Lubicie Kroniki zbrodni? Chcielibyście w nie zagrać z dziećmi, ale powstrzymujecie się ze względu na tematykę / stopień skomplikowania zagadek? Kroniki przygody: Wyprawa po księżycowe kamienie to gra dla Was … być może. Zależy, czego szukacie w planszówkach. Bo, jeżeli sposobu oderwania dziecka od szklanego ekranu, to nie tutaj.
Przy okazji recenzowania Kronik zbrodni pisałem, że co do zasady jestem przeciwnikiem wykorzystywania aplikacji przy grach planszowych. Tym bardziej, jeżeli chodzi o gry dla dzieci, które wykorzystuję właśnie po to, żeby choć na chwilę odciągnąć syna od monitora czy komórki. Jak każda zasada tak i ta ma jednak pewne wyjątki. Toleruję np. aplikację w Roar: Złap potwora, bo ułatwia ona obsługę przez co gra staje się bardziej dynamiczna, dzięki czemu szansa na utrzymanie młodych graczy przy stole jest dużo wyższa (nie mówiąc już o frajdzie jaką sprawia fakt, że dziecko widzi na planszy coś czego my nie widzimy). Czy innym jest jednak korzystanie z pomocy aplikacji w Roar, a czym innym przerzucenie do niej całej rozgrywki, jak to miało miejsce wcześniej w Kronika zbrodni, a teraz w Kronikach przygody. Czy to oznacza, że Kroniki przygody skreślam z miejsca? Właśnie nie, o czym świadczy fakt, że grę wziąłem do recenzji oraz to, że przeszedłem w niej całą kampanię.
Co więc mnie zachęciło w ogóle do sięgnięcia po Kroniki przygody? Po pierwsze śliczne, bajkowe grafiki, po drugie zaś opinia syna, który swego czasu namiętnie wspierał nas przy rozwiązywaniu zagadek, kiedy ogrywaliśmy Kronik zbrodni.
Fabuła i mechanika
Mechanicznie Kroniki przygody są dokładnie tym czym były Kroniki zbrodni. Przemieszczanie się po lokacjach, badanie napotkanych miejscówek, szukanie użytecznych przedmiotów czy przepytywanie napotkanych osób. Oczywiście wszystko przy pomocy aplikacji, na której skanujemy interesujące nas rzeczy lub osoby, po czym uzyskujemy o nich albo od nich istotne informacje.
Na początku każdego scenariusza, badając jakieś pomieszczenie zazwyczaj napotykamy postacie, które nakreślą nam trapiących ich problem. Naszym zadaniem w danym scenariuszu będzie jego rozwiązanie. Polegać to będzie zazwyczaj na przejściu się po wszystkich dostępnych lokacjach, zgarnięciu znalezionych tam przedmiotów, a następnie użyciu ich w odpowiednich miejscach lub podczas rozmowy z konkretnymi osobami. Zagadki zazwyczaj są proste i sprowadzają się do skojarzenia informacji zebranych podczas rozmów z odpowiednimi zdarzeniami (np. jak obudzić olbrzyma tarasującego przejście do wioski, o którym dowiedzieliśmy się, że ma łaskotki lub jak odwrócić uwagę strażnika cierpiącego na ból łap, żebyśmy mogli swobodnie porozmawiać z księżniczką). Niemniej jednak, na wypadek gdyby młodsi odbiorcy nie mogli sobie poradzić z którąś z nich, mogą zawsze skorzystać z pomocy Księżycowego Kota, który podpowie im dalsze kroki.
Naszym docelowym zadaniem na przestrzeni całej gry jest poznanie magii i zdobycie szlifów czarnoksiężnika. Żeby tego dokonać musimy zebrać cztery księżycowe kamienie reprezentujące poszczególne żywioły i zdać egzamin u Merlina. Do dyspozycji, poza krótkim tutorialem, mamy 4 misje, które możemy wykonać w dowolnej kolejności, a które kończą się zdobyciem jednego z księżycowych kamieni. Po wykonaniu wszystkich możemy przystąpić do misji finałowej, która rozpoczyna się magicznym egzaminem, a kończy … tego już nie będę zdradzał. Poszczególne zadania wykonujemy na dwóch stronach planszy z których jedna przedstawia Królestwo Lata, a druga Imperium Zimy. Różnią się one nie tylko szatą graficzną, ale i odwiedzonymi lokacjami oraz gronem napotkanych postaci (choć niektóre postacie w zależności od wykonywanego zadania możemy spotkać w obu królestwach).
