Opisać grę po czterech dniach od premiery wydaje się niezłym czasem jak na recenzenta. Tymczasem kiedy zasiadałem w sobotę do swojej partii w internecie o Mezo już grzmiało i huczało. Opinie – wiadomo – różne, ale wyłaniała się z z nich pewna prawidłowość: słaba instrukcja, nie najlepsze wykonanie, ale grywalność świetna. Postanowiłem się jednak nie kierować opiniami innych tylko sam sprawdzić i podzielić się z Wami moją własną. Pamiętajcie jednak, że zagrałem póki co tylko raz więc to będą jedynie pierwsza wrażenia, a nie szczegółowa analiza.
Wychodzi na to, że póki co w Mezo zagrałem dwa razy mniej niż czytałem do niej instrukcję. Tą bowiem czytałem dwukrotnie, a podczas partii musieliśmy ją jeszcze co najmniej kilkukrotnie wertować. Faktycznie jest ona bowiem zaprojektowana kiepsko, napisana niepotrzebnie zagmatwanym językiem, często przy omawianiu jakiejś reguły zmusza do powrotu na inne strony, pozbawiona jest trafnych przykładów, a co najgorsze, nawet przy dokładnym jej przeczytaniu w kilku kwestiach pozostawia pewne wątpliwości dające pole do różnych interpretacji. Przykład? Rozstrzyganie konfliktu w Regionie Błogosławionym: Gracz o największej Sile otrzymuje 8PZ (ignorując nagrodę z Ołtarza w tym Regionie). W przypadku remisu, zwycięzcę wybiera gracz, który wśród remisujących graczy, posiada najmniej PZ. Kto przy zdrowych zmysłach w takim wypadku nie wybrałby siebie? Nie łatwiej było napisać: W przypadku remisu, zwycięża gracz, który wśród remisujących graczy, posiada najmniej PZ? Niby drobnostka, ale jest ich dużo, przez co stają się one mączące.
Jeżeli chodzi o wykonanie nie podzielam już jednak, raczej negatywnych, opinii innych recenzentów. Fakt, karty mogłyby być grubsze, podstawki lepiej trzymać się bogów i czempionów, a figurki być zrobione z nieco lepszego plastiku (i dzięki temu mniej się wyginać), ale mimo wszystko źle nie jest, przynajmniej patrząc przez pryzmat konkurencji, w którą ja grywałem. Za to figurki bogów są przekozackie, jednostki różnią się od siebie i są w miarę szczegółowe (choć nie wiem czy aż na tyle żeby łatwo byłoby je malować), a szata graficzna czytelna i całkiem klimatyczna (chociaż zdecydowanie wolę pod tym względem jasną stronę planszy). No i wypraska według mnie robi naprawdę dobrą robotę. Nareszcie ktoś wpadł na genialny pomysł, żeby część wypraski, w którą wkłada się bóstwa (które nota bene idealnie do niej pasują) zrobić w koszyczku. Dzięki temu figurki jednostek zamiast walać się po pudełku narażając na dodatkowe uszkodzenia, spokojnie i bezpiecznie leżą sobie pod figurkami bogów, a tekturowa reszta elementów odpoczywa posegregowana w woreczki strunowe w drugiej części pojemnika. A jak sobie przypomnę ile zachodu było ze składaniem gry i dopasowywaniem elementów do wyprasek w Lords of Hellas i Rising Sun, to jeszcze bardziej doceniam ten pomysł.
Na koniec jednak to co najważniejsze, czyli sama grywalność. Tak jak nie lubię gier dudes on map, gdzie konflikt gra kluczową rolę, tak Mezo mi się spodobał i to bardzo. Powodów tego może być kilka. Po pierwsze poza samym konfliktem mamy kilka innych istotnych źródeł punktowanie: budowa piramid, obecność naszych budowli w rejonach i naszych szamanów i wojowników na Nieśmiertelnym Kalendarzu i Heroicznym Kodeksie czy tor oddania. Po drugie konflikty są dużo bardziej wieloaspektowe niż proste rozmieszenie jednostek i zagranie karty walki, a dodatkowo toczą się w etapach, pozwalając na pewne manewry w odpowiedzi na akcje przeciwnika. Po trzecie strony są asymetryczne w dwóch aspektach – nie tylko bogowie posiadają własne umiejętności i karty walki, ale też my budujemy tę asymetryczność poprzez wybór cech w każdej epoce. Po czwarte – i to chyba najważniejsze – nie da się tu zgnębić gracza i rozbić jego armii w jednej rundzie tak, że kolejną musi zaczynać niemal od startowego ustawienia. Tu po każdej erze pakujemy swoje manatki i nową zaczynamy mniej więcej z porównywalnym stanem zasobów (może się zdarzyć co prawda, że ktoś ma więcej, a ktoś mniej jednostek w zaświatach, ale różnice zazwyczaj nie są duże).
Tak więc Mezo póki co ma u mnie dużego plusa i spory kredyt zaufania przed kolejnymi partiami. Po części to zapewne zasługa towarzystwa w jakim grałem, po części może i mojej wygranej, ale nie byłoby tego gdyby Mezo był słabą grą.
Ps. zachęcam też do przeczytania czwartkowej recenzji Mezo autorstwa Adalberta, który nieco szczegółowiej opisał mechanikę, a że grę ograł znacznie dokładniej to mógł pokusić się też o głębszą analizę (LINK).
Grę Mezo kupisz w sklepie