Gier o piratach na rynku jest całkiem sporo, jednak tytuły o kosmicznych piratach zdarzają się chyba dość rzadko (na tyle rzadko do tej pory nie miałem okazji zagrać w ani jeden tytuł osadzony w takim settingu). I tu naprzeciw oczekiwaniom graczy lubiącym uniwersa pirackie i SF wyszli panowie Michael Loyko i Denis Plastinin, autorzy deck-buildingowej gry Tortuga 2199, którego polskie wydanie zaproponował nam Phalanx.
O zasadach rozgrywki dosyć szczegółowo pisała już Aga (link tutaj), ja pozwolę sobie więc ograniczyć się do swoich spostrzeżeń, zaczynając od pozytywów, przez negarywy, do krótkiego podsumowania.
Z rzeczy technicznych – instrukcja. Świetnie napisana, jasno wszystko wyjaśniająca i opatrzona mnóstwem przykładów.
Na plus zaliczyć trzeba też wykonanie znacznej części elementów. Wielkie kafle z wygodnymi żłobieniami na żetony składające się na planszę do gry, czy majestatyczne kosmiczne statki graczy robią naprawdę duże wrażenie. Tekturowa elementy są grube, a karty wydają się być dobrej jakości, choć z uwagi na częste tasowanie warto byłoby jednak je zakoszulkować. Bardzo funkcjonalna jest też wypraska, która bez trudu mieści wszystkie elementy pozwalając domknąć pudełko. Niestety w wykonaniu są też elementy, które mi się nie podobają, o czym piszę poniżej.
Jeżeli chodzi o gameplay to gra jest deck-buildingiem połączonym z kontrolą terytoriów. I o ile sama mechanika kontroli terytoriów nie wnosi ze sobą nic szczególnie nowego, to trzeba przyznać, że deck-building to autorom wyszedł. Niby dwie waluty na kartach (pieniądze / ruch, pieniądze / atak) nie są niczym odkrywczym, ale liczba możliwości ich wykorzystania naprawdę robi wrażenie. Kredyty służą nie tylko do prostego zakupu kart, ale też chociażby do ulepszania obrony terytoriów czy rezerwacji kart na kolejna rundę, a Manewry to nie tylko ruch i atak na innego gracza lub jego terytorium, ale też możliwość czyszczenia decku, zwiadu czy polowania na potwora.
Kolejny plus należy się za efekty specjalne kafli, które dają kontrolującemu np. permanentny kredyt czy manewr do walki, albo pozwalają darmowo czyścić talię lub rezerwować kartę.
Bardzo spodobał mi się też podziału rynków powodujący, że karty z określonych talii, można kupić jedynie w określonych miejscach na mapie, co zmusza grających do rozsądnego planowania ruchów i efektywnego zarządzania ręką w niemal każdej turze.
Na koniec segmentu plusów muszę wspomnieć jeszcze o potworach. Podoba mi się w nich wszystko. To jak się je tropi, jak ściga się o ich upolowanie, to że posiadają specjalne, zazwyczaj mocniejsze niż inne karty właściwości i to, że możemy ich użyć, albo odrzucić na discard otrzymując w zamian punkty zwycięstwa. Niby jeden mały element a tak urozmaicający rozgrywkę.
Niestety w Tortudze 2199 są też elementy i rozwiązania, które nie przypadły mi do gustu, uważam za niepotrzebne, a niektóre nawet za frustrujące.
Po pierwsze niezbyt podzielam entuzjastyczne opinie na temat klimatu wylewającego się z gry. Dla mnie ten tytuł stoi mechaniką, która mogłaby być osadzone w dowolnym innym settingu, bez konieczności jakiegokolwiek jej przemodelowania.
