Proste gry są fajne. Ale jednocześnie proste gry są trudne. W sensie: paradoksalnie trudno jest zaprojektować prostą grę w taki sposób, żeby była fajna. Dla mnie złotym wyznacznikiem tego jak powinna wyglądać i działać prosta/fajna gra jest Sushi Go! Zabierz kartę, podaj w lewo, policz punkty jak karty się skończą. Jak policzyć? Przeczytaj na karcie, bo tam ktoś mądry umieścił wszystkie potrzebne informacje. Właśnie wytłumaczyłem wam praktycznie 90% zasad i możemy grać. A kolejne partie będą się od siebie różnić wystarczająco, bo rozkład różnych kart w kilku rozdaniach za każdym razem będzie nieco inny i w różny sposób będzie kształtował wartość poszczególnych zestawów ryżowych zawiniątek.
TO NIE JEST RECENZJA SUSHI GO!
Point Salad od razu sprawił, że na myśl przyszedł mi tytuł z akapitu powyżej. Połączenie prostoty i różnorodności wypływające z paru stron instrukcji bardzo małego formatu odpaliło u mnie te same połączenia w mózgu i sprawiło, że musiałem zainteresować się tą grą bliżej. A wszyscy znajomi patrzyli na mnie dziwnie i pukali się w głowę powtarzając, że Ciuniek znowu nakręca się bez powodu na jakąś popierdółkę.
Ale nic to. Zaopatrując się w to małe, zielone pudełeczko od Barda otrzymujemy talię kart przedstawiających z jednej strony jedno z sześciu warzyw, a z drugiej jeden z wyjątkowych przepisów na sałatkę. Uczciwie ostrzegam, że w tym miejscu po prostu działa moja wyobraźnia, bo zwyczajnie i po ludzku są to po prostu punktacje określające ile dane warzywo będzie warte dla mnie, jeśli zdobędę tę kartę.
ZRYWAMY WARZYWKA Z KRZACZKA DO KOSZYCZKA
Przebieg rozgrywki jest śmiesznie prosty. Na stole widać sześć odkrytych warzyw i trzy odkryte punktacje. W swojej turze mogę zebrać dwa warzywa albo jedną kartę punktacji. Potem uzupełniamy karty i turę rozgrywa kolejny gracz. Kiedy karty się skończą sprawdzamy kto uzbierał najlepsze zestawy porównując zebrane punktacje z zebranymi warzywami. Koniec zasad.
Prostota, różnorodność i dynamicznie zmieniające się warunki. Prostota faktycznie towarzyszy nam od początku, warunki zmieniają się w sposób iście szalony a różnorodność jest technicznie rzecz biorąc matematyczna. W sensie: każda partia będzie trochę inna, ale w gruncie rzeczy taka sama. Bo to, czy przez zmianę kolejności pojawiania się w grze kart więcej warta będzie papryka czy kapusta, to nie ma aż tak wielkiego znaczenia. Szaleństwo zaczyna się wtedy, kiedy zorientujemy się, że wszystkie informacje w grze są przez cały czas jawne.
JAK STRACIĆ PRZYJACIÓŁ I ZRAZIĆ DO SIEBIE LUDZI
Jeśli jeden z graczy zbyt mocno obstawi zbieranie tylko jednego warzywa, inni dosyć łatwo mogą kontrolować jego przyszłość. Za każdą zebraną od tej pory cebulę dostajesz 7 punktów? Byłoby przykro, gdyby okazało się, że już do końca gry żadnej nie zobaczysz, bo inni będą je podbierać. Ten aspekt działa. Głównie dlatego, że karta jest skonstruowana w taki sposób aby z każdej strony było widać jakie warzywa się na nich znajdują. Mogę na przykład zainteresować się karta punktacji tylko z powodu umieszczonego na jej rogu symbolu marchewki. Zabieram kartę, odwracam ją i bum, następna marchew jest moja. Oczywiście w drugą stronę to tak nie działa. nie mogę odwrócić warzywa na stronę z punktacją.
Pewne problemy zaczynają się kiedy o grze zaczniemy myśleć na opak i najpierw zaczniemy zbierać komplety warzyw licząc, że odpowiednie punktacje pojawią się w grze później. O ile gracze mają dosyć sporą kontrolę nad podbieraniem warzywek, o tyle punktacje to loteria i ruletka w jednym. Nie ma siły, po mojej turze przeciwnik na pewno zobaczy przynajmniej jedną nową punktację do zgarnięcia i jeśli akurat trafi mu się taka idealnie pasująca do tego co zebrał wcześniej, to nic na to nie poradzę. W związku z tym wynik partii może być dość mocno podatny na wahania łutu szczęścia i darów losu.
CZY TO W OGÓLE JEST POWAŻNY PROBLEM?
Taka losowość w grze, która trwa godzinę zabiłaby dla mnie całą przyjemność z rozgrywki. Point Salad trwa jednak od 15 do 20 minut i nagle okazuje się, że sporą częścią tego czasu jest końcowe podliczanie punktów. I to nie jest tak, że ta drzazga wbita w dłoń nie boli, bo nie jest kuchennym nożem, ale taki układ jestem już w stanie zaakceptować. Mogę bawić się w obstawianie gry na innych graczy albo obstawianie na dociąg kart. Oba sposoby mają sens i oba w trochę inny sposób zapewniają leciutki dreszczyk emocji i niepewności.
Point Salad to całkiem przyjemny drobiazg, który spokojnie może sobie leżeć na półce w oczekiwaniu na piętnaście minut wolnego czasu. Nie jest przebłyskiem geniuszu, ale ciężko przyczepić się do tego tytułu o coś poważnego. Nie jest źle.
TELEGRAFICZNE I LOSOWE UWAGI KOŃCOWE
- Grubość talii skaluje się w zależności od liczby graczy, ale w sposób sensowny: proporcje warzyw pozostają te same.
- Gra na więcej niż cztery osoby to losowanie zwycięzcy, lepiej pograć w trójkę.
- Z botanicznego punktu widzenia pomidor to owoc, ale lepiej nie dodawać go do sałatki owocowej.
Złożoność gry
(2/10):
Oprawa wizualna
(7/10):
Ogólna ocena
(6/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Do tej gry mamy konkretne zarzuty. Może być fajna i dawać satysfakcję, ale… ale jest jakieś zasadnicze „ale”. Ostatecznie warto się jej jednak bliżej przyjrzeć, bo ma dużą szansę spodobać się pewnej grupie odbiorców.
Dawno nie widziałem by ktoś tak beznadziejnie wytłumaczył zasady gry…