Dawno, dawno temu… któż z nas nie słyszał tych słów zapowiadających podróż do niesamowitego świata baśni? Granna zafundowała graczom już niejednokrotnie możliwość powrotu do uniwersum legend. Tym razem zapraszam Was do lochów Zamku Ostrogskich, w których żyło ptasie stworzenie. Na szczęście nie trzeba było go całować, żeby odmieniło swą postać. Potrzebny będzie dobry refleks i najlepiej kilka egzemplarzy niedużych dzieci. Bo to gra właśnie dla młodych tropicieli legend. Choć dorosłym też sprawia sporą frajdę.
O czym to i co w środku?
Sprawa tematu jest dość prosta. To gra nastawiona na refleks, spostrzegawczość i umiejętności w obrębie koordynacji ruchowo-wzrokowej z dobudowanym sztafażem legendy o złotej kaczce. Cenię sobie takie tytuły. Przy okazji dobrej zabawy można upiec dwie pieczenie na jednym ogniu i oprócz gry poznać też elementy folkloru. Mechaniką trochę przypomina dobrze znane w świecie gier Dobble, ale mamy tu bardziej rozbudowane reguły. Zapraszamy do zabawy dzieci, pudełko sugeruje takie 6+, ale 5latki to już też bystrzaki, więc spokojnie odnajdą się w zasadach. W pudełku, które też jest częścią gry, znajdziemy zestawy kart (6 kompletów, po jednym dla każdego gracza; wszystko zapakowane w fajne papierowe torebki) z obrazkami korony, pierścienia broszki i sakiewki, 16 kart rund determinujących regułę danej rozgrywki, planszę punktacyjną i ładne drewniane kaczki (pionki).
Jak grać?
Spory potencjał gry drzemie w różnorodności rund. Te, które są oznaczone literami A i B polegają na oddawaniu kart ze stosów graczy i układaniu wspólnego stosu. Trzeba oczywiście dostosować się do opisanej na karcie zasady, np. „brak wspólnych cech” (np. dokładana karta nie może być ani zielona, ani z korną, ani z trzema przedmiotami), „przynajmniej jedna cecha wspólna”, „tylko jedna cecha wspólna” itp. W przypadku rundy pierwszej (A) jeśli popełnimy błąd – karty wracają na rękę, w drugiej (B) z kolei uczestnicy kontrolują zagrywane karty. To właściwie jest nasza ulubiona runda, ponieważ ma jedną dodatkową regułę. Jeżeli ktoś w trakcie gry zauważy błąd u przeciwnika, może zatrzymać grę. To prawdziwa chwila napięcia jak przy słynnym pokerowym „sprawdzam”. Jeżeli gracz, który przerwał tę dynamiczną karuzelę ma rację, od razu dostaje 3 punkty a runda się kończy. Ale… jeśli się pomyli – odpada z rundy! Grając z kilkulatkiem może to wypaść jako namiastka, takiej nie do końca negatywnej interakcji, ale mój 5latek kilka razy dąsał się, że musi odpaść. Cóż, gra w życie i konsekwencje podejmowania ryzyka.
Rundy C i D polegają na działaniach przeciwnych. Każdy gracz zbiera własny stos zgodnie z zasadami. Zwycięzca zgarnia 3 punkty, wicemistrz 2, a trzeci, choć też na podium, to tylko 1. Logiczne i uczciwe i proste. Takie klarowne zasady bardzo cenię w grach rodzinnych.
Gra jest niesamowicie dynamiczna, ponieważ jej głównym napędem są spostrzegawczość i refleks. Jak dla mnie to jedna z lepszych opcji w grach dla dzieci, bo nikt się nie nudzi, nie czeka na swoją kolej. Nie ma tutaj tur, gramy razem i jednocześnie. Jeżeli gramy w „brak cech wspólnych”, to musimy sprawnie ocenić to, czy mamy inny kolor, symbol i liczbę danego przedmiotu na obrazku. Kto gra z dziećmi ten wie jakie to są zawody, jaki wulkan emocji, jaki wyścig neuronów i wreszcie jakie salwy śmiechu towarzyszą tego typu partiom.
Moje (a właściwie dzielone z młodym graczem) wrażenia
Gra ma niesamowite tempo i to jest jej wielki atut. Pozwala się wyładować. Ponadto jest też możliwość regulowania czasu rozgrywki. Możemy zagrać w kilka rund, co zajmie 10-15 minut. Możemy też zagrać „od dechy do dechy” we wszystkie rundy i ćwiczyć się w dostosowywaniu się do zmieniających zasad. Podoba mi się też system punktowania. Nie zawsze bowiem okazuje się, że ten kto pierwszy skończył jest zwycięzcą, ponieważ przy sprawdzaniu stosu może okazać się, że wkradło się sporo chochlików – pomyłek. Dla nas to była doskonała okazja na to, by pokazać, że nie zawsze bycie pierwszym oznacza bycie najlepszym.
Kilka słów podsumowania:
Świetnie ćwiczy refleks, spostrzegawczość
Ilustracje Macieja Szymanowicza niesamowicie wpisują się w legendarny klimat
Dobrze skaluje się przy różnej liczbie graczy. Radość z rozgrywki daje zarówno partia dwuosobowa jak i ta w pełnym składzie (choć opcja 5 dzieci i 1 dorosły daje do wiwatu).
Regrywalna. Nie nudzi się tak jak raczej nie nudzą się ludziom Dobble (porównuję choć mechanika jednak nieco inna).
Temat historii o Złotej kaczce, chociaż przyklejony, jest naprawdę świetny. Tak jak już pisałam, stanowi dobrą okazję do zapoznania się z treścią legendy, a tego nigdy za wiele.
Nie zauważyliśmy minusów prócz tego, że są cienkie karty, ale zawsze można je zalaminować.
Nie mieliśmy okazji zagrać w inne gry z serii legend. Myślę jednak, że po Złotej kaczce z pewnością chętnie zajrzymy do innych tytułów.
Złożoność gry
(3/10):
Oprawa wizualna
(7/10):
Ogólna ocena
(8/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Bardzo dobry przedstawiciel swojego gatunku, godny polecania. Wady mało znaczące, nie przesłaniające mocno pozytywnego odbioru całości. Gra daje dużo satysfakcji.
Fajna recenzja! Warto wspomnieć, że projektantem gry jest Jan Madejski, autor jeszcze kilku tytułów w tej serii. Ja polecam zwłaszcza Bazyliszka.
A ilustrator nazywa się Szymanowicz :)
Dzięki. Nazwisko ilustratora już poprawiam. Na sto demonów mózg mi źle zakodował końcówkę. W domu stos książek z jego bajecznymi pracami a tu taki byk. Po Bazyliszka zamierzam sięgnąć,dzięki za rekomendację.