Minął kolejny rok. Wystawiona na ciężką próbę w roku 2020 (ze względu na obostrzenia) fascynacja planszówkami na szczęście nie zniknęła. 374 partie w 365 dni to średnio więcej niż jedna partia dziennie. Co prawda do rekordowego roku 2016, w którym rozegrałem 615 partii sporo zabrakło, ale w porównaniu z 213 partiami we wspomnianym roku 2020 jest jednak nieźle.
Inaczej niż w poprzednich latach, kiedy królowały u mnie gry rodzinne, w 2021 r. prym na moich stołach wiodły raczej gry zaawansowane. Duża zasługa w tym Portalu i jego zeszłorocznych premier.
Druga połowa roku, to też u mnie swoisty boom na gry cywilizacyjne i to nie tylko te najnowsze jak Clash of Cultures lub Khora (przy której określenie „cywilizacyjna” jest raczej mocno umowne), ale też tytuły starsze jak Wojna Narodów, Cywilizacja: Nowy Początek czy Historia.
Były oczywiście pozytywne zaskoczenia i (negatywne) zawody, choć chyba mniej niż zwykle. Wśród tych pierwszych największym był chyba Mozzaroller – malutka, niepozorna kościanka od wydawnictwa Piatnik Polska z mechaniką push your luck, która zdobyła u mnie też tytuł fillerka roku 2021. Niezwykle dobre wrażenie wywarła na mnie również druga gra Klemensa Kalickiego – Łąka. Co prawda patrząc na oprawę graficzną myślałem, że ciężkością gra będzie zbliżona do poprzedniego jego działa – Domku, tymczasem okazała się ona tytułem bardziej zaawansowanym, ale to w żaden sposób nie wpłynęło na mój bardzo pozytywny odbiór rozgrywki.
Jeżeli chodzi o gry, które najmniej przypadły mi do gustu w minionym roku to były chyba nimi Holi: Festiwal kolorów, Eksplodujące kotki: Imprezka oraz (dla kontrastu) Najlepsza gra o psach. Niemniej jednak nie miałem wobec nich jakiś większych oczekiwań, a partie we wszystkie trzy zagrałem dosyć przypadkowo. Zdecydowanie bardziej liczyłem natomiast na nową Diunę: Imperium od LDG i Mercado de Lisboa od Hobbity.eu, stąd mój zawód w tym wypadku był dużo większy. O ile jednak w stosunku do Diuny miałem pewne zastrzeżenia natury mechanicznej, to w przypadku MdL rozgrywka okazała się po prostu piekielnie nudna. Mocno zawiodły mnie też dwa sztandarowe tytuły wydane w tym roku przez Fox Games. Zombie Teenz – po rewelacyjnym zeszłorocznym Zombie Kitz:Ewolucja liczyłem zdecydowanie na więcej, a tymczasem otrzymałem odgrzewany kotlet, na dodatek łatwiejszy i mniej emocjonujący od pierwowzoru (przynajmniej do etapu do którego dotrwałem). Miasto w chmurach – przecież Phil Walker Harding nie wymyśla kiepskich gier (co najwyżej przeciętne – vide Gizmos). A jednak nawet współmistrzowi ciągle smacznych odgrzewanych mechanik zdarzają się gafy. Gra okazała się nie tylko nudna jak flaki z olejem, ale też upierdliwa w obsłudze.
Patrząc na gry przez pryzmat poszczególnych kategorie do najlepszych tytułów, w jakie grałem w zeszłym roku zaliczyłbym kolejno:
– fillerki – Mozzaroller od Piatnik Polska, nieznacznie wyprzedzający Draftozaura ze stajni Naszej Ksiegarni;
– gry dla dzieci – chyba jednak Kroniki Przygody od Szczęśliwych Kaczek. Choć nie lubię gier z aplikacją, to grało mi się całkiem przyjemnie. Poza tym w tej kategorii nie było u mnie zbytniej konkurencji, bo na pewno zaliczyć do niej nie mogę wspomnianych Zombie Teenz;
– gry imprezowe – choć najwięcej partii zanotowanych mam w Jednym słowem, to na wyróżnienie tu zasługuje Fiesta de los Muertos od wydawnictwa Granna, którą poznałem dopiero w grudniu. Gra przypomina nieco połączenie wspomnianego Just one z Podaj dalej, gdzie na podstawie pisanych przez współgraczy podpowiedzi musimy zidentyfikować zmarłego, w intencji którego wyprawiana zostaje uczta.
