Jakiś czas temu na łamach naszego portalu pojawiła się recenzja gry Detektyw: Sezon 1, w której Ciuniek podzielił się swoimi wrażeniami z perspektywy osoby, która miała okazję zagrać w inne części serii. Co za tym idzie, mógł porównać obie gry, a także wyrobił sobie konkretne oczekiwania co do rozgrywki i zmian w mechanice.
Dzisiejsza recenzja będzie jednak z punktu widzenia gracza, który owszem słyszał, że Detektyw jest grą bardzo dobrą, wciągającą i… właściwie to tyle. Dlatego też moje jedyne oczekiwania co do tego tytułu to: interesujące śledztwa, porządne rozruszanie szarych komórek i mile spędzony czas. Czy oczekiwania się spełniły?
Warsztat pracy detektywa
Zacznijmy od podstaw, czyli o co właściwie w grze chodzi? Krótko mówiąc czeka nas podążanie za poszlakami i rozwiązywanie zagadek kryminalnych. W nasze ręce zostają oddane trzy sprawy, każda w nieco innym klimacie. Jest coś dla wielbicieli współczesnej kryminalistyki, morderstwo wpasowujące się idealnie w klasykę gatunku, a także wątek mafijny.
Każde dochodzenie to talia kart, które przenoszą nas z miejsca na miejsce, dostarczają informacji niezbędnych do rozwiązania sprawy, często także oferując nowe tropy, którymi możemy podążyć. Do gry niezbędna jest interaktywna baza danych Antares znajdująca się na stronie internetowej, która dostarcza dodatkowych materiałów do śledztwa oraz pozwala rejestrować znalezione odciski palców, dowody rzeczowe i zeznania.
Mechanika gry jest bardzo prosta i przejrzysta. Na początek czytamy akta sprawy, na planszetce zaznaczamy czas jaki mamy na wyjaśnienie okoliczności zabójstwa i znalezienie mordercy. Następnie wybieramy ze wskazanych kart poszlaki, które nas interesują, przemieszczamy się w odpowiedni miejsce na planszetce i zagłębiamy w zawiłą historię próbując z niepełnych informacji, kłamstw i półprawd złożyć sensowną całość. Za każdą interakcję z karty i przemieszczanie się pomiędzy lokacjami płacimy czasem dochodzenia. Gdy dobiegnie on końca, aby pomyślnie zakończyć śledztwo musimy poprawnie odpowiedzieć na kilka pytań.
Klasyczne metody dedukcji czy zaawansowane cuda techniki?
Zwykle mam bardzo mieszane uczucia jeśli chodzi o łączenie gier planszowych z wszelkiej maści aplikacjami czy elektroniką. Jednak w tej grze wydawało się to doskonałym posunięciem. Idea wykorzystania zdobyczy techniki w trakcie prowadzenia śledztwa sprawiała, że przed oczami stanęły mi sceny rodem z seriali telewizyjnych. Któż nie chce się poczuć jak detektyw-bohater, który ma do dyspozycji cały warsztat współczesnej kryminalistyki.
Przy pierwszej sprawie zachłysnęłam się możliwościami i podeszłam do internetowej bazy bardzo entuzjastycznie. Nie chcę dokładnie zdradzać co było dostępne w tym konkretnym przypadku, ale pojawiły się momenty kiedy byłam mile zaskoczona. Potem pojawiła się druga sprawa, która bazy praktycznie nie wykorzystuje i okazało się, że też jest fajnie… a nawet fajniej (?) Czas i uwagę, którą poświęcałam na zajmowanie się wprowadzaniem danych mogłam przeznaczyć na łączenie faktów i rozwiązywanie zagadki. Dzięki temu w trakcie drugiego scenariusza byłam bardziej skupiona i miałam zdecydowanie większe poczucie zanurzenia się w przedstawioną historię. Być może dlatego też ta sprawa najbardziej mi się spodobała.
Sam pomysł bazy Antares uważam za udany, ale wydaje mi się, że była ona za mało przydatna. W pewnym momencie przyłapałam się trochę na tym, że traktuje ją jako dodatkowy bajer, a w większości przypadków jako gloryfikowany notatnik, który w łatwy sposób pozwala przejrzeć zdobyte wcześniej akta sprawy, zeznania świadków itp..
Samotny wilk czy zespół fachowców?
