„Zbrodnia to niesłychana pani zabija pana”. A może to jednak pan, pana potraktował maczetą albo sznurem do zasłon go zadusił? Ewentualnie trutki na szczury dorzucił do porannej kawy. Nie, to nie próba napisania scenariusza do kolejnego kryminalnego hitu, a jedna z wielu możliwości w grze Niepożądani Goście.
Woodruff Walton nie był dobrym człowiekiem, wrogów miał licznych i mściwych. W przebłysku geniuszu zaprosił tych, których uważał za najgroźniejszych, dając okazję do popełnienia morderstwa. Tak przecież najłatwiej zdemaskować żądnego krwi mordercę, nieprawdaż? Jak łatwo się domyślić skutki były opłakane. W gabinecie leży trup, śledczy szukają śladów, przesłuchują podejrzanych i świadków, a ty jako jeden z kilku detektywów zebranych na miejscu musisz rozwiązać tę sprawę. Kto pierwszy, ten lepszy!
Morderstwo w kolorze sepii.
Niepożądani Goście to tak naprawdę głównie pokaźna talia kart. Jest trochę żetonów, porządnej jakości, ale nie są one przy grze aż tak ważne. Cała gra utrzymana jest w jednobarwnej, brązowej tonacji i komiksowo-kreskówkowym stylu, który moim zdaniem jak najbardziej się sprawdza, równoważąc cięższy temat. Karty są czytelne, a użyta ikonografia dobrze się spisuje i nawet podpowiada jak zaznaczyć daną informację na arkuszu śledztwa. Jest to szczególnie ważne, gdyż każda pomyłka jest praktycznie nie do naprawienia i sprawia, że rozwiązanie zagadki morderstwa staje się niemal niemożliwe.
Analogicznie, pomyłka przy przygotowaniu talii również psuje całą grę, zalecane jest więc przed rozpoczęciem sprawdzenie, czy nie zrobiło się jakiejś pomyłki. Dobrze, że przy takiej ilości kart w pudełku, pojawiła się wkładka rozdzielająca karty po 50 sztuk. Szkoda tylko, że i tak trzeba w jakiś sposób je związać, inaczej przy jakimkolwiek transporcie radośnie przemieszczają się w pudełku.
Śledztwo skomponowane z talii kart.
Wszystko zaczyna się od wybrania poziomu trudności sprawy. Mamy do dyspozycji: wprowadzający, bardzo łatwy, łatwy, średni, trudny, bardzo trudny i ekspercki. W pierwszych trzech musimy odpowiedzieć na pytania kto zabił, czym i dlaczego. Od poziomu średniego dochodzi nam możliwość istnienia wspólnika mordercy. Musimy więc dodatkowo wydedukować czy takowy się pojawił, jeśli tak, to kto nim był i jaki miał motyw. Gdy już zdecydujemy na jakim poziomie chcemy grać na podstawie załączonej listy składamy talię z ponumerowanych kart. Każda z nich zawiera jakąś wskazówkę, która ma nas naprowadzić na ulotny trop mordercy.
Gracz startują z kilkoma kartami, a dane na nich zawarte odnotowują za zasłonką na specjalnej karcie. Następnie każdy ma możliwość zapytania pozostałych graczy o karty na dwa wybrane tematy (kombinacje dotyczące miejsc i podejrzanych). Jeśli ktoś chce podzielić się z nami informacjami może zaoferować karty, każda z nich ma przypisaną wartość. Jeśli zaakceptujemy propozycje musimy w zamian oddać karty ze swojej puli o takiej samej lub wyższej wartości. Co rundę część kart jest odrzucana a na ich miejsce wskakują nowe, ze świeżymi wskazówkami. Gra toczy się do momentu gdy ktoś odpowie poprawnie na wszystkie pytania. Jeśli odpowiemy niepoprawnie na którekolwiek z nich odpadamy z gry, chyba że gramy z aplikacją, wtedy “tylko” przepada nam kolejka.
Tradycyjne metody dochodzenia czy przy wsparciu nowych technologii?
Zwykle nie lubię gdy gry planszowe miesza się z jakimiś dodatkowymi aplikacjami. W tym wypadku nie jest ona obowiązkowa, jednak moim zdaniem znacząco ułatwia przygotowanie gry. Układanie talii jest czasochłonne i może być dla wielu irytujące. Gdy odczytuję numery kart z instrukcji, to trochę mienią mi się przed oczami i zlewają. Aplikacja podaje numery z fragmentów wcześniej podzielonej talii, co jest dla mnie znaczącym ułatwieniem. Ponadto umożliwia rozegranie partii solo, a także zawiera, jak twierdzi instrukcja, ponad 1000 dodatkowych scenariuszy.
Ostatnim, dla mnie ważnym, argumentem, który przeważa na korzyść gry nieco wspartej zdobyczami techniki jest to, że błędna odpowiedź nie eliminuje nas od razu z gry. Przy wielu partiach zdarzało się, że do samego końca nie mogliśmy być pewni poprawnej odpowiedzi na wszystkie pytania. Wystarczyło, że akurat ktoś wstrzymał, a następnie odrzucił kartę, która akurat była nam potrzebna do rozwiązania. Dzięki aplikacji nieudana próba zgadywania, która najczęściej miała miejsce pod sam koniec gry, niekoniecznie wiąże się z automatyczna porażką. Owszem dostajemy karę w postaci utraconej kolejki odgadywania, ale dalej mamy szansę powalczyć, jeśli pozostali gracze nadal nie znaleźli poprawnego rozwiązania.
