Początek roku (przecież wciąż jeszcze głęboko tkwimy w I kwartale) to wdzięczny okres skłaniający do różnych podsumowań. Korzystając zatem z okazji trwającego Planszowego Gram Prix postanowiliśmy uczynić mini-cykl podsumowujący miniony rok. Zaczynamy od jednej z najważniejszych kategorii – gier familijnych. Oto nasze redakcyjne TOP 6 gier rodzinnych roku 2020 (a już niebawem kolejne „topki”).
Adalbert:
Everdell – James A. Wilson
(REBEL.pl)
Gra rodzinna wg Wojtka. Ma mieć prostą mechanikę, łatwą do wytłumaczenia. Check- euro, zbieranie surowców, przetwarzanie ich na punkty. Ma być kształcąca, pokazywać czym są nowoczesne gry. Check- ci którzy wcześniej znali tylko chińczyka/ Talizmana wyjdą z poczuciem doświadczenia czegoś nowego. Miłoby by było gdyby miała miłą dla oka grafikę. Nad tym nawet się nie będę tu rozpisywał. A nade wszystko ma być zabawna dla wszystkich. Gdybym wciąż pracował w świetlicy, gra ta zagościłaby w mojej kolekcji, tak będę się ją starał wkręcić w zakupy kolonii na które jeżdżę. Prosta, lecz głęboka. Ładna i czytelna. A przede wszystkim bawiłem się przy niej na tyle dobrze, że mimo dwóch kwartałów, jakie upłynęły od ostatniej rozgrywki dalej ją dobrze wspominam. Jak dla mnie Everdell zwycięża nie tylko w kategorii gry rodzinnej, ale gry roku w ogóle.
Kamari:
Draftozaur – Antoine Bauza, Corentin Lebrat, Ludovic Maublanc, Théo Rivière
(Nasza Księgarnia)
Moim zdaniem dobra gra rodzinna powinna cieszyć zarówno dorosłych jak i dzieci, gdy wspólnie siedzą przy stole. Dla rodziców nie może być nudna, a dla młodszych zbyt trudna. Taki właśnie jest Draftozaur, który jak najbardziej zasługuje na miano dobrej gry rodzinnej, a może nawet i najlepszej w 2020 roku w tej kategorii. Proste zasady, piękne wykonanie i urocze dinusie to coś, co może przyciągnąć graczy w każdym wieku. Mechanika draftu, różne warunki punktowania i dwie plansze sprawiają, że Draftozaur ma dużą regrywalność i szybko się nie znudzi. A ptaszki ćwierkają, że nadchodzą kolejne krainy, w których będą mogły zamieszkać urocze dinozaury.
Pingwin:
Azul Letni Pawilon – Michael Kiesling
(Lacerta)
Nazwisko tego pana zobowiązuje ;). A na poważnie: mam kilka ulubionych serii planszówkowych i Azul jest jedną z nich. Jestem zakochana po uszy w każdej z trzech części, nic dziwnego więc, że Letni Pawilon musiał wylądować w rankingu za 2020 rok na jednym z pierwszych miejsc. Doskonała mechanicznie, regrywalna, skalowalna, piękna pod względem wykonania. Gra jest czystą abstrakcją, ale brak klimatu zupełnie mi nie przeszkadza. W stosunku do części pierwszej (częsć druga to zupełnie inna bajka, więc porównywać nie będę) jest trochę bardziej elastyczna jeśli chodzi o kombinowanie, ponieważ w rundzie najpierw gromadzimy kafelki a dopiero potem je układamy na planszy. W przeciwieństwie do oryginalnego Azula, gdzie zabraną płytkę od razu trzeba położyć i przez to jeśli coś pójdzie nie tak to się budzimy z ręką … załamaną i gardłem ściśniętym. W Letnim Pawilonie możemy zmienić taktykę – jak nie kijem go to pałką, przez to o wiele rzadziej towarzyszy uczucie straty. Wadą tego rozwiązania jest niestety to, że zdarzają się przestoje. Kusi, żeby w przypadku niepowodzenia rozkminiać w nieskończoność co można z tymi płytkami zrobić by jak najmniej stracić. Podoba mi się też system bonusów (ale to miecz obosieczny, to właśnie przez nie tak długo nieraz myślimy) – dobrze wykorzystany bonus (daje nam od jednej do trzech płytek) potrafi zdziałać cuda. Azul cieszy oko i umysł, jest w/g mnie jedną z najlepszych gier, nie tylko roku 2020. I jest na tyle prosty w zasadach, ze z powodzeniem nadaje się dla rodzin czy graczy początkujących, a tym bardziej ogranym odsłania swoją głębię.
Ciuniek:
Point Salad – Molly Johnson, Robert Melvin, Shawn Stankewich
(Bard)
Może i nie rozpływałem się w recenzji nad Sałatką Punktową patrząc na nią z perspektywy zblazowanego geeka, ale nie zmienia to jednego faktu. Za każdym razem gdy stawiałem to niewielkie pudełeczko na stół przy rodzinie, nikt nie uciekał. Proste zasady wchodziły do głów w mig, a krótki czas rozgrywki nie zniechęcał. A na dokładkę wrażenie rozwoju i dążenia do założonych przez siebie celów miło łechce pod czaszką. Nie jest to mój pierwszy wybór w tej kategorii, ale ten tytuł całkiem sprawnie wpisuję się w przyjętą definicję Gry Rodzinnej.
Załoga: W Poszukiwaniu Dziewiątej Planety – Thomas Sing
(Galakta)
A to jest mój pierwszy wybór. Prawdopodobnie nie było w tym roku drugiej gry, w którą mógłbym hipotetycznie rozegrać kilka partii z mojej świętej pamięci dziadkiem. Załoga buduje nowy sposób rozgrywki na fundamentach niemal tak starych jak idea talii kart. I robi to dobrze. I ma kapitalny pomysł na skalowanie poziomu trudności dla każdego. I jest to gra kooperacyjna, więc zbliża zamiast dzielić. Piękna sprawa. Prawie się wzruszyłem.
Ginet:
Viticulture: Essential Edition – J. Stegmaier, A. Stone, M. M. Pedersen
(Phalanx)
Obecność tego tytułu w grach rodzinnych, trochę mnie zdziwiła, bo z pewnością nie jest to tytuł pierwszego kroku, ani pozycja, którą z łatwością można wytłumaczyć dzieciom. Skoro jednak już tu się znalazła, zamiast dyskutować, pozostaje mi wybierać. A z pewnością w roku 2020 Viticulture: EE jest dla mnie zdecydowanym numerem jeden. Ubrany w proste zasady worker placement, o przyjemnym temacie prowadzenia winnicy, daje mi niesamowicie dużo satysfakcji z rozgrywki, i mimo 9 miesięcy od premiery wciąż jest tytułem do którego wracam z niemałą chęcią. Polecam, szczególnie jako tytuł dla graczy średniozaawansowanych, którzy pierwsze kroki w świecie nowoczesnych planszówek mają już za sobą.
Powiem krótko. Zestawienie Talizmanu z chińczykiem w tekście o Everdell to strzał w 10! Made my day!