W Detektywa: Sezon 1 możemy zagrać w grupie do pięciu osób, a także solo. Mechanicznie rozgrywki te są bardzo do siebie zbliżone, różnią się tylko ilością żetonów umiejętności, które możemy wykorzystać by bliżej przyjrzeć się niektórym tropom. Na wypróbowanie gry solo wybrałam trzeci scenariusz i trochę się rozczarowałam. O ile tryb ten jak najbardziej działa, o tyle nie dostarczył mi tyle przyjemności z gry, co granie w większym gronie. Zabrakło mi emocji, wspólnego główkowania, łączenia faktów i momentów nagłego olśnienia. Zabrakło dzielenia się pomysłami i teoriami, uśmiechu na twarzach grających, gdy poprawnie odpowie się na wszystkie pytania. Najwyraźniej granie w planszówki solo nie jest dla mnie.
Drogi Watsonie, ktoś nam ukradł spację!
I to niestety niejedną. Naprawdę muszę się tu przyczepić, bo jak na grę prawie w całości opartą na czytaniu pojawiło się zadziwiająco dużo błędów edytorskich. Nie uniknęła ich zarówno instrukcja, jak i same karty. Pozjadane lub powtórzone wyrazy, błędna odmiana i bardzo ciasne justowanie – wszystko to powodowało, że momentami ciężko było skupić się na czytanym tekście. Nawet najlepsza historia traci nieco na uroku, gdy zamiast na spokojnie przeczytać zeznanie świadka, wpatrujesz się w ciąg pozlepianych ze sobą liter i próbujesz sklecić z nich sensowne zdanie.
Diabeł tkwi w szczegółach
Czas odpowiedzieć sobie na pytanie czy gra mi się podobała i czy spełniła oczekiwania. I tak, i nie. Pojawiły się elementy, które przypadły mi do gustu. Scenariusze, choć może nie nadmiernie skomplikowane, były na tyle interesujące, że przykuły moją uwagę i sprawiły, że chciałam dowiedzieć się jakie zakończenie przewidzieli autorzy. Doceniam je między innymi za nawiązania do klasyków powieści kryminalnej, czy też rzeczywistych wydarzeń. Nawet jeśli czasem są to tylko lekkie mrugnięcia okiem do gracza. Spodobały mi się w miarę przejrzyste zasady (z tego co wiem uproszczone względem “zwykłego” Detektywa). Graficznie gra jest przyjemna dla oka, a drobne elementy na kartach, jak ślady po kawie, czy pieczątki, dodają klimatu.
Nie do końca rozumiem potrzebę dołączenia do gry elementów, które wydają mi się zbędne, jak portrety graczy, czy portrety występujących w grze postaci. Te drugie miałyby rację bytu, gdyby w każdym przypadku można było jasno określić do kogo należą. Niestety bywały chwile, gdy gra kazała wyłożyć czyjąś podobiznę na stół i nikt nie miał pojęcia, którego podejrzanego przedstawia, bo w przeczytanym właśnie akapicie pojawiło się ich co najmniej dwóch.
Szkoda mi trochę zbyt mało wykorzystanego potencjału bazy danych i mechaniki poziomu stresu rozmówcy, która przewija się na kilku kartach. Przeszkadza mi kiepska edycja tekstu i dziwne akcje, które gra wymusza w niektórych przypadkach. Zdarzyła mi się sytuacja, w której musiałam zdecydować się na konkretny ruch względem postaci, której jeszcze nawet nie spotkałam, tylko po to, by na koniec gry nic z tego nie wynikło. Nie wiem, może był to jakiś błąd z mojej strony.
Jak widać idealnie nie było. To taki dziwny twór, który bardzo chciałoby się polubić, ale gdzie nie spojrzeć, to pojawia się coś, co psuje całościowy odbiór. Detektyw: Sezon 1 nie będzie dla mnie odkryciem roku, czy niezapomnianym przeżyciem, ale jak na grę “jednego przejścia”, mimo wszystkich swoich mankamentów, zapewnił mi kilka godzin lekkiej i miłej zabawy.
Grę Detektyw: Sezon 1 kupisz w sklepie
Dziękujemy firmie Portal Games za przekazanie gry do recenzji.
Złożoność gry
(3/10):
Oprawa wizualna
(6/10):
Ogólna ocena
(6/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Do tej gry mamy konkretne zarzuty. Może być fajna i dawać satysfakcję, ale… ale jest jakieś zasadnicze „ale”. Ostatecznie warto się jej jednak bliżej przyjrzeć, bo ma dużą szansę spodobać się pewnej grupie odbiorców.