Dobra kooperacja musi odznacza się dwoma rzeczami – odpowiednim poziomem trudności, aby gracze nie zanudzili się przy stole, oraz ciekawym tematem, który sprawi, że naprawdę zaangażujemy się w rozgrywkę. Drugi z tych wymogów Horrified wydany w naszym rodzimym języku przez wydawnictwo Ravensburger spełnia od razu. Polowanie na potwory z klasycznych filmów studia Universal? Od razu bierzcie mnie do drużyny! Niemniej tym, co najważniejsze nadal jest mechanika. Czy były emocje? Zwycięstwo o włos? Smutek porażki? Czy w tym wszystkim naprawdę dobrze się bawiliśmy? Wyregulujcie odbiorniki i czytajcie dalej.
Przyznam się od razu, że po przeczytaniu reguł miałam pewne wątpliwości, co do tej klawej zabawy. Proste reguły nie są niczym złym, ale banał może zabić każdą kooperację. A tutaj wszystko wyglądało mi na bardziej lajtową wersję klasycznej Pandemii. Owszem parę twistów było, ale całość sprawiała dość podobne wrażenie. A wielką fanką walki z globalną chorobą nigdy nie byłam. Przede wszystkim za powtarzalność rozgrywki oraz schematyczność stawianych przede mną wyzwań. Tak więc przebrnęłam przez pudełkowy marketing o przerażająco dobrej grze, ostrzeżenie na planszy (przyznam – całkiem zabawne!) i z sercem pełnym obaw usiadłam do gry.
Schemat pokonania potwora
Zasady nie powinny sprawić kłopotów ogranym graczom. A początkujący już po pierwszej rudzie będą wiedzieli z czym to się wszystko je. Na samym początku wybieramy poziom trudności, czyli z iloma potworami przyjdzie nam się zmierzyć. Powiem tak – już na średnim jest ciężko. Po standardowym przygotowaniu planszy, co nie trwa za długo, możemy przejść do rozgrywki. Przebieg tury jest niezwykle klarowny – faza bohaterów, faza potworów, faza bohaterów itd., naprzemiennie aż do końca gry. Nasz bohater wykonuje tyle akcji, ile wynosi cyfra wpisana w jego odznakę na osobistej planszetce. Akcje są dość standardowe: ruch, skorzystanie z akcji specjalnej, wymiana, podniesienie przedmiotu, pokonanie potwora, wykonanie zadania w konkretnej lokacji. Jednakże to jeszcze nie robi gry.
Za smakowitość Horrified odpowiadają dwie rzeczy. Najpierw kilka słów o mieszkańcach i kartach bonusu. Startujemy z jedną kartą bonusu, ale możemy zdobyć ich więcej, gdy odprowadzimy mieszkańców naszego miasteczka do ich wymarzonych lokacji. Wiecie, jak w każdym horrorze, potwory szaleją, a ktoś koniecznie musi iść w tym momencie do wieży lub stodoły. Niby proste, ale spróbujcie to zrobić, gdy otaczają was potwory, znacznik Terroru się przesuwa, a jeszcze przydałoby się zdobyć jakieś przedmioty do pokonania antagonistów. Co więcej, nawet jeśli nie chce nam się biegać z tymi mieszkańcami, to i tak trzeba ich chronić, ponieważ ich śmierć powoduje przesunięcie znacznika Terroru, a gdy ten dojdzie do końca nasza gra kończy się automatyczną porażką.
Niemniej to, co najlepsze w Horrified to oczywiście potwory. Nie są różne jedynie z nazwy i figurki, ale każdy z nich odznacza się innymi zdolnościami, inaczej trzeba je pokonać, mogą aktywować różnorodne wydarzenia w swojej fazie. A ponadto jeszcze atakują nas i mieszkańców. Naturalnie im jest ich więcej, tym trudniej. O ile jeszcze roztrzaskanie trumien Draculi wydaje się bezproblemowe, to połączcie go z Niewidzialnym Człowiekiem i Mumią, to nagle nic nie okazuje się proste. Każdy z naszych potencjalnych przeciwników wymaga innego podejścia, a kiedy towarzyszą mu kolejni pobratymcy, to znów nasza strategia musi się trochę zmienić. I jak to w kooperacji – w zależności od tego, kto siedzi przy stole, to będzie inaczej. A zatem wraz z nową rozgrywką czekają na nas inne wybory, wyzwania i decyzje do podjęcia.
A przecież w fazie potworów pojawiają się też wydarzenia, potwory wpadają w szał, przez co zwiększa się częstotliwość ich ataku, a jak ten nieubłagany deck się skończy, to kończą się również nasze szanse na zwycięstwo. Nie ma lekko i tyle.
Jak przeżyć w strasznym świecie?
Czy w Horrified musimy się zmagać z zabójczym dla kooperacji syndromem lidera? Wiecie z tym, że jeden gracz alfa ogarnie wszystko, a reszta będzie bezsensownie przesuwać swoje pionki po planszy, zgodnie z tym, co on tam wymyślił i powiedział. I tak, i nie. Im łatwiejszy wariant wybierzemy, tym większe prawdopodobieństwo tego, że ktoś innych odwali za nas całą robotę. Ale jeśli potworów jest naprawdę sporo, to naprawdę trudno, aby jedna osoba ogarnęła wszystko. W naszych rozgrywkach sporo dyskutowaliśmy, przedstawialiśmy swoje plany i zamierzenia, ktoś nagle coś zauważył. Odzywali się nawet ci, którym zazwyczaj nie przeszkadza to, że ktoś inny myśli za nich przy takich grach ;) Na szczęście zmiennych jest na tyle dużo, że jeden gracz nie przewidzi wszystkiego.