Aplikacja
Jak już zapewne zdążyliście się zorientować po moich wywodach, bardzo istotnym elementem gry jest aplikacja. Jest ona oczywiście darmowa i dostępna w języku polskim. Zestaw dostępnych opcji ogranicza się jedynie do wyboru języka, włączenia lub wyłączenia muzyki oraz ustawienia opcji automatycznego skanowania kodów QR. Sama aplikacja jest bardzo prosta w obsłudze, a jej funkcjonalność ogranicza się do prowadzenia rozmów z napotkanymi bohaterami i przeszukiwania odwiedzanych pomieszczeń. Oglądane pomieszczenia prezentują statyczne grafiki, które mogą ulec zmianie w zależności od postępów danego scenariusza. Z kolei dialogi z napotkanymi postaciami ograniczają się do możliwości zapytania ich o innych NPC-ów lub posiadane albo poszukiwane przez nas przedmioty.
Sama obsługa aplikacji sprawiła mi drobne, choć nieco denerwujące problemy. Z tych największym okazał się mało precyzyjny czytnik kodów. Wszystkie partie grałem wieczorami przy sztucznym, żółtym świetle, stąd złapanie odpowiedniej ostrości i poprawne zeskanowanie kodu w kilku wypadkach zajęło mi około minuty. Trochę frustrującym rozwiązaniem jest też ograniczenia czasu rozglądania się po pomieszczeniu do około 35 sekund. Na dwie osoby to nieco za mało. Z kolei ponownie wybierając opcję „Rozejrzyj się” zmusza nas do odczekania pełnych 35 sekund zanim będziemy mogli przejść do dalszej zabawy, mimo że brakujący fragment pomieszczenia obejrzeliśmy już po 5. Z perspektywy rozgrywki takie rozwiązanie nie ma sensu, bo nie jesteśmy tutaj ograniczeni żadnym limitem czasowy, nic więc nie stało na przeszkodzie pozostawienia graczom wyboru momentu, w którym chcą zakończyć rekonesans danej miejscówki i przejść do dalszej gry.
W trakcie samej zabawy aplikacja uraczyła mnie też kilkoma pomniejszymi glitchami. Zdarzyło się np. że podpowiedź Księżycowego Kota sugerowała odnalezienie przedmiotu, który już był w naszym ekwipunku albo że postać widoczna w danej miejscówce, według aplikacji była w niej niedostępna. W innym przypadku, w jednej z misji przedmioty wręczone którejś z postaci pojawiały się na powrót w miejscu ich pierwotnego odnalezienia. Wymienione (jak również niewymienione) usterki choć wywoływały początkowo pewne zdziwienie, nie wpłynęły jednak negatywnie na sposób lub odbiór samej rozgrywki.
Podsumowanie
Podsumowanie to, będzie podsumowaniem gracza, który w dalszym ciągu kręci nosem na pomysł używania aplikacji w grach planszowych czy zastępowania fizycznych kopii planszówek wersjami elektronicznymi.
Skoro już jednak taka praktyka istnieje, to nie jest to miejsce, żeby ją tutaj oceniać, bo jest to wyłącznie jedna z gier wykorzystujących ten – coraz popularniejszy – pomysł. Jeżeli więc tylko macie świadomość tego, że sprezentowanie dziecku Kronik przygody, nie będzie jednoznaczne z oderwaniem go od elektronicznych urządzeń, to w mojej opinii jak najbardziej warto tę grę kupić. Nieco sztampowa i przewidywalna fabuła czy prostsze niż w pierwowzorze zagadki wcale nie przeszkadzają czerpać dorosłym przyjemności ze wspólnej zabawy ze swoimi pociechami, a samym pociechom zapewnią sporo frajdy, emocji i radości z poprawnego rozwiązywania kolejnych zadań. Grę przechodziłem ze swoim 10-letnim dzieckiem, a pojedyncze scenariusze zagrałem również z nieco młodszym synem znajomych. W obu przypadkach wrażenia młodych odbiorców były bardzo pozytywne. Nawet mój synek, przesiąknięty komputerowym światem Minecrafta i Robloxa, chętnie się od niego odrywał, kiedy proponowałem rozegranie partyjki w Kroniki przygody. W perspektywie całości wady, które wymieniłem okazały się dla nas mało znaczące i poszukiwania księżycowych kamieni z pewnością pozostawią miłe wspomnienia. Co prawda gra jest w zasadzie jednorazowa, a dostępne scenariusze zapewniają zabawę na łącznie 4-5 godzin rozgrywki, ale też niewysoka cena uzasadnia zainteresowanie się tym tytułem.
Grę Kroniki Przygody: Wyprawa po księżycowe kamienie kupisz w sklepie
Dziękujemy firmie Lucky Duck Games za przekazanie gry do recenzji.
Złożoność gry
(3/10):
Oprawa wizualna
(8/10):
Ogólna ocena
(8/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Bardzo dobry przedstawiciel swojego gatunku, godny polecania. Wady mało znaczące, nie przesłaniające mocno pozytywnego odbioru całości. Gra daje dużo satysfakcji.