Wydawca może podejść do gry logicznej na jeden z dwóch sposobów. Może to zrobić z otwartą przyłbicą: wypuszczając na rynek składającą się z drewna i nerwowych spojrzeń w stronę przeciwnika łamigłówkę bez grafiki, którą zainteresuje się garstka pasjonatów. Może też jak w przypadku poniższego tytułu przebrać grę w kubraczek jakiejś fabuły (a może nawet uniwersum?) licząc na szersze zainteresowanie. Trochę wstyd się przyznać, ale ja na ten lep się złapałem.
CZŁOWIEK ORKIESTRA
Na swoją obronę pragnę dodać, że przeważyło dla mnie nazwisko na okładce. Ryan Laukat to autor, z którym bardzo rzadko jest mi po drodze, ale jest on tak wyjątkowym połączeniem projektanta-grafika-ilustratora-wydawcy, że nie potrafię nie zainteresować się choćby przelotnie każdym z jego projektów, nawet jeśli w środku znalazły by się wyłącznie bejcowana deska i metalowy rysik.
To tyle jeśli chodzi o oryginalnego wydawcę, czyli Red Raven Games. Drób zagraniczny założył grze logicznej dla niepoznaki kożuch, a nasz drób miejscowy, czyli Lucky Duck Games dopiął do niego kwiatek pod postacią tytułu. Tu i Tam może kojarzyć się z Górą i Dołem albo Daleko i Blisko, czyli grami kładącymi trochę większy nacisk na historię. A przez “trochę” mam na myśli “znacznie”. Ale nie o tym.
A O CZYM?
O fabule też rozwodzić się nie będę, bo rozpatrywać ją można jedynie w kategorii dowcipu. Nie potrafię sobie poukładać w głowie, że układanie na planszy złożonej z kart tetrisowych kształtów przekłada się na poszukiwanie zagubionych na bezdrożach postaci. Nawet jeśli w tle historii jest jakiś kataklizm, a każda postać wyposażona jest w jakiś absurdalny, jednozdaniowy opis. W tłumaczeniu zasad to nie pomaga, więc dalej będzie sucho i mechanicznie.
Z CZYM TO SIĘ JE?
Tu i Tam to takie sprytne połączenie gry-układanki z licytacją. Na środku stołu znajduje się plansza złożona z sześciu kart. Każdy z graczy posiada trzy identyczne karty z tetrisowymi kształtami. W swojej turze mogę użyć jednej ze swoich kart aby zaznaczyć na planszy ten kształt (bez możliwości obrócenia go w żaden sposób) i ewentualnie zdobyć jakieś drobne, jeśli na zajmowanych przeze mnie polach były nadrukowane monety. Kształty zaznaczam prostymi, ale bardzo przyjemnymi w obcowaniu, drewnianymi żetonami. Jeśli któraś z kart na planszy zapełni się, trafia ona do gracza posiadającego na niej przewagę w liczbie żetonów (na jednym polu jest miejsce na jeden żeton). W przypadku remisu do zabawy dorzucamy monety i licytujemy się o kontrolę.
Każda karta to punkty zwycięstwa. A na dokładkę kolejny kształt, z którego możemy korzystać w dalszej części rozgrywki. I tak to się kręci. Gramy karty, żeby układać żetony, żeby zdobywać przewagi, żeby zdobywać punkty i więcej możliwości wykładania żetonów na kolejne karty, które pojawiają się w miejsce tych zabranych przez graczy. Aż do momentu, w którym ktoś uzbiera przed sobą dziesięć kart z kształtami. Prosta sprawa.
NIUANSE
Podstawowym ograniczeniem zabawy jest to, że raz użyty kształt staje się możliwy do ponownego wykorzystania dopiero kiedy użyjemy swoich wszystkich innych kart. Można za resetowanie akcji płacić monetami, żeby to obejść, ale monety trzeba mieć, a mogą się przydać też w innym miejscu.
Czasami jakiś kształt ma “puste” pola, które same z siebie nie wykładają żetonu na planszę, ale można dopłacić monetami, żeby zaczęły działać. Komentarz dotyczący zapotrzebowania na monety nie zmienił się od poprzedniego akapitu.
Czasami Zdobycie zdecydowanej przewagi na jednej z kart oznacza, że przeciwnik wcale nie będzie chętny na dokładanie na nią swoich żetonów tylko po to, żeby wręczyć Ci punkty na srebrnej tacy samemu zadowalając się monetą pocieszenia za udział w konkursie. I nagle okazuje się, że zamiast zajmować miejsce szybko i efektywnie trzeba zatykać zrobione własnoręcznie dziury.
I wreszcie punktacja. Karty dające więcej punktów zazwyczaj nie pozwalają na wykładanie wyższej niż średnia liczby żetonów na planszę. A te mniej wartościowe pozwalają zdobywać przewagi szybciej. O, taka zależność.
GRA SIĘ?
To nie są głębokie decyzje ani spędzające sen z powiek problemy. Ale są na tyle angażujące, że akuratnie pasują do trwającej od 20 do 35 minut giereczki, która na dokładkę cieszy oko roztapiając lód w sercach moim i moich współgraczy. Spora w tym zasługa moich osobistych upodobań i skrzywienia w stronę układanek polegających na wypełnianiu przestrzeni kształtami. I o ile zazwyczaj sprowadza się to do dłubania we własnym Ogródku lub szycia własnego Patchworka, to połączenie tego rdzenia rozgrywki ze współzawodnictwem i nieco większą interakcją jest leciutkim powiewem świeżości.
I faktycznie: gra się. Nawet przyjemnie. Dla mnie najprzyjemniej na dwie osoby, bo wtedy logiczność tego tytułu jest najbardziej odczuwalna. Trzeci gracz potrafi jeszcze rozruszać skostniałe towarzystwo, ale czwarty wydaje się być już piątym kołem u wozu. Obszar gry ani wielkość kształtów się nie zmieniają. Tort ma tę samą wielkość, ale chętnych jest więcej. Robi się ciaśniej i… bardziej przypadkowo. A na dodatek gra zaczyna zajmować na stole niepoważnie dużo miejsca, jak na swoją teoretyczną niewielkość. Karty są w końcu ładne i duże, ale każdy musi ich mieć przed sobą rozłożonych dziesięć.
I JESZCZE DODATKOWA ZASADA
Podstawowa układanka potrafi dosyć szybko zesztywnieć i spowszednieć. Dlatego bardzo dobrze jest grać z dodatkowymi żetonami artefaktów. Taki artefakt można sobie kupić za monety. Tak, te same monety, których do wszystkiego brakuje i które są nam potrzebne na inne rzeczy. Każdy artefakt to jakieś punkty i drobna zdolność do użycia w swojej turze.
I teraz mogę już z czystym sumieniem potwierdzić, że gra jest sympatyczna i nie-trywialna. Bardzo fajna rzecz do szybkiego i niezobowiązującego zagrania we dwójkę. Nie kosztuje majątku, cieszy oko, nie zajmuje wiele czasu, ale daje okazję do kombinowania i wejścia w bezpośredni kontakt z planem osoby siedzącej po przeciwnej stronie stołu. Lubię to!
Złożoność gry
(3/10):
Oprawa wizualna
(7/10):
Ogólna ocena
(7/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Dobry, solidny produkt. Gra może nie wybitnie oryginalna, ale wciąż zapewnia satysfakcjonującą rozgrywkę. Na pewno warto ją przynajmniej wypróbować. Do ulubionych gier jednak nie będzie należała.