Space Base to kosmiczny wyścig dla całej rodziny, który działa zdecydowanie lepiej niż taktyka Ferrari w Formule 1 – wraz z upływem czasu gra nabiera tempa, a na twarzach graczy pojawiają się rumieńce.
„Kopernik była kobietą!”
Jednak czy na pewno? Właśnie tak twierdzono w filmie Seksmisja, a prawda jest taka, że to dzięki naszemu wspaniałemu astronomowi (który mimo wszystko był mężczyzną) wiemy, że to Ziemia kręci się wokół słońca, a nie na odwrót (nawet, jeśli prezenterzy TVP próbują nam przekazać coś innego). Niezależnie jednak od teorii mniej lub bardziej naukowych, tematyka kosmosu przyciąga nie tylko autorów książek czy filmów, ale także gier planszowych.
Właśnie kosmos jest tematyką omawianej dziś gry. Tytuł ten został wydany w 2018 roku przez wydawnictwo Alderac Entertainment Group (AEG), jego autorem jest John D. Clair i aż dziw bierze, że do dziś nie został on wydany w Polsce, chociaż nowsze gry tego wydawnictwa już nad Wisłę dopłynęły – dosłownie i w przenośni.
Nadmienię jedynie gwoli ścisłości oraz recenzenckiego obowiązku, iż gra znajduje się na 190 pozycji w rankingu ogólnym Board Game Geek. W kategorii gier rodzinnych natomiast uplasowała się na 31 miejscu. Należy przyznać, że całkiem dobry wynik jak na pozamainstreamowy tytuł o kosmosie.
„Na koniec Świata i jeszcze dalej.”
Space Base to średnio zaawansowana gra wyścigowa dla 2 do 5 osób. Stajemy naprzeciw siebie, aby jak najszybciej zdobyć upragniony cel, jakim jest 40 punktów zwycięstwa. Punkty te na początku zyskujemy bardzo powoli, jednak wraz z biegiem rozgrywki ilość zdobywanych punktów zaczyna gwałtownie wzrastać. Aby wygrać będziemy wykorzystywać mechaniki rzutu kością, dobierania kart oraz zróżnicowanej produkcji. Zacznijmy jednak od początku, a wręcz – od platformy startowej.
„Porządek jest potęgą.”
Pudełko z grą – mniej więcej standardowych rozmiarów – zawiera w sobie przyjazną wypraskę, która pozwoli nam utrzymać ład i wśród komponentów porządek, jak w Imperium Galaktycznym zarządzanym przez Dartha Vadera. Wewnątrz znajdziemy natomiast składane – całkiem spore – planszetki graczy, w instrukcji nazywane command console, pozwalające panować graczom nad swoimi flotami oraz zasobami. Poza tym znajdziemy pięć zestawów okrętów określonych jako startowe, 132 karty statków do kupienia – podzielone na 3 poziomy – kostki oznaczeń zasobów oraz PZ dla każdego gracza, instrukcję oraz pięknie wyglądające kości. Te jednak, pomimo galaktycznego wyglądu, pozostawiają trochę do życzenia, bo mimo niewielu rozegranych partii farba z oznaczeń potrafi już lekko odpryskiwać.
Karty natomiast wykonane są na wysokim poziomie, a dodatkowo nie znajdziemy na nich dwóch takich samych rysunków – różnią się przynajmniej kolorem, a każda z unikatowych klas statków jest mrugnięciem oka w stronę fanów Sci-Fi. W grze znajdziemy np. okręty klasy Asimov, Herbert, Tolkien, Wells i wiele innych, które prawdopodobnie wywodzą się z fascynacji twórców do popkultury.
„Leave the gun. Take the cannoli.”
Nasza baza kosmiczna – SPACE BASE – którą należałoby nazywać jednak flotą, nie bierze jeńców, tak samo jak tytułowy Ojciec Chrzestny Mario Puzo. To właśnie na podstawie naszych zakupów oraz decyzji w późniejszych etapach będziemy zdobywali punkty zwycięstwa i dochód pasywny. Najczęściej jednak za aktywację okrętów dostajemy kredyty, którymi będziemy finansować nasze dalsze zakupy w salonie pojazdów kosmicznych – nazwijmy go „kosmiczną stocznią”.
Na początku rozgrywki każdy z graczy otrzyma 5 kredytów, a wszyscy poza pierwszym graczem również dodatkowe bonusy, których celem jest rozpędzenie akcji. Aktywny gracz wykonuje rzut dwoma kośćmi, a następnie przechodzi do aktywacji statku lub statków. Opcje ma dwie: albo aktywuje każdy ze statków wskazany przez kości (jeśli wypadły dwie różne liczby) lub jeden będący sumą obu kości. W późniejszej fazie korzyści czerpią również gracze nieaktywni, jeśli mają w danych rzędach okręty odesłane do rezerwy. Te również generują jakiś efekt – nie główną akcję statku, a akcje poboczne, naniesiona na czerwonym tle.
