Kolejny sen, kolejny koszmar, pełen złowrogich cieni i majaków. Mógłbyś przysiąc, że czujesz na twarzy morską bryzę i słyszysz nawoływania mew. To wszystko przez tę przeklętą ekspedycję. Od czasu powrotu z siódmego kontynentu twoje ciało zaczyna odmawiać posłuszeństwa, a umysł balansuje na granicy szaleństwa. Resztki snu pierzchają w popłochu gdy otwierasz oczy i spoglądasz na nadbrzeżne klify, tak dobrze ci znane z ostatniej wyprawy. Jakim cudem się tu znalazłeś? Co to wszystko ma znaczyć?! Nagle uderza cię przygnębiające przeświadczenie: to musi być jakaś klątwa. Czujesz się coraz gorzej. Nie pozostaje ci nic innego jak wyruszyć w głąb lądu i rozwikłać zagadkę zanim będzie za późno.
Stwórz własną przygodę
The 7th Continent to gra przygodowa z mocnym aspektem surwiwalowym, w której samotnie lub z grupą przyjaciół (do 4 osób), będziemy podążać za mglistymi wskazówkami, próbując zdjąć ciążącą na nas klątwę. Zanurzamy się w nieznany, często wrogi i niebezpieczny świat, podejmujemy przeróżne wyzwania i walczymy z nieubłaganie upływającym czasem.
Pokaźnych rozmiarów pudło skrywa ponad 800 kart z fragmentami mapy, umiejętnościami i przedmiotami, które będą niezbędne do przeżycia. W każdej rozgrywce użyjemy tylko ułamka z nich. Jestem pełna podziwu dla twórców, którzy byli w stanie stworzyć tak obszerną mapę, dopilnować by wszystko ze sobą współgrało, a jednocześnie zapewniając różne wariacje tej samej lokacji.
Instrukcja zawiera wszelkie potrzebne wyjaśnienia i choć przegryzienie się przez nią zajmuje dłuższą chwilę, to potem wszystkie zasady są jasne, sensowne, a gdyby zawiodła nas pamięć – łatwe do odnalezienia.
Sama rozgrywka nieodparcie przypomina mi stare gry RPG. Wcielamy się w jedną z postaci, z których każda ma inny wachlarz umiejętności, częściowo dostępny od samego początku, a częściowo pozyskiwany w trakcie gry. Dostajemy wskazówkę jak możemy rozwiać ciążącą na nas klątwę – zwykle jest ona niejasna, wymaga głębszego zastanowienia i poznania okolicy. Od tej pory sami możemy decydować, co chcemy zrobić. Gra nie prowadzi nas za rączkę, daje tylko początek przygody i lekko popycha we właściwym kierunku. Zaczynamy na karcie terenu, na której znajdują się przeróżne akcje. Może to być np. przeszukanie, wspinanie się, walka, polowanie i wiele, wiele innych. Oprócz tego, jeśli nie chcemy żadnej z nich wykonać, możemy po prostu odsłonić następny fragment mapy lub przesunąć postać. Zwykle wiąże się to z odpaleniem jakiegoś wydarzenia, obowiązkowego lub nie.
Aż chciałoby się powiedzieć: hulaj dusza, piekła nie ma… tylko, że nie byłaby to prawda. Każde działanie i próba kosztują nas karty. System jest bardzo prosty, oparty po części na szczęściu i szacowaniu ryzyka. Wydarzenia i akcje mają podaną minimalną liczbę kart jakie należy dociągnąć oraz liczbę gwiazdek, które trzeba zdobyć, aby osiągnąć sukces. A ile jest gwiazdek na karcie? Przeróżnie – od połówki, do, w sporadycznych przypadkach, nawet trzech sztuk.
Na szczęście w osiągnięciu celu i przeżyciu całej przygody pomagają nam karty umiejętności i przedmiotów. Te pierwsze uzyskujemy w trakcie gry, za każdym razem, gdy losujemy gwiazdki. Spośród zużytych kart, jedną zamiast odrzucić możemy dodać na rękę jako specjalną zdolność. Przedmioty zaś dostajemy bezpośrednio lub tworzymy wykorzystując akcję budowania (płacąc, a jakże, kartami). Czasami zdarza się, że teren na którym się znajdujemy zapewnia potrzebny surowiec obniżając tym samym koszt stworzenia przedmiotu.
Zarówno umiejętności jak i przedmioty są niezwykle przydatne, dają nam lekką przewagą przy sprecyzowanych na nich akcjach i niejednokrotnie ratują skórę. Żeby jednak nie było za łatwo, nasz plecak ma ograniczone miejsce na ekwipunek, a i liczba umiejętności, które możemy na raz posiadać, jest ściśle określona. Co więcej przedmioty zużywają się. Jeśli chcemy zwiększyć ich wytrzymałość, to mamy możliwość połączenia kilku w jeden – w ten sposób przedłużamy ich żywotność.
Hm… ja tu już chyba kiedyś byłam. Czyli roguelite na planszy.
