Potężne artefakty, legendarne miejsca i tajemnicze skarby rozpalają ludzką wyobraźnię od wieków. Często pojawiają się w literaturze, filmie i popkulturze, a fikcyjni archeologowie i poszukiwacze przygód na dobre zadomowili się w naszej świadomości. Jeśli chcemy przy planszy poczuć się przez chwilę jak Indiana Jones albo Lara Croft, odnaleźć mityczne Shangri-La lub owiany złą sławą Necronomicon, to z pomocą przychodzi Legend Raiders.
Jest to lekka gra (powiedziałabym nawet, że familijna), w której będziemy zdobywać i realizować kafelki odkryć, a także za ich pomocą spełniać pozyskane cele. Legend Raiders ma nieskomplikowane zasady sprowadzające się do wybrania jednej z dwóch dostępnych akcji.
W trakcie tury gracz może:
- pozyskać kafelek odkryć oraz znajdujące się bezpośrednio pod nim dwa żetony narzędzi,
- zrealizować za pomocą żetonów narzędzi zdobyty wcześniej kafelek odkryć oraz dobrać kartę ekspedycji (czyli de facto celu do realizacji).
Bardzo prosty mechanizm, wydawałoby się nic skomplikowanego i nadmiernie taktycznego. Okazuje się jednak, że jest tu miejsce na kombinowanie, głównie za sprawą sposobu punktowania. Kafelki odkryć same w sobie nie mają przypisanej wartości punktowej. Faktycznym wyznacznikiem zdobytych punktów są, widoczne w momencie realizacji kafelka, czaszki znajdujące się na planszetce gracza. Ponieważ umieszczone są one głównie na polach, na których odkładamy zebrane, ale niezrealizowane odkrycia, to musimy wyważyć nasze posunięcia. Nadmierne magazynowanie kafelków, czy to ze względu na próbę blokowania przeciwnika, czy z braku lepszych ruchów, jest na dłuższą metę szkodliwe i sprawia, że sami siebie pozbawiamy punktów.
Żeby jeszcze bardziej urozmaicić grę, dodano karty celów, które do zapunktowania wymagają zebrania zestawu konkretnych symboli znajdujących się na kafelkach odkryć. Rozlicza się je na koniec gry i trzeba przyznać, że są one dosyć znaczącym źródłem punktów, którego nie można zignorować.
Ponadto każdy porządny poszukiwacz przygód ma swoje ulubione narzędzie pracy, przypisane odgórnie od samego początku gry. Za każdym razem gdy używa go do opłacenia realizacji odkrycia, zdobywa dodatkowy punkt. Warto więc tak manewrować, by dobierane kafelki i żetony narzędzi zawierały nasz symbol. Nie zawsze jest to możliwe. Los bywa kapryśny i często trzeba wybierać pomiędzy realizacją kart celów, a zbieraniem punktów z narzędzi.
W tym momencie zaczynamy uprawiać żonglerkę. Czy chcemy dobrać kafelek ze względu na potrzebny symbol, a może na czaszkę znajdującą się po drugiej stronie, która ma szansę przynieść dodatkowe punkty, za każdym razem gdy zrealizujemy następny kafelek. Może chwycimy za odkrycie, do którego realizacji potrzebne jest nasze ulubione narzędzie, a może pójdziemy w szybkość i będziemy łapać to, co jesteśmy w stanie wykonać od ręki?
Zdarza się, że zatniemy się w trakcie gry, nie mając odpowiednich narzędzi do zakończenia nagromadzonych odkryć. Wtedy z pomocą przychodzi pochodnia, która jest jokerem i zastępuje dowolne narzędzie, ale po użyciu wyczerpuje się. Na szczęście wykonując odpowiednie akcje lub mając trochę szczęścia możemy ją odnowić.
Legend Raiders ma dwa warianty gry, które różnią się poziomem losowości. Pierwszy z nich posiada więcej chaotycznego pierwiastka. Ponieważ przy wielkich odkryciach potrzeba odrobiny szczęścia, do gry wprowadzono kostkę, która co turę każdego gracza modyfikuje nieco rozgrywkę. Może zapewnić dodatkowy żeton, albo zgasić/zapalić pochodnię. W bardzo szczególnych przypadkach pozwoli zdobyć nieco więcej punktów.
Drugi wariant, pozbawiony tego typu losowości, posiada jedynie kartę, którą możemy dobrać i zużyć w celu wykonania dokładnie tych samych akcji, które oferuje kostka.