– gry rodzinne – Lamaland – po zawodzie jaki przeżyłem w przypadku Miasta w Chmurach, Lamaland przywrócił nadzieję i wiarę, że pan Walker Harding, mieszając wykorzystane już mechaniki, dalej potrafi stworzyć proste lecz bardzo grywalne i – co równie istotne – zapewniające świeże doznania dzieło. Wspomnieć też muszę o Kokopelli – grze Stefana Felda – która choć dobra mechanicznie, zawiodła mnie trochę totalnym brakiem klimatu i przeciętną oprawą graficzną, a bardzo rozczarowała polskim wydaniem, w którym napisy na kartach umieszczone zostały w języku angielskim. Jeżeli te dwie rzeczy Wam nie przeszkadzają to myślę, że warto jednak po tę grę sięgnąć, bo bawiłem się przy niej całkiem nieźle.
– gry rodzinne plus (średniozaawansowane) – chyba jest to kategoria, w którą grywam najchętniej, bo zasady kwalifikujących się do niej gier są jeszcze w miarę proste do wyjaśnienia, a rozgrywka zapewnia już całkiem przyjemny trening umysłowy. W tej kategorii zdecydowany prym wiodły dla mnie gry Rebela, a na pierwszym miejscu zakwalifikowałbym ex aequo wspomnianą wcześniej Łąkę i Zamki Toskanii (dodałbym jeszcze do tego Zaginioną wyspę Arnak, która co prawda pojawiła się pod koniec 2020 roku, ale ja pierwszą partię zagrałem dopiero w roku 2021).
– gry zaawansowane – tak jak Rebel dominował w grach średniozaawansowanych, tak w przypadku gier ciężkich moje serce podbiły głównie tytuły od Portalu. Wybór jednego jest tutaj chyba najtrudniejszy, bo wyszło bardzo dużo ciekawych pozycji, z których większość zdecydowanie przypadła mi do gustu (może poza Tekhenu). Wymienię więc te, które moi zdaniem zasługują na szczególną uwagę wielbicieli zaawansowanych eurosucharów (kolejność alfabetyczna) – Bonfire, Cooper Island, Praga: Caput Regni, Tawantinsuyu: Imperium Inków. Na osobną wzmiankę zasługuje też Food Chain Magnate, w które rozegrałem jedną partię. Uczucie względem tej gry, które towarzyszy mi po tamtej rozgrywce bliższe jest chyba zaciekawieniu niż sympatii, bo choć przegrałem z kretesem, a przez całą rozgrywkę nie do końca wiedziałem czy moje działania mają jakiś sens, to chętnie spróbowałbym podejść do tej gry kolejny raz, żeby określić mój ostateczny stosunek do niej.
– gry z kampanią – w takie grałem w ubiegłym roku dwie (nie licząc oczywiście Zombie Teenz i Kronik przygody) – Scythe: Fenris powstaje i Gloomhaven: Szczęki Lwa. Obie dobre, choć jakbym miał wybierać to zdecydowanie postawiłbym na kampanię w Scythe, która, w mojej opinii, nie tylko była ciekawsza fabularnie, ale też bardziej urozmaicona mechanicznie (przy czym kampania G: SzL jeszcze nie jest skończona).
– dodatki – sporo w tym tekście dostało się ode mnie grom Lisków, ale muszę przyznać, że dwa małe dodatki do – i tak już świetnej – Sagrady, były rewelacyjne (szczególnie dodatek Życie). Tak więc, jeżeli ktoś jest fanem układania kościanych witraży, to koniecznie powinien się w oba rozszerzenia zaopatrzyć. Wspomnieć też muszę o arcyciekawych minidodatkach do Zamków Burgundii, zawartych w Big Boxie (których chyba jednak oddzielnie kupić obecnie nie można) oraz dwóch dodatkach do 7 Cudów Świata: Pojedynek – Panteon i Agora.
Recenzje lub rzuty okiem na zdecydowaną większość tych gier znajdziecie w naszym serwisie, wystarczy, że klikniecie w tekście na dany tytuł. Jeżeli więc któraś z tych gier Was bardziej zainteresowała zachęcam do poczytania tekstu o niej.
A Wam drodzy Czytelnicy, życzę jak najlepszego i obfitującego w setki partii Nowego Roku 2022.