Bardzo lubię gry abstrakcyjne. Zazwyczaj spotyka się w nich nowe, ciekawe mechaniki, a proste i klarowne zasady sprzyjają wielokrotnym partiom. Brak klimatu całkowicie mi nie przeszkadza, gdyż o wiele bardziej liczy się dla mnie samo starcie umysłów. I to nie tylko w rozgrywkach dwuosobowych – w końcu zawsze im więcej ludzi, tym lepiej. Jednakże dobry abstrakt musi charakteryzować się niezwykłą precyzją, a wręcz i kunsztem. Broni się przecież samą mechaniką. A przy zalewie coraz to nowych gier bez prądu powinien mieć jeszcze to „coś” błysk, który sprawi, że wyróżni się na tle innych, podobnych tytułów. Czy tak jest w przypadku Holi:Festiwal kolorów?
Holi…to pozycja od Julio E.Nazario, który na swoim koncie ma przede wszystkim dość kiepsko oceniany Ctrl. Jednak nowy tytuł, to zawsze kolejne możliwości, więc sądźmy po tym, w co możemy pograć. Zanim jednak zasiądziemy do partii, to duże wrażenie z pewnością zrobi na nas trójwymiarowa plansza. Uła będziemy układać swoje żetoniki na kilku poziomach, chyba zdolności przestrzenne będą potrzebne, kurde może szykować się interesująca strategiczna rozgrywka. A to wszystko zostało przebrane w szaty słynnego Festiwalu Kolorów, choć i tak jest to tylko pewien koloryt, bo z klimatem to wiadomo jak jest w tych abstraktach.
Jeżeli chodzi o mechaniki to mamy tutaj trochę zarządzania ręką oraz area majority. Niemniej zasady sprowadzają się do tego, że w swojej turze zagrywamy kartę (odkrytą bądź zakrytą) i umieszamy na stojaku kolory zgodnie z układem. Naturalnie zakryta karta pozwoli nam dołożyć tylko jeden żeton koloru. Chodzi oto, aby trafiać kolorami pionki innych graczy i oczywiście zdobywać za to punkty. Zagranie karty jest obowiązkowe, ale opcjonalnie możemy jeszcze poruszyć swoim pionkiem, żeby zbierać żetony słodyczy oraz kolorów(swój możemy ponownie umieścić na planszy, a barwy rywali dają nam punkty. W trakcie partii będziemy jeszcze wspinać się po tej planszy, zrzucać kolory itd. A jak zdecydujemy się na wariant zaawansowany z kartami rywalizacji to nie tylko wprowadzimy nowe zasady punktacji, lecz także zmodyfikujemy trochę podstawowe zasady gry.
Nie wszystko fajne, co ładnie wygląda
Przy Holi… trzeba co nieco powiedzieć o wykonaniu. Gra zdecydowanie intersująco prezentuje się na stole, przyciągając wzrok wszystkich wokół. Trójwymiarowa plansza i pionki graczy są po prostu ładne. Trochę więcej zastrzeżeń mam do samych żetonów kolorów, które może są grube i błyszczące, ale ostatecznie szału nie robią. Szczególnie że pod koniec partii wszystkie stapiają się w jakąś chorą wizję niespełnionego abstrakcjonisty, co w ogóle nie ułatwia orientowania się w aktualnej sytuacji. No właśnie. Może to i ładne, ale i całkowicie nie funkcjonalne.
Plansza jest szałowa, ale w trakcie rozgrywki okazuje się elementem, który dodaje niepotrzebnego zagmatwania do prostej gry. Zamiast przyjemnych dla umysłu przestrzennych rozważań, mamy ciągłe wstawanie od stołu, rzut okiem z góry, aby w końcu zobaczyć, co tam się dzieje. A ile razy zdarzyło nam się niefortunnie potrącić to ustrojstwo, rozsypać lub przestawiać żetony, to już nie zliczę. Samo kładzenie żetonów też nie należy do przyjemnych, szczególnie gdy nie należycie, jak ja, do szczególnie zwinnych osób. Zakończyłam tak przedwcześnie kilka partii. No i to ciągłe wstawanie po to, by ujrzeć układ kolorów na samym szczycie. A wystarczyło zrobić tak samo mocne kolory po obu stronach żetonów. Niestety design jest miły dla oka, aczkolwiek mało użyteczny, przez co rozgrywka nie nabrała żadnej głębi czy smak, lecz stała się upierdliwa, nużąca i żmudna.
