Mortum: średniowieczny detektyw
Projektant: Sergey Minevich
Liczba graczy: 1-4
Wiek: 12+
Czas gry: 2-3h
Rok pierwszego wydania: 2021
Wydawca PL: G3 (2022)
Ranking BGG: 8/10
Gra kooperacyjna, dedukcyjna, skrzyżowanie Deckscape z portalowym Detektywem. Nie ma instrukcji. Otwieramy pudełko, czytamy krótkie wprowadzenie (tak naprawdę istotny jest nawet tylko jeden akapit) i możemy zacząć grać.
Przygotowanie
Na początku zostaniemy poproszeni o wybór postaci. Możemy je wybrać świadomie (tj. przeczytać umiejętności wszystkich pięciu i dokonać wyboru na podstawie tych informacji, albo np. wylosować). My zdecydowałyśmy, że zagramy Złodziejem, Szpiegiem i Zabójcą (tak nas poniosła fantazja, bynajmniej nie wyrachowanie), dzięki czemu już na początku pozbawiłyśmy się możliwości otwartej walki (tylko Wojownik i Łowca posiadają znaczniki walki) – nie przeszkodziło nam to jednak dobrze się bawić i rozwikłać zagadkę :)
Start
Początkowo gra prowadzi nas za rękę. Nie mamy żadnych decyzji do podjęcia. Opuszczamy obóz i udajemy się do ruin na spotkanie z naszym informatorem. Niestety, jak to zwykle w takich historiach bywa – po informatorze nie ma śladu. Tu po raz pierwszy wykonujemy akcję specjalną (gra prowadzi nas za rękę aby pokazać co to znaczy obserwować lokację) i zaczynamy śledztwo. Będziemy wykonywać akcje dostępne na kartach (decydując o tym które i kiedy) oraz akcje specjalne (umiejętności naszych bohaterów) w dowolnym momencie, jak w piaskownicy.
Akta sprawy
Bardzo szybko dostajemy mapkę (nie klikajcie w obrazek jeśli boicie się zbyt dużego spojlera) i będziemy podejmować decyzje gdzie się udać.
Wszystkie dostępne akcje są zawsze wymienione na kartach, które przez cały czas leżą przed nami na stole. To co zrobimy i w jakiej kolejności należy do nas. Może się też okazać, że niektórych akcji nie da się wykonać, bo nie mamy odpowiedniego ekwipunku (np. skończyły nam się pieniądze albo nie mamy znaczników walki). To co mi się podoba, to bardzo proste zarządzanie czasem. Czas jest zawsze wskazany na karcie w postaci klepsydry w lewym górnym rogu, ale nie musimy zastanawiać się ile czasu zajmie nam podróż z knajpy do kuźni, czy z obozu do ruin. Płacimy cennymi minutkami jedynie za wykonywanie akcji.
Sama gra – a w zasadzie pierwszy scenariusz – jest bardziej grą przygodową niż detektywistyczną. Prawdę powiedziawszy nie miałyśmy poczucia, że przeprowadzamy śledztwo. Raczej przeżywałyśmy historię a na koniec, zbierając informacje, które nam wpadały mimochodem w ucho, odpowiedziałyśmy na końcowe pytania.
Bardzo ważne
Na śledztwo mamy określony z góry czas i to my musimy go pilnować.
Jeśli przeoczycie powyższy akapit informujący o tym, że macie czas do południa dnia następnego, to gra wam o tym nie przypomni. Efekt? Można bardzo łatwo „oszukać” i grać dalej, mimo, że powinniśmy już dawno pociągnąć kartę z pytaniami. Być może właśnie dlatego udało nam się tak łatwo odpowiedzieć na pytania – grałyśmy bowiem aż do wieczora, a wiec o całe 6 godzin dłużej. Z drugiej strony – jeśli nie chcecie grać aby wygrać/przegrać, a jedynie przeżyć historię, to takie rozwiązanie może być dodatkowym atutem.
Dużo przypraw, panie, a wszystko zjedzą.
A jakby go przerobić na gulasz a resztę spalić, to byłaby zbrodnia doskonała. To oczywiście żart. Sami musicie przejść historię aby dowiedzieć się, co się stało z Lorinem i jak dotrzeć do Rotwood. Dużo czytania, dużo fabuły. Nie ma jednak dreszczyka emocji. Nie miałam poczucia, że dowiaduję się czegoś arcyciekawego. Gwoli sprawiedliwości muszę jednak przyznać, że nie przeszłyśmy wszystkich ścieżek. Bardzo, bardzo dużo kart zostało nieodkrytych. Po rozgrywce przejrzałam je sobie pobieżnie – i przyznam, że mam chęć powtórzyć ten pierwszy scenariusz, mimo, że znam już historię. Zagram jednak kolejny, bo w kolejny scenariusz wchodzimy z bagażem wygranych doświadczeń, z tymi samymi bohaterami i z przedmiotami, które udało nam się zdobyć, więc jeśli powtórzę tę pierwszą grę teraz, popsuję sobie zabawę. Mam nadzieję, że kolejny scenariusz będzie ciekawszy – w każdym razie na to się zapowiada.
Dla kogo Mortum?
Sugerowałabym nie grać w Mortum w dużej grupie. Bardzo dobrze grało nam się we dwójkę. W zasadzie to zupełnie nie grałyśmy turowo jak sugeruje gra, dyskutowałyśmy każdy ruch i zawsze wspólnie podejmowałyśmy decyzję. Polecam ten sposób rozgrywki, podział na tury graczy jest IMHO bardzo sztuczny i niepotrzebny.
Podoba mi się prostota gry oraz swojego rodzaju samouczek na początku rozgrywki. Ten brak instrukcji (siadasz i grasz) jest naprawdę pociągający. Grałam dawno temu w Detektywa, trochę później próbowałam też grać w Samotnie przeciw ciemności – i odbiłam się, zwłaszcza od tego drugiego, gdzie trzeba było liczyć czas, jeść, odpoczywać etc. Nużyło mnie to, ja chciałam historii. I tę historię dostałam w Mortum, który elementy mechaniczne uprościł do granic możliwości.
Podsumowując, jeśli lubisz gry fabularne, jeśli pociąga cię przygoda a nie strategia czy logika, jeśli do tego wszystkiego lubisz dużo czytać, to jest to gra dla ciebie. Musisz mieć jednak świadomość, że – podobnie jak Escape Roomy czy gry w stylu Detektywa – jest to gra jednorazowa. Po przejściu scenariuszy raczej już do niej nie wrócisz. Co najwyżej sięgniesz po kolejny scenariusz, o ile się ukaże.
*) Nie, to nie jest spojler, to klimatyczne poczucie humoru. Bawcie się dobrze!
Ginet: Rozegrałem w Mortum tylko pierwszy scenariusz. Klimat średniowiecznej przygody mi odpowiadał, ale z drugiej strony w tym epizodzie nie znalazłem nic co by go jakoś specjalnie podtrzymywało (równie dobrze akcja mogłaby się rozgrywać na współczesnych ulicach Nowego Jorku czy w dowolnym uniwersum SF). Przed rozgrywką niewiele czytałem o Mortum i przez to liczyłem na coś w stylu deckscape’ów od Fox Games, a okazało się, że gram w tytuł mechanicznie zbliżony do Detektywa czy Kronik zbrodni. Ja za takimi grami niespecjalnie przepadam więc oddałem bez żalu , ale jak Wy wymienione tytuły lubicie to może warto sprawdzić i Mortum.
Grę Mortum: śreniowieczny detektyw kupisz w sklepie