Na mojej półce, w zasłużonym i niezmiennym od kilku przemeblowań miejscu, leżą sobie dwa pudełka. Viticulture i Toskania to jedne z tych pozycji, których pozbywać się nie zamierzam i w które zawsze chętnie zagram. Cierpliwie zbieram wszelkie dodatki, po cichu licząc, że nigdy nie przestaną wychodzić. Oto jednak nadszedł on – ostatni dodatek do Viticulture! – a wraz z nim koniec mojego kolecjonowania. Czy Viticulture: Winobranie to godny epilog tej winogrodniczej sagi? Przekonajmy się!
Nie zmienia się konia w trakcie wyścigu – i nie zmienia się koncepcji gry przy pomocy rozszerzeń. Z takim nastawieniem wyczekiwałem przesyłki od Phalanx Polska. Moje rozumowanie było proste: choć Viticulture jest grą względnie spokojną, gdzie każdy gracz uprawia swoją grządkę, to jej esencją jest wyścig, zaciekła rywalizacja. Kiedy gruchnęła wiadomość o kooperacyjnym charakterze dodatku – byłem lekko wstrząsły. Jak to tak, Viticulture w kooperacji? W atmosferze wzajemnej adoracji i nieustającej współpracy? Nie godzi się!
Teraz, gdy pierwsze emocje i pierwsze wewnętrzne protesty już się uspokoiły, nadszedł czas weryfikacji obaw i nadziei. Jak Winobranie sprawdza się w praktyce, a nie w teorii?
W sześć lat dookoła winnicy
Podstawowe założenie Viticulture: Winobrania jest takie samo dla wszystkich siedmiu scenariuszy/kampanii – gracze muszą zdobyć 25 punktów i przepchnąć wskaźnik wpływów do 10 punktów. W czym haczyk? Mają na to tylko 6 lat. I to nie tych prawdziwych, tylko tych w grze. W świecie winorośli, gron i wesoło chlupoczących butelek – to sprint godny Usaina Bolta!
Gwoli przypomnienia: Viticulture to gra o sadzeniu winorośli, zbieraniu gron, wytwarzaniu win i realizacji zamówień na nie.
Mój odbiór gry podstawowej był taki: to nieco leniwa, wyluzowana rozgrywka, gdzie gracze zajmują się swoim skrawkiem ziemi i przez znaczną część gry nie stresują się niczym. Nie czują nerwowości czy dyskomfortu z powodu zajętego pola, bo możliwości są duże i nawet w słabych turach można i tak zrobić coś, co popchnie nasz interes do przodu.
Dopiero w późniejszej fazie, gdy jeden z graczy przekroczy magiczny próg 10 punktów (cała gra kończy się po przekroczeniu 20/25 punktów), zabawa nabiera tempa. Ruchy planowane są z większym wyprzedzeniem, wachlarz możliwości nieco się zawęża i precyzuje, a zajęte pole boli bardziej, niż wizyta głodnej sarny w naszej winnicy. Wtedy pojawiają się emocje, wtedy pojawia się autentyczna trwoga, że celu nie da się zrealizować, albo że do szczęścia zabraknie „dosłownie jednego ruchu”. I w tej drugiej połowie Viticulture lśni, jako gra pełna znaczących decyzji i intensywnych dylematów taktycznych.
Winni wspólnicy
To, czego za Chiny Ludowe nie potrafiłem sobie wyobrazić, to jak do tej gry wprowadzić kooperację i współpracę. Widziałem Winobranie jako taką wypatroszoną rybę, która z daleka niby jeszcze rybę przypomina, ale z apetycznością wiele wspólnego nie ma. Po pierwszych rozgrywkach zrozumiałem jednak, że na stole wylądowało koszerne danie z wysokiej półki, a nie marna podróbka szczecińskiego paprykarza.
Koncept wyścigu pozostał niezmieniony – teraz jednak ścigamy się z czasem, nie z przeciwnikami. Cel – 25 punktów zwycięstwa i 10 punktów na nowym torze wpływów – jest ambitny, a nawet może się wydawać nieosiągalny. Z pomocą przychodzą jednak karty kontynentów, a wraz z nimi pomoce, ułatwienia i nagięcia zasad, dzięki którym cała operacja zdaje się niemal wykonalna. Łatwo jednak nie będzie.
