Przyznam się bez bicia – dostałam oba Escape Questy w tym samym czasie. Poszukiwaczy zaginionego skarbu opisałam już dwa miesiące temu, praktycznie od razu. A Za garść neodolarów jakoś mi nie wchodziła….
Ale co by nie mówić – jednak to książka… a książki nieładnie odkładać na półkę w stanie dziewiczym… więc spięłam się w sobie. A jak się już spięłam, to….
••• (na początku było zaskoczenie) •••
Obie książki są…. diametralnie różne. Poszukiwacze mają standardowe podpowiedzi i rozwiązania. Nie potrafisz ogarnąć tematu – sięgasz do stronki i idziesz we wskazane miejsce. (Ewentualnie przeglądasz książkę w poszukiwaniu właściwych stron w lewym górnym rogu, ale wtedy nie dowiesz się DLACZEGO masz tam pójść).
W Neodolarach …. no cóż… oczywiście możesz zastosować wariant drugi (i przyznam się, że mi się to zdarzyło), ale możesz też zajrzeć do podpowiedzi i rozwiązań… choć i tak niczego się nie dowiesz. Przesadzam? Troszeczkę. Podpowiedzi są lekko naprowadzające (jak dla mnie zbyt lekko – na tyle, że rzadko kiedy nie widać tego na pierwszy rzut oka). A rozwiązania – nie są podane na tacy: trzeba zastosować szyfr. Oczywiście każdy średnio inteligentny osobnik ogarnie co to znaczy klucz i odczyta szyfr, ale nigdzie nie jest to napisane wprost. To było moje pierwsze zastrzeżenie. Skoro mają być rozwiązania, to oczekuję rozwiązań, a nie tańca z deszyfrowaniem. Naprawdę, łatwiej jest przeszukać książkę w poszukiwaniu odpowiednich liczb w lewym górnym rogu….
Drugie zastrzeżenie to brak wyjaśnienia w rozwiązaniu DLACZEGO jest ono takie, a nie inne. I to znowu rodzi pytanie – po co mam korzystać z rozwiązania (jeśli już muszę), skoro mogę przejrzeć lewe górne rogi – na jedno wyjdzie. Ciekawiej by było, gdyby w rozwiązaniu podano nie tylko wynik, ale sposób.
Trzecie spostrzeżenie – fabuła jest dużo lepsza niż w Poszukiwaczach – aż mi się chce… dalej czytać. Mimo, że nie wszystkie zagadki ogarniam, mimo pomyłek w treści (ale spoko, przecież jesteś hackerem – uda Ci się!, nawet jeśli nie będzie to zgodne z regułami gry!), chce mi się poznać dalszy ciąg historii…
A więc do dzieła (jestem aktualnie w połowie i zabieram się do dalszego czytania :))
••• (po godzinie) •••
No panie… kolejna quazi-wpadka. Ale zanim o niej opowiem, to jeszcze maleńka fotka jednej z zagadek (myślę, że nie będzie ona dużym spojlerem, więc możesz na nią popatrzyć).
Jak widać założenie jest takie, by udać się w te trzy wskazane miejsca i przeżyć jakąś historię. Tylko… wiesz, że jeśli znajdziesz pierwszy klucz i trochę pomyślisz, to dwie pozostałe historie nie są Ci już do niczego potrzebne (a przynajmniej nie potrzebujesz ich przechodzić, by znaleźć brakujące klucze). Ale oczywiście możesz … choć mnie motywacja nieco spadła.
A owa kolejna wpadka tym razem dotyczy numeru strony, na którą masz pójść w jednej z zagadek. Problem jest taki, że jeśli samodzielnie nie rozwiążesz tej zagadki, to nie wiesz dlaczego masz pójść na taką a nie inną stronę (ale to akurat nie pierwszy raz w tej książce) – tylko, że jak już pójdziesz tam w oparciu o rozwiązanie, to zastanawiają cię liczby w lewym górnym rogu: sugerują, że trafiłeś źle, choć przecież tak właśnie powiedziało ci rozwiązanie. Oczywiście jak zaczniesz inwestygować problem, to zapewne dojdziesz do tego, że ta pomyłka jednak pomyłką nie jest i wpadniesz na to dlaczego trafiłeś na tę właśnie stronę, a może nawet na zasadzie revers engeneering uda ci się dość jakie jest prawdziwe rozwiązanie tej zagadki – niemniej pozostawienie tego w gestii czytelnika ufając, że on zaufa rozwiązaniu, jest – delikatnie mówiąc – odważne.
••• (po dalszych dwóch godzinach) •••
I to już koniec opowieści (choć tak nie do końca koniec… – ale dlaczego, to sami już musicie sprawdzić). Przyznam, że końcówka jest naprawdę dobra. Nie bardzo trudna (udało mi się bez zaglądania do rozwiązań), ale też nie na tyle łatwa, żeby od razu trafić na właściwą ścieżkę. Miałam sporo zabawy.
Gra-książka pod względem fabularnym bardzo mi się podoba. O wiele bardziej niż Poszukiwacze. Widać, że pisała to inna ręka. Panowie Ricome i Lamy odwalili kawał dobrej roboty, również fabularnej. I mówię to z punktu widzenia osoby, która nie przepada za historiami w cyberprzestrzeni. Dużo bliżej mi do Indiany Jonesa, a mimo to, Za garść neodolarów wciągnęło mnie o wiele bardziej i dało mi o wiele więcej przyjemności. I nawet te drobne potknięcia w postaci kontrowersyjnego (jak dla mnie) zaprezentowania rozwiązań oraz jednego czy dwóch questów, których nie rozwiązałam i nie mam pojęcia (bo nie mam jak sprawdzić) jak powinno wyglądać rozwiązanie – nie przesłoniły mi absolutnie pozytywnego odbioru całości. Czekam na kolejne tomiszcza pióra obu panów. Oby tak dalej!
Podsumowanie
+ ciekawa oprawa graficzna, ładnie wydana książka
+ nie potrzeba smartfona ani internetu
+ różnorodne zagadki, nie są bardzo trudne, ale też nie banalne.
+ ciekawa fabuła, naprawdę wciąga (nawet tych co nie lubią cyberprzestrzeni)
– rozwiązania nie podają sposobu rozwiązania, lecz tylko stronę, na którą należy pójść. Niestety dwie albo trzy zagadki były na tyle trudne (acz to subiektywny odbiór – wam mogą nie sprawić trudności) do tej pory nie udało mi się rozwiązać (i nie dowiem się – bo rozwiązanie nie zawiera szczegółów)
Grę Escape Quest - Za garść neodolarów kupisz w sklepie
Dziękujemy firmie Egmont za przekazanie gry do recenzji.
Złożoność gry
(3/10):
Oprawa wizualna
(7/10):
Ogólna ocena
(8/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Bardzo dobry przedstawiciel swojego gatunku, godny polecania. Wady mało znaczące, nie przesłaniające mocno pozytywnego odbioru całości. Gra daje dużo satysfakcji.