USS Merimac wysyła prom z misją ratunkową w kierunku Grif Balata – okrętu zapadającego się w pole grawitacyjne nowej gwiazdy neutronowej. Prom dokował. Na pokładzie są obce, inteligentne formy życia – Vahari – które transportują skarby narodowe (unikalną roślinność rodzinnej planety) by ocalić ją przed zagładą. Niestety, coś poszło nie tak…
– Nazywam się Theili i jestem technikiem pokładowym. To właśnie ja wysłałem wiadomość za pomocą jednego z silników manewrowych. Znajdujemy się wszyscy w śmiertelnym niebezpieczeństwie […] A.I. zafiksowała się na ochronie roślin i zupełnie przestała przyjmować polecenia od nas. Musimy zrestartować Jednostkę Centralną i przywrócić kontrolę. W innym przypadku roboty wyłapią nas wszystkich.
– Restart Jednostki Centralnej to poważna sprawa. Musielibyśmy przejść przez Dżunglę do Maszynowni, wyłączyć zasilanie na całym okręcie, przejść do rdzenia komputera, dokonać modyfikacji i dopiero wtedy uruchomić z powrotem zasilanie na okręcie. Myślałem o tym wcześniej jak tego dokonać, jednak nie jest to proste, bo rdzeń komputera jest strzeżony przez nasze roboty.
•••
Radom w tym czasie kieruje się w stronę centrum statku:
– Gdzieś muszą być uwięzieni Vahari którzy nas tu wpuścili. Gdzieś musi być mostek ze sterem aby odlecieć od gwiazdy. Gdzieś jest ta wielka oranżeria z wygłodniałymi mięsożernymi roślinami i cudownym słońcem!
Radom przemierza kolejne sekcje okrętu i zaczyna rozumieć wg jakiej logiki wszystko zostało skonstruowane. Najcenniejsze systemy – stery, silniki – znajdują się blisko centrum – tam gdzie pancerz jest najmocniejszy i ochrona największa. Zauważa, że roboty bezpieczeństwa ignorują jego obecność. Dociera do grodzi, która oddziela dysk od rdzenia okrętu – przejście nie jest specjalnie strzeżone, ot kolejne drzwi. Ale za nimi rozpościera się ogromna przestrzeń.
Widzi blask bijący ze ścian, wszystko pulsuje różnymi barwami, ale dominują odcienie purpury. Wijące się pnącza, liany poruszają się na wietrze, gdzieniegdzie dostrzega niewielkie zwierzęta (takie jak zaobserwowane w klatce w fermie). W powietrzu roi się od jasnych pyłków, słychać plusk wody, bzyczenie owadów, śpiew ptaków i dźwięki wydawane przez inne zwierzęta/rośliny.
Wszystko wibruje w rytm bicia serca, lśni, zaprasza. Jest coś jeszcze – Radom dostrzega dwa roboty bezpieczeństwa z pakunkami – jeden niesie splątanego Vahari w sieci, drugi ma sieć pełną futrzanych stworzeń. Oba powoli wchodzą wgłąb.
Radom jest świadom, że jeśli pozwoli im odeśjć – stracą Vahari.
Nie wiem, czy wiecie, ale Radom jest… rośliną! Tak, ten przystojny zielony odcień jego skóry to nie tylko znakomite maskowanie w środowisku naturalnym. Skóra Orionów zawiera chlorofil a fotosynteza jest dla nich ważnym procesem metabolicznym. To dlatego wchodząc po służbie do jego kwatery można spotkać go nagiego przy maksymalnych ustawieniach oświetlenia!
Radom zdejmuje skafander, rozbiera się (ach, to światło!) i podchodzi do robotów. Rozrywa siatkę – futrzaki rozbiegają się po okolicy a roboty starając się je schwytać w nowe sieci – zadanie niełatwe w gęstych krzakach – zostawiły Vahari na ziemi.
– Radom – tu Strot – nasz znajomy Vahari twierdzi, że możemy spróbować uratować ten statek i jego niezwykłości, wyłączając zasilanie a potem resetując komputer. Jedno i drugie znajduje się w centrum, ale na raz tego nie zrobimy. Moja propozycja – ty przebij się do Maszynowni i zajmij zasilaniem. Roboty ochrony powinny być zneutralizowane. Ja z Theili i Hadash postaramy się dotrzeć do rdzenia komputera i naprawić szkody. Reszta pilnuje promu w gotowości by przyjść nam z pomocą. Wyślę Ci też Sikarę i Parsona, by przyprowadzili / przynieśli tego drugiego Vahari
—
Fragmenty Dżungli pojawiły się już na przekazie obrazu od Radoma, ale dopiero gdy otwierają się ostatnie drzwi grodziowe i oczom ukazuje się olbrzymia przestrzeń…… tu jest jak na planecie, to zapiera dech w piersiach.