Takie budowanie floty pozwala stworzyć bardzo mocne combosy z wykorzystaniem statystyki, o której jest mowa w instrukcji. Poruszana jest kwestia prawdopodobieństwa pojawienia się danej liczby z przedziału 1-12 oraz tego, jakie kombinacje kości mogą się w tych wynikach pojawić (ja, niestety, nie jestem tak mocny w statystyce jak nasz redakcyjny kolega Propi). Krótko mówiąc: jeśli ktoś nie przepada za statystyką, a szerzej za matematyką, radzę pominąć ten fragment instrukcji. Znajomość tego akapitu nie ma wpływu na przebieg gry, jest za to przydatna np. w momencie, kiedy zakupimy statek umożliwiający relokacje kart z jednej sekcji do innej. Karty z sekcji, które wypadają na kościach rzadziej, często mają mocniejsze efekty, można jednak przestawić ich lokalizację przez aktywację wcześniej wspomnianego okrętu posiadającego specjalną „umiejkę” – prawie jakby powiedzieć „Beam me up, Scotty”. W tym wypadku taktyka ma ogromne znaczenie…
“Ludicrous Speed, Go!”
A raczej Light-Speed variant, bo tak nazywa się opcjonalny wariant rozgrywki – niezalecany do pierwszej gry – został pomyślany dla zabieganych graczy jak ja, którzy nie zawsze mają czas na pełną rozgrywkę. Tutaj na start gracze dostają po 15 kredytów oraz dodatkowe okręty do wykupienia. Jeśli zdecydujemy się na ich wykup, płacimy normalną cenę danego okrętu. Gracz, który zachowa najwięcej na koncie, będzie rozpoczynał pojedynek jako pierwszy, jednak bez bonusów, natomiast pozostali otrzymają takie bonusy, jak w przypadku standardowej rozgrywki. Można powiedzieć, że jest to trochę metoda marchewki i kija – tyle, że w kosmosie.
„Every day above ground is a good day.”
Kiedy rozegramy już początkowe partie i wrócimy z kosmicznych rubieży do stacji macierzystej, nadejdzie czas podsumowań, oceny mechaniki, a także samej gry. Mogę otwarcie przyznać, że na samą myśl o planowanej rozgrywce, na moje policzki spływają rumieńce zwiastujące ekscytację przed kolejnym pojedynkiem. Crème de la crème tej gry to bieżąca ocena sytuacji na stole u siebie oraz rywala – czy decydujemy się dokupić okręty w podobne sektory, czy obstawiamy inne od rywala. Przy zakupie okrętu oceniamy czy kupić jednostkę, aby wzmocnić nasz silniczek, a może tylko po to, by przeszkodzić przeciwnikowi.
Abstrahując od całego „statystycznego” podejścia do rozgrywki, i tak możemy poczuć się jak oszuści w kasynie, kiedy zaczniemy zwracać przesadną uwagę na to, jakie wartości kości oraz w jakich kombinacjach pojawiają się na stole. Nie łapmy jednak moralniaka – ani to nic złego, ani nie jesteśmy Rainmanami, ani też nie oszukujemy nikogo. Zwyczajnie próbujemy zwiększyć swoje szanse na skuteczne odpalenie naszej floty.
Spotkajmy się online
Napisałem tak, ponieważ wcześniej wspomniany tryb testowałem jedynie w wersji online gry, którą sprawdzałem na Board Game Arena. Jeśli zastanawiacie się, czy warto wydać pieniądze na ten tytuł – a zapewniam, warto! – możecie za darmo przetestować go właśnie na platformie, o której pisałem w felietonie o cyfrowych wersjach gier. Felieton znajdziecie tutaj.
Dodatkowo, również za pośrednictwem Board Game Geek trafiłem na tryb solo, stworzony przez jednego z fanów gry. W momencie pisania tej recenzji, niestety, nie znalazłem jeszcze czasu na jego przetestowanie, ale może któryś z czytających może już podzielić się swoją opinią?
Gra sama w sobie jest szybką i dobrą rozrywką dla minimum dwóch osób. Myślę, że spodoba się zarówno osobom dopiero wkraczającym w świat współczesnych gier planszowych, jak i „starym” wyjadaczom. Może nawet doczekamy się i u nas lokalizacji tego tytułu? Któż może wiedzieć… Może choćby Martin Luter King, który powiedział:
„Tylko w ciemności można zobaczyć gwiazdy”
Liczba graczy: 2-5
Czas rozgrywki: ok. 30 – 40 min
Zalecany wiek: 14 +
Plusy:
+ niewielki downtime
+ szybki setup i rozgrywka
+ różnorodność taktyk
+ unikatowe karty okrętów
+ puszczenie oczka w stronę fanów tematyki sci-fi odnośnie nazewnictwa okrętów
+ mechanika punktowania która pozwala nadrobić ogromne braki
+ rozmiar samych komponentów pozwala na przełożenie do plecaka i wzięcie w podróż
Minusy:
– zdecydowanie za szybko się kończy
– brak polskiej lokalizacji (chociaż obecnie nie powinno to stanowić problemu – gra jest w dużym stopniu niezależna językowo, a treści obcojęzyczne są zawsze widoczne dla wszystkich graczy)
Tomasz Kulse
Grę Space Base kupisz w sklepie
Złożoność gry
(6/10):
Oprawa wizualna
(8/10):
Ogólna ocena
(8/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Bardzo dobry przedstawiciel swojego gatunku, godny polecania. Wady mało znaczące, nie przesłaniające mocno pozytywnego odbioru całości. Gra daje dużo satysfakcji.