Jestem przekonany, że prawie każdy dinozaur, który na początku lat dziewięćdziesiątych miał dostęp do Amigi lub PCt-a, będzie kojarzyć tytuł Lost Patrol. Przygoda i śmiertelny stres związany z przedzieraniem się przez morderczą dżunglę pełną czyhających na najmniejszy błąd Wietnamczyków… To było coś co na zawsze zostaje w pamięci. Kiedy kilka miesięcy temu po raz pierwszy usłyszałem o nowym projekcie Phalanxów, to po pierwszych dwóch zdaniach ogólnikowego opisu zaświeciły mi się oczy a usta wymówiły słowa Lost Patrol! Czy Purple Haze ma szansę sprostać legendzie?
Co to takiego?
Nowość Phalanxa to przygodowa gra kooperacyjna autorstwa Bernarda Grzybowskiego, której akcja dzieje się w koszmarnych czasach wojny wietnamskiej. Gracze (od jednego do czterech – miało być sześciu ale w testach okazało się, że downtime jest zbyt duży) wcielają się w sześciu żołnierzy amerykańskiej piechoty morskiej, którzy zmuszeni są realizować misje w wietnamskiej dżungli. Patrole, poszukiwanie drogi do bazy, ucieczka przed śmiercią niesioną przez czających się wszędzie żołnierzy Vietcongu. Wiemy, że niedaleko rozbił się śmigłowiec. Próbować pomóc ocalałym, czy ratować własne życie? Jak widać Purple Haze to przede wszystkim wielką doza mrocznego wojennego klimatu, wyścig z czasem i czającą się za rogiem groźbą śmierci. To nie jest gra na rodzinne niedzielne popołudnie.
Immersive story-creation game
W wolnym tłumaczeniu to ‘wciągająca gra fabularna’. Tak właśnie zostało określone Purple Haze w instrukcji. Co to właściwie znaczy? Autor zaleca aby podczas rozgrywki położyć duży nacisk na tworzenie opowieści. Warstwa fabularna jest mocno wspierana w scenariuszach, a każdy paragraf oprócz mechanicznego opisu ma również wstawkę fabularną do budowania nastroju. Co więcej, realizując scenariusz będziemy musieli podejmować decyzje, które często mogą być bardzo trudne i dwuznaczne moralnie (jak porzucenie towarzyszy aby ocalić własne życie).
A jak uwzględnimy, że podstawowy tryb rozgrywki to kampania, podczas której żołnierze się rozwijają, uczą ale też zostają ranni, trafiają do szpitala czy nabawiają się fobii, to całość robi się naprawdę interesująca.
Oczywiście można z tego zrezygnować, jednak skorzystanie z warstwy fabularnej bardzo wzbogaca klimat rozgrywki.
Jak się w to gra?
W Purple Haze dostajemy podzieloną na kwadratowe pola planszę, przedstawiająca obszar, po którym będzie się przemieszczać nasz oddział. Map jest kilka, każda odwzorowuje inny region i charakteryzuje się innym terenem (dżungla, wzgórza, wioski…) i każda jest wykorzystywana w innym scenariuszu.
Dalej mamy planszetkę z podstawowymi wskaźnikami gry, przedstawianymi przez tory czasu, zagrożenia, zmęczenia i inicjatywy w walce. Każde przemieszczenie się naszego oddziału zabiera czas, mijają kolejne godziny, nadchodzi noc. Nasi żołnierze są coraz bardziej zmęczeni i wymagają odpoczynku. A do tego wszystkiego cały czas rośnie zagrożenie spotkania z wrogiem!
Nasi Marines
Gracze przejmują kontrolę nad jednym lub więcej żołnierzem marines, reprezentowanym przez planszetkę z wizerunkiem oraz pięcioma cechami (Survival, Charyzma, Percepcja, Inteligencja, Siła Woli) opisującymi naszych bohaterów. Cechy te są wykorzystywane do rozmaitych testów podczas wydarzeń. Dodatkowo mamy kilka kart i żetonów dopełniających charakterystykę naszych wojaków.
Każdy żołnierz ma jakąś specjalizację. Na początku jest żółtodziobem ale wraz ze zdobytym doświadczeniem może zostać zwiadowcą, medykiem, radiooperatorem, saperem albo po prostu weteranem, czyli dobrze wyszkolonym żołnierzem piechoty. Mamy również rozmaitą broń, może to być klasyczny M16 ale również granatnik karabin snajperski czy miotacz ognia! Dalej mamy amunicję, apteczki, granaty, miny… Wszystko to, co żołnierze noszą w swoim ważącym kilkadziesiąt kilogramów ekwipunku. Oczywiście nie da się wziąć wszystkiego na raz. Każdy ma ograniczone możliwości noszenia. Czasem warto dobrze się zastanowić, jak sprzęt zabrać ze sobą do dżungli.
W dżungli przygoda czai się za każdym drzewem
Podczas przemieszczania się możemy natrafić na rozmaite wydarzenia, czasem przewidziane przez scenariusz a czasem zupełnie losowe. Najpierw rzucamy kostką zagrożenia. Kostka ta ma trzy ścianki zielone, dwie żółte i jedną czerwoną. Jak wypadnie zielona, jest super, łatwiej nam będzie wykonać testy związane z wydarzeniem. Żółta ścianka jest neutralna, nie daje żadnych modyfikatorów za to czerwona ścianka może nam poważnie utrudnić życie. Następnie bierzemy kartę wydarzenia i sprawdzamy co się dzieje.
