Martin Wallace po prostu nie bierze jeńców. Nie jest tym typem autora, który dostarcza nam względnie dobrych gier, a raz na jakiś czas stworzy jakiegoś niewyróżniającego się średniaka. Jego tytuły to dla mnie drastyczne albo-albo. Albo hit, którym będę zagrywać się w nieskończoność, albo totalny gniot i wstyd mi w ogóle wyciągać go na stół. Jak zatem wyszło mu z Cynowym Szlakiem wydanym w naszym rodzimym języku przez Phalanx ?
Na szczęście jest dobrze. Czasami nawet bardzo dobrze (w pełnym składzie przy stole). Jak na standardy gatunku euro z nutką ekonomii fabuła przedstawia się typowo: XIX-wieczna Kornwalia, wydobycie miedzy i cyny, wędrówki górników z domu do kopalni i z powrotem. Natomiast realnie będziemy zmagać się z innymi podczas licytacji o nowe kopalnie, wydobywać kosteczki, usuwać kostki wody, stawiać i używać drewienka takie jak: sztolnie, pompy parowe, lokomotywy, porty. Czasami nawet wyślemy nasze pionki na odległe pola poza planszą lub zawęzimy dostępne nam możliwości przez wydobycie arszeniku. Niemniej opowiedzmy wszystko po kolei i w swoim czasie.
Wydobycie rudy i sprzedaż pierogów
Zasady Cynowego Szlaku nie są skomplikowane. Ot kilka prostych akcji, z których największym stopniem skomplikowania odznacza się Budowa Kopalni. Jednak nawet ona nie jest na tyle trudna, aby rozłożyła nas na łopatki, kiedy zagłębialibyśmy się w niej podczas czytania instrukcji. Pomimo tego sama gra nie jest ani sztampowa, ani banalna, a zręczne połączenie kilku dobrze znanych mechanizmów sprawia nie tylko przyjemność, lecz także satysfakcje, gdy nasze ruchy doprowadzą nas do zwycięstwa.
Naszym głównym celem jest po prostu wygrać, czyli zdobyć jak najwięcej punktów zwycięstwa. Jednak drogi prowadzące do jego osiągnięcia są różne. Ważne w tym wszystkim jest to, aby zachować balans między posiadanymi pieniędzmi a punktami. Poszczególne tury przebiegają w następujący sposób. Najpierw rzucamy kostkami, aby ustalić aktualne ceny miedzi oraz cyny. Mechanizm prostacki, ale sprawia, że stosunkowo niewielkie staje się ryzyko kuli śnieżniej. Nie da się zgarnąć w pierwszej turze najlepszych kopalń, żeby już do końca rozgrywki ciągnąć z nich profity. Drastyczna obniżka cen może sprawić, że nasze szanse na zwycięstwo znikają gdzieś w nieznanym kierunku. Dlatego też cały czas trzeba być czujnym, nie można spocząć na laurach z tym, co już mamy i zawsze trzeba mieć w zanadrzu trochę grosza, aby starczyło nam na nową kopalnie i wydobycie surowców.
Następnie przechodzimy do fazy akcji, gdzie za wszystko będziemy płacić punktami pracy. Niektóre czynności są bardziej pracochłonne, sami rozumiecie… Oczywiście następny w kolejce jest ten, którego znacznik znajduje się na końcu toru, toteż trzeba dobrze rozważyć, czy na pewno jest dla nas niezbędne, aby wykonać akurat to, co wymaga od nas przesunięcia się na nim dość daleko, przez co nasza kolejna tura może nastać… późno. Decyzje te są nie tylko ważne, lecz także brzemienne w skutki. Niekiedy w naszych partiach bywało tak, że nadmierne szastanie „pracą” zarówno zmieniało całą sytuację na planszy, jak i pozwało niektórym graczom odbić się od dna.
Najważniejszą akcją jest oczywiście Budowa Kopalni. I tutaj jest też najwięcej zabawy. Większość graczy licytuje w ciemno o kafelki kopalni, choć gracz rozpoczynający może podejrzeć kafelek, o ile wcześniej zagrał mapę geologiczną (cyt. kartę z jakimś dodatkowym bonusem). Nic nie daje takiej satysfakcji, jak wpuszczenie rywala w maliny, gdy zaoferował dużo kasy za mało wartościowy teren. Można grać gestem, słowem, mimiką. Zwłaszcza że dostaniemy połowę kasy, jeśli jako gracz rozpoczynający nie wygraliśmy licytacji. Naprawdę warto tutaj oszukiwać, nawet jeśli ostatecznie nie dorwaliśmy się do najlepszej kopalni.
Wydobycie surowców również jest ciekawe. Nie tyle musimy po prostu zapłacić za kosteczki, o ile trzeba to wszystko przemnożyć przez wodę ;) Już tłumaczę. Nasze kopalnie odznaczają się konkretną siłą wydobywczą. Możemy ją zwiększyć przez podstawienie robotnika i/lub innych narzędzi (np. pomp). Niemniej wydobycie jednej kostki kosztuje nas tyle, ile w danym momencie znajduje się tam kostek wody. Zatem będziemy poświęcać mnóstwo czasu na budowę sztolni i usuwanie/dokładanie kosteczek. A po zakończeniu akcji wydobycia i tak dołożymy tam jedną kosteczkę wody, więc liczcie i planujcie absolutnie wszystko.
Szczególnie zwracajcie uwagę na kasę, bo ten, kto pierwszy spasuje, ten będzie miał dostęp do najlepszego przelicznika, zamieniającego zarobione przez nas pieniądze na punkty. Innej drogi nie ma. Fajnie jest zdobyć dużo punktów, ale czy na pewno starczy nam na wszystkie akcje, które zamierzamy wykonać w następnych rundach? I czy zdążymy na czas, aby dorwać się do dobrego przelicznika? Opcjonalnie zawsze czeka bieda-akcja sprzedawania pierogów, która dostarczy wam zawrotną kwotę 1 funta… i rzadko cokolwiek zmienia.