Theili nie kryje wzruszenia.
– To jest nasz największy skarb. – dodaje. – Jeżeli chcemy iść do maszynowni, to powinniśmy kierować się wzdłuż tego strumienia. – pokazuje. – Ścieżka do rdzenia wiedzie z kolei tamtędy
Do grupy zbliża się Radom:
– Strot, Hadasah, mamy problem. To chyba cywilizacja przedwarpowa a to znaczy że obowiązuje nas Pierwsza Dyrektywa. Jeśli tak to chyba wracamy na prom i pryskamy stąd?
– Jest piękny! – zawołał Theili z daleka, kiedy zobaczył zielonego Radoma.
Kiedy spytał o Pierwszą Dyrektywę Hadasah wyjaśniła, że Gwiezdna Flota ma zasady, które nie pozwalają w ingerowanie w sprawy cywilizacji na etapie rozwoju przedwarpowym, ponieważ często nie są one gotowe do zaakceptowania faktu, że nie są sami w kosmosie.
– Nie, nie możecie nas tu zostawić! Widzicie sami co się dzieje. Nie jesteśmy przedwarpowi, jesteśmy już prawie… Prowadziliśmy handel z Ythrea, Gaah, Tythirra i Ferengimi! Jeszcze jak… nasza planeta istniała…
– Powiadasz, że handlowaliście z Ferengimi… – Strot patrzy uważnie na Thelli – to cud, że nie kupili od Was planety za wasze własne surowce albo i za Was samych.
– Witaj, jestem Radom, jestem waszym bogiem-rośliną – Radom zwraca się do oswobodzonej Vahari, która właśnie przy pomocy Strota odzyskuje przytomność – opowiedz mi o sobie…
– Czy czujesz się już dobrze? Jesteś w stanie zaprowadzić Radoma – Strot pokazuje „zielonego boga-roślinę” – do maszynowni?
– Lorna, bez obaw, to przyjaciele. – mówi do niej Theili. – Przybyli, aby pomóc nam opanować usterkę Jednostki Centralnej.
– Oczywiście… pomogę – wydukała.
– Naprawdę cieszę się, że Ciebie widzę. Bałem się, że już po Tobie…
Czasu nie ma wiele, za jakieś 10 minut skończy się aktualizacja systemu i roboty wrócą. Idziemy….
– Prom, – przypomina sobie Radom o kawałku macki, którą zdobył – przeanalizujcie próbkę którą wziąłem. Może wpadniecie na jakąś metodę odstraszania mackostwora na wypadek gdybyśmy spotkali tu resztę rodziny. A, i nadajcie mu wreszcie jakąś nazwę.
– To szczebiotek okrągłolistny! – zawołał Theili.
– To musi być bardzo wyrośnięty okaz… – kiwa głową Lorna. – Dlaczego go skrzywdziliście?
– Roboty karmią szczebiotki Wami, przepraszamy, że przepłoszyliśmy jednego. Jeśli chcecie to wracajcie do siatki a ja postaram się tu zwabić jakieś drapieżniki.
– Roboty to coś zupełnie innego! – protestuje Lorna. – Jednostka Centralna oszalała i to dlatego. Te zwierzęta są bardzo łagodne.
– Może nie bardzo łagodne, ale nie atakują Vahari. – sprostował Theili.
– Może Wasze mundury go wystraszyły?
– Nieważne. – Theili przerywa dyskusję. – Mamy kilka minut na dotarcie do maszynowni i wyłączenie silnika, to spowoduje restart Jednostki Centralnej. Lorna, pójdziesz z Radomem do maszynowni i wyłączysz wszystko, ale… dopiero na nasz znak. My spróbujemy dotrzeć do Jednostki Centralnej, aby ją przeprogramować w czasie gdy będzie bezbronna.
Obie grupy rozdzielają się. Jedną prowadzi Theili, a drugą Lorna. W drodze przez Dżunglę opowiadają o najciekawszych napotkanych okazach, często ostrzegają o niebezpieczeństwach. Ogólna zasada niczego nie jeść, niczego nie dotykać. Jeśli rośliny zaczepiają, to znaczy że są głodne, ale raczej nie powinny być agresywne.