Przy pierwszym czytaniu zasad mechaniki z elementami losowości nie nastrajała mnie zbyt pozytywnie. Jeśli przy grze planszowej słyszę połączenie słów kostka i szczęście, to natychmiast dostaję gęsiej skórki i alergicznej wysypki w jednym. Z recenzenckiego obowiązku trzeba było jednak wypróbować obie opcje i… okazało się, że ta z kostką lepiej się przyjęła. Jest zdecydowanie ciekawiej. Dodatkowe żetony dają odrobinę więcej możliwości w planowaniu zagrań, a zgaszenie komuś pochodni przy jednoczesnym zapaleniu własnej jest niespodziewanie satysfakcjonujące. Czasem warto też, licząc na łut szczęścia, poczekać z realizacją kafelków, a nuż akurat wypadnie nam na kostce dodatkowe punktowanie.
Od strony graficznej Legend Raiders prezentuje się całkiem przyzwoicie. Elementy są dobrej jakości, a twórcy podeszli z poczuciem humoru do tematu i pobawili się trochę tworząc planszetki graczy. Są one dwustronne, umożliwiając zagranie panem lub panią, a uważne oko znajdzie nawiązania do postaci, filmów i gier przygodowych. Poniżej wrzucam zdjęcie planszetek, spróbujcie sami odgadnąć o kim mowa :)
Choć gra przypadła mi do gustu, to zaawansowani gracze mogą spojrzeć na nią nieco bardziej krytycznym okiem. Może okazać się zbyt prosta, losowa i nie dająca wystarczającej ilości wyborów. Próżno tu szukać większych interakcji pomiędzy graczami. Gramy raczej reagując na to, co w danej chwili znajduje się na stole i nie ma co snuć dalekosiężnych planów. Zresztą partia trwa około trzydziestu minut, więc nie należy się spodziewać głębokiej i ciężkiej strategii. To zupełnie nie ten kaliber gier.
Legend Raiders nie oferuje skomplikowanych, mocno taktycznych wyborów, ale nadal jest bardzo miłym przerywnikiem pomiędzy cięższymi tytułami, albo głównym daniem w lekkich i relaksujących rodzinnych rozgrywkach. Trzeba jednak pamiętać, że pomimo wykorzystanego tematu, nie jest to gra przygodowa i klimat tworzą tu głównie ilustracje. Nie umniejsza to w żaden sposób jej wartości, sprawdza się w swojej kategorii, a w redakcyjnym gronie została ciepło przyjęta.
Gra dla 2-4 graczy, wiek 6+.
Czas gry: 30-45 minut.
+ ładne wykonanie
+ proste zasady
+ przystępna dla początkujących graczy
– zaawansowani gracze mogą uznać ją za zbyt prostą/losową
Pingwin (7/10): Rzeczywiście – choć prosta – to jest w tej grze sporo decyzji do podjęcia. Czasem nie ma wątpliwości co wziąć z wystawki, ale z reguły trzeba wybierać między dobrym a lepszym (albo zdecydować się na mniejsze zło ;)). To dość często stosowany mechanizm dobierania zasobów (taki sam zastosowany został np. w Kaskadii). Ja go bardzo lubię, bo gwarantuje, że decyzje nigdy nie będą schematyczne. Do tego urzekł mnie myk z czaszkami – im więcej niezrealizowanych misji, tym mniej widocznych czaszek, a zatem mniej punktów za realizację misji. Sama gra klimatem nie powala (jest w zasadzie abstrakcyjna) choć z drugiej strony, miłośnicy Indiany Jonesa będą usatysfakcjonowani ilustracjami (to jedyny akcent klimatyczny). Mnie się podobał. W ogóle bardzo mile wspominam rozgrywkę. Byłoby miło, gdyby ktoś się zdecydował wydać ją na polskim rynku – to świetny gateway w świat nowoczesnych gier planszowych.
Złożoność gry
(4/10):
Oprawa wizualna
(7/10):
Ogólna ocena
(7/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Dobry, solidny produkt. Gra może nie wybitnie oryginalna, ale wciąż zapewnia satysfakcjonującą rozgrywkę. Na pewno warto ją przynajmniej wypróbować. Do ulubionych gier jednak nie będzie należała.
Jak z dystrybucją tej gry?
W tej chwili chyba niestety nijak. Nigdzie nie znalazłam jej do bezpośredniego zakupu, nawet na stronie wydawcy jest niedostępna. Postaram się dopytać :)