Morska bryza. Szum odwiecznych fal. Lejący się z nieba słoneczny żar. Jeżowce, puszki po piwie, szkarłupnie, foliowe siatki, meduzy, papierki po lodach Ekipy i przeklęte ogórki morskie tylko czekają, by w nie wdepnąć. Nie ma gdzie stopy postawić, a wystarczy wyjść z wody i na brzegu jest jeszcze gorzej – istne pole minowe. Czy potrafisz wyobrazić sobie lepszą plażę? A może… chcesz ją zaplanować i stworzyć? Zobaczmy więc jak poradzisz sobie z wybrzeżem w Santa Monica!
Tematyka plażowa jest w grach poruszana stosunkowo rzadko – chyba, że zaliczyć do niej gry umiejscowione na pustyni (czyli bardzo rozległej plaży) lub na postapokaliptycznym pustkowiu (czyli bardzo suchej plaży). Santa Monica w odważny, a jednocześnie przyjemnie lekki sposób uzupełnia tę lukę i zaprasza nas do świata nadmorskiego wypoczynku, handlu i rekreacji. I choć jest to świat bez wszędobylskich parawanów, sprzedawców jagodzianek czy płaczących dzieci, to jest on zadziwiająco swojski, przytulny, a przy tym nieodparcie zabawny.
Tyle plaż, którą wybrać?
W Santa Monica naszym zadaniem będzie stworzenie budzącego podziw i zainteresowanie turystów bulwaru. W tym celu będziemy dobierać i umieszczać karty w jednym z dwóch rzędów – ulicy lub plaży – po obu stronach kafla początkowego. Utworzone w ten sposób nabrzeże zaludni się turystami, mieszkańcami i celebrytami, a zawarte w nim elementy krajobrazu zdecydują o finalnej punktacji. Kto więc zostanie Królem Santa Monica? Ten, kto zapewni przybyszom najwięcej atrakcji, a jednocześnie nie zapomni o potrzebach lokalsów!
Dwa kroki do celu
Rozgrywka zaczyna się od wylosowania jednej (z trzech) kart celów oraz dwóch (z ośmiu) akcji piaskowych dolarów. Gracze wybierają swój budynek startowy, będący jednocześnie mini-celem, realizowanym przez naszych VIP-ów (określa, jakie pola muszą odwiedzić w ciągu gry, by zdobyć punkty). Po rozpatrzeniu zawartych na nim bonusów jesteśmy gotowi do gry!
Każda tura gracza to w zasadzie dwa ruchy – wybór karty oraz umieszczenie jej w swoim polu gry. Można dobrać kartę z czterech dostępnych na rynku lub zapłacić, aby wykonać jedną z dwóch akcji na kaflach piaskowych dolarów (będących walutą w grze). Następnie kartę dokłada się do swojego nabrzeża tak, by stykała się bokiem z inną kartą lub kaflem początkowym. Na koniec rozpatrywane są akcje i bonusy przedstawione na karcie, takie jak dołożenie na nią postaci lub ruch nimi, po czym tura kończy się. Gra trwa do momentu, aż jeden z graczy wyłoży czternastą kartę – pozostali dogrywają jeszcze po jednym ruchu i koniec, finito, basta. Proste i przystępne zasady. Diabeł, można rzec, kryje się w piasku.
Nadmorski rynek nieruchomości
Rynek kart składa się z dwóch rzędów – jeden dostępny jest cały czas, drugi to „zapowiedź” kart, które niebawem pojawią się w miejscu tych dobieranych przez graczy. Obok nich stoją dwie figurki: food trucka i smakosza (z ang. „foodie”). Sąsiadujące z nimi karty gwarantują bonus (dolara lub ruch postacią), a wędrująca natura tych figurek sprawia, że czasem jedna karta może dawać aż dwa bonusy. Rzecz drobna, ale potrafiąca przysporzyć dużo radości aktywnemu graczowi.
Akcje wykonywane dzięki piaskowym dolarom pozwalają m.in. wziąć karty z drugiego rzędu, pobrać dwie karty zamiast jednej lub nawet zamieniać miejscami karty wcześniej ułożone na naszym nabrzeżu. Same piaskowe dolary stanowią źródło punktów na koniec gry i stosunkowo niełatwo je zdobyć – każdy wydatek jest więc poważnym dylematem.
Do brzegu, do brzegu!
Dostępne akcje nie przyprawiają może o plażowy zawrót głowy, ale to nie one są tu główną atrakcją. Prawdziwy fun w Santa Monica to przede wszystkim karty krajobrazu, w których kryją się prawdziwe mózgożery, wyzwania i okazje do pysznych kombinacji punktowych. Umiejętne operowanie nimi, łączenie ich w odpowiednie ciągi i przede wszystkim sprawne umiejscawianie na nich spacerowiczów jest kluczem do zwycięstwa.