Theili prowadzi Strota, Parsona i Hadasah wąskimi ścieżkami, przechodzą ponad konarami, kilka razy przekraczając płytki strumień. Woda jest dziwna, mieni się metalicznie i błyszczy, a co więcej – jest jakby… sucha? Spływa bardzo szybko z ubrania Theiliego i skafandrów załogi, zupełnie ich nie moczy.
Theili opowiada o rodzajach roślin z chwytnymi liśćmi, jak się okazuje jest cała klasyfikacja mięsożernych okazów i nagle zatrzymuje się. – O rany. – śmieje się. – Natychmiast przestańcie myśleć o czymkolwiek skomplikowanym czy abstrakcyjnym, czuję… – niemal nie może opanować śmiechu. – że w okolicy znajduje się myślopłat. On wpływa w nieoczekiwany sposób na mózgi wyższych istot, dlatego starajcie się myśleć jak zwierzęta. Albo najlepiej o niczym nie myśleć, to przejdzie. Kocham Was.
Strot, gdy widzi, że towarzysze zaczynają błądzić wokół mętnym wzrokiem, przestraja swój fazer na ogłuszanie i… strzela w „roślinkę”
—
Grupa Radoma, Sikary i Lorny również zmierza do celu podziwiając faunę i florę Dżungli. Lorna jest bardzo otwarta w tym, by wyjaśniać szczegóły dotyczące zachowanej bioróżnorodności, ale czasem niektóre odmiany mutują lub zmieniają się i wzbudzają także jej zaciekawienie. Radom głośno komentuje napotkane okazy:
Radom: Widzimy istotę około 2m średnicy i 1m wysokości, owalny sino-biały worek o śliskiej i półprzezroczystej gładkiej skórze. W środku widać organella jak u olbrzymiej bakterii. Nie ma widocznych odnóży ani głowy, ot taka miękka bańka. Porusza się płasko po trawie, z miejsca na miejsce z wielką prędkością, jakby przeskakiwała po rozległej łące. Wydaje przy tym dziwny niski dźwięk, jakby spuszczanie powietrza z napompowanego balonu.
Lorna: Ojej, to Purchawka Męczywór, grzyb jadalny, musiała odłączyć się od stada. Zwykle wychodzą tylko nocą. Biedna, musi być wystraszona i zdezorientowana.
Radom: Opuszczając łąkę mijamy formację jasnoniebieskich skał-kryształów, z daleka wyglądały blado ale z bliska odbijają wszystko jak lustro. Odbicia wzbudziły pewne zaniepokojenie drużyny, wydają się jakby lekko opóźnione w stosunku do tempa w którym je mijamy. Lorna przystanęła, jej odbicie zatrzymało się również… spojrzała na siebie a jej odbicie uśmiechnęło się i pomachało. Dobiegł do nas cichy grzmot, czy tu może iść burza?
Lorna: Na całej planecie odkryliśmy tylko kilka takich kryształów, powstały miliardy lat temu podczas kształtowania się globu. Ten był skarbem narodowym wyspiarskiego państwa Bali Bala, wyłowiony z dna oceanu był największą atrakcją turystyczną. Kolejki na seans były dłuższe niż życie jednego Vahari, dlatego młode rodziny zapisywały już swoje przyszłe wnuki. Nie wiemy jak działa, w jakiś sposób zbiera naładowane jony z otoczenia i „karmi” energię telepatyczną mieszkającą w środku. Nie jest żywy zgodnie z normalnymi definicjami. Wszystko co widzimy nie istnieje naprawdę, to projekcja dla nas. Każdy kryształ był trochę inny, można powiedzieć, że miały swoje kaprysy i osobowość. Ten, HaraHara, słynął z tego, że może pokazać przyszłość, bywa też złośliwy… Chodźmy dalej.
Radom: Zbliżając się do gąszczu słyszymy z każdym krokiem narastający hałas dobiegający z przerośniętej trawy. Warkot, tumult, tłuczenie jak w fabryce, Lorna zasłoniła uszy i podbiegła a w naszych skafandrach na czerwono zapaliła się kontrolka zagrożenia i hełmy dostosowały głośność aby nie uszkodzić nam słuchu. Po minięciu kępy na parę kroków wszystko wróciło do normy. Radomowi nadal gwiżdże w uszach jakby przy nim jeden po drugim wybuchły wszystkie granaty.
