„Polowanie na potwory nie jest dla ludzi o słabym charakterze”. Tak przynajmniej twierdzi jedna z moich ulubionych pisarek, Tess Gerritsen. Co jednak zrobić, gdy w okolicy zaroi się od potworów, a ich pogromcy zatracą się na dnie kufli z piwem? Czasem nawet zwykły wieśniak musi chwycić za widły, aby obronić swoich najbliższych. Zdarza się też, że Gienek czy Alojz z Bziny Wielkiej po prostu zapłoną marzeniem o tym, by zyskać sławę pogromcy poczwar oraz bestialstw wszelakich. Droga od zera do bohatera nie jest usłana różami – treningi, przyswajanie informacji na temat potworów i w końcu spora szansa na utratę oka, ręki, nogi, życia… A gdyby tak nieco uprościć sobie zadanie? Zamiast prężyć wątpliwej jakości muskuły, można przecież ruszyć głową! Po co zabijać prawdziwe bestie, skoro można pokonać znacznie mniej niebezpieczne, samodzielnie wymyślone Stwory z obory? Wystarczy tylko nie dać się złapać i wielka kariera zabójcy potworów stoi przed nami otworem!
W karciance Stwory z obory wcielimy się w walecznych wieśniaków, którzy będą stawiać czoła potworom, atakującym ich wioskę. W czasie gry będziemy pokonywać prawdziwe bestie, ale i podszywać się pod monstra, by zyskać pieniądze i splendor. Pierwszy gracz, któremu uda się zdobyć siedem punków sławy wygra grę i zostanie okrzyknięty Królem Pogromców Potworów.
Pudełko pełne potworności
Zacznę od tego, że Stwory z obory zupełnie nie trafiają do mnie pod względem wizualnym. Lubię gry z kolorowymi, bajkowymi lub komiksowymi ilustracjami. Nowa karciaka wydawnictwa Muduko niby takie właśnie ma… tylko że te barwne grafiki są według mnie potwornie brzydkie. Oczywiście o gustach się nie rozmawia i jestem pewna, że ilustracje znajdą nie jednego fana, ja jednak do ich grona nie należę. Z dużym prawdopodobieństwem grafiki, stworzone w tym właśnie, bardzo charakterystycznym i przerysowanym stylu, miały z resztą właśnie takie być. Świetnie wpisują się one w jarmarczny, wiejski humor, którym przepełniona jest gra. Przyznaje więc, że pod względem klimatu Stwory z obory są bardzo spójne i mimo że wizualnie nie jest to moja bajka, to ostatecznie uznaję ten fakt za spory plus.
Jak zacząć?
Przygodę ze Stworami z obory rozpoczynamy od umieszczenia na stole potasowanych talii Targowiska, Wioski i Gościńca. Nie sposób się pomylić co do kolejności, ponieważ ich rewersy tworzą razem krajobraz okolicy. Po lewej stronie talii Targowiska wykładamy trzy karty. Będzie to kramik z ekwipunkiem, z którego wkrótce skorzystamy. Następnie losujemy po dwie karty postaci i wybieramy bohatera, którym chcemy rozpocząć rozgrywkę, po czym kładziemy go przed sobą. W odpowiednim miejscu umieszczamy żetony zdrowia. Drugiego herosa kładziemy obok, rewersem do góry – będą na nim zaznaczane statystyki. Na początek dostajemy po jednym punkcie sławy i miedziaku (chyba że karta postaci mówi inaczej) oraz dobieramy po cztery karty Wioski. W tym momencie możemy wymienić jedną z dociągniętych kart. Na środku stołu kładziemy kartę zagrywki i pozostałe żetony.
Ruszamy na szlak
Pole boju gotowe, czas więc rozpocząć polowanie na zmyślone stwory i zupełnie realne potwory. Zanim przejdziemy przez Wioskę i udamy się na Gościniec, warto odwiedzić Targowisko. Możemy tam wyposażyć się w broń i eliksiry, które przydadzą nam się w walce z czyhającymi na szlaku bestiami. Jeśli mamy pękatą sakiewkę, warto pokusić się też o przekupienie wieśniaków (promocyjna cena – zaledwie 4 miedziaki!) i zdobyć 1 punkt sławy (byle nie ostatni, nie ma tak łatwo).