Po drugie – po części – wykonanie, które, jak pisałem, ogólnie zachwyca, ale te małe plastikowe armatki, służące do zaznaczania kontroli terytoriów naprawdę mogłyby być zastąpione przez zwykłe kosteczki, bo po pierwsze ani one ładne, ani łatwe do zastąpienia w przypadku pogubienia. No i karty mogłyby być odrobię bardziej różnorodne zarówno pod względem grafik jak i posiadanych właściwości. Te dwa elementy sprawiły, że ostatecznie w obszarze wykonania gra otrzymała ode mnie „jedynie” 8/10.
Po trzecie zasada odpalenia końca rozgrywki w przypadku zajęcia kafla Tortugi, jest może i ciekawa, ale niestety zupełnie nieprzydatna (przynajmniej w moich rozgrywkach). I to nie dlatego, że nikogo nie było stać na jej podbicie, tylko dlatego, że gracz podbijający kafel wcale nie jest pewny wygranej. Wręcz przeciwnie – musi się liczyć z tym, że ktoś go jeszcze prześcignie, a on nie będzie już miał możliwości reakcji. Niby punktowy stan posiadania grających można jeszcze na moment ataku na kafel Tortugi policzyć, ale nikt nie da zdobywcy gwarancji, że któryś z pozostały graczy w ostatniej turze nie trafi na ręce potworów, których odrzucenie zapewni mu wygraną.
Największą dla mnie bolączką gry jest jednak jej skalowność. Na dwie osoby Tortuga 2199 jest bardzo ciekawym wyścigiem o szybsze zbudowanie mocnej talii, upolowanie większej liczby potworów i podbój ciekawszych terytoriów. Fakt, w tym wariancie bezpośrednia interakcja pomiędzy graczami jest mocno ograniczona, ale odnoszę wrażenie, że dobór taktyki agresywnej lub defensywnej zależy tu raczej od woli graczy. Co innego w rozgrywce na cztery osoby. Tutaj już ta interakcja i częste ataki na przeciwników są przez grę wymuszone i nie za bardzo daje się obrać inną strategię. Partia staje się wówczas mocno losową naparzanką, w której wszyscy biją lidera (czytaj podbijają jego terytoria), a on zazwyczaj nie ma większej możliwości odpowiedzi na te działania. Niestety w wypadku czterech osób przy stole nie da się uniknąć takiego sposobu rozgrywki, bo potworów i terytoriów jest za mało, żeby zastosować strategię „zbieractwa” możliwą do przeprowadzenia w wariancie dwuosobowym. To wyszarpywanie sobie terenów i punktów zwycięstwa trwa zazwyczaj do momentu kiedy któremuś z grających podejdzie ręką i będzie mógł odrzucić z niej kilka potworów zdobywając brakujące punkty i nie dając współgraczom czasu na reakcję. Niestety ten moment w moich rozgrywkach miał miejsca zdecydowanie za późno, kiedy partia od jakiegoś czasu przestawała już bawić.
Pora przejść do podsumowania. Tortuga 2199 to projekt bardzo ciekawie wykorzystujący mechanikę deck-buildingu i dodający do niego innych klika ciekawych rozwiązań (potwory, podzielony rynek). To też tytuł świetnie i bardzo majestatycznie prezentujący się na stole. W dwie osoby jest on w zasadzie wyścigiem, dającym możliwości pokojowej koegzystencji lub agresywnej walki. W pełnym składzie jest to natomiast tytuł mocno interakcyjny, w którym kontrola nad kaflami przechodzi pomiędzy graczami nawet kilkukrotnie w ciągu rundy. I ten element niejako wymuszonej przez grę agresji nie przypadł mi zbytnio do gustu. Niemniej jednak jeżeli Wy lubicie negatywną interakcję i nie przeszkadzają Wam dłuższe rozgrywki to myślę, że możecie spokojnie dodać 1 do oceny.
Złożoność gry
(5/10):
Oprawa wizualna
(8/10):
Ogólna ocena
(7/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Dobry, solidny produkt. Gra może nie wybitnie oryginalna, ale wciąż zapewnia satysfakcjonującą rozgrywkę. Na pewno warto ją przynajmniej wypróbować. Do ulubionych gier jednak nie będzie należała.