Nazwisko Daniele Tasciniego słyszała zapewne większości osób, które orientują się nieco w świecie nowoczesnych planszówek. W końcu niewielu autorów może się pochwalić trzema tytułami w pierwszej setce rankingu BGG. Kilka lat temu Tzolkin zaskoczył wszystkich prostotą zasad, elegancją mechaniki i przemyślanym oraz wymagającym gameplayem. Nieco później Marco Polo zdobył Nagrodę Zaawansowanej Gry Roku, a w 2018 roku Teotihuacan został wybrany najgorętszy tytułem targów w Essen. Nic więc dziwnego, że wydany przez Portal „Teo” był jedną z najważniejszych zeszłorocznych premier nad Wisłą.
Mi się udało zagrać w Teotihuacan w miarę niedawno. Były to zaledwie dwie partie, ale zapewne do tego tytułu szybko nie wrócę więc postanowiłem się z Wami podzielić moimi przemyśleniami póki są w miarę świeże.
Na wstępie wyjaśnię, że nie wrócę do Teotihuacan, nie dlatego że gra mi się nie spodobała. Powód jest bardziej prozaiczny. Gra nie przypadła do gustów znajomym, z którymi grałem i oni raczej nie zagrają ze mną kolejnych partii. A mnie z kolei będzie trudno namówić do tłumaczenia zasad kolejnym osobom, bo tych jest dużo, a co gorsza trudno je zamknąć w jakieś łatwe i znane schematy, które można prosto wyjaśnić i zapamiętać.
Po regułach gry więc jedynie się prześlizgnę pozostawiając szczegóły instrukcji (polecam też świetną videoinstrukcję Pawła z Geek Factor). Drzewko decyzyjne gracza wygląda następująco. Najpierw wybieramy czy odpoczywamy i odblokowujemy wszystkich naszych pracowników czy wykonujemy ruch. Jeżeli zdecydujemy się na to drugie, to wybieramy jednego z pracowników (reprezentowanych przez kostki) i poruszamy się nim o jedno, dwa lub trzy pola w kierunku zgodnym z ruchem wskazówek zegara. Na polu, na którym się zatrzymamy możemy zbierać kakao, odprawić rytuał (jeżeli dane pole na to pozwala) lub wykonać akcję.
Niby tylko tyle, ale … Jest jeszcze mnóstwo szczegółów, bo np. pola akcji przynoszą i koszt inny efekt zależnie od tego ilu robotników tam stoi, jaką mają siłę i jakich są kolorów. Trudne do zapamiętania i mało intuicyjne są też wspomniane koszty wykonywania akcji i odprawiania rytuału. A do tych ogólnych zasad dochodzą jeszcze szczególne dotyczące odpowiednich pól akcji, jak np. budowa lub zdobienie piramidy czy profity z płytek technologii.
Nie chcąc Was zanudzać szczegółami opowiem nieco o moich wrażeniach. Teotihuacan to ciężka gra, stąd jej wyciągnięcie w nieodpowiednim (planszówkowo) towarzystwie może zniechęcić i odrzucić już na etapie tłumaczenia. Ale nie tylko liczba zasad stanowi o jej małej przystępności. Rozgrywka też jest trudna. Mamy mnóstwo decyzji i zagwozdek. Często jak już znajdziemy fajny ruch, to okazuje się, że kołderka jest odrobinę za krótka i ostatecznie do realizacji planu zabraknie nam jednego kakao lub surowca. Dylematów jest tym więcej, że oprócz sałatki punktowej mamy tu też fazę karmienia, w której musimy oddać jedno lub dwa kakao na pracownika. Te z kolei potrzebne jest nam do opłacenia kosztu akcji więc obracamy nim na bieżąco w każdej rundzie i nieraz często jest odpowiednią liczbę kakao odłożyć.
Te wszystkie decyzje i wybory są fajnie i zmuszają do wysiłku intelektualnego, ale rodzą też downtime, tym bardziej odczuwalny, że w turach innych graczy nie za bardzo mamy co zaplanować. No i wpływa też na długość czasu partii, który w moim przypadku dwukrotnie zajął około 4 godziny (w tym ok. godzina na tłumaczenie zasad).
To wszystko jednak nie oznacza, że uważam Teotihuacan za grę kiepską. Wręcz przeciwnie. Podoba mi się krótka kołderka i sałatka punktowa. Jak tylko człowiek opanuje zasady i przestanie co chwile zerkać do instrukcji to i czas gry powinien się skrócić, a rozgrywka stać się bardziej płynna. No i pozostanie samo mięsko, tj. ciężka wymagająca łamigłówka z mnóstwem decyzji i dróg do zwycięstwa. Czyli wręcz wymarzony tytuł dla zaawansowanych eurograczy. A jak się podstawowa wersja komuś znudzi, to mamy jeszcze w zestawie mnóstwo dodatkowych planszetek i kafelków zmieniających rozstawienie początkowe oraz działanie poszczególnych pól akcji.
Ps. do klimaciarzy i fanów graficznych fajerwerków – nie macie czego tutaj szukać. Gra jest solidnie i estetycznie wykonana, ale klimatu czy uzasadnienia tematycznego dla naszych działań nie widzę tutaj za grosze.
Grę Teotihuacan: Miasto Bogów kupisz w sklepie
Dziękujemy firmie Portal Games za przekazanie gry do recenzji.