Widły gotowe? A może postawiliście na aromatyczną kupę na patyku? Eliksir Wilka, Lisa, albo Potjon jest? No to śmigamy do Wioski. Dobieramy z tej talii kartę, na której możemy znaleźć coś, co na pewno się przyda w walce o tytuł Króla Pogromców Potworów (albo dwa cosie, jeśliś pazerny, ale wtedy kończysz turę bez wizyty na Gościńcu). Koniec tego grzebania się, najwyższy czas ruszyć na Gościniec. To tam czekają na nas potwory, ale i wydarzenia, które czasem będą nam pomocą, a czasem zawadą w drodze po sławę.
Wtem z krzaków wyłania się…
Kiedy na Gościńcu natrafimy na potwora, mamy dwie możliwości. Walka lub (nie, taktyczny odwrót nie wchodzi w grę) Zlecenie.
Walka
Jeśli nie przeraża cię napotkana bestia, rozgłoś współgraczom zamiar jej zgładzenia. Dzięki temu, twoi druhowie będą mogli podrzucić ci jedną z trzymanych właśnie na taką okazję kart. Liczysz na pomoc z ich strony? To policz jeszcze raz. Współgracze zrobią wszystko (a może nawet więcej), by przeszkodzić ci w walce, w niecny sposób skorzystać przy okazji twojej potyczki, czy nawet podebrać ci bestię. Spójrz im głęboko w oczy i wybierz kartę tego, który najmniej wrogo na ciebie łypie. To jego karta wchodzi do gry.
Teraz to ty masz szanse wpłynąć na losy walki. Możesz się wzmocnić, używając atutów z własnej ręki. W grze występują 3 klasy potworów – plugawe (czerwone), leśne (zielone) i magiczne (niebieskie). Dokładane efekty muszą zgadzać się kolorystycznie z bestią, z którą walczysz. Do swojej siły (wynikającej z broni i bonusów za punkty sławy), powiększonej o wartości z wyłożonych przez ciebie kart, dodaj jeszcze wynik rzutu kością. Przy odrobinie szczęścia możesz wyrzucić symbol niszczenia karty, który usunie zdradziecką „pomoc” współgracza lub może nawet dać ci zwycięstwo. Jeśli twoja siła dorównuje lub przewyższa moc potwora, pokonujesz bestię i zdobywasz sławę i pieniądze. W przeciwny wypadku tracisz punkt zdrowia. Jeśli nie miałeś szczęścia w kościach… możesz spróbować jeszcze raz. Oddając w zastaw (do puli nagród) 1 punkt sławy, możesz jednokrotnie przerzucić kość… podobnie jak twoi przeciwnicy.
Zlecenie
Zamiast walczyć z potworem, możesz stworzyć zlecenie. Do poczwary dokładasz maksymalnie trzy zakryte karty. Możesz po prostu utrudnić zadanie innym lub pokusić się o sprytną intrygę, umieszczając wśród nich przebranie lub kartę specjalną, która pozwoli ci skorzystać na ewentualnej porażce przeciwników. Pierwszy wieśniak, który zgłosi się do zadania, walczy z bestią. Jeśli potwór był stworzonym przez ciebie stworem z obory i został pokonany, tracisz życie. Jeśli jednak nikt nie podejmie się zlecenia lub przebierańcowi uda się mu pokonać przeciwnika, to ty zgarniasz pulę nagród. Potyczka z bestią z zadania odbywa się na tych samych zasadach co zwykła walka. Jeśli nikt nie podejmie się zlecenia, wszystkie karty są odrzucane.
Śmierć bohatera
W czasie polowania na potwory może zdarzyć się, że ktoś straci nie tylko sakiewkę czy godność, ale i życie. W Stworach z obory, w takiej sytuacji, dostajesz jeszcze jedną szansę na zdobycie sławy. Jeśli twój bohater przehula wszystkie punkty zdrowia, możesz zacząć ponownie, drugim z bohaterów, którego dostałeś na początku. Tracisz wszystkie pieniądze i punty sławy, ale nowy wieśniak otrzymuje w spadku po swoim poprzedniku cały jego ekwipunek. Jeśli i on straci życie… No cóż, trzeba się pogodzić z faktem, że pogromca potworów z ciebie żaden – odpadasz z gry.
Wiedźmin w krzywym zwierciadle
Stwory z obory, mimo że mi się nie podobają (wizualnie)… to bardzo mi się podobają. Jest to przyjemna, dość lekka, ale wrednawa przygodowa karcianka, z ogromną dawką rozbrajającego humoru. Klimat to zdecydowanie jej najmocniejsza strona. Ducha przygody można poczuć dzięki kartom potworów. Przedstawiają one rozszalałe zwierzęta, stwory znane każdemu, kto szuka guza (np. zjawa), bestie zaczerpnięte z mitologii słowiańskiej i nie tylko. Bestiariusz w Stworach z obory jest różnorodny, co jest sporym plusem. Minusem jest za to ilość kart Gościńca. Jeśli gramy w 4 lub 5 osób, talia dość szybko się wyczerpuje.