Niemal każda dobierana karta dostarcza graczom zasób. Czasem są to piaskowe dolary, czasem możliwość przemieszczania postaci, ale najczęściej są to kolejni spacerowicze. Turyści z aparatami na szyjach, mieszkańcy w przeciwsłonecznych okularach czy w końcu celebryci – wszyscy chcą tego samego: znaleźć w Santa Monica coś ekscytującego dla siebie. I to właśnie spełnianie ich zachcianek jest nie tylko zajęciem wysoko punktowanym, ale też naprawdę wciągającym.
Będziemy więc starać się zaprowadzić naszych spacerowiczów na mecz piłki plażowej, zapewnić im ręcznik i miejsce do opalania, rozegrać mecz w boule, puścić latawiec, zbudować zamek z piasku czy posurfować nieco na desce. Rozrywek jest tu mnóstwo i różnorodność w kartach jest na naprawdę wysokim poziomie. Przy odrobinie wyobraźni powoduje to wiele zabawnych narracji i komentarzy w trakcie gry. Nie ma tu spotykanego czasem w grach upraszczania, gdzie gracze „idą na zielone”, „robią dwie akcje plażowania” albo „zamieniają niebieską kostkę na dwa żetony”. Tutaj faktycznie wchodzimy na plażę, chwytamy rakietki do badmintona i dbamy o aktywność wśród swoich podopiecznych – tematyczność jest nienachalna, ale wyraźnie zauważalna i to ogromny plus.
Sam deptak, czy też bulwar, skrywa restauracje, sklepy, wypożyczalnie sprzętu, budki fast-food, hotele, parkingi i ławeczki dla tych mniej usportowionych. Na wszystkich kartach po prostu dzieje się życie – i choć jest to życie w komiksowej miniaturze, to jest dla nas zrazu wyczuwalne i pomaga wczuć się w letni, swobodny klimat.
Piesze wycieczki i food trucki
Gra może i klimatyczna i sympatyczna, ale za coś trzeba zarobić punkty. Ikona apetycznej, piaskowej babki na kartach krajobrazu informuje nas jak możemy zapunktować na koniec gry. Punkty otrzymujemy za odwiedzenie naszym VIP-em atrakcji określonego typu (w grze występuje sześć typów kart i oznaczone są kolorowymi metkami z ikoną), tworzenie łańcuchów z atrakcji tego samego typu, za odpowiednio sąsiadujące ze sobą karty, a także za niewydane piaskowe dolary.
Jednym z elementów gry jest poruszanie postaciami po naszym nabrzeżu. Dzięki niektórym kartom krajobrazu możemy przesuwać swoich turystów, mieszkańców i celebrytów na inne obszary, systematycznie zapełniając tzw. kręgi aktywności – oznaczone przerywaną linią pola, w których na koniec gry musi znaleźć się określona liczba spacerowiczów danego typu. Na tym jednak nie koniec: wszystkie zagubione postaci, pozostawione poza kręgiem, punktują ujemnie!
Dość specyficzną rolę mają w grze nasi celebryci. których spacery znaczone są specjalnymi, zielonymi żetonami ze śladem stóp. Każde odwiedzone przez nich pole będzie oznaczać dla nas punkty, a kierunek spaceru wyznacza tu nasz kafel startowy – zawiera on informację o tym, jaki typ pola będzie punktowany, o ile znajdzie się na nim żeton ze stopami.
Jak Hel, tylko lepszy
Nie ma co owijać w watę cukrową – Santa Monica to gra świetna i to z trzech powodów.
1. Zasady nie przytłaczają, ale rozgrywka i tak jest wciągająca i daje liczne okazje do przyjemnego główkowania. Nie jest to palenie zwojów rodem z gier Stefana Felda, ale w Santa Monica jest dużo ciekawych decyzji do podjęcia i ścieżek na piasku do obrania. Bonusy przy doborze kart, ścieżki VIP, grupowanie atrakcji i poruszanie spacerowiczami w subtelny, ale intrygujący sposób wpływają na obieraną przez graczy strategię. Każdy przemierza plażę w swoim stylu i swoim tempie (przy odpowiedniej koniunkcji kart i akcji gra może skończyć się nawet po mniej niż 10 rundach), a sama rywalizacja jest zupełnie w tle. Zresztą, trudno jest na bieżąco śledzić punktację przeciwników, bo jest ona zwyczajnie zbyt złożona, by ocenić ją na jeden rzut oka.
2. Klimat gry – mimo, że nie jest to gra kooperacyjna, a wręcz zawiera element wyścigu – jest baaaardzo wyluzowany. Jedyna negatywna interakcja to podbieranie sobie nawzajem kart z rynku, a i tu – w przypadku gry na 4 graczy – sytuacja między kolejnymi ruchami jest bardzo zmienna. Gra się więc niespiesznie, tury mijają szybko, bo i nie ma tu wiele do obsługiwania, a dopiero przy końcowej punktacji trzeba się odrobinę zatrzymać, bo podobnie jak w Fantastycznych Światach czy 7 Cudów Świata jest tu dużo pozycji do przeliczenia.
