Początek XX wieku to czas, który fascynuje wiele osób. Mnie nieszczególnie. Nie zrozumcie mnie źle. Wiem, że wiele się wtedy działo, ale spędzając czas wolny zdecydowanie bardziej wolę przenosić się w znacznie odleglejszą przeszłość, albo do zupełnie innych światów, niż nasz. Z tego właśnie powodu niespecjalnie byłam zainteresowana nowym książkowym escape roomem od Wydawnictwa Egmont. Jak więc w moje ręce trafił Escape quest: Arsene Lupin rzuca wyzwanie? Zupełnie przypadkiem. Skoro jednak pojawił się w moim domu, postanowiłam go wypróbować. I wiecie co? Nie żałuję.
Test na złodzieja
Arsene Lupin to słynny włamywacz-gentleman… o którego istnieniu dowiedziałam się dopiero niedawno, gdy wygooglowałam jego nazwisko. Najnowsza gra książkowa z serii Escape quest przenosi nas do Paryża czasów jego świetności. Podczas rozgrywki wcielimy się w złodzieja, który postanawia podjąć jego wyzwanie. Polega ono na kradzieży klejnotów rodziny Lechevalier. Osoba, która tego dokona, zostanie uczniem mistrza złodziejskiego fachu.
Gamebook świetnie wygląda i rewelacyjnie się czyta
Książka Escape quest: Arsene Lupin rzuca wyzwanie bardzo mi się podoba wizualnie. Przyjemne dla oka, bardzo klimatyczne grafiki wykonano w przytłumionych kolorach. Dzięki temu uzyskano wrażenie postarzenia, dobrze odpowiadające epoce opisywanej historii. W gamebooku znajdziemy bardzo dużo tekstu. To miła odmiana w porównaniu do innych pozycji z tej kategorii, które miałam okazję do tej pory przetestować. Co więcej, fabuła nie tylko jest, ale jest też wciągająca. W sumie to muszę przyznać, że opisywana w książce historia przypadła mi do gustu nawet bardziej, niż zagadki. Podoba mi się także to, że czytając ją, musimy zwracać uwagę na szczegóły. Odgrywają one w końcu kluczowe znaczenie dla powodzenia operacji. Jedyna rzecz, której mi zabrakło pod względem fabularnym, to mnogość możliwości zakończenia przygody (jak miało to miejsce np. w Świecie Wirtualnym).
A co z zagadkami?
Podczas rozgrywki będziemy poznawać historię bohatera, w którego się wcielimy, ale i rozwiązywać szarady. Ich rozwiązanie jest jednocześnie informacją, do której strony powinniśmy się przenieść. Łamigłówki zostały całkiem zgrabnie wplecione w omawianą na danym etapie tematykę. Nie zawsze autorzy wspinają się na szczyt subtelności, jednak doceniam to, że nie są one zupełnie oderwane od historii. Zagadki są w miarę zróżnicowane. Niektóre z nich są też interesujące, chociaż żadna nie wzbudziła mojego zachwytu. W wielu łamigłówkach mamy niestety do czynienia z tym samym sposobem dotarcia do rozwiązania. Często polega on po prostu na dodaniu kilku, koniecznych do znalezienia liczb.
Jeśli chodzi o poziom trudności szarad, to jest on bardzo różny. Jedne zagadki są po prostu banalne, nad innymi trzeba się chwilę zastanowić lub nawet zajrzeć do strony ze wskazówkami, lub odpowiedzią. Dodatkowo rozwiązanie niektórych zagadek jest jak dla mnie kontrowersje. Po odczytaniu rozwiązania zgadzam się, że dało się na nie wpaść. Tyle że innych, równorzędnych opcji rozwiązania jest mnóstwo. Dlaczego akurat ta jedna jest poprawna? „Bo autor tak chciał” niestety nie jest odpowiedzią, która mnie satysfakcjonuje.
Historia z pomysłem
Gra Escape quest: Arsene Lupin rzuca wyzwanie podzielona jest pod względem fabularnym na dwie części. Pierwsza z nich to przygotowania. Na początku naszej przygody dość swobodnie przemieszczamy się po Paryżu. Korzystamy w tym celu z mapy, którą zwędziliśmy Lupinowi. Możemy zacząć od któregokolwiek z zaznaczonych na niej punktów. Na początku myślałam, że kolejność ich wyboru może mieć znaczenie. Nie ma, a szkoda, bo mogłoby to nieco skomplikować sprawę, zmusić do dłuższego zastanowienia się nad tym, gdzie się udać najpierw. Ostatecznie, aby móc przejść do drugiej części gamebooka, musimy odwiedzić każdą (no może prawie każdą) lokację. Druga część to próba zdobycia kosztowności ukrytych w skarbcu rodu Lechevalier. Jest ona znacznie krótsza, ale podobnie jak poprzednia, bardzo interesująca.
