Swoją przygodę z planszówkami rozpocząłem (nomen omen) od gier przygodowych. Najpierw był Magiczny Miecz, potem Runebound i Horror w Arkham. Dopiero po jakimś czasie przerzuciłem się na gry euro, ale od tego momentu to głównie one królują w mojej – składającej się z ponad 300 tytułów – kolekcji. W przygodówki gram rzadko i to tylko w te głośniejsze tytułu. No chyba, że trafi się jakaś perełka. Na przykład Destinies.
Destinies to rywalizacyjna gra planszowa autorstwa polskiego duetu Michał Gołębiowski i Filip Miłuński, wydana przez Lucky Duck Games. Przeznaczona jest dla od 1 do 3 graczy i choć pudełkowy czas rozgrywki wynosi od 90 do 150 min., to nam dotychczasowe partie (tylko w składzie 3 osób) zajmowały około 3 godziny.
Gra korzysta z aplikacji, co – znając dotychczasowe zamiłowanie Szczęśliwych Kaczek do tego typu rozwiązań – napawało mnie początkowo pewną obawą. Na szczęście okazało się, że pod tym względem Destinies raczej bliżej do Posiadłości Szaleństwa 2ed niż do Kronik Zbrodni i choć aplikacja stanowi istotny element zabawy to nie spędzamy w niej aż tyle czasu co przy rozwiązywaniu kryminalnych zagadek.
A skoro już przy samej aplikacji jesteśmy to pozwolę sobie na jej krótkie omówienie. Po pierwsze aplikacji spełnia rolę kartograficzną. To ona informuje nas, które kafelki terenów mamy dołączać do mapy w miarę jej odkrywania, a także jakie aktywności (NPCów, miejsca, stworzenia, itp.) znajdują się na kafelku, który właśnie odkryliśmy (czyli przemieścił się na niego któryś z graczy). Drugą rolą aplikacji jest rola narracyjna. W momencie interakcji z postacią niezależną / miejscem / stworzeniem aplikacja mówi nam, jakie działania możemy podjąć oraz czy w ich trakcie będziemy zmuszeni wykonywać testy lub czy będziemy mogli użyć jakiegoś przedmiotu. Podsumowując, aplikacja w Destinies ma takie samo zadanie, jakie miała aplikacja w Posiadłości Szaleństwa 2 ed. Jedyna realna różnica jest taka, że apka w Destinies korzysta z kodów QR, więc urządzenie na którym jej używamy musi mieć czytnik tych kodów.
Trudno powiedzieć coś więcej o stronie wizualnej aplikacji. Sprowadza się ona bowiem jedynie do prezentowania statycznych obrazów. Duże pozytywne wrażenia zrobiła na mnie natomiast ścieżka dźwiękowa, która dla mnie jest jednym z kluczowych elementów rozgrywki. Poczynają od lektora czytającego wprowadzenie, przez muzykę, a na odgłosach poszczególnych lokacji kończąc – wszystko wprowadza mroczny klimat średniowiecza owładniętego nadprzyrodzonymi mocami.
Mechanicznie rozgrywkę również mógłbym porównać do Posiadłości Szaleństwa (wiem, często to robię). W dużym uproszczeniu poruszamy się po mapie i wchodzimy w różnego rodzaju interakcje z napotkanymi ludźmi czy stworzeniami, czasem zwiedzamy (przeszukujemy) jakieś miejsce. Niekiedy musimy wykonać test lub użyć posiadanego przedmiotu w celu jego automatycznego zaliczenia. Testy wykonujemy w oparciu o posiadane atrybuty (siła, inteligencja, zręczność). Czasami z góry wiemy to jaki atrybut będziemy testować, czasem gra pozwala nam wybrać, często jednak o tym która umiejętność będzie przydatna dowiadujemy się dopiero o kliknięciu odpowiedniej opcji dialogowej, kiedy nie możemy już się wycofać.
Gra jest co prawda tytułem rywalizacyjnym, ale nie ma tu bezpośrednich starć z przeciwnikami. To znaczy, nie możemy kogoś zaatakować, zranić czy odebrać mu posiadane przedmioty lub monety. Rywalizacja sprowadza się do wyścigu, w którym rywalizujemy o to kto pierwszy wykona jedno z przypisanych do swojej postaci zadań.
I na tych zadaniach zatrzymajmy się na chwilę, bo to jedyna rzecz, która w grze nie do końca mi się podoba. Otóż owe misje, choć fabularnie dla każdej postaci są inne to mechanicznie sprowadzają się do tego samego (np. do zebrania określonej liczby przedmiotów lub pomocy określonej liczbie osób). W rozgrywkach trzyosobowych oznacza to, że zadanie A jest wspólne dla gracza 1 i 2, zadanie B dla gracza 1 i 3, a zadanie C dla gracza 2 i 3. Może zamysłem autorów było podkręcenie rywalizacji i wyścigu o wykonanie poszczególnych zadań, ale w gruncie rzeczy takie zadanie nas wszystkich jednak frustrowało. Wydaje mi się, że większe zróżnicowanie tych misji nie wymagało by ani dużej ilości dodatkowej pracy, ani nie generowałoby nadmiarowych kosztów po stronie wydawcy, a zapewniłoby grającym o wiele bardziej zróżnicowana rozgrywkę.
Fabularnych szczegółów zabawy nie będę Wam zdradzał. Przypomnę tylko gra osadzona jest w wiekach średnich w świecie dotkniętym przez różne mityczne plagi i stworzenia. Podobno wszystkie scenariusze tworzą wspólną fabułę, jednak rozciąga się ona na przestrzeni lat, a w każdej przygodzie gracze grają innymi postaciami, z których każda ma inną motywację i inne zakończenie epizodu.
W podsumowaniu napiszę krótko. Przypominam, że nie jestem specjalistą od przygodówek. Kilka lub kilkanaście z nich jednak ograłem i to raczej tych lepiej ocenianych. I powiem Wam, że Destinies to obok Posiadłości Szaleństwa 2 ed. najlepsza gra przygodowa w jaką kiedykolwiek grałem. I powiem Wam jeszcze, że jestem właśnie w środku kampanii w Gloomhaven: Szczęki Lwa (rozgrywanej w tym samym składzie co Destinies), i ono poszło w odstawkę jak tylko rozegraliśmy pierwszą partię Przeznaczenia. Wszystkim fanom przygodówek powiem natomiast – kupujcie w ciemno bo to gra bardzo porządnie wykonana, niezła mechanicznie, a pod względem klimatu – rewelacyjna. I słowo jeszcze do autorów – zróbcie bardziej zróżnicowane misje w dodatkach, bo gdyby nie ten szczegół to dałbym 10/10.
UWAGA! Na końcu poniższej galerii są dwa zdjęcie prezentujące końcowe rozstawienie mapy w pierwszej misji. Zapewne nic Wam ono nie powie, ale czujcie się ostrzeżeni :)
Złożoność gry
(5/10):
Oprawa wizualna
(8/10):
Ogólna ocena
(9/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Gra tak dobra, że chce się ją polecać, zachwycać nią i głosić jej zalety. Jedna z najlepszych w swojej kategorii, której wstyd nie znać. Może mieć niewielkie wady, ale nic, co by realnie wpływało negatywnie na jej odbiór.