Zresztą pojawiające się przy rozgrywce emocje skutecznie utrudniają dominację jednej osoby. Na początku jest dość spokojnie, ale po pewnym czasie okazuje się, że potwory atakują, mieszkańcy giną, a my czujemy na karku oddech porażki. Horrified jest po prostu angażujący, przykuwa do stołu, a przy tym jest tyle do zrobienia, że przy swoim ruchu możecie pójść w coś innego, niż reszta graczy. Albo upierać się przy swoim pomyśle ;) W tym też tkwi cały urok tego tytułu – jest po prostu niezwykle angażujący. Wpływa na to też to, że wyciśnięto z prostych zasad naprawdę wszystko, co się dało. Potwory są różnorodne, ale jednocześnie są na tyle proste w obsłudze, iż ich opanowanie nie stanowi problemu. Przez co od samego początku możemy wsiąknąć i obmyślać naszą strategię.
Dodatkowo bohaterowie, w których się wcielamy również odznaczają się różnorodnymi akcjami specjalnymi. I chociaż trudno nawiązać z nimi duchową więź, to w znaczący sposób wpływają na sposób prowadzenia rozgrywki. W kolejnej grze z pewnością będziemy chcieli się wcielić w inną postać, aby sprawdzić w jak zmieni ona nasze podejście do gry. Podobnie losowy sposób pojawiania się mieszkańców (oraz kiedy pojawią się na planszy) może znacząco wpłynąć na podejmowane przez nas kroki. Regrywalność – pierwsza klasa, nie ma się do czego przyczepić. Podobnie wygląda sprawa z downtime’em. Chociaż możemy dysponować nawet 4 akcjami w swojej turze, to i tak przeprowadzamy ją błyskawicznie, gdyż nie wymagają one zbyt wielu specjalnych operacji. Jedyne przestoje mogą się pojawić jedynie wtedy, gdy gracze będą mieli zupełnie inne pomysły w sprawie pokonania potworów.
Potworny czar
Moje początkowe obawy okazały się całkowicie niesłuszne. Horrified wcale nie jest łatwe. Nieraz przegrywaliśmy o włos, a potem dochodziło do nas, że wiele rzeczy mogliśmy zrobić mądrzej i bardziej rozsądnie. Sporo jest tutaj okazji do myślenia oraz planowania kolejnych kroków. A przy tym są emocje, napięcie, nerwowość i strach przed tym, czy uda nam się wszystko zrealizować. Nawet nie przypuszczałam, że będę czerpać tyle frajdy z tak prosto skonstruowanej rozgrywki. Nie ma co silić się na wielkie i patetyczne słowa – bawiłam się po prostu przednie. Jeżeli chodzi o skalowanie, to najlepiej bawiłam się w 3-4 osobowym składzie. Były dyskusje, trochę kłótni, wszystko tak jak należy. W pełnym składzie nadmiar gadania trochę zaburzał płynność rozgrywki. Natomiast w parze (i nie wspominając już o przygodzie solo) były jednak trochę tego ścierania się w dysputach za mało. Ot, najlepiej zachować umiar i wypośrodkować ;), choć prędzej zagram w 5 osób niż w 2.
Tym do czego można się przyczepić, to delikatnie upierdliwa losowość. Oczywiście nie mam pretensji oto, że potwór zaprowadził mnie grzecznie do szpitala, przez co nie zdążę z nim skończyć. Kostki walki bywają niełaskawe, ale na to idzie się przygotować. Gorzej, jak potrzebujemy określonych przedmiotów, a te jak na złość wcale nie chcą się dociągnąć z worka. I czekaj niewiadomo na co pod tą gospodą, i czekaj, i czekaj… Na szczęście takie sytuacje zdarzały się stosunkowo nieczęsto. No i może przydałoby się odrobinę więcej klimatu. Ilustracje są pierwszorzędne zarówno na kartach, jak i na planszy, ale czegoś mi jednak zabrakło, aby w pełni przenieść się w świat klasycznych filmów ze studia Universal.
Horrified to pierwszorzędna kooperacja, która zaskakuje nas nie tylko swoim poziomem trudności, lecz także emocjami, których dostarcza. Proste zasady przekładają się na wiele intrygujących chwil myślenia, podejmowania decyzji oraz planowania. Różnorodne potwory, do których musimy odpowiednio podejść, wiele okazji do dyskusji, mnóstwo do roboty, a no i każda rozgrywka wygląda inaczej – nic tylko grać. Frajda zapewniona, a dla fanów kooperacji jest to pozycja obowiązkowa! Z niecierpliwością czekam na dodatek z amerykańskimi potworami!
Złożoność gry
(6/10):
Oprawa wizualna
(8/10):
Ogólna ocena
(8/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Bardzo dobry przedstawiciel swojego gatunku, godny polecania. Wady mało znaczące, nie przesłaniające mocno pozytywnego odbioru całości. Gra daje dużo satysfakcji.