Pierwszą część gamebooka musimy po prostu przejść, wiedząc, na co się szykujemy. Naszym celem jest udany skok i zdobycie drogocennej biżuterii. Ale co się stanie, gdy zabierzemy się wreszcie do forsowania alarmów, sejfów i innych zabezpieczeń, które czekają na nas w posiadłości? To już niewiadoma, która intryguje i sprawia, że chce się grać dalej, nawet jeśli zagadka, która właśnie rozwiązaliśmy, była zaledwie przeciętna.
Szczegóły, które mają znaczenie
Epoka, w której osadzona jest historia w gamebooku Escape quest: Arsene Lupin rzuca wyzwanie do moich ulubionych nie należy. A mimo to w przypadku tego właśnie tytułu bardzo chwalę fabułę i klimat rozgrywki. Jak to możliwe? Zdecydowało o tym kilka kwestii. W grze mamy wykorzystany motyw zbierania informacji. Co jakiś czas otrzymujemy fragmenty słów do zapisania. Dzięki temu zabiegowi mamy wrażenie, że nasze przygotowania rzeczywiście posuwają się do przodu. Powoli wypełniana lista kodów spełnia też rolę pewnego rodzaju licznika. Daje nam poczucie, że konsekwentnie przygotowujemy się do wyzwania. Robimy to, odwiedzając użyteczne do naszych celów osoby, zbierając informacje, ale i kupując niezbędne do skoku przedmioty.
Drugą kwestią, o którą zadbano, jest poczucie rywalizacji. Zapewnia je wprowadzenie postaci tajemniczego rywala. I znowu żałuję, że nie zdecydowano się na wprowadzenie rozgałęzienia fabuły. Mogłoby ono następować np. właśnie w związku z tajemniczym przeciwnikiem.
Nie dla kolekcjonerów
Jeśli jesteście osobami, które nie piszą po książkach i nie zaginają rogów, z tym tytułem może być Wam nie po drodze. W przypadku gamebooka Escape quest: Arsene Lupin rzuca wyzwanie mamy do czynienia właśnie z tego typu niszczeniem książki. W czasie rozgrywki niektóre potrzebne nam narzędzia dosłownie musimy wyrwać. Fragmenty słów trzeba z kolei zapisać. Więcej zdradzać nie będę, ale mogę Was zapewnić, że na pisaniu po książce i wyrywaniu jej fragmentów „zabawa” się nie kończy. Jak dla mnie czynności te były bolesne i szczerze mówiąc, nie ma wszystko się odważyłam, nieco obchodząc zasady.
Podsumowanie
Półki co miałam okazję wypróbować dwa Escape questy: Sam w Salem i Świat Wirtualny. Arsene Lupin rzuca wyzwanie to gra, która moim zdaniem przewyższa je o klasę, jeśli chodzi o fabułę, ale jest słabsza od obu tych tytułów co do zagadek. Mało z nich sprawiało, że naprawdę nie wiedziałam jak zabrać się za rozwiązywanie łamigłówki. Choć nie obyło się bez odpowiedzi, po rozgrywce pozostało mi wrażenie, że zawarte w gamebooku szarady są dość proste. Nowość od Wydawnictwa Egmont bardzo podoba mi się jako książka, ale mniej cieszy mnie jako zbiór zagadek.
Dla kogo?
Lubicie karciane i książkowe escape roomy? Jesteście fanami Sherlocka Holmesa? Uwielbiacie czytać kryminały pełne zaskakujących zwrotów akcji? A może właśnie pochłonęliście z wypiekami na twarzy serial przybliżający widzom przygody złodzieja-gentlemana? Jeśli na którejkolwiek z tych pytań odpowiedzieliście „tak”, Escape quest: Arsene Lupin rzuca wyzwanie to gra w sam raz dla Was. A jeśli nie? I tak zachęcam Was, żebyście o ile będziecie mieć taką okazję zajrzeli do tej książki. Może, podobnie jak mnie, pozytywnie Was ona zaskoczy.
Złożoność gry
(2/10):
Oprawa wizualna
(8/10):
Ogólna ocena
(7/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Dobry, solidny produkt. Gra może nie wybitnie oryginalna, ale wciąż zapewnia satysfakcjonującą rozgrywkę. Na pewno warto ją przynajmniej wypróbować. Do ulubionych gier jednak nie będzie należała.