3. Nie bez znaczenia jest tu dyskretny, ale niemal wszechobecny humor. Widoczny jest głównie w prześlicznych, jakby niedbałych ilustracjach, które zostały nie tylko bezbłędnie przełożone na nasz język, ale też sprytnie połączone tematycznie z mechanizmem gry. Na kartach dzieje się plażowe życie, odbywają się mecze i śluby, zaś w mieście sprzedaje się „ponczki” i przeżywa hotelowe koszmary – wszystko to doprawione zostało tu i ówdzie dowcipną grą słów. Nie chciałbym psuć zabawy w odkrywaniu tych subtelności, więc powiem tylko o jednej ulubionej karcie. Na pustym odcinku plaży widoczny jest znak ostrzegający przed rekinami, na horyzoncie straszy wystająca z wody płetwa grzbietowa, a sama karta przyznaje ujemne punkty za… każdego człowieka obecnego na sąsiednich kartach. Czyż to nie urocze? Lepsza mogłaby być tylko karta z restauracją „U Maxima”… może w dodatku?
Zapraszamy na plażę!
Santa Monica to czysta, niezobowiązująca frajda. Czoło nie spoci się nam od tęgich rozkmin, ale też nie można przysypiać na słońcu – utrata skupienia powoduje poparzenia i daje przewagę przeciwnikom. I w tej przystępnej klasie wagowej Santa Monica odnajduje się znakomicie, oferując przyjemną rozgrywkę niezależnie od poziomu planszowego wtajemniczenia. Łatwo tu wprowadzić nowych graczy, a sama rozgrywka nie wymaga ciągłej uwagi, obsługi planszy i mielenia ciągów liczb i kombinacji, nadaje się więc idealnie na popołudnie na świeżym powietrzu i rozgrywkę w promieniach słońca – nawet jeśli od morza dzielą nas setki kilometrów.
Chociaż gra mogłaby pomieścić się w połowę mniejszym pudełku i zajmować mniej miejsca na półce, to i tak przyjemnie jest rozłożyć ją na stole i podziwiać miniaturowe dzieła sztuki na kartach. Styl jest nietypowy, przypominający kreskówki jak Bobby Kontra Wapniaki czy Beavis i Butt-head, i świetnie spełnia swoje zadanie. Kolorystyka jest nienachalnie pastelowa i przywodzi na myśl lata 50-te na amerykańskim wybrzeżu. Karty, żetony i znaczniki są solidnie wykonane, a dołączony bloczek do zapisu wyników jest bardzo praktyczny i pozwala na wygodne i sprawne zapisanie punktacji.
O mewie, która odleciała
Jedynym minusem, który być może zostanie rozwiązany przez dodatki, jest różnorodność celów i akcji piaskowych dolarów. Gra oferuje 6 jednostronnych kafli początkowych i trzy jednostronne karty punktacji, z trzema celami każda. Do tego cztery kafle piaskowych dolarów, zawierające łącznie osiem akcji. Z łatwością można było podwoić możliwe kombinacje za pomocą dwustronnych kafli początkowych i dwustronnych kart punktacji, nie mówiąc o dołożeniu kolejnych kafli z akcjami. Koszt wydaje się niewielki, miejsca w pudełku na pewno nie zabraknie, a regrywalność wzrosłaby znacząco – szczególnie, jeśli pojawiłyby się tam bardzo trudne do uzyskania lub silnie punktujące na minus cele dla graczy ceniących jeszcze większe wyzwania dla szarych komórek.
Nadmorskie lato przez cały rok
Nie mam na półce gry takiej jak Santa Monica i nieskrycie ucieszyłem się, gdy otrzymałem ją do recenzji. Teraz będę równie uradowany zostawiając ją w kolekcji… jak tylko zrobię dla niej trochę miejsca. Santa Monica to idealna pozycja, by pożegnać przy niej odchodzące powoli lato lub wrócić do niego jesienią czy zimą. Po premierze (18 sierpnia) powinno jeszcze zostać nam kilka ciepłych tygodni, by stworzyć wymarzony, nadmorski bulwar. A potem… będziemy stanowczo domagać się edycji zimowej, bardziej dopasowanej do naszej szerokości geograficznej.
Zalety
+ ciekawe decyzje przy relatywnie prostych zasadach
+ przyjemny klimat i zauważalna tematyczność
+ charakterystyczny styl, wysoka jakość wykonania
Wady
– dużo powietrza w pudełku
– mała różnorodność celów i dostępnych akcji
2-4 graczy w wieku 14+
ok. 40 minut na rozgrywkę
Złożoność gry
(4/10):
Oprawa wizualna
(7/10):
Ogólna ocena
(8/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Bardzo dobry przedstawiciel swojego gatunku, godny polecania. Wady mało znaczące, nie przesłaniające mocno pozytywnego odbioru całości. Gra daje dużo satysfakcji.