Lorna: Szybko, to Żaba Hukowa. Musiała się spłoszyć, w ten sposób odstrasza drapieżniki od gniazda. Były bardzo popularne na naszej planecie. Produkują w ciele gaz lżejszy od powietrza i dwa razy do roku migrują do cieplejszych krajów. To naprawdę piękny widok. Ciekawostka, w dawnych czasach policja używała Żab Hukowych do rozpędzania tłumów.
Radom: Pomiędzy drzewami dostrzegamy metalicznie mieniący się obłoczek. Chmurka lekko porusza się jakby niesiona podmuchami wiatru w przestrzeni między drzewami. Zmienia kształty, jakby rozwiewana, jak stado ptaków albo celniej ławica ryb. Tysiące malutkich owadów przelatuje też między nami, czasami wręcz niewidoczne w cieniu, mienią się kiedy są wyżej. W pewnym momencie obłoczek dynamicznie zbiera się w jakby wir, lej, skierowany w dół i ze sporym przyśpieszeniem wali prosto w ziemię. Bezszelestnie wbija się i znika.
Lorna: To Glebolot Opiłek. Budują kolonie w pobliżu rud metali, najchętniej srebra, największe mogą sięgać nawet do kilometra wgłąb i liczyć setki tysięcy osobników podzielonych na kasty, robotnice, żołnierze, masażystki… Na powierzchnię wylatują w celu odbycia godów, matki otrzymują nasienie od trutniów na jeden cykl rozrodu. Kolonią kieruje Król, większy i powolny, nie opuszcza gniazda, chyba, że prowadzi wojnę z rywalizującym rojem. Niegdyś Vahari prawie wytępili Opiłki ponieważ są łatwym źródłem cennego kruszcu.
Radom: Z drzew zwisają liany, również przewody, łodygi, gałęzie przesłaniające ścieżkę. Odsuwamy je aby ułatwić sobie drogę, starając się ich nie niszczyć. Jedna z lian zwraca uwagę Sikary. Odzywa się cichutko w języku Vahari! Jeśli się wsłuchasz to mówi do każdego kto ją mija. „No cześć”, „no witaj”, „dawno cię nie było”, „co teraz?”
Lorna: Gadulec pospolity, uważajcie bo was zagada, haha. Nie jest zbyt inteligentny ale w ciągu życia uczy się prowadzić proste rozmowy. Nawiązuje więź z ludźmi dlatego był często maskotką, pupilem w naszych domach, bardzo lubi dzieci. Często stawał się też towarzyszem dla Vahari na starość. Nie należy go przelewać, kwitnie tylko raz w ciągu swojego życia, po czym umiera. Nasiona zachowują część wiedzy swojego rodzica. Rodowodowe Gadulce były bardzo cenne na naszej planecie.
Radom: W lesie widzimy interesujące zwierze, przypomina małego konia, jakby sarenkę ale z jedną różnicą, wydaje się, że nie ma tyłu ani przodu! Ma identyczne głowy po obu stronach, obie sięgają i skubią listki. Kiedy zwierze nas usłyszało, spłoszyło się i uciekło.
Lorna: Teraz cicho… Ba, rozmnażają się przez podział, w tej fazie są bardzo czujne, w ten sposób chronią „młode”. Pięknie śpiewają nad ranem, to prawdziwe koncerty.
– Chyba nie zobaczę już nic dziwniejszego… – Radom nie wiedział jak bardzo się myli…
Grupa posuwa się wciąż tunelem stworzonym z konarów, półcień rozświetlany jest przez jaskrawe przebłyski, które pojawiają się co kilka sekund. W pewnym momencie Lorna daje znak, aby się zatrzymali. Nie ma tu nic ciekawego, ale na krótki moment, gdy pojawia się oślepiające światło, zarysowuje się tam sylwetka szczebiotka okrągłolistnego. Jest mniejszy niż ten, którego spotkali wcześniej i idealnie wtapia się w tło. – Jesteśmy już na miejscu. – mówi półszeptem. – Panele energetyczne znajdują się tutaj – pokazuje gestem cały tunel. – Wystarczy, że splotę te liany i uzyskam dostęp do generatora. Sikara klika w komunikator:
– Jesteśmy w maszynowni, jak Wasz status?
c.d.n.
Ten Radom to niezły troll! Ale lubię gościa.