Gra IKI ma już swoje lata. Pierwsze jej wydanie pojawiło się w 2015 r., ja pierwszą odnotowaną partię miałem w sierpniu 2019 r. Ostatnio nastąpił jej reprint co dało naszym wydawcom szansę na rozpowszechnienie jej na polskim rynku. Z okazji skorzystało Lucky Duck Game Polska i to dzięki nim możemy się teraz cieszyć tym tematycznym euro w rodzimym języku i odświeżonej szacie graficznej.
IKI: Droga do Edo to euro, tematycznie zlokalizowane w feudalnej Japonii, w którym wcielamy się w kupców walczących o wpływy w społeczności rzemieślników. Według BGG zagrać możemy w 2-4, w wieku 14+ (12+ wg „community”) lat, a rozgrywka powinna nam zająć od 60 do 90 minut. I tu mam pierwsze „ale”. Grałem z ludźmi, którzy jakoś specjalnie nie zamulają, ale mimo to nasze rozgrywki w 3 i 4 osoby oscylowały w granicach 3 godzin. Zdaję sobie sprawę, że w miarę ogrania ten czas się zmniejszy, ale takiej rozbieżności między pudełkowym, a rzeczywistym czasem rozgrywki dawno nie odnotowałem. Szczególnie mając na uwadze to, że gra nie jest przesadnie trudna w zasadach.
O zasadach
Opis zasad zacznę od … przeprosin. Gra obfituje w klimatyczne japońskie nazwy, w tym nazwy poszczególnych rodzajów meepli, które są do dyspozycji graczy. Problem w tym, że nazwy te szybko wylatują mi z głowy, więc na potrzeby recenzji będę się posługiwał własnym nazewnictwem rzeczonych pionków. I tak mistrz to największy meepel, którym poruszamy się po ulicy wzdłuż targowisk, asystent – to średni meepel, który służy nam do zaznaczania pozycji na torze kolejności, a sklepikarze to małe meepelki, którymi oznaczamy własność sklepów i budynków.
Rozgrywka trwa 13 rund. Pierwsze 12 to kolejne miesiące roku, które przebiegają identycznie, trzynasta to Nowy Rok, rozgrywany na nieco innych zasadach od pozostałych. W trakcie „normalnych” miesięcy gracze, w kolejności na torze ochrony przeciwpożarowej, zaczynają od określenia liczby pól o jaką przemieści się ich, po czym decydują czy w tej rundzie pobiorą dochód czy postawią sklepik (ta druga czynność wymaga opłaty kosztu nieruchomości i wolnego sklepikarza). Zakupiony sklepik wymaga jeszcze dostawienia do wybranego pawilonu. Po wykonaniu tych czynności, gracze w wyznaczonej kolejności wykonują ruchy swoimi mistrzami wzdłuż ulic o wybraną wcześniej liczbę pól, po czym mogą skorzystać z oferty pawilonu i jednego ze sklepików przy którym się zatrzymali (na każdy pawilon mogą przypaść po dwa sklepiki). Jeżeli sklepik z którego skorzystaliśmy nie należy do nas, sprzedawca w tym sklepiku awansuje dzięki czemu w fazie dochodu (co kwartał) będzie przynosił coraz większe zyski.
Między poszczególnymi miesiącami następują fazy porządkowe. Standardowo polegają one m.in. na dołożeniu do niepobranych dotychczas kart sklepikarzy monet, żeby stały się one bardziej atrakcyjne. Co kwartał następuje jednak faza dochodu. Wówczas wszyscy sklepikarze przynoszą dochód swoim właścicielom, ale też wymagają opłacenia kosztu w postaci miski ryżu. Dodatkowo punktowane są obszary (każdy z nich składa się z trzech (na 2 osoby) lub czterech sklepików), w których znajdują się sklepikarze jednakowych profesji. Ponadto 3 razy w ciągu gry wybucha w mieście pożar, który może zniszczyć sklepiki znajdujące się w określonej dzielnicy o ile ich właściciele nie zadbali o odpowiedni poziom ochrony przeciwpożarowej. Nowy Rok, to trzynasta, specjalna runda, w której gracze mogą skorzystać jeszcze ze zdolności jednego, wybranego przez siebie sklepiku i pawilonu, bez konieczności dotarcia do niego swoim mistrzem.
Po rozegraniu Nowego Roku grający podsumowują punkty, doliczając do punktów zgromadzonych podczas rozgrywki te, które przysługują za wystawione budynki oraz zdobyte za zastawy ryb, tytoń i fajki oraz sklepikarzy z różnych profesji znajdujących się w ich tableau.