Ręka w rękę przez bezkresne winnice
Jak wygląda kooperacja w Winobraniu? Poza wspólnym strategizowaniem czy omawianiem swoich kart, gracze otrzymują unikatową możliwość – wymiany niemal wszystkich zasobów (z wyłączeniem punktów zwycięstwa). Nie zawsze i nie wszędzie – warunkiem jest spotkanie się naszego grande workera z pracownikiem innego gracza – i nie znowu w tak nieograniczony sposób. Wymienić możemy, owszem, ale RAZ: kolejne wymiany wymagają kolejnych spotkań.
Możliwość jest więc kusząca, ale jej praktyczne zastosowanie nie jest łatwe i wymaga mądrego planowania. Musimy nie dość, że spotkać się na tym samym polu (czyli zdublować akcję), to jeszcze poświęcić ruch i pracownika. A to, przy ograniczonym czasie gry, może być czasem wymóg tak bolesny, jak wizyta głodnego zająca w naszej winnicy.
Pomocni pomocnicy
Ciekawym rozwiązaniem są pracownicy, którzy teraz występują od razu w docelowej liczbie – jest ich pięciu – a do tego przyodziani w czapki. Kolorowe kapelusze sugerują, do jakich akcji może być użyty pracownik (letnich czy zimowych), zaś szkolenie pracowników (znane wcześniej jako ich przygotowywanie) pozwala im zdjąć owe kapelusze, czyniąc pracowników uniwersalnymi. To mały myk, ale cieszy, bo wprowadza nieznany element do czegoś z gruntu trywialnego – worker jak worker, jaki jest każdy widzi. Teraz worker workerowi nierówny i ta nieuniwersalność nastręcza graczom przyjemnej łamigłówki, zwłaszcza w początkowych ruchach, które bywają trudne i bolesne, jak wizyta głodnego bobra w naszej winnicy.
Pomocne pola
Plansza w grze została gruntownie przebudowana i nieco skondensowana. Zmieniły się bonusy za pola, zmieniły się same pola (koniec z zagrywaniem dwóch kart gości w jednym ruchu!), pojawiły się za to nowe opcje, dzięki którym gra nabiera świeżości, ale też unikatowego charakteru – w każdej rozgrywce plansza ewoluuje w inny sposób.
Rewolucją, choć bardzo naturalnie wpasowaną w mechanikę gry, są żetony usprawnień pól. Każde pole na planszy może zostać ulepszone na dwa sposoby – wzmacniając jego działanie (prostokątne żetony) lub dodając bonus za jego użycie, jednocześnie umożliwiając stawanie na nim wielu pracownikom (żetony owalne). Nie chcę tu streszczać wszystkich usprawnień. Dość rzec, że dzięki nim np. spada koszt akcji, otrzymujemy dodatkowe środki lub zasoby, możemy znowu zagrywać dwie karty gości, a nawet korzystać z bonusów z sąsiednich pól (dzięki żetonom ze strzałkami). Możliwości są tu naprawdę duże, więc plansza końcowa może być diametralnie inna od tej, z którą zaczynaliśmy rozgrywkę.
Fabula rasa
Drugą, wartą wspomnienia innowacją, są same karty kontynentów – pełniące tu rolę pewnego fabularnego rysu, budującego klimat każdej rozgrywki. Kontynentów jest siedem i każdy z nich można rozegrać na dwa sposoby: łatwiejszy (ustawiając karty zgodnie z numeracją) i trudniejszy, tasując karty i rozpatrując je w losowej kolejności.
Z początkiem każdego roku odkrywamy nową kartę, która wprowadzi element narracyjny, a także praktyczny: ułatwiając w jakiś sposób stojące przed graczami zadanie. To może być coś tak prostego, jak obniżenie kosztu danej akcji, a może być coś zupełnie wywrotowego, jak umożliwienie nam wynajęcia postaci, która będzie nas wspierać do końca rozgrywki czy udostępnienie Toru Wspólnej Wiedzy, dzielącego osiągnięcia i bonusy między graczami. Wracają nawet, wycięte z pierwotnej edycji Toskanii, karty ukrytych celów!
I to właśnie w tych taliach kryje się wytrych, dzięki któremu zdobywanie punktów zwycięstwa czy wpływów stanie się łatwiejsze, a nasz cel bardziej osiągalny. Budowanie strategii wokół wydarzenia z karty jest kluczowe do zwycięstwa – bez tych „treningowych kółek” Winobranie skopie nie tylko nasze winne grządki, ale i nasze tyłki. A to boli bardziej, niż wizyta głodnego dzika w naszej winnicy.