W wiejski, choć nie zawsze sielski, klimat wpisują się też dobrze karty wydarzeń. Dzięki nim możemy np. przekonać się, jaką siłę ma plotka lub spróbować sił w loterii dożynkowej. Bardzo podobają mi się opisy fabularne znajdujące się na kartach. Mimo że mechanicznie nie wnoszą nic do rozgrywki, urozmaicają ją – są pomysłowe i często przezabawne.
Jeśli o klimacie mowa, nie sposób pominąć ilustracji, za które odpowiedzialny jest sam autor gry – Tomasz Bolik. Są one bardzo wyraziste i charakterystyczne i doskonale wpisują się w ducha niezbyt honorowego polowania na potwory. Wiele z nich odwołuje się do motywów, które dla miłośników szeroko rozumianej popkultury będą oczywiste, co jest dla mnie dużym plusem, bo uwielbiam takie smaczki w grach.
Czy to wam czegoś nie przypomina?
Omawiając Stwory z obory, trudno ukniknąć porównań ze znanym chyba wszystkim graczom Munchkinem. Jak dla mnie, gra wydawnictwa Muduko jest jego lżejszą, słowiańską wersją. Jest ona zdecydowanie bardziej przystępna dla mniej doświadczonych graczy, ponieważ nie występuje w niej tak wiele wyjątków od reguł, a możliwości przerzucania się w kartami jest ograniczona (kto z was nie walczył z zaskakująco śmiercionośną, podrasowaną przez przeciwników rośliną doniczkową, nie wie, czym jest prawdziwa przygoda). To co łączy obie gry, to zabawny, nieco szalony humor, charakterystyczne (choć zupełnie różne) grafiki i spora dawka negatywnej interakcji między graczami.
Wrażenia
Stwory z obory to karcianka, która bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła. Jestem pewna, że spodoba się zwłaszcza tym, którzy uwielbiają serię o Wiedźminie, zagrywają się w Muchkina, ale nie tylko. Dzięki niezbyt skomplikowanym zasadom z sukcesem można zaprosić do wspólnej przygody nawet niezbyt doświadczonych graczy. Planszówkowi wyjadacze mogą ten tytuł potraktować z kolei jako bardzo przyjazny fillerek. Rozgrywka angażuje wszystkich graczy, którzy przeszkadzają, kontrolują wyniki i kombinują jak najskuteczniej pokrzyżować nam plany. Sporo jest tu negatywnej interakcji i blefu, więc jeśli lubicie podkładać współgraczom świnie, to przygodowa karcianka od Muduko pozycja w sam raz dla was.
Stwory z obory skalują się dobrze, choć rozgrywka w 3 i w 5 osób dostarcza zupełnie innych wrażeń. W pierwszym przypadku gra przebiega znacznie szybciej (około 30 minut). Mniej przeciwników oznacza łatwiejszą drogę do zwycięstw. W pięć osób rozgrywka jest dużo bardziej zacięta, ale i dłuższa (może potrwać nawet godzinę), więc oczekiwanie na swoją turę czasem się dłuży. Najlepszym układem jest jak dla mnie złoty środek, czyli gra w cztery osoby.
Gra nie jest pozbawiona wad. Największą z nich jest dla mnie zbyt mała ilość kart, które po kilku rozgrywkach zna się już na pamięć. Jest też losowość, której nie można skutecznie zniwelować. Rzut kością można oczywiście powtórzyć, ale jeśli z talii będą wyskakiwać głównie potwory jednego koloru, a my mamy karty i bronie w innym, niewiele możemy poradzić. Mimo tych wad gra bardzo mi się podoba i z czystym sumieniem mogę ją polecić.
Plusy
– Klimatyczne grafiki i opisy fabularne
– Świetny, zabawny humor
– Proste zasady
– Sporo interakcji między graczami
Minusy
– Losowość trudna do zniwelowania
– Za mało kart
Złożoność gry
(4/10):
Oprawa wizualna
(6/10):
Ogólna ocena
(7/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Dobry, solidny produkt. Gra może nie wybitnie oryginalna, ale wciąż zapewnia satysfakcjonującą rozgrywkę. Na pewno warto ją przynajmniej wypróbować. Do ulubionych gier jednak nie będzie należała.