Wydobycie rudy i inne przypadki
Warto zaznaczyć, że duży udział w przyjemności płynącej z rozgrywki mają dodatki, które od razu znajdziemy w pudełku. Bez nich gra nie miałaby już takiego smaczku. Polecam od razu grać z dodatkiem Emigracja, wprowadzającym możliwość wysyłania robotników w swoim kolorze na pola poza planszą, dające nam natychmiastowo silne korzyści. Nie ma jednak łatwo. Inni gracze mogą nas szybko ubiec (w każdej rundzie dostępne jest tylko jedne pole na każdym z 4 dodatkowych miejsc emigracji), a nam może nie do końca opłacać się poświęcenie robotnika i jego siły wydobycia, a to właśnie jest warunek umożliwiający skorzystanie z Emigracji. Jednakże najwięcej rumieńców powoduje dodatek Arszenik, który lepiej wprowadzić, gdy już ogramy trochę podstawkę. Wydobycie tego niebezpiecznego surowca daje nam łatwy dostęp do kasy, ale przy jego przetwarzaniu na stałe tracimy jeden z dostępnych nam punktów pracy. Czyli już do końca gry nasze możliwości są mocno zawężone. Czy zdecydujecie się na takie ryzyko? Przyznam się szczerze, że ja nie raz, nie dwa miałam nie lada zagwozdkę. I nie zawsze wybrane przeze mnie rozwiązanie było tym najlepszym…
Cynowy Szlak to tytuł zarówno emocjonujący, gdzie łatwo możemy „oszukać” innych, jak i skłaniający do myślenia i czynienia dalekosiężnych planów. Nie jest to zdecydowanie pasjans, gdyż patrzymy na rywali nie tylko wtedy, gdy musimy walczyć z nimi o kopalnie, lecz także wtedy, gdy staramy się im przeszkodzić w zdobywaniu najlepszych drewienek, przeliczników i miejsce na mapie. Nie wspominając już o interakcji zapewnianej przez dodatki. Czasami zaklniemy szpetnie, kiedy nie przewidzieliśmy tego, że ktoś będzie starał się iść w to samo, co my. I co najważniejsze – Cynowy Szlak świetnie śmiga na 5 osób. Wtedy jest najbardziej gęsto, intensywnie, trzeba znaleźć najlepszą strategię, a czacha dymi. Przy 4 osobach też jest okej, ale mimo wszystko sięgnę wtedy po Brassa, będącego naprawdę genialnym tytułem. Niemniej nawet przy 3 osobach grać się da, zważywszy na wprowadzane w przygotowaniu do gry modyfikacje. W parze jednak to już zupełnie inna para kaloszy. I nie pomogą nawet specjalne zasady licytacji. Po prostu nie jest dobrze, takie tytuły nie sprawdzają się do grania w małym gronie.
Co jeszcze może nam się nie podobać? Naprawdę upierdliwy i mozolny set-up. Nawet nie chce mi się pisać o tym układaniu i dociąganiu kafelków, bo od razu czuje się znużona i zasypiam. Rozkładanie Cynowego Szlaku ma wszelkie znamiona kary za grzechy. Pragnę o tym jak najszybciej zapomnieć. Ponadto im dalej w jesteśmy w grze, tym więcej rzeczy pojawia się na planszy, toteż czytelność nam siada. Czasami trudno się połapać gdzie co leży. Musimy się pilnować, aby zachować w tym wszystkim jakiś rygor. Na szczęście późniejsza rozgrywka rekompensuje nam te niedogodności. Tury są dynamiczne, nie czekamy długo na swoją kolej, a licytacja bywa naprawdę soczysta.
Cynowy Szlak to bardzo dobry tytuł o prostych zasadach o niezbyt skomplikowanej ekonomii, która jednak pozwala na podejmowanie wielu nieoczywistych decyzji. Będziemy nie tylko starać się realizować naszą długofalową strategię, lecz także odpowiadać na poczynania innych graczy. Licytacja zapewni nam sporo emocji, a satysfakcja z wpuszczenia innego gracza w maliny jest naprawdę ogromna. Reasumując: znajdziemy tutaj i sporo emocji, i sporo okazji do myślenia. Tym razem Martinowi wyszło, nawet gdy starał się dostosować mechanizmy do historii górnictwa nie ucierpiała na tym ani mechanika, ani nie ubyło z rozrywki przyjemności :)
Plusy:
+ proste zasady, które pozwalają na wiele kombinowania
+ licytacja, umożliwiająca nam zyski przy stracie innych graczy, co zawsze cieszy
+ system wykonywania akcji wypływający na podejmowane przez nas decyzje
+ znajdziemy tu zarówno emocje, jak i sporo okazji do myślenia
+ brak downtime’u – tury są błyskawiczne i dynamiczne, nawet w trakcie licytacji
+ świetnie śmiga na 5 graczy
Minusy:
– upierdliwy i nużący set-up
– w dalszej części gry mogą wystąpić problemy z czytelnością planszy
– na 4 osoby jednak wyciągnę Brassa, a im mniej osób, tym gorzej
Złożoność gry
(6/10):
Oprawa wizualna
(7/10):
Ogólna ocena
(7/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Dobry, solidny produkt. Gra może nie wybitnie oryginalna, ale wciąż zapewnia satysfakcjonującą rozgrywkę. Na pewno warto ją przynajmniej wypróbować. Do ulubionych gier jednak nie będzie należała.