Pewnego pięknego dnia otrzymałem mail do wydawnictwa Nasza Księgarnia z fragmentem: ,,Jesteśmy przekonani, że Monster City zachwyci każdego fana potworów! Kto z nas nie uwielbiał filmów o potworach niszczących miasta ;)” . Jako zagorzały fan Potwory w Tokio od razu zgłosiłem się do recenzji. Po lekturze instrukcji wiedziałem już, że nie będę przechadzał się między budynkami, zmiatając je z powierzchni ziemi. Może zatem będę bohaterem walczącym z potężnymi kaiju? Nie. Czy zatem rozgrywka okazała się rozczarowująca? Zapraszam do recenzji.
Wykonanie
Ocena: nic specjalnego+. Grafiki potworów nawiązują do różnych znanych bestii z popkultury (np. Obcy, Godzilla), wizerunek autora na banknocie jednym może się podobać, drugim mniej*. Karty po kilku rozgrywkach upominają się o protektory.
Ogólnie jedyne co budzi moje większe zastanowienie to rozwiązanie mające ułatwić grę daltonistom. O ile na kartach budynków kształty są widoczne (choć większe zróżnicowanie graficzne by nie zaszkodziło) to na kartach potworów mogą być one troszkę zbyt małe, by dało się je dostrzec ze środka stołu (acz nikogo, kto by potwierdził moje gdybania wśród znajomych nie mam).
Mechanika
Rozstawienie gry z tłumaczeniem zasad może zająć niecałe 10 minut. Instrukcję wykonano w sposób jasny i czytelny. Jeśli wszyscy znają zasady, czas spadnie do jakichś trzech minut (trzeba potasować talie i co 10 kart budynków włożyć punktowanie).
Celem gry jest zdobycie jak największej liczby PZ** podczas czterech różnych punktowań.
Każdy zaczyna z dwoma budynkami w różnych kolorach i jednym banknotem (w żadnym momencie gry nie można mieć więcej niż 2), oraz dwoma kartami wydarzeń. Na środku stołu w dwóch rzędach leży pięć kart budynków i pięć potworów (pochodzą z różnych talii).
W swojej rundzie mogę:
-zagrać kartę wydarzeń
-w zamian za banknot otrzymać jeden z budynków ze środka stołu
-wywołać atak potwora na swoje miasto
Rynek potworów i budynków nie uzupełnia się, dopóki nie zostanie dobrana ostatnia karta z danej kategorii. Co dziesięć zabranych kart budynków pojawia się karta punktowania. Wówczas każdy z graczy wybiera który rodzaj rozpatrzeć (nie można zaliczyć dwa razy tej samej kategorii): wszystkie budynki, najwyższe z każdego koloru, najniższe z każdego koloru, jeden kolor. Po dociągnięciu ostatniej gra się kończy.
Oczywiście diabeł tkwi w kartach potworów. Każda ma zaznaczone ile i jakie budynki zniszczy. Nawet jeśli całe miasto przetrwało atak, otrzymujemy banknot rekompensaty. Jeśli zostały zniszczone co najmniej dwa budynki, dociągamy kartę wydarzeń.
Właściwie w wersji podstawowej gry zamiast kart wydarzeń każdy z graczy otrzymuje jednorazową kartę pominięcia tury. Ale zastanawianie się: co mogę uzyskać z ataku, przechodzi w zwykłe ograniczanie strat. Tu akurat radosny chaos zwycięża z kontrolowaniem losowości.
Klimat
Zerowy. W grach o potworach w mieście chciałbym odczuwać moc wielkich bestii miażdżących wytwory rasy ludzkiej. I nieważne po której stronie w takiej grze staję. Tu gdy któryś z graczy opisał (chyba CM***): najbardziej czuję się jak kapitalista próbujący wygrywać przetargi i zarabiać kasę na odszkodowaniach. Ja miałem wrażenie jakiegoś cyklu natury: robimy ogródek i patrzymy jak go nam szkodniki szamają, które jednak ograniczają jego zbytni rozrost… zna ktoś taką grę? Patrząc na to, że w swoim poprzednim wcieleniu gra opowiadała o byku w sklepie z porcelaną, może i taką wersję kiedyś dostanę.
Finito. Podsumowanie Wojciecha
Mimo prostoty mechaniki jeden z radośniejszych fillerów jaki wpadł w moje ręce. Od początku kombinujemy, czy w pierwszych ruchach: chwytamy najatrakcyjniejsze budynki, łapiemy potwora, który nie wyrządzi nam szkód, albo właśnie burzymy całe miasto by pozyskać wydarzenie. Należy pamiętać, że karty uzupełniają się tylko po wykorzystaniu wszystkich, więc w naszej następnej turze możliwości będą dużo mniejsze. I cały clue gry polega na tym, by jak najlepiej wykorzystać swoje wybory, a przeciwnikom pozostawić ich jak najmniej.
Monster City jest grą dla każdego. Pojedyncza partia trwa mniej niż 20 minut. Stworzona dla 3-5 graczy nie ma żadnych problemów ze skalowaniem. Bohater tekstu nie zostanie nigdy głównym daniem spotkania, nikt też nie poprosił o kolejną partyjkę od razu. Jednak wszyscy, z którymi grałem twierdzili, że chętnie jeszcze kiedyś wrócą do tytułu. Niczego więcej od prostego fillera nie wymagam.
P.S. Gra powinna być dostępna w sklepach w dniu ukazania się tekstu.
*osobiście uważam, że takich smaczków powinno być w grach więcej. Autorzy planszówek zasługują na każde pięć sekund sławy, jakie mogą uzyskać.
** Punkty Zwycięstwa
***Chaos Marek
Złożoność gry
(3/10):
Oprawa wizualna
(6/10):
Ogólna ocena
(7,5- plus za pewną ponadprzeciętność/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Dobry, solidny produkt. Gra może nie wybitnie oryginalna, ale wciąż zapewnia satysfakcjonującą rozgrywkę. Na pewno warto ją przynajmniej wypróbować. Do ulubionych gier jednak nie będzie należała.