuję pani doktor za błyskotliwą analizę moich celów (oczywiście chodziło mi o „wygranie” w dyskusji) i życzę błogiego samozadowolenia, którego nie będę mącił, bo nie zamierzam czytać kolejnych recenzji jaśniepani.
Leser, szkoda czasu moim zdaniem na dyskusje z takimi grafomańskimi „twórcami” „recenzji”. To przerzucanie się na to, kto zna się na logice bardziej, a kto mniej. To jest właśnie owa scena rezenzencka, czy raczej „recenzencka”, bo recenzja jest kiepska. To znaczy spójna językowo i paradoksalnie logiczna, ale fatalna w wymowie. Ja grałem z nuworyszami w Brzędka na 4 osoby i nikt nie zadawał żadnych pytań o ikonki czy co tam pisze autorka (nie miałem czasu na czytanie grafomanii za wiele, jak mówię, wyłapałem tylko kwiatki pseudoobrończe). Wszyscy bawili się nieźle, wszyscy odwiedzali sklepik. Jak autorka chce pograć na wygrywanie, niech nie sięga w gry rodzinne, tylko dostaje baty w gry wymagające myślenia, w których sobie nie poradzi z graczami studiującymi podręczniki na 400 stron. Ta gra jest grą quasi-rodzinną i tyle, nie ma co dorabiać ideologii. Plansza jest jasna i czytelna, wystarczy posłuchać, po 3 turach każdy już trzepie rękę aż miło, odwiedzając lokacje, sklepik, szukając ciekawych kart. Dużych możliwości czyszczenia decka nie ma i to jest wada. Wcale nie zgodzę się, że można bez czyszczenia wygrywać sensownie czy bawić się. Czyszczenie jest istotne, choć fakt, nie jest warunkiem sine qua non (dla mniej oczytanych do wygooglowania). W sumie tak ostre spory pokazują, że gra nie jest taka dobra, jak mogłoby się wydawać. Choć nie jest wcale zła. 8,5 to przysłowiowa kpina z widza, a recenzja jest przeciętna lub przeciętna minus. Ale dla rodzin bardziej ogarniętych gra się sprawdzi. Byle nie wprowadzać w błąd, że to nie wiadomo jak innowacyjne co, bo deck builderów jest dziesiątki.
Powiedz lepiej gdzie można wygooglować sens twojego komentarza. Czytam sobie te zabawne posty i wydaje mi się, że zarówno laser, jak i polemiczny to jedna osoba. Może jestem fanem teorii spiskowych, lecz nigdy nie uwierzę, że dwie różne osoby, aż tak nie potrafią czytać zrozumieniem. Jedyne w czym można przyczepić się w recenzji to ocena, ja dałbym trochę niższą. Zaznaczę jednak, że wyżej wymienionej skali oceniania nie znam, oceny 1-10 są ogólnie słabe (co zrobić?), a w samej recce jest dość klarownie napisane co się podoba, a co nie i dlaczego. Nie zamierzam jednak bronić recenzji, chce jedynie zwrócić uwagę na wasze grafomaństwo. Jeden chce obalić tezę na podstawie jednej karty na ponad 100 do kupienia w markecie (a ona na 20 rozgrywek może nawet nie wyjść). Nie zauważa, że sam jest cytowany i nagle myśląc, że to wypowiedzi autorki, nagle się z nimi nie zgadza. Drugi daje jakieś lapsusy w stylu – „spójna językowo i paradoksalnie logiczna, ale fatalna w wymowie”. Wypowiedź godna Epimeteusza. A potem na siłę wkładasz do recenzji rzeczy, o których nie ma tam w ogóle mowy(nie ma nic na temat jakiegoś innowacyjnego deck buildera). Na koniec warto zastanowić się, co się chce w ogóle powiedzieć, a nie mieć pretensje, że czyjaś wypowiedź jest zbyt logiczna. Nie wiem czy wiecie, ale światem właśnie rządzi logika. Mi tam nawet recenzja się bardzo podobała, zgadzam się z wnioskami. Sam pewnie napisałbym lepszą, ale autorka nie musi się obawiać, bo mi się nie chce. A chłopaki piszą w tak niespójny i nielogiczny sposób, że sam nie wiem, czy gra im się podoba czy nie.
Niespójny to jest ton wyznawcy teorii spiskowych, smoleńsk i inne pisowskie bzdury. Leser to inna osoba, prawdę mówiąc jego zarzuty w wielu punktach też są dla mnie niejasne, bo nie znam decku całego po 2 grach. W przeciewieństwie do dzisiejszych pseudorecenzentów, co po 1 grze już znają zależność 100 kart i rozpracowali sklepik… choć nie umieją go zrozumieć, ani tym bardziej stosować, bo mają wyimaginowane pojęcie, że ograją 5-latka, jak przetrzymają 100 golda przez 30 rund. ale mniejsza o wstydliwe wyniki pseudorecenzentów. Spójność to kwestia tak subiektywna, że równie dobrze ja mogę oponentowi powiedzieć, że nie rozumie tego slowa. I co to wnosi? Nic. Nie rozumie ani spójności, ani nie zna logiki. Słowo przeciw słowu. Dlatego bardziej mnie interesują ewentualne polemiki na temat gry a nie przerzucanie się sofizmatem. Recenzja jest słaba i tyle. Takie samo prawo osób, którym się nie podoba (leser, ja, zapewne tabuny, którzy zdążą się z nią zapoznać). jak prawo osób, którzy będą ją czytać do śniadania przez tydzień. Ot, tolerancja. Autorka jednak prze w zaparte, bo nie umie zrozumieć, że inni mogą wypunktować to skuteczniej. W sofizmatach jesteście mocni. Ale nie będę brnął w przerzucanie się pustosłowiem. Jedynie odniosłem się do tego, że mechanika jest ok, ocena jest nędzna, sklepi wcale nie jest wadliwy, a owe „przydałoby się więcej kart do czyszczenia decka” to nieudolny przejaw poprawności politycznej, i tak że na końcu nie było 9,7/10. PS: skala 1-10 jest świetna. Jak demokracja, narzekać można, ale lepszej nie wymyślono.