Viticulture to uwielbiany przez wielu klasyk! Euro o prostych zasadach, dających mimo wszystko sporo okazji do dobrego kombinowania oraz przyjemnego ścigania się w zarządzaniu winnicą, gdzie podejmowane przez nas decyzje będą przynosić stosowne plony, co nie zawsze będzie skutkować zwycięstwem. Serca graczy podbiło również bajeczne wykonanie oraz świetna oprawa graficzna. Popularność musi przynieść dodatki. Dla licznego grona graczy Toskania jest niezbędnym uzupełnieniem podstawki, wręcz nie da się bez niej grać. Zdziwienie budziło nawet to, że wydawnictwo Phalanx nie zdecydowało się od razu na wydanie całości. Ale jak jest w rzeczywistości? Czy to aby na pewno prawda?
Od samego początku Viticulture było dla mnie grą bardzo dobrą, ale nie rewelacyjną. Grałam z przyjemnością, lecz nie miałam rumieńców na twarzy. Nie przepadam za tak podaną losowością – nierzadko zdarzało się tak, że ciągle dobierałam kiepskie karty (tzn. słabe pola, słabi pomocnicy itd.), natomiast przeciwnicy naprawdę dobre – i sporo musiałam się nakombinować, żeby ich doścignąć. Toskania nie zmienia tego aspektu gry, jednakże w przeciwieństwie do Gineta, po poznaniu tego dodatku nie mam już ochoty wracać do samej podstawki.
I to nie dlatego, że jestem ultra-pro-gejmerem i muszę zawsze grać w mózgożerne tytuły batożące szare komórki. Dobrze wiem, co Viticulture ma do zaoferowania oraz jaki typ rozgrywki reprezentuje. Jestem również świadoma różnicy między graczami początkującymi i zaawansowanymi. Nigdy nie wymagałam o tej pozycji bycia czymś więcej niż jest w istocie. I nadal trzymam się mocno tego, że Toskania to niezbędne uzupełnienie podstawki. Nie tylko dla tych, którzy zjedli zęby na Viticulture, a przez to potrzebują jakiegoś powiewu świeżości. Po prostu w „rozszerzoną wersje” gra się o wiele lepiej.
Toskania nie wprowadza żadnych skomplikowanych bądź znacząco różniących się od pierwowzoru mechanik. Gramy teraz przez cztery pory roku (a nie dwie), dochodzą karty konstrukcji (czyli dodatkowe opcje dla naszych winnic) oraz nowy typ robotników. Zmieniają się także możliwości otrzymania premii z wybranego pola akcji(jest ich więcej). Możemy również bawić się na mapie wpływów w rogu planszy, żeby jeszcze bardziej korzystać z bonusów (dodatkowych kart, pieniędzy itd.). Bez problemu da się w tym wszystkim połapać. Nawet jeśli nie ograliśmy jeszcze z tysiąca tytułów.
Czy przez to gra robi się trudniejsza? Niespecjalnie. Mamy za to więcej opcji i dróg w które możemy pójść. Losowość nie jest aż tak dołująca. Ktoś nam zajął pole z dobrem danych kart? Idziemy w mapkę wpływów i zdobywamy to, czego potrzebujemy. Toskania kładzie większy nacisk na planowanie niż szczęście w dociągu, chociaż wciąż mielenie „decków” jest tutaj kluczowe. To, że mamy więcej rzeczy do przemyślenia wcale pociąga za sobą zmiany poziomu trudności.
Poza tym nie zostajemy przytłoczeni nowymi zmiennymi, które od teraz musimy brać pod uwagę. Owszem jest ich więcej, ale dalej są to decyzje w stylu „jaki rodzaj kart jest mi teraz najbardziej potrzebny” lub „jak uzyskać to, co potrzebuje jak najmniejszym kosztem”. Toskania nie rzuca nikogo w zupełnie nieznany świat, gdzie przyjemna rozgrywka została zastąpiona czymś zdecydowanie bardziej wymagającym. Robi to samo, co podstawka – tyle, że lepiej.
Ponadto pewne rzeczy stają się o wiele prostsze. Choćby wykonanie najcięższych zamówień, ponieważ łatwiej nam wyprodukować dobre gatunki win. Punkty też zgarniamy szybciej, toteż odtąd potrzebujemy 25 punktów, żeby wywołać koniec gry. Jednocześnie samo wybranie odpowiedniego momentu zakończenia gry jest o wiele bardziej emocjonujące. Możemy dysponować fajnymi zamówieniami, ale będzie nas stopować nieciekawa pozycja na mapce wpływów. Nadal jednak nie są to jakieś drastyczne metamorfozy.
Warto jednak zwrócić uwagę, że gra ulega znacznemu wydłużeniu. Zwłaszcza przy pierwszych rozgrywkach. Nic dziwnego, skoro gramy aż cztery pory roku, a nie tylko dwie. A jak jeszcze zagramy w pełnym składzie… to Viticulture zajmie nam sporą część wieczoru. Dalej twierdzę, że ten tytuł działa najlepiej w 4-osobowym składzie. Toskania miała polepszyć rozgrywki w parze, ale nie zauważyłam zbyt wielkich różnic. W dwójkę ten wyścig nadal nie wywołuje zbyt wielkich emocji… Dodatkowo nadal dużą rolę odgrywa tutaj los. Możemy walczyć ze słabym dociągiem pól, idąc w konstrukcje, ale tam też możemy dobrać jakiś badziew. Nasz sukces może mieć źródło w dobrym starcie(tzn. fajnym kartom), a niekoniecznie dzięki zastosowaniu wyrafinowanej strategii. Cóż, to wciąż Viticulture, gdzie taktyka i reagowanie na bieżące okoliczności jest ważniejsze od ścisłego trzymania się raz obranego planu.
Toskania to świetny dodatek. Nie psuje podstawki, lecz koryguje ją w odpowiednich miejscach, co sprawia, że gra się przyjemniej, a także z większym zaangażowaniem. Zapewnia nam więcej dobroci, kilka innych dróg, nowe rzeczy do przemyślenia i równocześnie nie zwiększa w drastyczny sposób poziomu trudności. Dla fanów Viticulture jest to zakup obowiązkowy. Natomiast ja, po dodaniu podstawki, z większą chęcią zaproponuje partyjkę w ten tytuł :), toteż nawet jeśli sama podstawka nie podbiła waszego serca, warto jeszcze dać szansę winku ;)
Plusy:
+ więcej opcji i dróg w które możemy pójść…
+… a poziom trudności i „wejścia” w grę wcale się nie zwiększa
+ wywołanie końca gry jest bardziej emocjonujące
+ nie psuje podstawki, lecz rozszerza ją w odpowiednich miejscach
+ mapa wpływów!
+ kładzie większy nacisk na planowanie niż szczęście w dociągu…
Minusy:
-… dalej jednak mielenie decka jest najważniejsze, a karty mogą nam po prostu nie podejść
– partie są o wiele dłuższe
– skalowanie wciąż jest takie sobie
Złożoność gry
(6/10):
Oprawa wizualna
(8/10):
Ogólna ocena
(8/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Bardzo dobry przedstawiciel swojego gatunku, godny polecania. Wady mało znaczące, nie przesłaniające mocno pozytywnego odbioru całości. Gra daje dużo satysfakcji.