Kiedy wszystko działa… i co z tego
O Holi… można powiedzieć jedno – działa, ale co z tego? W tym samym czasie można zagrać w multum o wiele bardziej szałowych abstraktów (z serią GIPF czy Azul na czele), więc nie ma co męczyć się z ogrywaniem średniaka. Nie wierzcie w to, że czeka na was multum strategicznych decyzji, różniące się od siebie partie bądź rywalizacja pełna emocji. Strategii nie ma tutaj za grosz bowiem jedyne myślenie jakie na was czeka wiąże się z odwozorowaniem układu z karty. To może wydawać sie trudne, gdyż nic na tej fikuśnej trójwymiarowej planszy nie widać, a niby powinniście brać pod uwagę te trzy poziomy, więc zanim to wszystko przemyślicie, to inni gracze dawno pójdą na kawę. Planować naprzód nie ma za bardzo jak, ponieważ i tak rywale zdążą się ruszyć w swoich turach. I nie byłoby to niczym złym, gdyby nie sprowadzało się zawsze do robienia tych samych ruchów (o ile macie jeszcze odpowiednią kartę).
Wiadomo, że gry abstrakcyjne często polegają na odpowiadaniu na ruchy przeciwników. Jednakże w Holi… jest ono płytkie oraz mało emocjonujące. Nie odkryjecie/wymyślicie zestawu najlepszych zagrań. Ruchy rywali nie będą dla was wyzwaniem. Ot, zagram kartę i to koniecznie tę, gdyż każdy inny ruch będzie słaby. Mało decyzji do podjęcia, nuda i nic się nie dzieje. Trójwymiarowa plansza nie jest w stanie zabić tej schematyczności. A dodatkowo całość jest żmudna oraz upierdliwa w obsłudze. Nie ratują tego również karty rywalizacji, które po prostu dodają kolejne głupkowate mikrozasady do zapamiętania (a nikt o nich nie pamięta – wszyscy zajęci są wstawaniem od stołu, aby ogarnąć plansze) albo kolejne możliwości zdobywania punktów, co sprowadza się do kolejnego liczenia, liczenia, liczenia, o nie ten żeton daje mi minus, liczę dalej.
A najgorsze w tym wszystkim jest to, że rozgrywka po prostu nie sprawia przyjemności. W pewnym momencie jesteśmy już tak znużeni, że przestaje nas interesować cokolwiek, co dzieje się na planszy. Niby możemy zastanawiać się nad tym, co zrobić inni, jak zareagować na ich ruchy, ale nie chce nam się tego robić, ponieważ nie prowadzi to do niczego interesującego. Jedynie dołożymy/zabierzemy kolejne żetony, co nie spowoduje żadnej ciekawej sytuacji na planszy. Sprawy nie ułatwia upierdliwość obsługi oraz wyjątkowo nieciekawe liczenie punktów sprowadzone do sumowania wartości żetonów. O ile chciało je się nam zbierać.
Holi: Festiwal Kolorów to abstrakcyjny średniak, który nie wyróżnia się w ogóle na tle innych, podobnych tytułów. A jeżeli już to negatywnie w zakresie żmudnej obsługi gry. Rozgrywka nie wywołuje rumieńców, a my po partii nie jesteśmy zadowoleni, lecz wycieńczeni (i to nie w tym pozytywnym sensie). Nie ma w nim radości myślenia, lecz mozół powtarzalności i schematyczności zagrań. Zdecydowanie warto wybrać inny abstrakt, aby zasmakować radości z intrygujących zagrań oraz ciekawych rozwiązań.
Plusy:
+ działa
+ ładnie prezentuje się na stole
Minusy:
– schematyczna i powtarzalna rozgrywka
– upierdliwa i żmudna w obsłudze
– niewiele ciekawych decyzji do podjęcia
– straszny downtime związany z koniecznością obsługi gry
– nudne zliczanie punktów
– karty rywalizacji jeszcze bardziej zwiększają poziom upierdliwości
Złożoność gry
(4/10):
Oprawa wizualna
(7/10):
Ogólna ocena
(4/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Gra ma poważne wady. Grać można, ale zasadniczo odradzamy. Nie jest to może najgorsza produkcja na świecie, ale znamy wiele innych, lepszych w obrębie tego gatunku. Do spróbowania tylko dla tych, którzy w danym gatunku muszą zwyczajnie mieć wszystko. I koniec.