O wrażeniach
Zasady zasadami, pozostaje jednak kwestia tego czy mi się podobało i czy zachęcałbym Was do zakupu. Cóż, na pewno nie podoba mi się setup rozgrywki. Nie jest on może zbyt długi, ale – przynajmniej dla mnie – uciążliwy głównie ze względu na konieczność posegregowania żetonów ryb, fajek i tytoniu, które „rozpoznajemy” po japońskich znakach na awersie. Ok są też polskie litery ułatwiające rozróżnienie pór roku, ale są one na tyle małe, że początkowo trudno je dojrzeć. Grafiki też jakoś szczególnie nie powalają mnie swoim polotem i chyba bardziej podobały mi się te ze starej wersji. Trudno się natomiast przyczepić do wykonania, bo prezentuje ono przyzwoite, choć też normalne na obecne czasy, standardy.
Mechanika jest fajna, ciekawa i co najważniejsze działa poprawnie. Mimo że poszczególne elementy są znane z innych gier to jako całość IKI jest też dosyć oryginalne i szczerze mówiąc trudno mi je porównać do innego euro, które wcześniej poznałem. W kategorii ciężkości jest to gra średniozaawansowana. Zasady nie są zbyt skomplikowane, zwłaszcza dla kogoś ogranego, za to podczas rozgrywki jest trochę kombinowania. Z jednaj strony trzeba zadbać o ryż i ochronę przeciwpożarową, żeby zabezpieczyć swój interes, z drugiej trzeba wypracować jakoś zyski w postaci punktów zwycięstwa. A te – co mi się oczywiście podoba – można zdobyć z różnych źródeł i to zarówno w trakcie, jak i na koniec partii. Możemy skupić na takim doborze sklepikarzy, żeby punktowały nam obszary, możemy postawić na te sklepy, które w fazie dochodu przynoszą punkty zwycięstwa. Możemy też zdecydować się na handel rybami lub fajkami i tytoniem, co nam da punkty na koniec, albo możemy gromadzić surowce, żeby wznieść wysoko punktujące budynki. Warto też zadbać o jak największą różnorodność profesji naszych sklepikarzy, bo ona też przynosi punkty zwycięstwa. Co istotne,, warto być konsekwentnym w swoich działaniach, bo większość źródeł punktacji daje wiele lepszy efekt jak się je zmaksymalizuje (np. lepiej mieć cztery ryby lub cztery tytonie niż dwa tytonie i dwie ryby).
Gra skaluje się bardzo dobrze, przy czym dla wersji dwuosobowej przewidziany jest specjalny, dobrze sprawdzający się tryb rozgrywki, w którym gracze naprzemiennie, co miesiąc dokładają na planszę jeden neutralny sklepik do jednorazowego wykorzystania. Trochę dziwi mnie ten wspomniany na wstępie czas rozgrywki. W 3 i 4 osoby oscyluje on wokół 3 godzin co znacznie przekracza czas wskazany na pudełku. W dwie osoby udało nam się zejść do godziny i 20 minut, a odnosiłem wrażenie, że szybciej już grać się nie da. Skąd więc na pudle informacja o tych 60 minutach? Muszę jednak uczciwie wspomnieć tutaj, że nawet przy tych trzech godzinach rozgrywka się nie dłuży, a downtime między ruchami graczy jest minimalny.
Czy i komu bym więc IKI polecił? Cóż, jest to całkiem tematyczna, średniozaawansowana gra euro, z ciekawą i w miarę oryginalna mechaniką. Wszyscy znajomi, z którymi grałem IKI się podobało. Ja jednak, po tych czterech rozegranych partiach, nie potrzebuję już póki co grać kolejnych. Po części to pewnie kwestia tego, za czym w grach euro nie przepadam – konieczności skupiania się na jakimś elemencie za którego brak gra karze – w Agricoli to była żywność, w Golemie – wiedza, tu jest to ochrona przeciwpożarowa i ryż. Z drugie strony jednak, powodem mojej niechęci w równym, albo i większym stopniu jest mała różnorodność kart i dająca się powoli zauważać powtarzalność rozgrywki. IKI jest grą dobrą, ale nie na tyle żeby pozostać w mojej kolekcji. Z chęcią wrócę do niej co jakiś czas, a dzięki temu, że ma ją mój bliski redakcyjny kolega będę miał ku temu okazję.
Grę IKI: Droga do Edo kupisz w sklepie
Dziękujemy firmie Lucky Duck Games za przekazanie gry do recenzji.
Złożoność gry
(5/10):
Oprawa wizualna
(6/10):
Ogólna ocena
(6.5/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Do tej gry mamy konkretne zarzuty. Może być fajna i dawać satysfakcję, ale… ale jest jakieś zasadnicze „ale”. Ostatecznie warto się jej jednak bliżej przyjrzeć, bo ma dużą szansę spodobać się pewnej grupie odbiorców.