Threat level: midnight
Viticulture: Winobranie nie jest grą łatwą. Zdobycie 25 punktów to wyzwanie nawet bez limitu czasowego. Myślę, że większość moich gier w Viticulture kończy się dopiero po dziesiątym, albo jeszcze późniejszym roku – ścisk czasowy jest więc bardzo odczuwalny. I to właśnie dodaje grze rumieńców: już od pierwszego ruchu każda decyzja może przegrać nam grę. Zmarnowane ruchy mszczą się z bezlitosną siłą, niewykorzystane okazje nawiedzają naszych pracowników w formie sennych koszmarów, a majaczące w oddali światełko nadziei gaśnie coraz bardziej z każdym suboptymalnym posunięciem.
Winobranie nie traci nic z wyścigowej natury oryginalnej gry, wzbogacając ją o nowe wyzwania, remiksując planszę w świeży i ciekawy sposób, stanowiąc jednocześnie zaprzeczenie i rozszerzenie oryginalnej koncepcji Viticulture. Cały mój sceptycyzm uleciał momentalnie, gdy tylko pojąłem, z jaką też bestią mam do czynienia. To najlepsze rozszerzenie, jakim moglibyśmy pożegnać się ze światem winnych gron. I choć wiele partii wciąż przede mną, to już po cichu do tego świata tęsknię…
Winobranie, winogranie, winowerdyktowanie
Nie musicie kupować Winobrania – Viticulture jest nadal dobre i klimatyczne bez niego. Jeśli podchodzicie do tego rozszerzenia z bliskim mojemu sceptycyzmem, to mam dla Was trzy słowa: nie lękajcie się. Sam marzyłem o nowej planszy, o rewolucyjnych taliach, odmienionych planszetkach, dodatku z Magami, nowych kolorach graczy czy innych tego typu stereotypowych rozszerzeniach. Wystarczyło jednak ZADANIE – inaczej postawiony cel gry – by natchnąć Viticulture świeżą, ekscytującą energią.
Instrukcja do gry jest podejrzanie krótka, ale jest na to proste wyjaśnienie – to rozszerzenie nie niszczy szkieletu rozgrywki, tylko buduje na elementach już istniejących i dobrze nam znanych. Zmiany nie wymagają zbytniego tłumaczenia, bo są tak naturalne i dobrze wpasowane, że wystarczy rzut oka, by zrozumieć „aha, to działa tak, jasne”. To niewątpliwa zaleta – implementacja rozszerzenia nie powinna nam zająć więcej, niż kilka minut.
Jeśli już kochacie Viticulture, Winobranie podłączy pod tę miłość nowy, rzutki akumulator. Jeśli Viticulture nie potrzebujecie w swoim życiu – Winobranie nie sprawi, że zapałacie do niego wulgarnym, intensywnym uczuciem.
To prezent od Stonemaier Games dla fanów.
Pożegnalny pocałunek, ostatnie słowo, koniec niemal dziesięcioletniej historii. Ostatni przed długą podróżą kieliszek dobrze schłodzonego, białego wina. Czy zabierze nas znów do Toskanii, czy wrócimy do Winobrania, jedno jest pewne – Viticulture zostanie w naszych serduszkach.
Gra dla 1 do 6 graczy w wieku od 13 lat.
Potrzeba około 60 – 120 minut na rozgrywkę.
Zalety:
+ nowatorska formuła, naturalnie wpasowująca się w znane zasady i mechanizmy
+ odświeżające spojrzenie na „wyścigowy” aspekt gry
+ regulowany poziom trudności
+ praktyczna wypraska
Minusy:
– w recenzji nie starczyło miejsca na omówienie KONTROWERSJI – musiała wskoczyć do podcastu (widocznego nad recenzją) i do tekstu Inka, komentującego sprawę szerzej
– gra nie oferuje żadnej ochrony przed wizytami głodnych zwierząt w naszej winnicy
Grę Viticulture: Winobranie kupisz w sklepie
Dziękujemy firmie Phalanx za przekazanie gry do recenzji.
Złożoność gry
(5/10):
Oprawa wizualna
(7/10):
Ogólna ocena
(8/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Bardzo dobry przedstawiciel swojego gatunku, godny polecania. Wady mało znaczące, nie przesłaniające mocno pozytywnego odbioru całości. Gra daje dużo satysfakcji.