W podstawowej wersji gry czekają na nas trzy klątwy, które możemy również ze sobą dowolnie łączyć. Zdecydowanie nie polecam tego na początek. Gra jest trudna i wątpię, by wielu osobom udało się przejść scenariusz za pierwszym razem. The 7th Continent uczy pokory i cierpliwości. Nie jesteśmy wszechmogącymi bogami, którym nic nie jest straszne. Wręcz przeciwnie. Na każdym kroku czekają na nas niebezpieczeństwa i ciekawe miejsca, które rozpraszają uwagę od głównego celu. To wielogodzinna rozgrywka, w której musimy mieć świadomość, że być może trzeba będzie zaczynać wszystko od nowa. Od nowa nie oznacza jednak od zera. Zdobyte w trakcie gry doświadczenia: znajomość części mapy i akcji, niewątpliwie pomogą przy kolejnych próbach. Dopiero po jednej – dwóch rozgrywkach zaczynamy sobie zdawać sprawę, co jest ważne, które podjęte ryzyko jest warte nagrody, a jakich niebezpieczeństw lepiej unikać.
Wydawać by się mogło, że skoro część informacji już znamy, to kolejne rozgrywki będą po prostu nudne. Nic bardziej mylnego. Choć mapa w trakcie jednej klątwy prawie się nie zmienia, to pojawiające się wydarzenia są już bardziej losowe i mają wiele wariacji. Ponadto zdarzają się przedmioty, których posiadanie pozwala na dobranie i dołożenie innego fragmentu mapy niż zwykle, a odnalezienie na kartach terenu ukrytych numerów, potrafi zmienić dostępne akcje, czy dodać nowe kierunki poruszania się.
Ponieważ The 7th Continent to gra długa, a do tego często wymagająca dużej powierzchni do zagrania, przewidziano w niej możliwość zapisu stanu gry. Polega on na złożeniu w odpowiedni sposób części kart, podczas gdy pozostałe wracają do pudełka. Dzięki temu niejako odświeżamy zasoby i czyścimy stół. Ma to jednak dwa zasadnicze minusy. Po pierwsze popakowanie dużej ilości kart do odpowiednich przegródek w pudełku potrafi zająć sporo czasu, po drugie znika cała, wcześniej odkryta mapa.
The 7th Continent to nie tylko gra, to przeżycie. Klimatyczna i immersyjna, ze starannie przygotowanymi opisami, które są wciągające i sprawiają, że chcę zwiedzić całą mapę, zajrzeć pod każdy kamień, podążyć każdą dostępną ścieżką. Nawet świadomość, że czas goni, a nade mną wisi widmo śmierci, nie zawsze sprawia, że potrafię się oderwać od radosnej eksploracji.
Pomimo mojego zachwytu zdaje sobie sprawę, że nie jest to gra dla wszystkich. Niektóre elementy, które są sercem rozgrywki mogą wydawać się irytujące i zniechęcające. To co dla jednych nie będzie stanowiło problemu, dla drugich będzie nie do przełknięcia. Nie każdy odnajdzie radość w kilkukrotnym powtarzaniu scenariusza, zwłaszcza po trwającej kilka godzin sesji. Trzeba także uświadomić sobie, że przez całą grę będziemy wyjmować, segregować i wkładać z powrotem do pudełka zatrważającą ilość kart. Podczas gry nie jest to nadmiernie nużące, wystarczy umieć się wczuć i zanurzyć w świat wyobraźni. Wtedy samo rozkładanie kart staje się automatyczne, pozostaje gdzieś na granicy świadomości i zupełnie nie odczuwa się powtarzalności. Trochę gorzej jest gdy zapisujemy stan gry, albo chowamy grę do pudełka. Rozdzielenie wszystkiego na odpowiednie kategorie i przegródki nie jest najciekawszym zajęciem pod słońcem. Wydaje mi się, że te aspekty spowodują, że The 7th Continent będzie miał tyle samo zwolenników, co przeciwników.
Ja zdecydowanie należę do pierwszej grupy. Ta gra jest cudowna, zwłaszcza w rozgrywkach solo, gdy na spokojnie mogę wczuć się w klimat, przeczytać każdy opis, zajrzeć do każdej dziury, nie przejmując się, czy wygram już teraz, czy po następnych pięciu rozgrywkach. Jeśli lubicie gry narracyjne, a pokonana droga jest dla was ważniejsza niż szybka wygrana, to myślę, że moglibyście się odnaleźć w świecie Siódmego Kontynentu.
Gra dla 1-4 graczy, wiek 14+.
Czas gry – ???
+ ładne wykonanie
+ niezwykle immersyjna
+ świetne doświadczenie solo
+/- przymus powtarzania scenariusza
– długi czas sprzątania po grze i w trakcie zapisu stanu gry
Złożoność gry
(5/10):
Oprawa wizualna
(8/10):
Ogólna ocena
(9/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Gra tak dobra, że chce się ją polecać, zachwycać nią i głosić jej zalety. Jedna z najlepszych w swojej kategorii, której wstyd nie znać. Może mieć niewielkie wady, ale nic, co by realnie wpływało negatywnie na jej odbiór.
lepiej się nie napalać, gry nigdzie nie można kupić, poza tym jest droga jak piorun
Z dostępnością nie jest tak źle, co do ceny, to fakt, około 350 zł