Samotny detektyw.
Niepożądani Goście mają wariant solo. Wymaga on jednak użycia aplikacji, która w zamian za określoną liczbę punktów podaje nam numery kart potrzebne do rozwiązania sprawy. Wygrywamy jeśli uda nam się poprawnie odpowiedzieć na wszystkie pytania zanim skończy się pula przydzielonych punktów. Jest to ciekawe rozwiązanie dla samotnych graczy, ale zdecydowanie wolę grać w więcej osób. W pojedynkę przygotowanie, a przede wszystkim ponowne rozdzielenie kart staje się jeszcze mniej przyjemne. Ponadto, zdarzało mi się, że gra podawała mi numery kart, które dostałam już wcześniej. Rozumiem że jest to symulacja gry z innymi graczami, ale przy ograniczonej liczbie punktów, które możemy wydać takie przypadki stają się dosyć bolesne.
Analiza, dedukcja i trochę szczęścia.
Dobry detektyw musi posłużyć się bystrym umysłem i umiejętnością wyciągania wniosków z przedstawionych dowodów. Mimo to nie raz, i nie dwa, pod koniec gry okazywało się, że nie mamy 100% pewności, co do narzędzia zbrodni, czy motywu. Winne są temu powtarzające się karty. Ponieważ, co rundę pozbywamy się tylko części z nich, zdarza się że do nas wracają. Jeden raz, drugi, trzeci. Czasem czujemy się jakby technicy się na nas uwzięli i po raz kolejny zapewniali, że nie, łopata na pewno nie była narzędziem zbrodni, a świadkowie w kółko podsuwali te same wskazówki i odpowiedzi.
Niektórzy używają tej mechaniki jako strategii, zapamiętując co od kogo dostali, a następnie oddając te same karty. Dzięki temu zachowują więcej informacji dla siebie. Nie polecam jednak takiego systemu grania. Non stop wracające do nas karty bardzo irytują, zwłaszcza pod koniec gry, gdy już prawie wszystko wiemy i próbujemy wyłowić tą jedną niezbędną wskazówkę. Moim zdaniem, mamy o wiele więcej przyjemności z gry, jeśli umówimy się, że faktycznie staramy się wywalać z gry karty, które już były. Tym bardziej, że bez względu, czy będziecie zazdrośnie strzec swoich informacji, czy chętniej się nimi dzielić, w większości przypadków, moment w którym mamy wystarczającą ilość informacji, jest dla wszystkich graczy zbliżony. Do jednego wniosku da się dojść na kilka sposobów, czy to bezpośrednio, czy wykluczając inne możliwości.
Bardzo lubię gry dedukcyjne, niestety moi współgracze już niekoniecznie. Gdy już udało się taką wprowadzić na stół, zwykle kończyło się na jednej partii. Niepożądani Goście wyjątkowo chwycili, zdarzało się że graliśmy kilka razy z rzędu i nadal nie mamy dość.
Bawiłam się doskonale i jestem gotowa zignorować nużące przygotowanie/rozdzielanie talii. Zresztą im więcej rozegranych partii, tym więcej wprawy w ogarnianiu talii, zwłaszcza jeśli pomagają nam w tym pozostali gracze.
Mam wrażenie, że ta gra będzie miała bardzo różne oceny w zależności od graczy. Część przymknie oko na niedogodności i postanowi grać w mniej wredny sposób, czerpiąc radość z odkrywania kolejnych tropów. Podejrzewam jednak, że ci, którzy usiądą do gry z założeniem bardziej strategicznego grania, a zatem i zwiększonej negatywnej interakcji mogą marudzić na powtarzające się karty, brak wystarczających dowodów na rozwiązanie sprawy, czy też mijające kolejki, które wnoszą niewiele nowych informacji.
Poniższa ocena jest więc wynikiem głosów różnych współgraczy. Gdybym opierała się tylko na swoich odczuciach byłaby na pewno wyższa.
Grę Niepożądani Goście kupisz w sklepie
Dziękujemy firmie Nasza Księgarnia za przekazanie gry do recenzji.
Złożoność gry
(5/10):
Oprawa wizualna
(8/10):
Ogólna ocena
(7,5/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Dobry, solidny produkt. Gra może nie wybitnie oryginalna, ale wciąż zapewnia satysfakcjonującą rozgrywkę. Na pewno warto ją przynajmniej wypróbować. Do ulubionych gier jednak nie będzie należała.
Jest metoda na graczy oferujących „nieświeże” wskazówki. Nie wymieniać się z nimi. Wprawdzie wymaga to wysiłku tzn. notowania numerów posiadanych informacji. Nie wiem na ile to jest problem ponieważ na razie grałem tylko na 2 osoby, a wtedy obowiązuje zasada, że karty otrzymane w wymianie trzeba odrzucić.
Faktycznie jest to jakaś metoda, taka nauczka dla wrednego gracza. W trzy osobowej partii próbowaliśmy notowania i odkładania wracających kart, więc myślę, że i w drugą stronę dałoby radę. Mimo wszystko chyba preferuję mniej inwazyjne metody, a takie pilnowanie i odgryzanie się zabrałaby mi sporo frajdy z gry.