Powiedzmy, że natrafiliśmy na wrak śmigłowca. Przeszukując go możemy zdobyć trochę ekwipunku oraz doświadczenia. Wyznaczamy jednego z żołnierzy, który dokona przeszukania. Na karcie jest informacja jaki test mamy przejść i jakie będą nagrody (lub kary) w zależności od wyniku. Mechanika testu jest bardzo nietypowa. Rzucamy kostkami trzech w trzech kolorach.
Mechanika
W naszym przypadku rzucamy trzema kostkami niebieskimi, czterema białymi i tyloma czerwonymi ile inteligencji ma żołnierz dokonujący przeszukania – powiedzmy, że czterema. Wyniki na niebieskich kostkach wskazują liczby, które muszą zostać wyrzucone na czerwonych kostkach aby uzyskać sukces. Powiedzmy, że na niebieskich wypadło 1, 5 i 6. To oznacza, że każda jedynka, piątka lub szóstka na czerwonych kostkach to sukces. Ale wróg czuwa! Każda z tych liczb wyrzucona na białych kostkach to utrudnienia spowodowane przez zagrożenie stwarzane przez żołnierzy Vietcongu. Od czerwonych sukcesów odejmujemy białe i sprawdzamy wynik. Jak jesteśmy na plusie, to znaleźliśmy jakiś ekwipunek. Jak jesteśmy na minusie, to nasz pechowiec wpadł w pułapkę i odniósł rany. Zawsze jednak zdobywamy doświadczenie, które będziemy mogli w przyszłości wymienić na nowe umiejętności.
Trochę to dziwne
Przyznaję, że można odebrać tę mechanikę jako bardzo udziwnioną. Normalnie rzuca się kostkami wiedząc jakie rzuty nas usatysfakcjonują. Tutaj nie mamy pojęcia co musimy wyrzucić. Może to będzie szóstka, może nie… Losowe 'liczby sukcesu’ na pewno mocno zwiększają czynnik losowy i utrudniają wyliczanie szans na sukces. Trzy niebieskie kości moga oznaczać trzy różne liczby, ale mogą też trafić się trzy szóstki. Chociaż najczęściej wyniki będą zupełnie przeciętne, to przypadki skrajne mogą być dużo bardziej zaskakujące niż w klasycznej mechanice z ustalonymi liczbami. Mam mieszane uczucia ale… odnoszę wrażenie, że ta dodatkowo niepewność dobrze wpisuje się w budowanie klimatu zagrożenia. Więc musze przyznać, że to się sprawdza w Purple Haze.
Za niektórymi drzewami czai się także Vietcong
Jeżeli poziom zagrożenia znacznie wzrośnie, to możemy zostać zaatakowani przez wrogich żołnierzy. Losujemy wtedy kartę walki, na której widzimy ilu żołnierzy nas atakuje, jak są rozmieszczeni (blisko, daleko) i z jaką siłą nas ostrzeliwują.
Walka
Podczas walki oczywiście wykorzystujemy broń, którą z takim wysiłkiem tachamy ze sobą. Każda z nich może mieć specjalne cechy i wymagania oraz określoną ilość czerwonych kostek, które wykorzystamy do testu na trafienie oraz wskaźnik o ile pól przesuniemy znacznik inicjatywy na torze. To jest bardzo ważne, bo jeżeli znacznik inicjatywy jest po naszej części toru, to my podejmujemy akcję, jeżeli po wrogiej, to strzelają Wietnamczycy.
Oznacza to, że kolejność strzelania może być bardzo ważna, czasem lepiej strzelić ze słabszej broni, która jednak nie przesunie inicjatywy na wrogą stronę i dopiero później przywalić z armaty!
Strzelając rzucamy znanymi nam już czerwonymi i niebieskimi kostkami, i określamy ilość trafień. Oczywiście wróg nie pozostaje dłużny i strzela do nas. W efekcie nasi żołnierze otrzymują rany, a jeżeli jest ich dużo, to dostają także rany mentalne (depresja, fobie i takie tam rzeczy) oraz losują karty z ciężkimi ranami. Takie rany to poważna sprawa, mogą się one wiązać z koniecznością hospitalizacji albo trwałymi obrażeniami.
Cel misji
Warto jednak pamiętać, że walka i zabijanie wrogów nie jest naszym celem. Im rzadziej będziemy walczyć, tym lepiej! Scenariusze narzucają nam cele priorytetowe i poboczne, których realizacja jest kluczowa dla wygrania rozgrywki. Mogą to być zadania takie jak odszukanie rozbitków z zestrzelonego śmigłowca, sprawdzenie jakiejś lokalizacji a czasem po prostu powrót do bazy. Tak więc walka może nie tylko być niepotrzebna ale wręcz szkodliwa… Zwłaszcza, że najlepiej by było, jakby wszyscy nasi marines dotrwali do końca w dobrym zdrowiu…
Podsumowanie
Purple Haze to coś w rodzaju nietypowego fabularnego dungeon crawlera, czyli takiego planszowego rpega w klimatach wojny wietnamskiej. I jest to klimat który naprawdę się czuje. Gra się naprawdę dobrze, można się zżyć ze swoimi żołnierzami i przejmować się ich ranami i śmiercią. To, że walka nie jest konieczna do wygrania rozgrywki, za to jest nieuchronną nemezis prowadzącą do ran i śmierci, tworzy bardzo prawdziwą i ponurą atmosferę wojny w Wietnamie. Bo klimat jest na pewno mocną stroną tej gry.
Jeżeli lubicie gry z fabułą i ponure wojenne klimaty nie są Wam obce, to Purple Haze jest dla Was! A jeżeli kiedyś zagrywaliście się w Lost Patrol, to nawet nie macie się co zastanawiać.
Widzę na fotkach znajomy stół ;) Cieszę się, że Ci się podobało! :)
Dobry ten stół, warto by znowu z niego skorzystać. :) A gra owszem, spodobała mi się. :)